Ariana | Blogger | X X

6 sty 2016

ROZDZIAŁ #02

 Rankiem, pierwsze promienie słońca zaczęły drażnić śpiącą twarz dziewczyny o długich, granatowych włosach, doprowadzając do jej obudzenia. Już pierwsze myśli Hinaty powędrowały ku Naruto. Automatycznie się uśmiechnęła, tłumiąc radosny chichot w poduszce. Uniosła się do pozycji siedzącej i wzięła z szafki nocnej telefon komórkowy. Była godzina siódma dwanaście, trochę wcześnie by dzwonić. Hinata postanowiła najpierw wziąć prysznic i wykonać inne poranne czynności. Tak też zrobiła ciągle pisząc w głowie dialogi, których powinna użyć. Dziewczynie bardzo zależało na tym, by w oczach Naruto wypaść jak najlepiej. Świetnie jej się z nim rozmawiało, podobał się Hinacie pod każdym względem. Pragnęła by wyszło z tego coś więcej, lecz im dłużej zwlekała, tym więcej miała wątpliwości. Może sobie za dużo wyobrażam? Może nie podał mi swojego numeru, tylko to numer do jakiegoś psychiatry? – zastanawiała się zupełnie poważnie. Wróciła do swojego pokoju i ponownie złapała w ręce telefon. A co, jeżeli to prawdziwy numer…? Nie będę z nim rozmawiać w negliżu… - pomyślała patrząc na siebie w samym ręczniku. Odłożyła telefon, kierując się do szafy.
 Chyba zwariowała. Stroi się do rozmowy telefonicznej, tego jeszcze nie było. Założyła na siebie czarne spodnie, podkoszulkę na ramiączkach tego samego koloru i bordową koszulę. Jako, że była w łazience to jeszcze się delikatnie pomalowała. Mieć własny pokój z własną łazienką to szczyt marzeń nie jednej dziewczyny, a ona właśnie go miała, choć był czas, gdy musiała dzielić pokój z młodszą siostrą. W końcu była już gotowa, a jej zdenerwowanie sprawiało, że serce biło jej jak oszalałe. Zaścielała swoje łóżko i usiadła na nim po turecku, otworzyła książkę z numerem Naruto, upewniając się setny raz, czy dobrze go przepisała do telefonu.
 Wzięła głęboki oddech i wymierzyła palcem w pole z napisem „połącz”. W tej samej chwili jednak do Hinaty dzwoniła Sakura, niwecząc jej przypływ odwagi. Z lekkim niezadowoleniem odebrała połączenie.
 - Słucham?
 - Witaj moja ty najdroższa przyjaciółko! – w telefonie rozbrzmiał podekscytowany głos. – Natychmiast mi opowiedz o tym twoim wczorajszym crushu! Zrobiłaś mu zdjęcie? – Na samo wspomnienie o tym Hinata spłonęła rumieńcem.
 - Tak, ale najadłam się przy tym nie lada wstydu…
 - Dlaczego?  
 - Tak mi było głupio. – Hinata zakryła twarz dłonią.
 - Mówże bo mnie ciekawość zżera. Co się stało?
 - Flesz się stał…
 - Co…? Znaczy, że…? Nieeee…!
 Sakura użyła w jednej wypowiedzi wielu emocji. Dezorientacja, niedowierzanie, aż w końcu rozbawienie. Nie mogła się przestać śmiać z tej wtopy, akurat takiego scenariusza się nie spodziewała. Hinacie w ogóle nie było do śmiechu. Kiedy Sakura się już uspokoiła, ta mogła kontynuować. Opowiadała jej wszystko mocno akcentując swoją sympatie do chłopaka, Zauroczyła się nim i nawet gdyby chciała to nie potrafiłaby tego ukryć. Sakura słuchała przyjaciółki uważnie i ekscytowała się wraz z nią przeżyciami. Nie sądziła, ze można z taką dokładnością opisywać wygląd.
 - Hinata…
 - Tak?
 - Musimy go znaleźć i doprowadzić do waszego kolejnego spotkania! – Oznajmiła z zaparciem. – Wiesz, gdzie mieszka? Albo gdzie studiuje? Chociaż może ma facebook’a, to wystarczy jego imię i nazwisko.
 - Właściwie… Naruto zostawił mi swój numer telefonu. Napisał mi go w książce, którą czytałam. Zobaczyłam to jak skończyłam ją w nocy czytać.
 - Pieprzysz? – Po tym pytaniu od razu pisnęła z ekscytacji. – Ja nie mogę, jakie to słodkie!
 - Wiem! właśnie miałam do niego dzwonić, ale twój telefon mnie ubiegł.
 - Uff. Całe szczęście!
 - Huh?
 - No Hinata! Nie możesz do niego zadzwonić już, od razu. Wyjdziesz na desperatkę! Przecież to oczywiste.
 - Nie dla mnie… Zresztą chcę z nim jedynie porozmawiać, a nie od razu planować ślub i umawiać na randki.
 - Nie ważne. Nie można zadzwonić od razu. To jest nieoficjalna zasada umawiania się. w ten sposób testujesz czy drugiej osobie na tobie zależy. Wiesz. Kocha, to poczeka.
 - To głupie…
 - Ale, wierz mi. Przynosi efekty. – Mruknęła Sakura, a wtem Hinata usłyszała jeszcze jeden, przytłumiony głos jakiegoś mężczyzny. – Dobra, ja już będę powoli kończyć.
 - Kto to był?
 - Opowiem ci w pracy. – Rzekła tajemniczo. – Obiecaj mi, że do niego nie zadzwonisz!
 - Więc kiedy będę mogła?
 - Za trzy dni. Teraz kończę, pa!
 Dziewczyny się rozłączyły. Hinata po tym wgapiała się na wyświetlacz z widniejącym tam numerem Naruto. Posłuchała jednak Sakury, bo ona miała o wiele większą wiedzę na temat związków i tak dalej, choć ciężko będzie wytrzymać. Włożyła telefon do torby i wyszła z pokoju. Było kilka minut po godzinie ósmej i nikt nie powinien spać. Tak też było, wszyscy siedzieli przy stole i zajadali śniadanie w jadalni. Pierwszym, który ją zauważył był ojciec dziewczyny, lecz gdy skłoniła się mu w geście powitania, nie zareagował.
 - Dzień dobry Hinatko. – Uśmiechnęła się Livia. – Wyspałaś się?
 - Tak. Dziękuję.
 - Usiądź tutaj, ja zaraz wychodzę. – Wtrącił Neji, odsuwając dla kuzynki krzesło. Hinata zajęła więc jego miejsce. – Ktoś coś może potrzebuje z sklepu elektronicznego?
 - A ty stawiasz? – Mruknęła Hanabi z zadziornym uśmiechem. Hiashi spojrzał na nią surowo, nie tolerował takiego zachowania. Jeśli coś chciała to mogła poprosić.
 - Oferuję darmową przesyłkę za pobraniem.
 - Neji, chcę jeszcze z tobą porozmawiać. W cztery oczy. – Wtrącił wuj chłopaka. Zabrał ze sobą kubek kawy i ruszył do gabinetu, a za nim Neji.
 Hinata zaciekawiła się tym, co tato może od niego chcieć. Niestety nie należała do osób, które podsłuchują pod drzwiami. Zresztą… nie śmiałaby. Po zjedzeniu śniadania Hanabi ruszyła do szkoły. Młodsza siostra to miała szczęście, że mogła sobie samodzielnie wszędzie chadzać. Ona sama odkąd pamięta musiała poruszać się z eskortą, nawet do sklepu po drugiej stronie ulicy. Ostatnio dopiero za sprawą Livii mogła pojechać sama do miasta i pozałatwiać wszystkie sprawy. Gdyby nie była sama to z pewnością nie poznałaby Naruto. Uśmiechnęła się do siebie, a siedząca z nią kobieta spojrzała na nią chytrze.
 - Wiem co oznacza ten uśmiech. – Zapowiedziała.
 - Ach tak…? N-Niby co? – Zgrywała się, choć jej to nie wychodziło. Macocha spojrzała na nią, wykrzywiając usta w wszystkowiedzącym uśmiechu. – Na pewno nie to…
 - Czyżby? Opowiesz mi o wczorajszej wycie…
 - Hinata, podwiozę cię do restauracji, dobrze? – Neji przerwał im rozmowę, wkraczając do jadalni.  
 Do rozpoczęcia pracy pozostały dziewczynie dwie godziny i w tym czasie zamierzała jeszcze pójść do biblioteki wyjaśnić sprawę z popisaną książką. Niemniej nie chciała udzielać wywiadu Livii, lubiła ją, ale nie ona pierwsza powinna się dowiedzieć o uczuciach dziewczyny. Przytaknęła Nejiemu i żegnając się z kobietą, opuściła wraz z kuzynem domostwo.

 W restauracji Hyuuga pracowała głównie rodzina, jak to bywa w rodzinnych restauracjach, ale za namową Livii jako kelnerów lub na zmywak zatrudniano studentów, chcących sobie trochę zarobić. Tak trafiła tu Sakura z drobną pomocą rekomendacji od Hinaty. Ze względu na całkiem godne wynagrodzenie wiele osób chciało tam pracować. Na co dzień była to jadłodajnia, gdzie raz w tygodniu pomagali wykarmiać bezdomnych czy zwyczajnie głodnych ludzi – taką tradycję wprowadziła matka Hinaty i nikt nie zamierzał tego zaniechać. Oprócz tego organizowało się tu oczywiście różne imprezy od urodzin po śluby.
 Hinata zawsze dawała z siebie w pracy jak najwięcej z nadzieją, że w końcu usłyszy od ojca pochwałę, ale laury zawsze zdobywała Hanabi. Młodsza siostra wszystko robiła szybciej, sprawniej i lepiej. Jednak klienci zawsze wychwalali Hinatę za cierpliwość i podejście do klienta. Hiashiemu było to jednak obojętne, nie to się liczyło. Pracowała tam też Tenten, jako asystentka szefa kuchni, a właściwie szefowej, która była właśnie Livia. Tenten była drobną i pozornie w ogóle nie groźną osóbką, ale potrafiła się posługiwać ostrymi przyrządami, nie bała się odcinać głowy rybom i potrafiła odkręcać słoiki. Była… zakochana w Nejim. Przez pewien czas nie cierpiała Hinaty, była o nią zazdrosna. Z trudem uwierzyła w ich pokrewieństwo.
 - Stolik numer „2” zamawia pierogi, schabowego z ziemniakami, spaghetti i raz porcje frytek. – Wyczytała Hinata, wygłaszając zamówienie w środku kuchni.
 - Hinata chodź na chwilę... - Przywołała ją na zaplecze Sakura. Dziewczyna jednak się zawahała. - Oj, na chwilę tylko. Potem wracamy do pracy. 
 - Czy nie możemy porozmawiać po pracy...? 
 - Nie wytrzymam tyle. 
 - Sakura... Nie chcę znowu usłyszeć od taty, że się obijam. - Burknęła markotnie, ale Sakura nie przejmując się tym, pokazała jej zdjęcie. - Kto to jest? 
 - Bardzo dobry w łóżku mężczyzna. - Orzekła dumnie.  
 - Nie jest chyba naszej narodowości... 
 - No nie. Nie jest. Nawet nie mówi w naszym języku. 
 - A w jakim? 
 - Też bym chciała wiedzieć. - Westchnęła Sakura. - Sądzę, że to był Francuz. Ale głowy nie dam. 
 - Bo? 
 - Intuicja, a jak tam twój Romeo? 
 - Nie wiem. Zabroniłaś mi dzwonić... 
 - Pamiętam. Sprawdzałam cię. 
 - Czym sobie zasłużyłam na ten brak zaufania…?
 - Wolę dmuchać na zimne. Tak w ogóle to znasz może jego nazwisko?
 - Dziewczyny – Zawołała do nich Livia. – Do pracy.
 Hinata ukłoniła się, przepraszając za te ploty i razem z Sakurą ruszyła do pracy. Na sali pojawili się tylko jedni nowi goście, którymi zajęła się Sakura. Hinata tymczasem przyprawiła swój wcześniejszy stolik o amówione napoje, a już po dziesięciu minutach mogła serwować gościom zamówienia. Gdy wróciła za ladę, znowuż została zawołana, aby podać kolejne dania, co prawda powinna to zrobić Sakura, ale była zajęta przyjmowaniem zamówienia od innych typków. Z czego jednemu wyraźnie wpadła w oko.
 - Życzę smacznego. – Mruknęła Hinata z uśmiechem, podając zamówienie.
 - Dziękujemy. – odpowiedziała para ze swoim czteroletnim chłopcem.
 Wracając za ladę spotkała się z Sakurą i wypytała ją o obsługiwanych gości. Nie była zadowolona, więc wystarczyło wyjaśnienie w postaci przypomnienia imienia Kabuto. Był to typek, który leciał na nią od kilku lat, ale i o nieciekawych metodach rozrywkowych jakimi są narkotyki. Zmieniając temat Sakura pokazała przyjaciółce pełny profil na facebook’u jej miłości z pociągu.
 - Czy to jest…?
 - Naruto Namikaze, student ekonomii. Pracujący w… Szlachta nie pracuje. Wiek, dwadzieścia cztery lata. Zobaczmy co lubi… Hm, chyba wszystko, ma tu i zespoły rockowe i jakieś disco polo. – Stwierdziła Sakura. – Filmy też ma różne, ale chyba to fan horrorów.
 - Co? Serio? Nienawidzę ich…
 - Może się do nich przekonasz, jak i do założenia konta na fejsie. – Hinata popatrzyła na nią złośliwie i zabrała z rąk telefon, przeglądając jego zdjęcia. Raczej miał grupowe ze znajomymi, samotnych nie miał, nawet w profilowym. – Ej, co to za laska?
 Prawdę mówiąc to trochę się zawahała, by wyświetlić to zdjęcie, a jeśli to jego dziewczyna? Nie była przekonana, by chciała to zobaczyć. Sakura wzięła komórkę z jej ręki i sprawdziła za nią. Uśmiechnęła się na wieść, że mogła przekazać dobrą wiadomość.
 - To jakaś Kushina Uzumaki. Spokojnie, to jego mama.
 - Naprawdę?
 - Mhm. Podziwiam, bo nie każdy jest taki chętny, by zrobić sobie zdjęcie z mamą. Albo dodać rodzica do znajomych na fejsie…
 - Dlaczego?
 - To jest trochę zawstydzające… Wiesz, rodzice lubią publicznie zawstydzać swoje dzieci, a przy tym nie widzą w tym nic złego.
 - Przepraszam! – Zawołał czteroletni chłopiec, podchodząc do dziewczyn. – Mogę jeszcze coli?
 - Oczywiście. – mruknęła Sakura i zajęła się zamówieniem klienta. Chłopiec patrzył na Hinatę po czym z uśmiechem i wykorzystując swój dziecięcy urok, zagadnął.
 - Cześć, mała. – Sakura obejrzała się z rozbawieniem na przyjaciółkę.
 - Cześć..
 - Wiesz co? Mam samochód. – Pochwalił się, chcąc zrobić na niej wrażenie. – Czarne BMWu, widzisz? – Pokazał, kładąc samochodzik na ladzie.
 - Fajny. – Rzekła Hinata.
 - Pańska cola. – powiedziała Sakura, kładąc chłopcu napój na ladę.
 - Wyskoczymy gdzieś razem? – Zapytał Hinaty.
 - Jasne. – Zgodziła się z uśmiechem. – O dwudziestej kończę pracę.
 - Zapytam mamy. – Odparł, biorąc ze sobą szklankę coli i odchodząc do stolika rodziców.
 Dziewczyny odprowadziły małego Casanovę wzrokiem, komentując jego uroczy podryw. Po chwili do restauracji zaczęło napływać klientów i nie było za bardzo czasu na plotkowanie. W pewnej chwili, kiedy Hinata szła do kuchni zanieść zamówienie podszedł do niej czteroletni chłopczyk razem z tatą. Przeprosił dziewczynę, bo nie mógł jej dzisiaj nigdzie zabrać. Mama o dwudziestej kazała mu zawsze iść spać. Hinata ze smutkiem przyjęła wiadomość. Tata chłopca na odchodne pocieszał chłopca mówiąc, że spróbuje za dziesięć lat.

 Hinata leżała wieczorem w swoim łóżku i czytała kolejny raz książka, która kończyła się krótką notatką od Naruto. Nie mogła się doczekać jutra, aby móc w końcu wykonać do niego telefon. Usłyszeć ten miły głos, który topił jej serce i zmiękczał kolana. Po chwili udała się na dół, aby zrobić sobie herbaty, a w pomieszczeniu spotkała się z ojcem w towarzystwie Toneriego. Był to jej… cień. Od najmłodszych lat zawsze miał za zadanie ja chronić, pomagać – być tam gdzie ona. Mężczyzna był w jej wieku, a jego matka i ojciec pracowali dla Hiashiego, on też. Przywitał się z nią skinieniem głowy.
 - Hinata – zaczął Hiashi. – równo za tydzień od samego rana do końca dnia będziesz potrzebna w restauracji. Została ona wynajęta na imprezę jakiejś korporacji.
 - Dobrze, tato.
 - Toneri ci będzie pomagał. – Ten z uśmiechem jej pomachał. Lubił pracować z Hinatą, to jak wygrana na loterii, bo poprzez wzajemną sympatie i szacunek ciężka robota stawała się przyjemna.
 - A… czy mogłaby dołączyć do nas Sakura? Ostatnio ma dużo wydatków i potrzeba jej pieniędzy…
 - Nie sądzę by akurat ona się nadawała do bycia kelnerką w tym towarzystwie. – Hinata chciała spojrzeć na ojca z wyrzutem, ale nie śmiała. Nie podobało jej się jednak to, że krytykował jej najlepszą przyjaciółkę. – Potrzeba mi skupienia i szybkości, a przy swojej przyjaciółce zapominasz o tych atutach.
 - Tato, ale…
 - Chyba wyraziłem się jasno.
 Hinata skinęła jedynie głową i powróciła do swojego pokoju. Już przeszło jej uczucie pragnienia, a przynajmniej na tyle, by mogła zaczekać, aż kuchnia zostanie opuszczona. Zamknęła za sobą lekko drzwi i oparła się o nie, wzdychając ciężko. Wtem zaczęła dzwonić jej komórka, która leżała na łóżku. Podeszła do niej ospałym krokiem, a osobą, która się do niej dobijała była Temari. Pracowała w ich restauracji kilka lat, lecz jakieś trzy lata temu wyjechała mieszkać ze swoim chłopakiem i ich kontakt nie był taki zażyły.
 - Halo?
 - Cześć Hinata. Co słychać, skarbie? – Rozmówczyni była chyba w dobrym humorze, Hinata cieszyła się, że zadzwoniła. Chciała się wygadać wszystkim o swoim przeżywanym zauroczeniu.
 - Wiesz, właściwie to ostatnio dużo się działo.
 - Czułam to. Ale mów dalej, zamieniam się w słuch.
 - Hm… Niedawno musiałam załatwić kilka spraw naszej restauracji w stolicy. Jednak to nieważne. Wracając do domu jechałam pociągiem i poznałam tam fajnego faceta.
 - Jak wyglądał? – Zapytała Temari.
 - Blondyn o cudownych niebieskich oczach, pulchnej twarzy, ale niczego sobie budowie ciała. Dość wysoki… uwielbia żaby i pomarańczowy kolor, heh.
 - Nazywa się Naruto? – Przerwała jej, a to pytanie ją zdziwiło.
 - Skąd wiesz…?
 - Heh, świat jest mały ci powiem. – mruknęła Temari z rozbawieniem. – Jestem z moim facetem u jego przyjaciela, Naruto, i co się okazuje? Opowiada nam jak to spotkał w pociągu śliczną dziewczynę z długimi, granatowymi włosami i białymi oczami o imieniu Hinata.
 - Może po prostu ma to samo imię…
 - Ponoć zrobiła mu w przedziale zdjęcie, ale zdradził ją flesz. Mówi ci to coś? – Hinata zagryzła wargi z krępacji na wspomnienie tej sytuacji. Miała chociaż pewność, że mowa o tym samym Naruto.
 Temari zaśmiała się triumfalnie. Właśnie była u rzeczonego Naruto, choć do znajomości z jego spełnieniem marzeń się nie przyznała. Wolała się najpierw upewnić. Może i ten Naruto jest przygłupi i w gorącej wodzie kąpany, ale czy przeciwieństwa się nie przyciągają? Kobieta jest zdania, że takie osoby jak najbardziej do siebie pasują, bo się wypełniają. Z wyglądu Naruto w ogóle nie był w jej typie. Prawdę mówiąc to powiedziałaby, że prędzej skończy z kotami, niż z dziewczyną, ale według Hinaty był przystojny, więc niech im będzie.
 - Dobra… Daruj, że ci psuje niespodziankę, ale wspominał, że pod koniec książki, którą ze sobą wzięłaś zostawił ci numer.
 - Tak, wiem. Widziałam.
 - Widziałaś…? To dlaczego jeszcze do niego nie zadzwoniłaś?! – Zawołała surowo Temari. – Wiesz jak on się tym przejmuje? Koledzy zamiast wesprzeć to się śmieją z niego.
 - Chciałam do niego zadzwonić, ale Sakura mnie odciągnęła od tego pomysłu.
 - Sakura? Ta różowa? – Hinata przytaknęła. – Boże… Dopomóż…
 - Temi, to moja przyjaciółka.
 - Taa, zachowuj się tak jak ona, a tak samo skończysz. Bez faceta i z opinią miejskiej zdziry. – Mruknęła. Nie lubiła Sakury, mała puszczalska, różowa wywłoka – takie zawsze jej imię wywoływały w niej skojarzenia.
 - Powiedziała mi tylko o zasadzie trzech dni.
 - O czym?
 - Podobno dzięki temu sprawdzasz czy facetowi na tobie zależy i nie wychodzisz na desperaatkę.
 - Hinata błagam. Nie zachowuj się jak te pokroju Sakury, które myślą, że każdy koleś patrzy na ich dupę. Tobie chyba zależy, nie?
 - Tak…
 - Więc co ci zależy czy wyjdziesz na desperatkę? – Hinata milczała, odpowiadają sobie w myślach na to pytanie – w ogóle się tym nie przejmuję. – Zadzwoń do niego. Teraz spadam, powodzenia.
 - Dzięki.
 - Nie dziękuj, głupia. – Burknęła. – Pa.
 Hinata z uśmiechem się rozłączyła. Dobrze, że zadzwoniła i wymierzyła jej takiego mentalnego kopa, chociaż z Sakurą przyjaźniła się bardziej to wolała posłuchać Temari. W momentach, gdy czegoś chcemy, to wystarczy jedna osoba, która podziela nasze zdanie, niż tysiąc przeciwnych. Usiadła po turecku na łóżko i ruchem głowy odrzuciła swoje włosy w tył, a następnie wybrała numer do Naruto.
 Głęboki oddech i… połącz.
 Pierwszy sygnał… drugi sygnał… trzeci sygnał… czwarty... piąty… szósty… i… Abonent jest chwilowo niedostępny, prosimy spróbować później – wyrecytowało formułkę nagranie głosowe. Hinata się tym załamała, Dlaczego nie odbierał? Może powinna zadzwonić od razu, teraz na pewno dał sobie spokój z czekaniem. Opadła sfrustrowana sobą na łóżko, że też dała się namówić… że też nie potrafi być stanowcza i podejmować WŁASNYCH decyzji. Po kilku minutach użalań się nad sobą, zadzwonił jej telefon. Odebrała nawet nie patrząc na odbiorcę.
 - Halo?
 - Dzień dobry. Dzwoniła pani niedawno do mnie z tego numeru. – Na ten komunikat Hinata zerwała się do siadu, zaczynając poprawiać swoje zburzone poprzez kontakt z poduszką włosy. Nie widział jej, ale dziewczyny tak mają.
 - Naruto… to ja… mówi Hinata… - nagły strach ją sparaliżował.
 - Kto mówi? Przepraszam, ale przerywa… To ty Hinata…? Hinata?
 - Tak. Tak to ja, dostałam twój numer…
 - O raaany! Całe szczęście, że zadzwoniłaś! Już myślałem, że się mega wygłupiłem notując ci w książce kontakt ze mną. Koledzy mi mówili, że pewnie to zdjęcie było zrobione w celach nabijania się, ale nie, kazałem im spierdalać. Wierzyłem, że zadzwonisz! Pewnie brzmię jak desperat, ale chuj, kto by mi się dziwił. Ale wiesz, sądziłem, że czytasz trochę szybciej.
 - Właściwie to znalazłam twój dopisek niemal godzinę po powrocie do domu. wiesz, następnego dnia musiałam zwrócić tą książkę do biblioteki.
 - Ok. Zaraz… do biblioteki?!
 - Właśnie tak, ale odkupiłam te książkę. Wraz z twoim komentarzem z błędem ortograficznym.
 - Jakim błędem ortograficznym? - Oburzył się żartobliwie. Nie mógł dać głowy, że żadnego nie zrobił. Hinata zaśmiała się lekko, ale nie chciała zrezygnować z wyjaśnieniu mu tego.
 - Współpasażer, pisze się przez ó zamknięte.
 - O kurwa. No to się już na początku wygłupiłem nieźle.
 - Tak, czuje się zawiedziona zważywszy, że jesteś studentem.
 - Ale ekonomii, a nie humanizmu! – Wytłumaczył się rozbawiony. – Musisz mi kupić słownik.
 - Ja? Sam sobie kup.
 - Mi błędy ortograficzne nie przeszkadzają. A tak wracając, skoro od razu zobaczyłaś mój numer, to dlaczego nie zadzwoniłaś?
 - No, bo przyjaciółka poradziła mi bym zastosowała zasadę trzech dni.
 - Czyli…?
 - Miałam do ciebie zadzwonić jutro, by nie wyjść na desperatkę. Teraz pewnie sądzisz, że nią jestem i może masz trochę racji, ale nie chciałam na nią wyjść…
 - Hah! Wyluzuj. Gdybyś widziała mnie… A tej twojej przyjaciółki nie lubię.
 - Chciała dobrze. Prawdę mówiąc, gdy nie odebrałeś za pierwszym razem, to bałam się, że zawaliłam m wstrzymywaniem cię.
 - Ach wiesz, kumpel ze swoją laską przyszedł. Musiałem go odprowadzić.
 - No tak, przecież Temari u ciebie była. – Plasnęła się w czoło, jak mogła o tym nie pomyśleć. Niepotrzebnie napędziła sobie strachu.
 - Noo… Chwila, ej! Znasz Temari?!
 Nie powiedział przecież jej imienia. Hinata kolejny raz stwierdziła, że jej język jest o wiele za długi. Ale nic się takiego nie stało, a wyjaśniając wszystko Naruto ten zobligował się kupić jej sześciopak piwa. Temari lubiła męskie rzeczy; męskie ciuchy, sport, samochody, lubiła przeklinać. Była bardziej męska, niż jej leniwy chłopak, Shikamaru. Opowiedział jej o nim, opowiedział jej też o Choujim, Rocku Lee i Gaarze, który z ich bandy był jedynym, fajnym kolesiem. O kimś zapomniał. Hiinata w zamian opowiedziała mu o Sakurze i Tenten. Nie była typem osoby, która z łatwością nawiązywała kontakty.
 - Taa, jasne. Pewnie adoratorzy walą się drzwiami i oknami.
 - Wcale nie.
 - Ale ty jesteś skromna. Chciałbym cię znowu zobaczyć.
 - Ja te…
 - Hinata. – Drzwi od jej pokoju się otworzyły, a w ich progu stanął Hiashi.
 - Tak, tato?
 - Skończ rozmawiać i zejdż do salonu. – Nakazał, zamykając za sobą drzwi.
 - Naruto, muszę kończyć.
 - Kto to był? – Zapytał ciekawsko.
 - Siła wyższa. Naprawdę muszę kończyć.
 - Kumam. Zadzwoń jeszcze, nawet jeśli to będzie druga rano.
 - Jak chcesz. – mruknęła figlarnie i rozłączyła się.
 Na twarz Hinaty wpełzł szeroki uśmiech. Chciała pisnąć ze szczęścia, bo druga rozmowa z nim wcale nie była inna, czego się obawiała. Wywoływała w niej te same emocje, euforie i tym podobne hormony.

 Sakura wracała z praktyk w szpitalu do domu. medycyna to jej zdaniem najtrudniejszy kierunek jaki do istnieje, cieszyła ię jednak, że miała teraz praktyki, a nie multum formułek pamięciowych jak na początku. Co prawda nauka nie sprawiała dziewczynie problemów, ale nie chciało jej się marnować tyle czasu nad książkami. Z przystanku do wynajmowanego mieszkania miała około dwudziestu minut, a wynajmowała go u pewnej staruszki, która posiadała cały blok. Opłaty były przyzwoite, a dla studentów oferowała zniżki, dlatego niemal cały był właśnie przez nich zajmowany. Szkoda tylko, że ona jest tam najnormalniejsza.
 Obok niej, mieszkanie zajmowała Karin – nienawidziła jej i niestety wraz z nią była w grupie. Naprzeciwko mieszkała Ino razem ze swoim nad wyraz chamskim facetem, pseudo artystą Sai’em, któremu Sakura nadała ksywkę Hitler. Kiedyś przyjaźniła się z Ino, ale chłopak ją za bardzo zmienił. W mieszkaniu nad nią mieszkał student weterynarii, Kiba – lubiła go, a on za to lubił jej przyjaciółkę Hinatę. Widzi ich ze sobą, bardziej niż tego tam Naruto. Nie wydaje jej się, aby Hinata przetrwała związek na odległość, dlatego Kiba pozostaje w rezerwie. Z kolei pod jej mieszkaniem mieszkał student chemii, a właściwie teraz zdaje magistra. Kankuro to brat Temari, nie przepada za nim, ani za jego siostrzyczką, która swego czasu z nim mieszkała. Czasami jest przez niego odwiedzana w nocy, bo podobno jest strasznie głośna podczas swoich miłosnych aktów.
 Weszła do swojej klatki schodowej i wspięła na swoje drugie piętro, wtedy na korytarzu napotkała Ino, bardzo namiętnie żegnającą swojego chłopaka, który zapewne musiał wyjść do pracy na całe osiem godzin.
 - Zaraz puszczę pawia… - powiedziała do siebie pod nosem.
 - Och, witaj sąsiadko. – Przywitał się z nią Sai, do bólu milutko. Burknęła pod nosem coś, co mogło brzmieć jak przywitanie… nazistowskie. – Przytyłaś ostatnio? – Zapytał z uśmiechem, jednak zrobił to za blisko niej i chwyciła go za szmaty i skierowała na koniec schodów.
 - Sakura, odwaliło ci?!  Zostaw go! – Warknęła Ino, przytrzymując jej przedramię.
 - Jeszcze słowo, a zrzucę cię z tych schodów, przysięgam! – Puściła mu bluzę.
 - Chciałem tylko zażartować, Sakuro. W mojej książce piszę, że żarty z grubych ludzi są śmieszne.
 - Zabiję go!
 - Sakura nie! – Zawołała Ino, zatrzymując ją. – Sai idź już! – Mężczyzna posłusznie, szybkim krokiem schodził po schodach. Dopiero, gdy usłyszała trzask drzwi z budynku, Ino puściła Sakurę. – Cholera jasna, co z tobą?!
 - Ze mną?! To twój przydupas mnie obraża bez powodu!
 - Stara się być miły.
 - Gównianie mu to wychodzi!
 - Wiesz, że ma problemy z emocjami. Nie potrafi tak perfekcyjnie uznać co jest złe, a co dobre, jak ty czy ja. Mogłabyś go zrozumieć i być bardziej miła.
 - Mam mu pozwalać po sobie jeździć? Ino ja piernicze, musiałaś sobie wziąć jakiegoś szmaciarza z problemami? Serio? stać cię na więcej.
 Ino studiowała psychologię, uczęszczała na wiele różnych zajęć typu grupy wsparcia, gdzie pomagała ludziom rozwiązywać problemy lub jedynie wysłuchując ich żalów. Na jednym z takich spotkań poznała Sai’a, który opowiedział o swoim problemie w rozróżnieniu emocji. Często przez to popadał w tarapaty i nie mógł znaleźć sobie znajomych. W nikim nie miał wsparcia, z jednej strony Ino było go żal, a z drugiej ujął ją ten problem, a raczej wielki trud, jaki wkładał w to, aby jej tylko nie urazić. Sai nie miał rodziny, był z domu dziecka, w którym bicie wychowanków było na porządku dziennym, dlatego zaledwie po trzech miesiącach znajomości zaproponowała by się do niej wprowadził. Sakura twierdziła, że nie jest to dobry pomysł, ale są razem od dwóch lat. To coś znaczyło.
 - Wiesz co mi się wydaję? Po prostu mi zazdrościsz. – Wobec tej tezy, Sakura prychnęła. – Właśnie tak, zazdrościsz mi stałego związku.
 - Proszę cię… Jakoś nie tęsknie za przysłowiową smyczą i dobrze mi jest, jak jest.
 - Akurat. Jak sprowadzasz do siebie facetów to zazwyczaj pijanych i nawet ich nie znasz. Nie pamiętasz ich imion. Zachowujesz się jak prostytutka.
 - Ino, weź ty mnie lepiej nie analizuj. Psycholodzy to właśnie ludzie, którzy mają problem sami ze sobą, więc może chcesz pogadać o sobie?
 - Typowe. Uciekasz przed usłyszeniem prawdy.
 - Odwal się.
 - Co za ostry ton. – Mruknęła Karin, poprawiając sobie okulary. Sakura westchnęła, jej tu tylko brakowało. – Ale, jak dla mnie możecie się nawet pozabijać o tytuł idiotki roku. – Prychnęła.
 - Przymknij się okularnico.
 - Czy ktoś cię zapraszał do dyskusji? – Naskoczyły na nią obydwie z dziewczyn.
 Cały blok jest świadomy konsekwencji, jakie wynikają z spotkania się tych dziewczyn. Jeszcze w starciu jeden na jeden nie muszą reagować, ale w sytuacjach taki, jak ta, bez tego się nie obejdzie. Każda z dziewczyn była zacięta i ostatnie zdanie musiało należeć właśnie do niej, chodzili na skargę do właścicielki, ale nie pomogła. Dziewczyny sumiennie płaciły za czynsz i inne opłaty i jej nie sprawiały kłopotów. Po chwili na piętrze dziewczyn pojawił się Kiba, nie został zauważony, ale nikt by nie był. Wsunął dwa palce do ust i gwizdnął na nie głośno, tym samym je uspokajając.
 - Cześć Kiba… - przywitała się Sakura, kryjąc złość na koleżanki. – Co to za pudła?
 - Kilka rzeczy mojego nowego współlokatora.
 - No tak, ten twój kumpel miał się do ciebie wprowadzić. Może za pół roku nawet cię zastąpić. – Przypomniała sobie Ino.
 - Wiedziałaś co zapamiętać, co? – Burknął Kiba, a blondynka wystawiła mu złośliwie język.
 - Mam nadzieje, że swojego śmierdzącego psa też zabie1rzesz. – Dodała Karin, wydobywając z kieszeni klucze od mieszkania.
 - Akamaru kąpie się częściej, niż ty sama! – Odgryzł się, broniąc czworonożnego przyjaciela.
 - Kiba, skoro zamierzasz gadać to dawaj klucze od mieszkania.
 Klucze Karin wypadły z rąk i uderzyły w ziemię, a szczęk tego przedmiotu rozniósł się po klatce schodowej. Na widok nowego współlokatora Kiby dziewczyny wryły się w podłogę, a ich usta nieznacznie się rozchyliły z wrażenia. Mężczyzna o czarnych włosach i równie czarnych oczach, wspaniałej budowy i cholernie pięknej twarzy. Adonis w czystej postaci. Każda z dziewczyn rozbierała go wzrokiem, chciały się przedstawić, ale każda się wstydziła. On nawet na nie, nie patrzył.
 - W ogóle, to jest mój współlokator, Sasuke. – Przedstawił go Kiba, wręczając do ręki klucze.
 - Idę. – powiadomił wdrapując się po schodach na górę.