Ariana | Blogger | X X

1 lut 2024

Część II. ROZDZIAŁ 1

PRZEDSŁOWIE OD AUTORKI:

Po kilku latach postanowiłam wrócić do dokończenia tego opowiadania! Jednak czytając pobieżnie do tej pory opublikowane rozdziały zrobiłabym sporo rzeczy inaczej i nie chodzi o jakieś kosmetyczne poprawki. Sporo rzeczy chcę pozmieniać, ale aktualizacja rozdziałów nadejdzie z czasem - powiadomię jbc. I bez obaw, w opisach będę zaznaczać co zmieniłam. Relacje między bohaterami się nie zmieniły, spokojnie :)

BO TAK: akcja drugiej części dzieje się dokładnie rok po tej pierwszej. Czyli jeśli rozdział pierwszy zaczął się od poznania Naruto i Hinaty, to w rozdziale poniżej mają oni rocznice związku. Czyli końcówka WRZEŚNIA. Pierwsza część skończyła się w maju co oznacza, że skipnęłam wakacje xD Było to trochę zamierzone, bo dzięki temu ponaprawia się w niepisany sposób kilka rzeczy, które stworzyłam w pierwszej części, i które są dla mnie czymś w stylu przeszkadzajki... D:

Sądzę, że do czytania drugiej części totalnie nie trzeba znać pierwszej. i tak obecnie nie jest poprawiona, więc tylko przysporzy to tzw. mindfucka. Oczywiście można poczytać, humoru tam nie brak, tylko z przymrużeniem oka – tak zaspojleruję, że najwięcej zmian zajdzie w postaci Sakury. Za mocno widać moją antypatię do niej, muszę to zmienić Xd

Kończę przemowę, enjoy people! <3

P2-Ch1

              Pewien biskup powiedział kiedyś, że czas jest dobrem, które przemija, dlatego nie można gromadzić go na zapas. Przesłanie miało w sobie wiele sensu i prawdy, której Naruto nie mógł zaprzeczyć. Szczególnie, kiedy miało ono odzwierciedlenie w rzeczywistości, w której się znajdował. Odnosił się rzecz jasna do ograniczonego pobytu swojej drugiej połówki w mieście, gdzie aktualnie mieszkał – była jedynie na dwa tygodnie. Pewnie myślicie, źe to ogrom czasu i macie rację – Naruto miał tendencje do hiperbolizowania. Jego dziewczyna mieszkała jakieś osiem godzin drogi stamtąd.

              W minione wakacje zakończył studia magisterskie, ale też rozpoczął pracę w pobliskiej firmie, której jednym z właścicieli był jego ojciec. Jednak nie w tym mieście. Kilka miesięcy temu podpisał dokument, który zobowiązał go do pracy tam na okres trzech lat i zamierzał tyle wytrwać. Naruto należał do słownych osób, choć jego podpis wynikał tak naprawdę z niedoczytania umowy... Najgorszą dla niego karmą jest jednak przedłużenie czasu bycia w związku na odległość.

              Postanowił jednak na całego wykorzystywać każdą minutę spędzoną z jego piękną dziewczyną, Hinatą. Dlatego zapewniał swojej damie serca mnóstwo atrakcji za dnia. Zabierał ją do wielu knajp, czując się okropnie na myśl o zdradzie staruszka z Ichiraku Ramen – ale trudno, na pewno go zrozumie… Odwiedził razem z nią po raz pierwszy nowo-otwartą w ciągu wakacji galerię handlową, oceanarium, na odjechany park trampolin! Sam Naruto świetnie się bawił, więc liczył, że Hinata również. Ona nie wymagała tego wszystkiego, ale miło było patrzeć na dziecięcą radochę partnera czy jego zaangażowanie w obmyślanie planu dnia.

              Tylko, że… większość zajęć była niebywale wykańczająca przez co odpoczynek był ŻADEN. W dodatku każdy plan zawierał w sobie towarzystwo osób trzecich. Nie było w tym w sumie nic złego, bo z każdym przyjacielem swojego chłopaka się z wzajemnością dogadywała, a także czuła bycie oczkiem w głowie Naruto. Ale wiadomo, jak to bywa w związkach. Najbardziej chce się wyłączności na siebie samych.

- Jezus Maaria… Dzisiejszy dzień to było przegięcie. – zamarudził Naruto, otwierając drzwi mieszkania i przepuszczając Hinatę do środka. – Nóg nie czuję…
- Tak, zakwasy murowane – przytaknęła, zdejmując w przedpokoju odzienie. Spojrzała łagodnie na obolałego chłopaka. – Jeśli to cię pocieszy, to ja też umieram.
- O kurwa, twój stary mnie zabije! – krzyknął łapiąc się spanikowany za głowę.
- Oj, niechcący pogorszyłam sytuację. Ups. – zachichotała, zgrywając niewiniątko. Naruto się przybliżył, głaszcząc jej miękkie włosy. – I co teraz?
- Hmm… Zacznijmy od usta-usta.
- Nie topię się.
- Ćśśś, udawaj.

              Mruknął cicho, po czym musnął delikatnie jej wargi, a następnie wpił gorąco w jej malinowe usta. Rozpierała go radość, mogąc trzymać w objęciach swoje osobiste szczęście. Szkoda, że jedynie do jutra… Wraz z tą myślą padł jego nastrój. Zakończył pocałunek bardzo tęsknie ją obejmując. Milczała, zarażona odczuwaną z przyspieszeniem tęsknotą. Ale nie żałowała, że się zdecydowała na przyjazd, ich więź oraz zaufanie się tylko wzmocniło.

- Wiesz co mnie pocieszy? – zapytał Naruto.
- Ramen?
- Co? – odparł, zostając zbity z tropu. – Nieee!
- Ech? Nie? – odsunęła od siebie partnera i żartobliwie mu przyłożyła dłoń do czoła. – To jakieś przedśmiertne majaczenie czy jesteś chory?
- No dobra, uspokój się. – westchnął. – Ramen zawsze i na wszystko pomoże, ale teraz mi wystarczy, jak powiesz, że się dobrze bawiłaś!
- Było… bardzo intensywnie. – odpowiedziała ciut wymijająco. – I oczywiście świetnie, ale mam nadzieję, że jutro już sobie na spokojnie posiedzimy…

              Hinata próbowała odgadnąć po twarzy swojego chłopaka jego zamiary, ale ten tylko z uśmiechem przytaknął, cmoknął jej policzek i ruszył do kuchni, zdejmując     z siebie bluzę. Dziewczyna stała chwilę w miejscu mając przeczucie, że nie została do końca zrozumiana. W końcu podrapała się po głowie, wchodząc za nim do pomieszczenia.

              Zapaliła światło, gdyż dla Naruto jedyny potrzebnym oświetleniem było to, dochodzące z lodówki. Nie zamierzał tu przesiadywać zbyt długo. Zwłaszcza, że dochodziła dwudziesta trzecia, a jego baterie energetyczne były na poważnym wyczerpaniu. Napić się wody, przebrać w piżamkę i spać, tak brzmiał jego plan, więc liczył, że jego śliczna towarzyszka nie będzie miała ochoty na żadne łóżkowe herce, bo nie sądził, by im dzisiaj podołał. Odchylił butelkę wody mineralnej do góry, wlewając jej zawartość do ust. Następnie zauważył jak Hinata mu się przypatrywała… zrobiło mu się dziwnie ciepło…

Chyba nie zastanawia się jak mnie uwieść? – myśli Naruto były troszeczkę podenerwowane. – Zastanawia! Ja jebię i jak tu teraz ją delikatnie spławić…? Ech, tato, mamo to wasza wina, że upichciliście takie ciacho jak ja… Chociaż to może być też wina wody mineralnej! Czytałem gdzieś, że widok spragnionego mężczy…

- I w zaciszu – rzekła Hinata, wprawiając Naruto w niemałą konsternacje. – Jutro. Posiedzimy w zaciszu – dodała.
- Aaa! – wykrzyknął z szerokim uśmiechem. – No chyba tak. Chcesz wo…?
- Chyba? – Przerwała mu.
- No taa, w teatrze się siedzi i widzowie raczej nie gadają, to będzie zacisze. – odpowiedział z zastanowieniem, po czym podszedł do stołu, by usiąść na krześle. – Także warunki zostały spełnione.

              Hinata z zadowoloną miną przysiadła się naprzeciwko do stolika. Bardzo kochała Naruto, był dla niej cudowny i wielokrotnie wychodził w imię ich związku ze swojej strefy komfortu, a mimo to nie spodziewała się zaplanowania wyjścia do filharmonii. Prędzej kino, a sama by preferowała domowy netflix. Nie zamierzała jednak wybrzydzać.

- Tooo na jaki spektakl mnie zabierasz? – zapytała na co uniósł brew i dopiero po chwili zastanowienia powoli odpowiedział.
- Pojęcia nie mam, dla mnie to też będzie niespodzianka…
- Och? Jak to…? To nie będziemy sami?
- NNNie…? – odpowiedział przeciągłym pytaniem na pytanie. I dodał. – Shikamaru i Temari też idą. Teatr to był w końcu jej pomysł.
- O rany… Naruto… - jęknęła z zdegustowaniem.
- Hm? Co ja? Czemu ja? – odparł zdziwiony marszcząc brwi i biorąc do ust łyk wody w butelce.
- Chciałam spędzić trochę czasu tylko z tobą wiesz, tak sam na sam… tylko nasza dwójka.  - Dodała, by sprawa była jasna, bo na twarzy Naruto rysowało się skołowanie. - To mój ostatni dzień u ciebie, pojutrze rano wyjeżdżam i chciałam z tobą posiedzieć, pogadać, pobyć… ech, wiesz o co mi chodzi, prawda…?
- Hinata, nie wiem co ci powiedzieć… - Naruto udał zakłopotanie pocierając sobie kark, a potem wyjaśnił.  - Ja też chciałbym z tobą spędzić cały dzień, ale to był twój pomysł przecież – stwierdził, wykonując wymowną pauzę.  - Znaczy nie, to był pomysł Temari, ale ty się na niego zgodziłaś…

              Hinata zdawała się obliczać w głowie delty na ten temat albo poszukiwać tej sytuacji w czeluściach swojej pamięci. W końcu sobie przypomniała zagryzając sobie wargi w zakłopotaniu oraz złości na samą siebie.

- Nawiasem mówiąc to bez uzgodnienia ze mną.
- Co?
- Nie zapytałaś mnie czy czegoś dla nas na wtedy nie zaplanowałem – zarzucił chłopak z udawanym oburzeniem. Chciał w ten sposób poluzować atmosferę, ale na Hinatę zadziałało to odwrotnie.
- Serio? Chcesz teraz wyciągać na mnie pretensję i się kłócić?
- Nie, ja… - burczał pod nosem po chwili się reflektując. – Ja się nie będę o to kłócił, bo Temari to też twoja przyjaciółka. Niemniej to twój pomysł i twoja sprawka! Jam niewinny!
- Dobrze, masz racje – przyznała, drapiąc się po głowie. – Może się z tego wymigamy?
- Chcesz odwołać?
- Myślę, że Temari nas zrozumie.
- Nie byłbym tego taki pewien – burknął niechętnie Naruto. – Odkąd jest w ciąży strasznie sobie do wszystkiego chce roszczyć prawa… Zawsze roszczyła, ale teraz dzidziuś w brzuchu jej pomaga.
- Bzdury gadasz. – Machnęła ręką z uśmiechem. – Zadzwoń do niej i…
- No chyba cię cycki swędzą. – wtrącił z oburzeniem. Zwężenie oczu Hinaty wskazywało na jej niezadowolenie, więc szybko się poprawił. – Ja nie potrafię z nią już rozmawiać. Sama sobie dzwoń.
- Tchórz.
- Tak, ale twój.

              Mówiąc to blondyn puścił do niej oczko, przez co ta po krótkim zwątpieniu się uśmiechnęła. Prawdę mówiąc, liczyła na lekkie zmanipulowanie nim, że niby określenie go tchórzem ugodzi jego męską dumę. Nie wyszło, ponieważ Naruto albo miał to gdzieś, albo nie wiedział co to i z czym to się je. Kobieta westchnęła i wybrała numer do koleżanki z nadzieją, że ta jeszcze nie śpi. Zegar na telefonie, który używał Naruto do przeglądania w międzyczasie social mediów, wskazywał na 22:32.

- Cześć Temari! Mam nadzieję, że jeszcze nie śpicie.

              Rozpoczęła rozmowę z klasyczną dla siebie sympatią i urokiem. Naruto zaś pisał na komunikatorze z Rockiem Lee, gdyż ten miał drobny wypadek w parku trampolin i zwichnął kostkę. Przynajmniej taką diagnozę podejrzewała Hinata. Gaara, który również był z nimi postanowił udać się z nim do lekarza – to w sumie nie pierwszy raz, kiedy Lee zaliczał kontuzję jako gimnastyk. Dlatego Naruto ufał, że ten szybko się wyliże.

- Ach, śpicie…

              Jej towarzysz odruchowo spojrzał na nią i parsknął śmiechem.

- To ja nie będę cię długo zajmować. Chodzi mi o nasz jutrzejszy wypad do teatru… mhm… no tak, tylko… mm… ja wiem, ale…

              Naruto widział coraz bardziej rosnącą na twarzy Hinaty zakłopotanie i niezręczność.

Jeśli Temari nie da jej dojść do słowa, to nic nie wywalczy – pomyślał Naruto, odgadując przebieg rozmowy. – Pewnie grała na jej kruchym sumieniu.

- Temari ja rozumiem, tylko pojutrze wracam do domu i chciałabym spędzić ten dzień tylko z Naruto… No właśnie, nie. Zawsze ktoś z nami był… Wynagrodzę ci to… Nie, Temari nie obrażaj się… No ej, Temi. Tem? Temari? – Pytała samą siebie, przekierowując telefon z ucha przed siebie.
- Rozłączyła się?
- Taa…
- W porządku? – dopytał dla pewności. Hinata nie odpowiedziała, ale jej mina wskazywała na zdołowanie. Dotknął czule jej ręki, która leżała bezwładnie na stole. – Mówiłem, że tak na nią wpływa dziecko, hormony i cholera wie, co jeszcze… nie obwiniaj się.
- Nie wydaje mi się, by w tej kwestii sterowały nią ciążowe hormony. – odpowiedziała, splatając palce razem z jego. – Zróbmy burzę mózgów.
- Czego? – dopytał Naruto żartobliwie…
- Mózgów.  -… Hinata jednak zrozumiała, że zwyczajnie nie dosłyszał. Chwilę się na nią wgapiał z niedowierzeniem. – To znaczy byśmy dzielili się pomysłami odnośnie do przyczyny. Ja pierwsza… Temari pewnie rzadko wychodzi z domu.
- To, by było zrozumiałe, bo mieszkają z Shikamaru na czwartym piętrze. Bez windy… - zamyślił się. – Ja nawet zdycham jak się do nich wspinam… Ale byli z nami ostatnio w galerii aż do zamknięcia. Zwykle tyle marudzi na ból nóg, a chodziliśmy kilka godzin.
- Może właśnie o to chodzi? Nie chce się czuć wykluczona…?
- Nie, nikt jej nie zabraniał, tylko się dziwiłem. Bo narzekała na stanie w kolejce, ciepło, zimno… Bo czegoś tam nie może w ciąży. I Shikamaru się nie nabawił, bo latał z nią non stop do kibla.
- Właśnie to mam na myśli mówiąc o wykluczeniu. – odpowiedziało jej w dalszym ciągu niezrozumiałe spojrzenie Naruto. – Bo przez ciążę nie mogła robić tego, co by robiła nie będąc w ciąży.
- Chodzi ci o to, że żałuje, że w niej jest?

              Dopytał zaintrygowany tematem, zwłaszcza przez dawien dawną spowiedź Shikamaru w wesołym miasteczku. Nie pytał co prawda o powód, ale raz Temari dokonała aborcji. Dlatego prawdopodobieństwo żalu za swój błogosławiony stan wydawało mu się wysokie. Hinata natomiast się skrzywiła, że mógł on to w ten sposób odebrać.

- Nie! Czytałam kiedyś, że kobiety w ciąży drażni traktowanie ich jak niepełnosprawnych. Bo ograniczenia zderzają się z rzeczywistością.
- Czyli hormony. – podsumował, kiwając przy tym głową. – Mówiłem.

              Hinata westchnęła załamując ręce, na co posłał jej jedynie swój promienny uśmiech. Postanowiła zatem odpuścić.

- Ech… Niech ci będzie…
- Nie przegrzewaj swojej główki. Temari ma faceta, to niech jemu każe się domyślać swoich foszków, a moją mądrą i cudowną dziewczynę niech zostawi w spokoju. – Burknął, unosząc rękę partnerki, by cmoknąć jej wierzch.
- Chcesz jej to powiedzieć? – zapytała, wybierając numer do Temari.
- Jutro jej powiem, w teatrze. – skłamał całkiem stanowczo, ale tak naprawdę to wolał żyć. – Coś tu śmierdzi, nie? – zapytał nagle. – To ja ten, pójdę się wykąpać.

              Hinata przytaknęła, śmiejąc się delikatnie.

- To ja pójdę po tobie.
- Możesz przyjść w trakcie… - zalecił zalotnym głosem, wstając od stołu. – Umyjesz mi plecy. A ja tobie włosy…
- Te na głowie, nogach czy pod pachami? – dopytała z chytrym uśmieszkiem, chcąc mu obrzydzić zamiary.

              Naruto jednak nie dał się nabrać na tę prowokacje.

- Te na twojej pipce...!
- Naruto! – krzyknęła za nim niemal natychmiast po usłyszeniu odpowiedzi. Blondyn śmiejąc się pod nosem, oddalił szybkim tempem do łazienki. – Świntuch!

              Nie obraziła się na poważnie i to było dla ich dwójki wiadome. W czasie tego długiego pobytu przywykli do swojego poczucia humoru, a czasem nawet go podzielali, choć nie do końca był w ich stylu. Hinata nabrała nawet pewności siebie by sypać do partnera odstraszające teksty, a podświadomie być przekonana, że nie będzie jej przez to mniej kochał. Tak, nie żałowała tych długich odwiedzin, bo ich związek się jedynie umocnił.

              Dotknęła na telefonie panelu z kontaktem do Temari i przyłożyła telefon do ucha.

~~*~~

              Jak na końcówkę września to pogodzie towarzyszyła dodatnia temperatura, co pozwoliło, aby Shikamaru wyszedł na balkon, by zapalić papierosa, bez żadnej koszulki. Wraz z Temari szykowali się do spania po całym dniu upierdliwych wizyt w urzędach, ale zadzwoniła Hinata i odwołała jutrzejsze wyjście do teatru.

              Jego kobieta bardzo się tym przejęła, on niekoniecznie. Było mu to wręcz na rękę i powiedział to na głos.

              Dlatego musiał w pośpiechu ulotnić się z oczu partnerki... Kobiety. Ponownie się zastanowił czy małżeństwo to stan, w który chciał wejść. Bo to nie takie hop siup, a każde małżeństwo jakie znał było przerażające. Jednak na myślach się temat kończył, bo Shikamaru posiadał trzy żelazne argumenty.

+ Temari spodziewała się jego dziecka. +
+ Skoro powiedział A, oświadczając się, to trzeba powiedzieć B i się ożenić. +
+ Kochał to upierdliwe babsko. +

              Nie miał zatem wyboru. Po chwili ponownie usłyszał telefon Temari i skrawki toczonej babskiej rozmowy. Czyli jednak wyjście go nie ominie. Naciągnął się palonym papierosem, otrzymując w zamian dawkę spokoju. Na cholerę on wytaczał Temari reprymendę, że ostatnio zaczęła się zachowywać jak dyktator i powinna uszanować prośbę swojej przyjaciółki? Teraz, gdy wróci usłyszy, że nie miał racji.

              Po wypaleniu dwóch papierosów i ograniu czterech rund sudoku na telefonie w końcu ucichło w sypialni co oznaczało, że rozmowa telefoniczna kobiet się zakończyła i mógł wrócić do środka. Tak też zrobił.

- Teatr aktualny – powiadomiła na co jedynie skinął głową. – Hinata wcale tego nie odebrała jako rządzenie się. Nie miałeś racji, nie znasz się na ludziach.
- Niech będzie – odparł znudzony, wchodząc pod kołdrę.
- I nazwij mnie jeszcze raz dyktatorem, a zobaczysz!
- Co niby?
- Gwiazdy przed oczami! – warknęła gniewnie.
- Dobra, nie będę. - odparł posłusznie dla świętego spokoju.
- No ja myślę. Dobranoc.

              Temari wsunęła się pod kołdrę i z lekkim trudem położyła się na boku, a po chwili Shikamaru przytulił się do jej pleców i złożył na skroni kobiety pocałunek w odpowiedzi na dobranoc. Bowiem jego blondwłosa dyktatorka była jedyną gwiazdą, którą chciał widzieć codziennie.

 

              Po południem w jednym z mieszkań znajdujących się za granicą rodzimego kraju, panowało lekkie napięcie i nieme zamieszanie. Tworzyła je Izumi, która chciała spakować jak najwięcej rzeczy do pudła w związku z przeprowadzką do ojczyzny. Wyczekiwała tego już od jakichś trzech lat, więc czuła się zobowiązana dopilnować tego aspektu. Menma jeszcze musiał zostać w kraju do końca miesiąca, ale potem zamierzał do nich dołączyć.

              Obecnie siedział przy stole w kuchni, przed otwartym laptopem i okularach na nosie, zdalnie wykonywał swoją pracę po godzinach. Nie musiał, ale przy trybie w jaki weszła jego ukochana, to wolał się nie wtrącać, bo jeszcze zrobi lub powie coś nie po jej myśli. I nastanie chaos...!

              Wraz z tą myślą rozległ się głośny huk i brzdęk rozbijającego się szkła. Menma natychmiast spojrzał w lewo na źródło hałasu. Mała Midori stała wystraszona przed strąconym na ziemię pudłem, z którego wysypało się kilka talerzy. Raczej nie przeżyły upadku. Dziewczynka była blada jak ściana i bliska płaczu.

- Nic się nie stało. – Zareagował natychmiast, podchodząc i chcąc usunąć elementy rozsypanych szkieł. – Zaraz to posprzątam, stój spokojnie.
- Przepraszam…
- W porząd…
- Co jest?! Co się stało?! – Zawołała Izumi, wybiegając z sypialni do salonu.

              Od razu zauważyła na ziemi pudło z napisem talerze, kubki - szkło. Przy nich stała jej córka wraz z partnerem, który starał się wszystko szybko posprzątać. Domyśliła się, że to wszystko sprawka dziewczynki, upewniło ją tylko spojrzenie na jej twarz.

– Midori! Do kurwy nędzy! – Warknęła wściekle kobieta doprowadzając do tego, że ta podskoczyła ze strachu i się rozpłakała. – No tak, najlepiej się rozwyć! Mówiłam byś niczego, cholera, nie dotykała!
- To moja wina, nie przypilnowałem jej. – Wtrącił Menma, wpakowując wszystko do pudła i odstawiając go na bok. Jeszcze tylko zamiecie drobinki szkła i można będzie zapomnieć o sprawie, tak to wyglądało w jego głowie.
- W ogóle nie musiałeś jej pilnować. – Bąknęła kobieta w odpowiedzi. – Wystarczyło, aby szanowna Midori posłuchała mamy! I co ja mam teraz zrobić?!
- Przepraszam… - powiedziała dziewczynka, przykładając sobie rączki do oczu.
- I co mi z twojego przepraszam!
- Hej, Izumi! Nie wrzeszcz na nią! – warknął w końcu Menma.

              Nie znał się na wychowywaniu ani na dzieciach, ale potrafił spostrzec, kiedy zostanie przekroczona granica absurdu w krzykach. Dziewczynka tylko na dobre się rozpłakała, odbiegając na sygnale do swojego pokoju. Gdy zatrzasnęła za sobą drzwi, to mężczyzna spojrzał ze zdegustowaniem na partnerkę, która wobec zachowania córki przewróciła jedynie oczami.

- Brawo ty. – powiedział w akompaniamencie własnych oklask.
- Daruj sobie ten sarkazm. – burknęła Izumi, oglądając stłuczone szkła w pudle. – Patrz co narobiła!
- Robisz z igły widły. To tylko talerze.
- Wcale nie, ok? – warknęła. – To był prezent od twoich rodziców, Menma!
- Na pewno nie stawialiby ich wyżej niż dobro Midori. To nie był powód do wrzeszczenia co sił w płucach. – stwierdził, kucając na ziemi i zmiatając drobniejsze kawałki szkieł.
- Jak się na nią nie krzyknie, to się niczego nie nauczy. – powiedziała Izumi, pomagają mu wszystko zbierać.
- Jak chcesz ją w taki sposób czegoś uczyć to nie wrzeszcz na nią za powiedzenie przepraszam. Doprawdy, czego oczekiwałaś, co? – zapytał mocno zdegustowany jej wcześniejszą reakcją. – Że z kieszonkowego ci odkupi?
- Nie, ja… uch! – skrzywiła się kobieta. – Zobaczysz, w przyszłości nie będzie tak robić.
- Nie sądzę, by specjalnie zrzuciła pudło. Jedyne co jej serwujesz to traumę…
- Wkurzasz mnie, Menma. – przerwała mu Izumi, podnosząc się do pionu. – To moja sprawa jak wychowuję córkę, okej?
- Tak ją wychowujesz, że teraz płacze przez ciebie w pokoju. – odparł z przekąsem.
- Odwal się, dobra?! – kopnęła w nerwach w śmietkę, wysypując z niej zebrane drobinki.  – Jak tak bardzo chcesz prawić morały to zacznij od zrobienia WŁASNEGO dziecka!
- I co to niby zmieni?
- Wtedy będziesz mógł się wtrącać, bo PRZYPOMINAM CI, że Midori nie jest twoją córką! – Syknęła zjadliwie. – I nic cię nie upoważnia.
- Tak sądzisz?
- Tak.
- To mamy zupełnie inny pogląd na tę sytuację. – odrzekł sucho.

              W napiętej ciszy kontynuował sprzątanie szkiełek z podłogi, zarówno tych rozrzuconych przez Midori jak i Izumi. Przez to, co przed chwilą usłyszał, miał serdecznie dość. Nie był ojcem dziewczynki, ba, nawet nie chciał, ale akceptował, że ukochana miała dziecko. Nawet się polubili, choć nie znosił dzieci. Teraz mieszkają razem, jeśli trzeba odprowadzał ją do przedszkola, pomaga w zadaniach czy ogólnym rozwoju i po tym wszystkim usłyszał, że nie miał praw się wtrącać, bo nie brał udziału w procesie zapłodnieni

To jakiś absurd, nieporozumienie i gówno prawda! – warczał w myślach Menma. – Zresztą, dlaczego się tym przejmuję? Dlaczego mnie to zabolało? Powinno grać i tańczyć…

              Gdy podniósł się do pionu z wypełnioną w ręku śmietką to przeszedł do kuchni, wymijając chłodno Izumi. Kobieta czuła irytacje na samą siebie, za swój długi jęzor i działanie pod wpływem negatywnych impulsów. Bo oczywiście nie miała na myśli rzeczy, o których wspomniała. To nerwy. Zmierzwiła sobie włosy z tyłu głowy i otworzyła usta, z których nie wydobył się jednak żaden dźwięk. Wydobył się za to z dzwoniącego do drzwi mechanizmu.

- Ooo, to pewnie ojciec Midori. – Uśmiechnął się sztucznie Menma, odwracając w jej stronę z założonymi rękami. – To ja pójdę otworzyć.
- Menma, zaczekaj… - Zatrzymała go łapiąc za ramię, gdy ponownie miał mijać jej osobę. Sapnął niezadowolony, ale przystanął. – Przepraszam, zagal…
- I co mi z twojego przepraszam? – przerwał, wzruszając ramionami. Spojrzeli sobie w oczy, w których można było odczuć spięcie.
- Nie zachowuj się tak, usiłuje cię przeprosić!
- Jak się niby zachowuję? Jak ty? – odpowiedział sam sobie Menma.
- Dajżesz już spokój! – warknęła Izumi, przeczesując sobie włosy do tylu. – Użyłam tego tekstu, bo Midori musi nauczyć się szacunku do rzeczy, a ty chcesz mnie pouczać! Bo tak, jestem Menma i lubię być najmądrzejszy!
- Czemu się denerwujesz? Daj mi odpowiedź, która by cię usatysfakcjonowała.
- Wkurzasz mnie!
- Już to słyszałem. – przewrócił oczami mężczyzna.

              Po chwili awanturę przerwało chrząknięcie z oddali, a z korytarza wyszedł itachi z trzymaną na rękach Midori, która najpewniej otworzyła mu drzwi. Dziewczynka chowała się za swoim tatą, którego pchała w paszczę lwa, a pozostali dorośli słowem się nie odezwali. Izumi wzięła głębszy oddech i przywitała niemrawo z byłym mężem.

- Wybaczcie wejście… Midori mnie zaciągnęła. – wytłumaczył Itachi. Menma usiadł z powrotem przy stole, a Izumi patrzyła na niego z widocznym dla osób trzecich nadąsaniem. - Co porabiacie?
- Nic takiego.
- Kłócili się. - wtrąciło smutno dziewczynka.
- MIDORI!!!

              Krzyknęła Izumi ponownie doprowadzając córkę do płaczu, lecz zamiast pobiec do pokoju to wtuliła się kurczowo w nogę swojego taty.

- Nie krzycz tak. - Upomniał Itachi byłą żonę, a następnie wziął pociechę na ręce. - Co ta mama taka niedobra dzisiaj, co Midi?

              Menma uśmiechnął się pod nosem. Nie zamierzał odpowiadać, ale cieszył się, że nie tylko on miał „ale” względem krzyków partnerki. Kobieta, gdy to dostrzegła ponownie zakipiała do niego złością. Midori na rękach taty poderwała do góry głowę i zaczęła nią kręcić na boki w zaprzeczeniu.

- Nie, mama nie jest niedobra. Tylko ja…  - stwierdziła ze smutkiem, po czym dodała. – I Menma.
- Acha? – mruknął zdegustowany wmieszaniem w rozmowę.
- Nie, niemożliwe, taki aniołek jak Menm… Ty? – zaprzeczył żartobliwie Itachi. – Dlaczego tak myślisz?
- Bo, bo się bawiłam i spadło pudło z talerzami, które się rozbiły. Wtedy mama na mnie nakrzyczała…
- Bo nie słuchasz co do ciebie mówię. – wtrąciła kobieta. – Gdybyś mnie posłuchała to zastawa od rodziców Menmy byłaby cała.
- Nie chciałam, tata! Przepraszałam już…!  - jęknęła zrozpaczona dziewczynka, obawiając się, że za chwilę i on zacznie krzyczeć. – Przez to mama i Menma krzyczeli.

              Para spuściła wzrok pod wpływem tego komunikatu. Nawet stając w obronie dziewczynki Menma robił jej werbalną krzywdę poprzez podniesione głosu. Dzieci to kruche i wrażliwe stworzenia… z powodu tego jak koszmarnie poczuł się sam ze sobą to jeszcze bardziej sprawiało, że nie chciał posiadać własnych pociech. Mimowolnie wrócił wspomnieniami do swojego dzieciństwa, próbując przypomnieć, czy był świadkiem jakiejś awantury swoich rodziców.
              Ni cholery.
              Fascynujące.

- Rozumiem. Już dobrze, nie płacz… - wyszeptał jej do ucha Itachi, tuląc córkę odrobinę mocniej. - Nie jesteś niedobra Midori, ale staraj się słuchać mamy, dobrze? Nie darowałaby sobie, gdyby stała ci się krzywda. – zapewnił głaszcząc po główce. – Winę ponosi osoba, która nieodpowiednio zabezpieczyła pudło. – dodał, mrugając do Menmy by nie brał do siebie tej uszczypliwości.
- Na mnie nie patrz, to nie ja pakowałem. – odparł.
- Mam dość! – Izumi nie wytrzymała. - Sami to pakujcie, MĄDRALE! Wychodzę się przewietrzyć!
- Daj spokój Iz, tylko żartowałem. – sprostował Itachi, widząc jak ta zaczyna ubierać w przedpokoju buty.
- Serio? JAKOŚ SIĘ NIE ŚMIEJĘ! – warknęła, trzaskając na odchodne drzwiami.
- Bo nie masz poczucia humoru. – odpowiedział po chwili, gdy miał pewność, że kobieta go nie usłyszy i mu nie odpowie.
- Gdyby żart faktycznie dotyczył mnie to by się jej podobał. – mruknął Menma, o którym Itachi niechcący zdążył zapomnieć w tamtej chwili. – Napijesz się czegoś?

              Skinął niepewnie głową wybierając kawę, którą mężczyzna sam sobie też nalewał do kubka. Sam Menma nie przejmował się zbytnio wyjściem partnerki w celu przewietrzenia, bo to nie był pierwszy raz. Itachi wyleci jutro z dziewczynami do kraju i pomoże im z torbami, dzięki czemu Menma nie musiał się o te utrudnienia martwić. Z byłym mężem Izumi, dobrze się ostatnimi czasy dogadywał, ba, chętnie by się zamienił z Sasuke braćmi.

              Menma podowiadywał się kilku informacji z życia Itachiego, o których zapewne sam Sasuke nie wiedział, ale też takich, do których ten mu się nie przyznał. Rozmowę przerwał jednak telefon Menmy. Dzwonił jego dziadek, Hashirama. Odebrał, ale nie pogadali długo, bo kultura osobista Menmy nie pozwalała na przydługie rozmowy telefoniczne w towarzystwie osób trzecich.

 

              Czy istnieje osoba, która lubi chodzić do dentysty? Z pewnością nie w roli pacjenta. Z wiekiem to się nie zmienia, choć zmienia się powód, gdyż nie leczenie najbardziej boli tylko cena za usługę. Namikaze Minato, który leżał właśnie na fotelu dentystycznym z rozdziawioną buzią i włożoną do niej rurką ssącą nadmiar śliny zastanawiał się czy znajomości zapewnią mu jakieś gratisy. Nie był żadnym pazernym biedakiem, nie oczekiwał zniżki tylko by nią nie pogardził.

              Jego dentystką, w której brązowe oczy się wpatrywał od dobrej godziny była Nohara Rin. Dziewczyna jego podwładnego Obito, o której już od lat słyszał wiele dobrego. W końcu to zauroczenie przemianowało się w rzeczywistość, a efekty widać po efektywniej wykonywanej pracy, lepszym i spokojniejszym dogadywaniu się z Kakashim oraz, co najważniejsze, ogromnym szczęściu wypisanym na twarzy Obito. Traktował go jak syna, dlatego był to dla niego szalenie istotny szczegół.

- Wszystko dobrze? - dopytała Rin, dostrzegając drobną zmianę na twarzy pacjenta. Uśmiech kobiety można było za to zobaczyć w oczach. - Zaraz będziemy kończyć.

              Dodała po usłyszeniu bełkotliwego potwierdzenia Minato. Obito opisywał swojego pracodawcę w samych superlatywach, więc cieszyło ją, że jej siostrzenica Hinata będzie miała takiego wspaniałego drugiego ojca. Zwłaszcza, że pierwszy i prawdziwy potrafił zaleźć za skórę.

              Chwilę później zbliżali się z zabiegiem do końca i było to na tyle dosłowne, że asystentka Rin za jej uprzednią zgodą wyszła z gabinetu, by przygotować inny gabinet. Stomatolożka nabrała więc odwagi by wykorzystać chwilę sam na sam.

- Obito naprawdę wiele mi o panu dobrego opowiadał. Zupełnie jakby nie opisywał człowieka tylko super bohatera. - mruknęła.
- Ho bmi ak on. - odpowiedział niewyraźnie, aczkolwiek wesoło.
- Prawda. Pocieszny z niego facet... Jest pan dla niego jak ojciec i naprawdę przeżywa swoje obowiązki w pracy. Wszystko by pana nie zawieść... Gotowe! Może pan wypłukać usta.

              Poinstruowała, wyjmując mu z ust rurkę z ssakiem. Następnie podeszła do biurka by wypełnić formalności w dokumentach, a w międzyczasie wspominała zalecenia typu niejedzenie kilka godzin czy zmianę pasty do zębów.

- Przez jakiś czas będzie się panu ciężko mówić przez znieczulenie. Potem niestety nie będzie lepiej, przydadzą się zimne okłady i tabletki przeciwbólowe. Jak to nie pomoże to proszę zadzwonić.
- Ak dugo to potwa? - zapytał ze skrępowaniem. Wypowiedziane wyrazy brzmiały jak pijacki bełkot...
- Około pięć dni. Mniej więcej.

              Minato przytaknął ruchem głowy, teraz wystarczyło, by nikt ważny do niego nie zadzwonił. Szczególnie Naruto czy teść - nie chciał się kompromitować. Wyciągnął z kieszeni portfel licząc, że Rin zrozumie pytanie bez konieczności jego zadawania.
              Tak też się stało.

- Nie, nie, panie Namikaze. - zaprzeczyła ruchem ręki. - Niech pierwsza wizyta będzie darmowa. Chciałabym w ten sposób również podziękować za pieczę nad Obito.
- F takim rasie ja tesz cięhuję. Za to, sze uszęślifiasz mojeho czeciego syna. - Uśmiechnął się na tyle ile mógł.

              Odpowiedziała mu tym samym lekko się czerwieniąc. Rin nie bawiła dykcja rozmówcy, wystarczająco długo pracowała w zawodzie by potrafić zrozumieć seplenienia, a to dało Minato wrażenie, że nie brzmi tak niezrozumiale jak sądził. Chciałby porozmawiać z nią dłużej, ale gdy znieczulenie minie wolałby być w domu, mieć pod ręką leki i kojący widok ukochanej żony.

              Nie minęło wiele czasu, gdy mógł już opuścić teren parkingu. Sama droga do domu zajmuje jakieś pół godziny, dlatego umilał sobie podróż słuchając radiowej audycji - na niezbyt popularnej częstotliwości, ale należącej za to do siostrzeńca Kushiny, Nagato. Minato trafił niegdyś na nią całkowitym przypadkiem i tak rozpoznał go po glosie, a także opowiadanych anegdotkach. Chłopak nie przyznawał się rodzinie do nadawania transmisji radiowych, więc Minato również milczał na ten temat. Naprawdę podobał mu się serwowany format, który prowadził sam lub ze znajomymi. Prócz puszczania piosenek najczęściej gawędził z współprowadzącą Konan na różne życiowe dylematy. Obecnie prowadził wywiad z jakimś pisarzem, którego promował książkę.

- Co zwykle pana inspiruje do pisania takich książek?
- No cóż, moimi książkami są...

              Po usłyszeniu kolejnego, nowego i doskonale znanego sobie głosu, Minato stracił przez chwilę panowanie nad kierownicą. Całe szczęście ulica nie była ruchliwa, a samochody zachowywały względem siebie spory dystans.

- Pan Jiaiya?! - zapytał sam siebie mimowolnie otwierając ze zdziwieniem usta i nie spiesząc się by je zamknąć.

              Zastanawiał się czy Nagato wiedział o niegdyś łączących jego matkę z Jiraiyą? Tsunade chyba nie byłaby ucieszona na wieść o kontaktach syna... A może jednak?

- Moją inspiracją jest otoczenie! - zawołał wesoło głos z radia. - Poza byciem super-pisarzem jestem też super-wykładowcą, moi słuchacze często ze mną rozmawiają o...
- Mógłbyś jeszcze przybliżyć nam co pan wykłada?
- Meh, to nudne i niezbyt ważne.

              Oczy Minato się uśmiechnęły, potrafił sobie wyobrazić jak mężczyzna się krzywi, przewraca oczami i macha obojętnie ręką.

- Bo rozmawiamy o sprawach codziennych, życiu miłosnym i pożyciu.
- To chyba już wszystko jasne. - skwitował Nagato.
- Kilka miesięcy temu miałem okazje poznać dziewczynę twojego kuzyna.
- To szybciej ode mnie, ja jedynie wiem, że jest tak ładna na zdjęciu, że rodzina nie chciała uwierzyć, że związała się z kuzynem. - opowiedział Nagato, a Jiraiya się zaśmiał. - Wracając do tematu, to czy cię zainspirowali? Zamierzasz o nich napisać?

              Przysłuchujący się Minato zaciekawił się bardziej, a jednocześnie z tyłu głowy głos podpowiadał mu, że może lepiej nie…? Prezentem na jego ślub z Kushiną była spersonalizowana książka Jiraiyi... Była całkiem dobra, choć czytanie jej z wiedzą, że to o Tobie było krindżowe. Dodatkowo autor nie skąpił w opowiadaniu scen erotycznych...
              Kushina chyba nigdy nie była bardziej zażenowana.

- Chciałbym, ale przeżyłem kiedyś niezbyt miłe spotkanie z patelnią dzierżoną w rękach twojej uroczej ciotki. Strach pozostał.

              Słuchacz odetchnął, wspomnianą sytuację również pamiętał, bo i jemu się oberwało. Do dziś miał na głowie tę "wojenną" ranę... Jednak, skoro była na tyle efektowna, by wybić pisarzowi z głowy pewne pomysły to dobrze...

- Rozumiem. - mruknął Nagato.
- Może ty i Konan zostaniecie moją inspiracją dla następnej książki?

              Po tym pytaniu Minato miał już pewność, że między współprowadzącymi było coś na rzeczy, tylko dlaczego się kryli? Ile to trwało? Czy powinien zacząć odkładać na wesele? Znowu prawie zjechałby samochodem z pasa, ale w porę wybudził się z letargu.

- Mojej cioci się pan boi, a własnej córki już nie?

              W radiu sobie śmieszkowali wesoło, natomiast Minato aż znieruchomiał w szoku. CO ZA WIADOMOŚĆ. Pewnie dlatego ten związek był tajemnicą skrywaną przez Nagato. Minato nadal utrzymywał serdeczny i ciepły kontakt z Jiraiyą, ale nie był on już taki intensywny przez rozpad jego związku z Tsunade - a co za tym idzie wyprowadzki do innego miasta. Wiedział jednak o córce mężczyzny - jej istnieniu, ale jej nie poznał i sądził, że pisarz także nie.

              A tu zaskoczenie.
              Zupełnie jak to, którego przed chwilą doznał, gdy pomylił hamulec z pedałem gazu i lekko uderzył w samochód przed nim. Co gorsza tym samochodem był policyjny radiowóz. Kierowca wystawił przez okno rękę i gestem rozkazał samochodowi z tyłu zjechać na bok, by nie torować drogi innym. Minato z lekkim przekąsem zrobił, co kazano. Nie uśmiechało mu się spóźniać do domu, a spóźni na pewno. Dlatego syknął pod nosem przekleństwo, gdy policjant wyszedł z radiowozu w mundurze przyozdobionym niemałą, świeżą plamą od kawy.

- O co ci chodzi? - dopytał wesoło Jiraiya. - Konan to anioł!
- Oczywiście, taki z rogami.

              Wesołe śmieszki dochodzące z radia postanowił na ten moment wyłączyć. Chwilę potem policjant zastukał w szybę okna Minato. Oczywiście nie zamierzał się w żaden sposób migać, więc otworzył posłusznie okno.

- Zień dobry, panie fładzo. - przywitał się najwyraźniej jak potrafił. Z tego zamieszania nawet zapomniał o swoim znieczuleniu. - Pszepszam za stunię... stru... stuk...
- Pił pan? - przerwał mu policjant.
- Nie! - zaprzeczył Minato, może odrobinę za głośno. - Wacam, waśnie od detysdy.

              Wzrok mundurowego nie wydawał się być przekonany, na szkodę rozmówcy działała też wtopa, której efekty widać było na garderobie. Zapewne mandat będzie wyższy niż wynosiłby rachunek za dentystę.

- Proszę wyciągnąć prawo jazdy i dowód rejestracyjny, a następnie wyjść z samochodu. - Nakazał stanowczo, po czym oddalił się po sprzęt do radiowozu.

              Minato westchnął ociężale i równie ciężko zsunął ręce z kierownicy. Sięgnął do schowka w celu poszukiwań dowodu rejestracyjnego, a już po kilku sekundach zaczął go oblewać pot. Nie ma. I ogarniać zdenerwowanie. Kurwa, nie ma! Co gorsza nie miał zupełnego pojęcia gdzie indziej mógł włożyć dokument. Nie mogąc jednak więcej zdziałać odpiął pasy i wyszedł z samochodu.

- Nie mogem znaleś trugiego dowotu. - wytłumaczył mężczyzna podając plakietkę z dowodem prawa jazdy.
- To komplikuje sprawę, nie wiem, czy samochód został dopuszczony do ruchu. - poinformował, podając mężczyźnie alkomat. - Będę zmuszony wezwać lawetę.
- Ech, nie ta się tego spawcić komputewowo?
- Proszę dmuchać. - polecił policjant. - I owszem, możemy, ale to dopiero na komisariacie. Zauważyliśmy z partnerem na lusterku wstecznym, że dwa razy zachwiało pana samochodem.

              Wypomniał, zauważając jak kontrolka w dmuchanym przez Minato alkomacie nie wskazuje na jakąkolwiek obecność alkoholu. Policjant uniósł dłoń w geście mówiącym "wystarczy" i odebrał własność.

- Szokowao mnie to co uszy... USŁYszaem.
- Rozmawiał Pan przez telefon w samochodzie?! - policjant podniósł głos, a chwilkę potem usłyszał za sobą otwierane drzwi samochodu.

              Domyślał się, że jego partner postanowił wkroczyć.

- Nie, nie! - zawołał podenerwowany kierowca. - Ratia suchałem. Sowo!

              Policjant spojrzał na niego zagadkowo, właściwie to na usta cisnął mu się tekst w stylu "panie władzo, a nie sowo", jednak nie powinien się naśmiewać. To nie przystało. Zresztą nie miał nic do sów, wszak to symbol mądrości.

- Witam panowie, jakiś problem? - spytał policjant o długich włosach, związanych w kucyka i imieniu Itachi. - Przezywa cię? - dopytał partnera.
- Nie, pan mówi niewyraźnie, bo wraca od dentysty, - wyszeptał.
- Och... Jaki zabieg był?
- Kanaowe  - odpowiedział Minato.

              W odpowiedzi usłyszał wymowne syczenie sugerujące znajomość tego bólu z autopsji lub niechęć bycia na miejscu rozmówcy albo to i to. Panowie wrócili płynnie do tematu "wypadku", jednak odpuścili to mężczyźnie, gdyż radiowóz ani oni nie ucierpieli. Może poza mundurem Shisuiego, bo tak się nazywał pierwszy z policjantów.

- W tej sprawie dostanie pan jedynie pouczenie, następnym razem proszę w takich sytuacjach mieć drugiego kierowcę, gdy jest poważniejszy zabieg. Jednak panie Namikaze, braku...
- Nazywa się pan Namikaze? - Itachi wszedł partnerowi w słowo. Po przytaknięciu mężczyzny się uśmiechnął. - Jest pan ojcem Menmy, tak?
- Zasz mojego syna?
- Tak. Jestem byłym mężem Izumi i biologicznym ojcem Midori. Ittachi Uchiha.
- Ach... Cósz... Miło pozać...
- Teraz pan się pewnie przez ciebie, Itachi, zastanawia czy nie ma z tego powodu większych kłopotów. - zaśmiał się Shisui, widząc tę reakcję.

              Minato z zakłopotaniem podrapał się z tyłu głowy. Połowicznie mężczyzna miał racje, bo nie wiedział jakie relacje łączyły syna z eks mężem partnerki. Drugą połową był fakt, że z trudem mu się mówiło, a po każdym wypowiedzianym zdaniu obcierał dłonią własną ślinę.

- Nie, nie musi pan czuć zakłopotania. Dobrze dogadujemy się z Menmą. - zapewnił Itachi. - Kontynuuj Shisui.
- Naprawdę? Mogę? - dopytał sarkastycznie, przewracając oczami.
- A co? Chcesz pozwolenie na piśmie?
- Idź, bo ci jebnę. - burknął nieudolnie powstrzymując się od śmiechu. - Ekhm, panie Namikaze jak mówiłem nie mogę odpuścić braku dowodu rejestracyjnego.

              Wyjaśniał Shisui spisując mężczyźnie mandat w wysokości, która wprawiała o ból głowy, portfela czy tyłka. Nie mógł jednak narzekać, ponieważ inne przewinienia drogowe zostały puszczone płazem. Policjant poprosił partnera o założenie blokady na koło zatrzymanego pojazdu, a następnie zadzwonienie po lawetę. Kolejnym krokiem było wyjaśnienie Minato czynności postępowania jakie musi wykonać, by odzyskać samochód.

- Czyli, by frócić do domu, muszę zapać tasówkę...
- No niestety.
- Możemy pana podwieźć, jeżeli nie mieszka pan daleko. - wtrącił z propozycją Itachi. - Do czasu aż nie dostaniemy ewentualnego wezwania na interwencję.

              Po upewnieniu się czy robienie z radiowozu taryfy jest w porządku i nie narobi chłopakom kłopotów, zgodził się. Minato po raz pierwszy miał okazję przejechać się radiowozem, skrycie się tym cieszył, ale tylko do momentu, gdy wsiadł na tylne siedzenie. I poczuł się jak przestępca. Kraty, które oddzielały go od przednich pasażerów sprawiały, że poczuł się nieswojo.

              Niemniej prowadzone rozmowy przebiegały wesoło, głównie policjanci mówili, aby Minato nie musiał. Dowiedział się, że Itachi specjalnie poleciał wczoraj do za granicę po Izumi i Midori, by dzisiaj wrócić z nimi do kraju... I jeszcze miał siłę, by tego dnia pracować. Nadczłowiek.

- Nie pszeszkaca ci, że Menma jest z Isumi? - dopytał, zauważając, że obecność Shisuiego w ogóle go nie krępowała w prowadzeniu monologu o eks.
- Nie, nie. To są już stare dzieje. - Itachi machnął na to ręką. - Od prawie półtora roku jestem w szczęśliwym związku.
- Gatuluję. - Uśmiechnął się Minato. - Panie Shicui, tak w ogóle to pszepaszam za koszulę. Okupię kawę.
- Nie trzeba, to nie była moja kawa. Chciałem ją wypić koledze, bo coś za dużo w nim życia. – stwierdził w odpowiedzi, wzruszając nonszalancko ramionami. – Przez nadmiar kofeiny ciągle gada i gada, a zwykle to milczący typek...
- Ranisz mnie Shisui, przecież mam ładny głos.
- Stary, ja nie wiem kto ci takich głupot nagadał…
- Weź się utkaj… - powiedział Itachi starając się nie zaśmiać.

              Średnio wyszło, radosne oczy i drżące wargi go zdradziły. Nie pomagała też niemrawa mina Shisuiego, który domyślał się, że kolega postanowił zacytować jego jedenastoletniego, pyskatego syna. Minato słuchając tej dwójki, mógłby sobie wyobrazić, iż tak wyglądałyby relacje dwóch jego pracowników... gdyby pozwolili sobie się lubić.

              Dalsza jazda skończyła się po dwudziestu minutach. Mężczyzna pozbierał swoje rzeczy i wyszedł z radiowozu, dziękując za podwiezienie. W tym też momencie z domu wychodziła Kushina w towarzystwie rudego psiaka - Kuramy, którego trzymała na smyczy. Zaszczekał na widok mężczyzny niemal od razu się do niego wyrywając.

- Tak, wóciłem. - odpowiedział mu Minato klękając na kolanie i łagodnie tarmosząc mu łepek. - Tenskniłeś?
- Coś się stało, Minato? - dopytała podchodząca Kushina. - Dlaczego odwoził cię radiowóz policyjny? Gdzie masz samochód?
- Duga hitoria... - skwitował tę lawinę pytań. - Zaczymano mie i dotałem…
- Ale ty śmiesznie gadasz! - przerwała Kushina zatykając sobie ze śmiechu usta. - Tak ci teraz zostanie?

              Minato się lekko zarumienił, bo policjanci nie zwracali przy nim większej uwagi na jego sposób mówienia co dało mu mylne wrażenie, że mówił poprawnie... Szczerość Kushiny go jednak nie zawiodła, był przekonany, że żona będzie się z niego nabijać. Ale ona mogła, bo dzięki temu mógł oglądać jej uśmiech. Wstał na równe nogi, kiedy Kurama postanowił się oddalić.

- To pszes znieciulenie. - odpowiedział, wprawiając ukochaną w chichot. - Spaserek?
- Wspaniały pomysł! Dawno nie spacerowaliśmy, trzymając się za ręce.

              Z podekscytowania wystawiła rękę w stronę ukochanego. Minato przez chwilę znieruchomiał, bo pytaniem nawiązywał do trzymanej przez nią smyczy, a odebrane zostało to jako propozycja. No cóż, nie sprecyzował.
              Jednak nic strasznego się nie stało.

- Tylko Kurama musi pójść z nami, bo... - zaczęła odwracając się do zwierzęcia i dostrzegając co właśnie robił. - KURAMA!

              Zarówno pies jak i Minato podskoczyli ze strachu przez ten okrzyk.

- Ty cholera jedna! Precz mi od tych warzyw!
- Spokojnie, Kushina  - mruknął składając na jej skroni całusa. Dzięki temu odetchnęła uspokajająco. - Zaraz wacam. Otnioosę do tomu.
- Nie każ mi na siebie długo czekać. - Uśmiechnęła się do małżonka, a następnie wskazała palcem na psa. - Ty! Masz szczęście, że nie lubię pomidorów!

              Prychnął wobec tej informacji, ale i tak dla bezpieczeństwa zachowywał od swojej pani dystans na długość smyczy. Choć ona i Naruto mieli niemal identyczny, roztrzepany charakter to z chłopakiem mieli o wiele mocniejszą więź, potem z Minato, a reszta egzekwio na trzecim miejscu. Po chwili mężczyzna dołączył do żony i ruszyli do pobliskiego parku.

              W międzyczasie Kushina opowiadała o swoim dniu, a działo się naprawdę dużo. Różnica między opowieściami kobiet i mężczyzn była fascynująca, bo to różnica między jednym, zdawkowym słowem, a całą litanią rozbudowanych zdań. Kushina swoim monologiem poinformowała męża o wizycie u fryzjera, wygarnęła pretensjonalnie, że nic nie zauważył i podsumowała, że "tak to jest z tymi chłopami". Następnie opowiadała o masie "drobnych" rzeczy, którymi się zajmowała.

- No, a ty co porabiałeś?\
- Praca, paca, detysta, dom - odparł, wzruszając ramionami. - A teras spaser z sudowną ko...
- Minato, może jakieś szczegóły pomiędzy? - zwróciła mu uwagę, przewracając oczami.

              Mężczyzna westchnął ciężko.

- Hm... W trodze do pchacy musiałem stać w korku. Da samochody się steszyły... Miałem czas by upszątać schofek-.

              Urwał w jednej chwili, bo właśnie sobie przypomniał, że przełożył dowód rejestracyjny pojazdu za kieszonką w osłonie przeciwsłonecznej od strony kierowcy. Co za głupia wpadka... całkiem potężnie musiał zapłacić za porządki.

- Nareszcie! - wykrzyknęła Kushina. - Brawo kochanie, jestem z ciebie bardzo dumna! I jak ci się teraz jeździ? Jest lepiej, gdy jest czysto, prawda? - kiwała dumnie głową, niemo podpisując sobie za to zasługi.
- Teras to ja nie mam auta...
- No tak... Właściwie to jak to się stało? Co zrobiłeś? - dopytała zaciekawiona.

              Chyba bardziej ciekawiło ją ewentualne niestosowne zachowanie męża niż jego problem z policją.

              Minato zastanawiał się nad odpowiedzią w czasie, gdy odpinał od Kuramy smycz. Nie mógł jej powiedzieć prawdy, bo dopytywałaby go o powód roztargnienia jakim była audycja Nagato. Wolał nie rozgadywać tajemnicy siostrzeńca swojej żony.

- Kontlorę miałem. - skłamał nie patrząc jej w oczy. - Kazali mi duchać, bo gdy uszyszeli jak mófię to stfierdzili, że jesem piany.

              Kushina wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Sama by na to nie wpadła, ale faktycznie! Minato tak przypuszczał, że anegdotka o nim samym odwróci uwagę żony o kłamstewku na temat kontrolnego zatrzymania. Usiedli sobie na trawce, gdzie niedaleko Kurama bawił się z innymi psami, a następnie opowiedział kobiecie o wpadce z dowodem rejestracyjnym.

- O mój Boże! - wykrzyczała zaśmiana. - Gapa z ciebie, Minato. Naruto ma to po tobie! Gdy mówię mu, aby posprzątał, to nie - zaczęła przedrzeźniać syna, jednocześnie wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon. - bo jak posprzątam to potem niczego nie znajdę, dattebayo!
- Heh, jusz dafno wyrósł z mófienia dattebayo. - mruknął Minato z nostalgią w głosie. - Kto to?
- Wujek Tobirama. - powiadomiła, pokazując mu wyświetlacz. - Chcesz z nim pogadać?
- Tylko go posdrów.

              Kiwnęła głową w odpowiedzi i przywitała się z telefonicznym rozmówcą. Nie zmuszała męża do rozmowy z wujem, bo wiedziała, że ten za nim nie przepadał. Tobirama nawet się z tym nie krył. Niemniej Kushina jak to Kushina, lubiła się z mężem droczyć. Dlatego na wstępie przekazała wujowi "posdrowienia" od Minato, tłumacząc ze śmiechem jego śmieszną mowę. Mężczyzna położył się na trawie niespecjalnie zadowolony z bycia obiektem śmieszków.
              Przedramieniem przykrył swoje oczy, jedynie się przysłuchując odpowiedzią żony.

- Co...?

              Krótkie pytanie, które brzmiało jak niedowierzenie i smutek sprawiły, że Minato się dźwignął do siadu. Spojrzał zaciekawiony na Kushnę, ale dostrzegając spływającą po jej policzku łzę, to poczuł niepokój. Bez pytania oddała mu telefon i wtuliła się mężowi w tors.

- Halo? Minato z tej stony. Kushina nie jest w stanie mofić, moszesz mi poftószyć?

              Rozmówca niespecjalnie dziwiła taka reakcja ze strony bratanicy, więc powtórzył, a wtedy i dla Minato to stało się jasne.

 

              Spektakl teatralny, na który wybrali się Naruto i Hinata wraz ze swoimi przyjaciółmi, zakończył się po czterech godzinach gromkimi owacjami na stojąco. Wspaniała fabuła, gra aktorska i interakcja z widzami to był klucz do sukcesu. Nawet Shikamaru, który na wieść o czasie trwania występu przejechał sobie dłonią po udręczonej twarzy, był koniec końcóqw zadowolony. To chyba była najlepsza recenzja wobec spektaklu - tak stwierdziła Temari, a pozostali jej przytaknęli.

              Przed zakończeniem spotkania odwiedzili jeszcze tamtejsze eleganckie ubikacje, w których można było poczuć się jak milioner, choć w kieszeni miało się ledwo dychę. Lub dziurę.

- No i nazwał mnie dyktatorem, dasz wiarę? - burknęła Temari przemywając w umywalce dłonie.

              Dla większości kobiet, chwile sam na sam z przyjaciółką i oczywiście w damskim kibelku to chwile idealne do obgadywania. Stereotypy tak działają, że powielają typowe zachowania, dla przykładu, Temari była zdania, że nawet gdyby była grzeczna względem Shikamaru to ten i tak założyłby, że o nim gadała. Bo kichnął lub nos go swędział. Dlatego jeśli miał ją o coś oskarżać to niech to będzie prawda, do której się nie przyzna.

- I co mu powiedziałaś?
- Nic, zagroziłam mu pięścią.
- No tak - zaśmiała się Hinata. - Wcale nie brzmisz jak dyktator.

              Temari w odpowiedzi uszczypliwie pokazała jej język.

- Coś w tym jest, naprawdę się mocno starasz by było po twojemu. Bardziej niż zwykle. Przełożyłam z Naruto plany rocznicowe na południe by tu być.
- Zgodziłaś się wcześniej, więc dla mnie odmowa była chamówą... - Temari w połowie swojego przewrócenia oczami je wytrzeszczyła. - Zaraz, zaraz. Rocznicowe? Macie dzisiaj rocznice?!

              Hinata kiwnęła głową.

- Babo! Nie mogłaś użyć właśnie tego argumentu? Na jaką ja kumpelę teraz wychodzę? Taką na D - odpowiedziała sama sobie z niemrawą miną.
- Nie przejmuj się, Naruto bardziej cieszą spotkania grupowe niż indywidualne. Nawet w taki ważny dzień jak dzisiaj. - napomknęła Hinata z nutką ukrytej pretensji w głosie.

              Wysłuchawszy marudzenia Temari poczuła się w obowiązku podzielić tym samym, a przy tym swobodniej było jej o tym mówić. Gdyż miała pewność, że takie sprawy zostaną między nimi. Jedna na drugą coś miała, a dzięki temu kobiece przyjaźnie mogą wiele, wiele lat przetrwać.

              Wracając jednak do tematu, Hinata miała wrażenie, że Naruto najlepiej się bawił, gdy była z nimi jakaś osoba trzecia. Nie chodziło jej o zazdrość, bo trudno być zazdrosnym o kogoś, przed którym Twój partner Cię komplementuje i wychwala. I czujesz się jak jego życiowy puchar. To było raczej drobne zatarcie osobowości introwertycznej i bardzo, bardzo ekstrawertycznej.

- Do tego podczas wspólnego oglądania filmu pisał sobie smsy z Gaarą...
- Co za matoł. - Skrzywiła się Temari. - Naruto to jedno, ale żeby mój brat... Sądziłam, że go lepiej wychowałam.
- Pewnie to moja wina i wybrałam nudny film.
- To nieważne, mógł odłożyć telefon. Jakby Shikamaru tak zrobił to byłoby z nim krucho... A z Gaary by nawet piasku nie było.

              Mina Temari wskazywała na to, że właśnie sobie wyobraziła w jak wymyślny sposób ukarałaby swoją kochaną dwójkę i była przy tym zadowolona z siebie. Po chwili wróciła do rzeczywistości i pogratulowała przyjaciółce wytrwałości i szczęścia w związku.

              Po kolejnym minionym kwadransie opuściły ubikację i podeszły do swoich mężczyzn, którzy byli czymś tak zaaferowani, że ich nie zauważyli.

- Mówię ci, że zauważy...
- Wcale nie, wyluzuj. - mruknął beztrosko Naruto. - A jeśli to przez ciebie, bo przeżywasz jak mrówka okres.

              Shikamaru skrzywił się na to porównanie.

- Jesteśmy już. - powiadomiła Hinata, zwracając na siebie uwagę. - Zbieramy się?
- Jasne! Długo siedzicie w tych kiblach, ile można... - bąknął Naruto.
- Pewnie nas obgadywały... Upierdliwe to.

              Temari w ogóle nie zdziwiło podejrzenia partnera. Ba, była co do nich przekonana! Przewróciła jedynie oczami, po czym ożywionym wzrokiem spojrzała na krawat Shikamaru. Ten z kolei wiedział, że zauważy... Sapnęła, hamując swój gniew i podeszła rozwiązać mu krawat i związać według własnego uznania. Kobieta nie czepiałaby się, gdyby partner choć trochę zwracał uwagę na to co zakłada i do jakiej okazji.

- Gotowe.

              Zakończyła wykonując węzeł windsorski jest to dość eleganckie wiązanie, wręcz królewskie, dedykowane formalnym okazjom. Wyjście do teatru można do nich zaliczyć. Dla Temari sprawdzał się o wiele lepiej niż węzeł prosty, który nadawał się zwykle na egzaminy.

- O wiele lepiej wyglądasz, Shikamaru - oceniła z uśmiechem Hinata.

              Naruto uniósł jedną brew, jak można się było domyślić, on tam nie widział różnicy.

- Serio...? Wcześniej też było super... - burknął. Jedynym powodem jego oburzenia było własnoręczne wiązanie.
              Kwestia dumy.

- Faceci. - Temari wzruszyła ramionami. - Nie dostrzegacie detali. Moglibyście się chociaż trochę znać na modzie dedykowanej mężczyznom.
- Akurat po tobie nawet bym się nie spodziewał znajomości terminu moda - odpowiedział nadąsany, nie zdając sobie sprawy, że swoim komentarzem naraził się rozmówczyni.
- Ej! - szturchnęła go Hinata.
- Masz coś do m...?!
- Temari zna się na modzie, Naruto - wtrącił Shikamaru w celu wyratowania kumpla z opresji, a przy okazji nie omieszkał sobie zaplusować sobie u partnerki. - Zna się na dzisiejszych trendach i potrafi dopasować ubrania, kolory i inne pierdoły do budowy ciała. Zwraca też uwagę do takich duperel jak miejsce, okazja, cena. Naprawdę, byłaby doskonałą stylistką.
- Zgadzam się - przytaknęła mu Hinata. - Moja dzisiejsza sukienka to prezent urodzinowy od Temari.

              Naruto przytaknął nie bardzo rozumiejąc, dlaczego go w tej kwestii osaczono, co złego powiedział i dlaczego omawiana kobieta pokarała go milczeniem. Jednak Hinata mu wyjaśniła - tylko wcale nie miał na myśli, że Temari nie miała gustu czy nie potrafiła w modę. Chodziło mu o jej pracę, w której naprawiała samoloty – zwyczajnie trudno było, wobec tego uwierzyć w obycie w modzie.

              Przeprosiny jednak nie zostały przyjęte. TO NIE! Naruto nie zamierzał z tego powodu płakać. Przynajmniej na razie nie widział ku temu powodów.

~~*~~

              Po niespełna godzinie Hinata wraz z partnerem dotarli do jego bloku mieszkalnego. Byliby szybciej, gdyby podjechali taksówką, ale kobieta się uparła, by zakończyli ten ważny dzień na nocnym spacerze, rozmowach i trzymaniu się za ręce. Nie kłócił się, ale ostrzegł, że jeśli ich napadną to ona będzie robić za przynętę.
              Oczywiście żartował. Z śmiertelnie poważnym tonem głosu.

              Warto też dodać, że Naruto posiadał samochód, ale DO teatru zdecydowali się pojechać autobusem. Publiczne środki transportu miały dla obojga szczególny urok. W końcu to właśnie w pociągu się poznali.

- Hej, dokąd mnie ciągniesz? - zapytała Hinata. - Przecież jesteśmy już na odpowiednim piętrze.
- Wiem, ale idziemy jeszcze na dach. - zapowiedział z szerokim uśmiechem.

              Również się uśmiechnęła i posłusznie zaczęła wraz z nim wspinać się po stopniach.

- A po co?
- Niespodzianka.
- Chcesz mnie zrzucić z dachu? - zgadywała żartobliwie. Naruto przystanął nagle i ze zdziwieniem na nią spojrzał.
- Co? Kto ci powiedział...? Nie no, teraz to nie ma sensu. Wracamy.

              Naburmuszył się, zaczynając schodzić po schodach. Po pokonaniu czterech jednak szybko się wrócił powiedział słynne "it's prank, bro" i zarządził ściganie się na górę. Wygrał, choć według Hinaty tylko dlatego, że miała buty na obcasie.

- Tak w ogóle, to kiedy miałeś czas przygotować niespodziankę?
- To w sumie zasługa moich dwóch rudych pomocników.

              Naruto miał na myśli swojego przyjaciela Gaarę i jego dziewczynę Sarę, właściwie to głównie na nią liczył. Bo była kobietą i uwielbiała aranżować miejsca.

- Te smsy z Gaarą podczas oglądania filmu to były ustalenia. Sara mu ukradła telefon i wypytywała mnie o twoje upodobania. Jaki lubisz kolor czy...
- Jaki lubię? - przerwała mu i wpatrywała z wyczekiwaniem.
- Niebieski. Odcienie niebieskiego. - odparł i nacisnął klamkę od drzwi prowadzących na dach.

              Były zamknięte.

- Bardzo ogólnikowo to ująłeś... ale dobrze. - przyznała, bo bardziej niż kontynuowanie tematu, Hinata zainteresowała się szarpiącym klamkę Naruto. - Zamknięte?
- Co? Nie, dlaczego? - zaśmiał się. - Bo nie mogę otworzyć drzwi...?
- Brzmiałoby to logicznie.

              Wykonała gest zastanowienia, a po spotkaniu wzrokiem z partnerem, oboje parsknęli śmiechem.

- Potrzebny jest klucz.
- Czyli zamknięte - powtórzyła przechylając głowę na bok.
- Nie do końca, otworzysz je na spokojnie, ale od drugiej strony. Mój klucz mają Gaara i Sara, ale mieli być na nocnym maratonie w kinie, więc wątpię, że się dodzwonię. - skrzywił się, patrząc tęsknie w drzwi. - Mój cały misterny plan poszedł w pizdu...
- Hm, a da się otworzyć na oścież to okienko nad drzwiami? - wskazała palcem na omawiane miejsce. - Jeśli mnie podsadzisz to przez nie przejdę i otworzę drzwi.

              Naruto ocenił wzrokiem wielkość otworu, bo wolałby przejść sam, ale nie zmieściłby się. Podszedł spróbować otworzyć okno, co okazało się nie być żadnym problemem. Uformował z dłoni mostek by podsadzić Hinatę, która przed tym zdjęła swoje buty na obcasie i zwinnie dosięgła okna, przechodząc przez nie powoli.
              Wydawało jej się to łatwiejsze...

- Utknęłaś? - dopytał Naruto.
- Bo co? Sądzisz, że jestem gruba?! Czy masz nadzieje na toczenie beki? - odpowiedziała pytaniem. - Podsadź mnie mocniej w górę.
- To drugie, grubasku. - odparł wesoło w momencie unoszenia, co pozwoliło jej sprawnie przedostać się na drugą stronę. - Żyjesz tam?
- Tak. Zachwycam się... Ależ tu pięknie!

              Tuż obok przed ścianą leżał materac, na którym wyłożone było kilkanaście poduszek w różnych odcieniach niebieskiego. Dookoła było kilka świec, jeszcze niezapalonych. Hinata zauważyła też pod przykryciem laptop i projektor skierowany na ścianę. Wspaniała imitacja prywatnego kina pod gwiazdami, postarali się. I już zrozumiała, dlaczego wcześniej zdecydowali się zamknąć drzwi. Chwyciła położony niedaleko palnik i sięgnęła po jedną ze świec.

- Ej, Hinata, ale weź otwórz... - zawołał Naruto wciąż czekając za drzwiami. - Też chcę zobaczyć...
- No nie wiem, nie wiem. Wcześniej brzydko mnie nazwałeś.
- Co? Niby jak?
- Powiedziałeś, że jestem grubasem. - skrzywiła się zapalając, jak się okazało, zapachową świeczkę. Delikatna i słodka woń hortensji została stłumiona chichotem Naruto. - Nie śmiej się!
- Ale o co chodzi? Grubasek to komplement dla takiego chudzielca jak ty.
- Pogrążasz się...

              Naruto westchnął, temat wagi w starciu z kobietą to był bardzo niebezpieczny temat.  Cokolwiek powiesz to efekt będzie zły. Postanowił się targować, ugoda w zamian za ukochane buty swojej wybranki. Wobec tego drzwi zostały otwarte, a rozejm zawarty. I zapowiadało się przyjemne zakończenie dnia, wręcz wyborne.

 

              Po spędzeniu bardzo przyjemnej, pełnej uniesień i niestety ostatniej wspólnej nocy Hinata wraz z Naruto zostali zbudzeni telefonicznym budzikiem o godzinie szóstej rano. Potem o szóstej piętnaście. O szóstej trzydzieści dzwonienie przerwało im wzajemne motywowanie się do wstania z łóżka, ale finalnie Hinata poranną toaletę skończyła o siódmej.

              Postanowili wczoraj dłużej poleżeć sobie na dachu budynku, a po powrocie do domu zebrało się dwójce na amory. Dlatego Hinata musiała wstać wcześniej i się spakować, a pociąg powrotny wyjeżdżał o wpół do jedenastej. Naruto chciał pomóc, ale to w jaki sposób składał świeżo wyprasowane ubrania... albo jak ostrożnie i dokładnie, ale WOLNO prasował, zwiększało szansę na kłótnie i spóźnienie.

- Naruto, a może zrobisz nam śniadanie? - zapytała, czekając wciąż na koszulkę, którą dla niej prasował. - Jestem naprawdę głodna...

              Dodała, gdy ten z przejęciem na nią spojrzał. Chętnie by to zrobił, jednak w odróżnieniu do niej jeszcze nie skończył prasować...

- Ale...
- Ja się tym zajmę, bez obaw. - wtrąciła ostrożnie przechwytując żelazko. - Możesz iść.
- No dobra. - zgodził się, podnosząc z klęczek. - A na co masz ochotę?
- Zaskocz mnie.

              Naruto zamyślił się dłuższą chwilę, aż w końcu przytaknął i udał się do kuchni. Hinata uśmiechnęła się do siebie, wracając do prasowania i pakowania się. Bardzo szybko jednak zdała sobie sprawę, że zdecydowanie się na zabranie mniejszej torby było błędem - nie spodziewała się drobnych, nieplanowanych zakupów czy prezentów.

              Niedawno, gdy spędzali dzień w galerii handlowej z Temari, Sarą i chłopakami, wstąpili do ogromnego sklepu z zabawkami i bawialni dla dzieci w jednym. Hinata kupiła tam trochę za dużo zabawek i pluszaczków z myślą o swojej bratanicy. Bo towarzyszki nie stopowały jej w wydawaniu pieniędzy, a Naruto w tym czasie pływał wśród kolorowych piłeczek razem z resztą chłopaków.

- Naruto...! - zawołała niezadowolona z efektów.
- Idę...! Już skończyłaś? - zdziwił się, wchodząc do pokoju.
- Średnio. Muszę zostawić u ciebie kilka ubrań... nawet bez tego ciężko mi zapiąć torbę... - Z niemałym rozczarowaniem spojrzała na niedomkniętą walizkę, a po chwili znacząco na chłopaka. - Pomożesz mi w tym?
- Jasne.

              Oboje podeszli do torby i zaczęli się siłować z zasunięciem zamka. Naruto próbował spłaszczyć zawartość poprzez mocny nacisk kolanem na torbę, ale niewiele to dało. Pupa Hinaty też nie przyniosła efektu, ale i tak spróbował na chama ciągnąć suwak... dopóki go nie urwał. Wypowiedziane "ups" wcale nie złagodziło sytuacji, kobieta była bliska płaczu z bezsilności. Wtedy Naruto zaproponował jej swoją torbę, trochę czasu minie zanim wyjechałby z miasta, więc nie była mu ona potrzebna. Torba, nie Hinata.

- Co prawda to torba na ramię, a nie taka na kółkach jak twoja, ale jest większa. No i ja będę ci ją niósł. - dodał dla uspokojenia.
- Wolałabym cię nie pozbawiać własności, ale nie mam wyboru. Dziękuję. - cmoknęła chłopaka w policzek.
- Nie przywiązuję się do przedmiotów, spoko. - Wyszczerzy ł się. - Rozpakuj się, a ja wyciągnę ją z szafy... W ogóle może ci się uda do niej upchać pojemniki z ramenem od staruszka?

              Rzucił tą propozycją bardziej w przestrzeń, bo nie obraziłby się za pozostawienie mu tych pyszności. Staruszek by się nie obraził, ba, on by się nawet nie zdziwił, gdyby tak się stało. Może jedynie by tego nie pochwalał, bo ramen przygotował w trosce o chudzinkowy wygląd Hinaty. Ta jedyne powiedziała, że ramen zabierze w osobnej torbie by nie ryzykować rozlania. Mądrze, Naruto nigdy nie analizował sytuacji biorąc pod uwagę najgorszy scenariusz. Wtedy niczego by nie dokonał.

              Pomógł Hinacie się przepakować zachowując dla siebie komentarze na temat pedantycznego porządku w torbie. Jak to powiedział Shikamaru: Lepiej mieć spokój niż racje. Po skończeniu musieli się pospieszyć z jedzeniem i ruszyć na dworzec.

              Choć się spieszyli, choć na dworzec podjechali samochodem to i tak byli spóźnieni. Mało tego, lało jak z cebra, pogoda płakała zamiast Naruto, z powodu wyjazdu Hinaty. Przynajmniej tak sobie lubił dopowiadać, usłyszał to powiedzonko niegdyś od dziadka, gdy musiał wracać do domu. Dziadkowie mieszkali na gospodarstwie, więc wizyty miały być według jego mamy odpowiednikiem kary. Ale nie były.

- Jest pociąg, jeszcze nie odjechał! - zawołała Hinata, odrywając go od zamyślenia.
- To wejdźmy, pomogę ci wpakować bagaż.

              Weszli, więc oboje do środka. Hinata wybrała drugi, prawie pusty przedział i zaczęła zdejmować płaszcz w czasie, gdy Naruto wrzucał torbę do schowka na górze. Trzecia osoba w pomieszczenia spała, ale i tak wyszli z przedziału. Przed samym wyjściem Naruto delikatnie przyparł Hinatę do ścianki wagonu i czule pocałował. W tej jednej chwili zwykle do zakochanych dociera, że będą za sobą okropnie tęsknić.

              Naruto powiedział to na głos i bez żadnego zawahania. Hinata naturalnie też chciała, ale emocje wzięły nad nią górę i tylko zajęknęła z płaczu, przytulając go mocno. Oddał uścisk i niestety go skrócił, musząc natychmiast wyjść z pociągu nim drzwi by się zamknęły. Pomachali sobie ostatni raz na pożegnanie i wykonali rękoma serduszko, co dla tych dwojga było zastępstwem słów kocham cię. Następnie rozeszli się w swoje strony.

              W drodze do domu Naruto planował jeszcze na pięć minut przytulić swoją poduszkę. Najlepiej tą, na której spała Hinata, bo pewnie jej zapach wciąż był odczuwalny. Jednak będąc już pod samym blokiem i widząc dwie znajome sobie gęby wiedział, że nic z tego nie będzie.

- Co tu robicie?
- Miałeś racje. - przyznał Lee, Gaarze. - Zamiast powitania to pretensje...
- No bo... - wypowiedź Naruto przerwało dzwonienie telefonu, niezwłocznie zaczął wyjmować go z kieszeni. - Bo widzieliśmy się dwa dni temu. Nieważne, chodźmy do środka.
- Kto dzwoni? - dopytał Gaara. - Ach, teściu. Pozdrów go.

              Naruto wystawił koledze kciuka w górę, wchodząc do środka. Odebrał połączenie, gdy wspinali się na piętro.

- Cześć tato. Co jest?
- Mam złe wieści, Naruto. - Minato słyszał w tle jak jego syn w wolniejszym tempie stawiał kroki. - Dziadek Hashirama nie żyje.
- Co...?

              Naruto stanął w miejscu, nagle poczuł jak siły go opuszczają i nie jest w stanie podnieść nogi na kolejny stopień. Złapał się mocno poręczy i usiadł na schodku, moment później podeszli zaniepokojeni przyjaciele.

- Jak to nie...? Co się stało?
- Wczoraj wujek Tobirama zadzwonił do mamy i powiedział, że znalazł dziadka w warsztacie. Sądził, że ten zasłabł i leżał nieprzytomny, ale niestety już nie żył. Nie znamy przyczyny, musimy czekać na wyniki autopsji.

              Naruto jęknął zrozpaczony, ale robił wszystko co mógł, by uspokoić drżący głos. Minato czekał cierpliwie na odzew. Syn wrażliwość miał po matce, ale też dzięki temu emocjonalnemu otwarciu wiedział, że szybko się podniesie. Gorzej będzie z drugim synem...

- No, a ciocia Tsunade? Też nic nie wie? Jest lekarzem! Musi coś wiedzieć! - krzyczał nie zwracając uwagi na to, że przez echo na klatce schodowej był o wiele głośniejszy.

              Gaara położył dłoń na ramieniu przyjaciela co zadziałało na niego kojąco.

- Jest lekarzem chirurgiem, nie patologiem - wyjaśnił łagodnie Minato. - Twój dziadek to jej ojciec, pewnie dowie się czegoś, gdy minie pierwszy szok.

              Naruto otarł zaszklone oczy i podciągnął pod nosem, a następnie powoli podniósł na równe nogi.

- Jak się czuje mama?

              Zmienił temat, a właściwie tor tematu, nie chciał się skupiać na sobie, bo jego więź z dziadkiem z pewnością nie była tak zażyła jak mamy. Wujka Tobiramy. Babci. Czy Menmy... Niemniej nie była na tyle słaba, by się tym w żaden sposób nie przejął.

 

POSŁOWIE OD AUTORKI:

Napisane i poprawione! Bardzo, bardzo mam nadzieję, że się będzie podobać lub, że chociaż raz uśmiechniecie się podczas czytania :) Rozdział jest baaardzo długi czyli wyszło odwrotnie niż zamierzałam… Wpłynął na to głównie czynnik zmiany mojego stylu pisania przez te lata.

Mam nadzieję, że nie jest gorszy i nadal potrafię wpleść w opowiadanie humor, bo to jest dla mnie niesamowicie ważne <3 Druga sprawa to czas, bo postanowiłam pisać bez presji, za pomocą samej przyjemności i pisanie zajęło mi 2 miesiące ^^” długo, ale co zrobić, to już nie to samo życie co kilka lat temu… Niedawno skończyłam 30 i zaczęłam 31 lat! XD

Wracając do tematu… styl mi się zmienił, jest więcej opisów, ale to wciąż nie jest poziom długości „Przedwiośnia” :P No i jest szczegółowo, takiego nawyku się nabawiłam i muszę opisywać każdy ruch bohatera -.- Wierzę jednak, że da się to przeczytać szybko i z przyjemnością.

Następny rozdział też myślę napisać tak do dwóch miesięcy ;)
Dziękuję za to, że czytacie! <3