Ariana | Blogger | X X

27 lip 2013

#28. Prezenty.


            Wrócili właśnie z trwającej ponad miesiąc podróży poślubnej z Egiptu. Yahiko wniósł na górę trzy torby z różnymi bagażami – głównie ubraniami Konan,  przez co, bardzo głośno sapał ze zmęczenia. Jego świeża małżonka popatrzyła na niego z politowaniem. Każda wcześniejsza propozycja pomocy spotkała się z odmową, więc niech się męczy. Czekała, aż łaskawie otworzy drzwi od mieszkania, ale ten jak gdyby nigdy nic usiadł na schodach i zaczął ciężko oddychać.
- Yahiko! – upomniała go, zwracając na siebie uwagę. – Mówiłam, że wzięłabym jakąś torbę, skoro było ci ciężko.
- Konan, skarbie… przecież jestem bardzo silny – naprężył leniwie ręce, na co przewróciła oczami. – Ale powiedz mi, jak to się stało, że mamy połowę więcej bagaży, niż na początku?
- Odpowiem ci w środku, a nie na klatce schodowej. Otwieraj – nakazała władczo, co posłusznie chciał zrobić, skradając jej jeszcze pocałunek, przez który się uśmiechnęła.
            Otwierając zamek, jeszcze nakazał jej poczekać na chłodnej klatce. Wpakował szybko do środka wszystkie torby, a następnie wyszedł po Konan. Zbliżył się do niej, obdarzając uśmiechem, uchwycił nieświadomą jego zamiarów dziewczynę w talii i potem szybko podniósł ją na ręce.
- Yahiko! Co robisz? Zwariowałeś? – unosiła się, szamocząc na prawo i lewo.
- Cicho, bo cisza nocna jest, a w ogóle tradycją jest, że muszę przenieść cię przez próg – oświadczył, sprawiając, że ukochana stała się bardzo potulna. Wszedł z nią przez drzwi, zamykając je potem nogą.
- Dobra możesz mnie już puścić. Słyszysz?!
- Nie szarp mną, zaraz cię postawię na kanapieeeee – przeciągnął w momencie, gdy zahaczył nogą o pasek od torby i razem z małżonką wyrżnął na podłogę. – Ja pierdolę, przepraszam! Konan nic ci nie jest?
- Nie, ale wiedziałam,  że to się tak skończy… Niezdaro – przezwała go z uśmiechem i chciała się podnieść, lecz rudowłosy umyślnie uniemożliwiał jej to, przygniatając swoim ciałem. – Złaź!
- A gdzie proszę i przepraszam? – spojrzał na nią w oczekiwaniu.
- Proszę zejdź.
- Iii?
- Za co mam przepraszać? To przez ciebie jestem na podłodze – uświadomiła z lekką irytacją.
- Za niezdarę – spojrzała na niego z politowaniem. – Nie przeprosisz? – mruknęła przecząco, jak małe dziecko. – No to inaczej odkupie sobie te obrazę – stwierdził, zaczynając składać na jej szyi bardzo czułe pocałunki.
- Yahiko! Zdurniałeś? Dopiero przyjechaliśmy! Przestań słyszysz?! Yahiko – jęknęła bezsilnie, aż w końcu się oddała tym rozkoszom, lecz przerwał je roznoszący się dźwięk telefonu stacjonarnego. Z bólem serca Yahiko zabrał słuchawkę, nadal siedząc okrakiem na żonie.
- Co? O cześć… aha… gdzie? Aha… no….
- Kto dzwoni? – zapytała Konan.
- To Nagato, mówi, że stoi przed drzwiami do mieszkania i nie wie czy wejść – oznajmił, po czym razem z nią się głośno zaśmiał. Wtem uwolnił z docisku kobietę, a ta poszła otworzyć czerwonowłosemu.
            Okazało się, że był w towarzystwie Ayi – swojej dziewczyny, która wymieniając się z rozweselonymi spojrzeniami małżeństwa, razem z nimi parsknęła śmiechem. Niby Nagato rozważnie postąpił dzwoniąc, ale był w sumie współlokatorem i to niebywale bawiło. Przyjaciele usiedli w salonie, zamówili pizzę i opowiadali o swoich wakacjach.

            Tymczasem przez centrum miasta, jechali w kierunku szpitala Naruto i Neji, z oczywiście jakimś mężczyzną, który zaoferował im podwiezienie, był taki wystraszony i nadto zatroskany, że Naruto postanowił nie składać jakiegoś doniesienia. Jednak mężczyzna i tak chcę pokryć wszystkie koszty leczenia. Naruto siedział z tyłu, z unieruchomioną za pomocą deski nogą i związanej jakimś tam materiałem. Dobrze, że kierowca był stolarzem i miał takie przybory w bagażniku. Natomiast Neji był z przodu i słuchał biadolenia Naruto, który w sumie sobie żartował, ale nieświadomy tego kierowca wpadał w coraz większą panikę, łamiąc zakazy nadmiernej prędkości.
- Neji, boli mnie, ja się tu wykrwawię, chcę mi się sikać i umrę nie wysikany – dramatyzował Naruto.
- Skończ już. To tylko noga, najwyżej ci amputują czy coś – burknął Hyuuga, uśmiechając się do siebie psychopatycznie, a kierowco przełknął głośno ślinę.
- Pocieszyłeś… - patrzył podejrzliwie na swoją nogę, usilnie ignorując ból. – Myślisz, że Hinata będzie mnie kochać bez jednej nogi? – na to pytanie Nejiemu zapulsowała żyłka na skroni.
- Nie – odparł krótko i głupio.
- Wiedziałem! – zaczął teatralnie rozpaczać. – Obiecaj mi, że dopilnujesz, by w przyszłości poszła do zakonu.
- Po cholerę?
- No nie może mieć innego, spotkamy się w przyszłym życiu! Może będziemy w postaci jakiś żabek, albo kotów, i w marcu byśmy ten tego że, aż rzucali by w nas butami. Albo…
- Dalego jeszcze do tego szpitala?! – zawołał Neji do kierowcy desperackim tonem.
            Kierowca zaprzeczył wskazując na budynek, którego dzieli od nich jedna ulica. Odetchnął z ulgą, gdy po chwili już wysiadali. Prowadzili Naruto do środka, na widok którego nastąpiła natychmiastowa reakcja pielęgniarek. Został odwieziony na oddział gdzie mu pomogą, a Neji i winowajca wypadku dopełniali wszelkie formalności.
            Po kilku minutach ciągłego oczekiwania, szatyn zdecydował się pójść do sklepiku po jakąś wodę czy co tam upatrzy. W drodze został potrącony o jakiegoś chłopaka, skądś go chyba znał. Ale bez zastanowienia chwycił go brutalnie za kołnierz bluzki i przybliżył do siebie.
- Lepiej uważaj! – warknął. – Tu nie wolno biegać.
- Jasne, sorki.
- Konohamaru! – zawołała wychodząca zza rogu Hanabi. – Neji? Ty też przyszedłeś do mojego taty?
- Właściwie to nie – powiedział, a dalszy monolog przerwał mu szamoczący się dzieciak.
- Hanabi, skoro go znasz, to każ mu mnie puścić! – zawył Sarutobi, Neji trzymał go tak wysoko, że stał na palcach, jak baletnica. Kiwnęła mu ręką, by go zostawił i go puścił, patrząc nieprzychylnie.
- To jest właśnie Konohamaru... mój chłopak – uświadomiła, a ten zarzucił na nią ramie, szczerząc się wesoło.
- Wyrazy współczucia dla was obydwu – skomentował, na co popatrzyli na niego z wyrzutem. Jak mógł tak powiedzieć?
            Wtem udali się z nim do sklepiku, po drodze wysłuchując przygody, która go doprowadziła do tegoż miejsca. Konohamaru od razu ucieszył się na wiadomość, że jego „braciszek” tu jest, nie ważne w jakim stanie. Od razu postanowił pójść go odwiedzić, nie bacząc na protest Nejiego i tego, że go tam nie wpuszczą.
            Jak to na niego przystało, przemknął się niezauważony przez korytarz i uchylał każde drzwi w poszukiwaniu swojego przyjaciela w końcu dosłyszawszy straszny warkot z jednego gabinetu, poznał Naruto. Szybko schował się za jedną ze ścianek, gdy drzwi otwierały się od wewnętrznej strony.
- Niech pan siedzi w tej pozycji, a ja pójdę po lekarza. Zaraz wracam.
            Gdy tylko lekarz oddalił się na bezpieczną odległość, Konohamaru wykorzystał okazję i zakradł się do pomieszczenia. Spojrzał na siedzącego z wyciągniętą unieruchomioną nogą na tapczanie blondyna, który był bardziej zajęty pisaniem na telefonie.
- Piszesz do cioci? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Sarutobi?! Co ty tu robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić – oznajmił oglądając wszystkie medyczne przyrządy. – Ej! Patrz – zarzucił na siebie kurtkę ratownika pogotowia. – Jaki czadzior!
- Weź to zdejmuj i wynoś się! – podporządkował się i zdjął kurtkę, ale wtem nałożył na uszy stetoskop.
- Jestem lekarzem! – zaśmiał się, a blondyn plasnął się w czoło. – Daj się osłuchać.
- Nie ma mowy! Weź się z tym zimnym chujostwem! – warknął, przesuwając się trochę dalej.
- No dalej, pobawimy się w doktora! – zawołał wesoło.
- Co jest? Orientacja ci się zmieniła, weź się odwal! Konohamaru! – zawołał wściekle, przez co chłopak odłożył wszystkie narzędzia. Usiadł na obrotowym krzesełku po chwili biorąc z szuflady młotek neurologiczny. – Czy ty ciągle musisz mieć  coś w rękach? Zostaw to i spadaj!
- Dramatyzujesz braciszku, co się może stać jak zostanę, co? – zaczął śpiewnie i podszedł do niego od razu przerywając jego wypowiedź. – Masz odruchy w nodze? – zapytał uderzając mocno młotkiem w kolano chłopaka, na szczęście w tą zdrową nogę.
- Ała! Kurwa mać, wypieprzaj, bo wstanę i kopnę ci w dupę!
- Dobry wieczór, co tu się dzieję? – zapytała wchodząca do gabinetu Tsunade. Oprócz pracy na uniwersytecie pomagała w szpitalach jako pełnoprawny lekarz. – Naruto, kim jest twój przyjaciel?
- To pasożyt, nie przyjaciel – burknął, zakładając ręce  na piersiach.
- Jesteś znany w szpitalu, braciszku? – zapytał, zerkając na obfity dekolt lekarki.
- Jestem jego ciocią, proszę wyjść inaczej wezwę ochronę – rozkazała, wskazując mu palcem, gdzie są drzwi. Prychnął urażony, ale posłusznie wyszedł.
            Na głównym korytarzu, gdzie znajdowała się poczekalnia siedziała Hinata, Neji i Tenten, od razu ich wypytał o miejsce pobytu Hanabi i niezwłocznie skierował się do sali, w której przebywał Hiashi. Cóż, chyba nie ucieszył się na jego widok, bo przewrócił oczami. Postanowił opowiedzieć mu całą historię swojego życia, by się do niego przekonał, choć Hanabi swoimi uszczypliwymi wtrąceniami psuła cały efekt. Natomiast Hiashi miał ich dość i ich ciągłego gadania, modlił się by przyszedł jakiś lekarz i kazał im wyjść.

            Gdy zbliżała się już północ, a rozmowy wśród zgromadzonych par nawet nie cichły do towarzystwa doszła butelka sake, która szybko się opróżniła. Głównie przez męską część grupy, która wykorzystała chwilową nieobecność dziewczyną. Naturalnie dostali opieprz od swoich połówek, ale ten nieznośny skwar, który panował tej nocy, doprowadził ich do szybkiego spicia i w sumie wtedy byli dosyć uroczy.
- Egipt… fajnie, pojechałbym – rozmarzył się Nagato.
- Raczej pojechalibyśMY – naburmuszyła się Aya, akcentując ostatnie dwie litery.
-Ta, tak powiedziałem. W ogóle mnie nie słuchasz – oburzył się Nagato, pstrykając ją w czoło.
- A my musimy wszystkich znajomych poodwiedzać… nie chcę mi się – marudziła Konan, wtulając się w swojego męża.
- No ja też nie chcę kilku osób odwiedzać… już słyszę ich zaczepki - odchrząknął. – „Ooo wróciłeś z Konan? Trzeba było ją wymienić na kilka wielbłądów” – zacytował dla żartu, na co nawet i wspomniana się zaśmiała.
            Potem Aya chciała już wrócić do domu, gdzie oczywiście chciał ją odprowadzić Nagato, ale że już był lekko wstawiony ta chęć  nie była obustronna. Znaczy dziewczynie będzie miło zostać odprowadzoną, ale sama go od siebie już nie puści, bo za bardzo, by się martwiła. Dlatego ustalili, że Nagato będzie dziś spał u niej. Tym sposobem nawet Konan i Yahiko spokojnie wypoczną tej nocy, pożegnali się z przyjaciółmi i wrócili do salonu. Konan patrząc na ilość toreb już miała dość, udała się do kuchni i z lodówki wyciągnęła butelkę wody mineralnej.
            Sącząc orzeźwiający napój, biodra dziewczyny zostały oplątane czułymi rękoma męża. Zaczął składać ssące pocałunki po jej szyi, które doprowadzały ją do stanu euforii. Właśnie tak, zaczęła chichotać zostając trafiona w swoje czułe punkty, odwróciła się. Mimo luźnego objęcia, nie przerwała, a wręcz ciągnęła to dalej wystawiając w jego stronę dzióbek z ust.
- Ile ty masz lat, co? –zapytał dowcipnie, w końcu cmokając w jej mokre wargi
- Przy tobie czuję się na szesnaście – odpowiedziała z uśmiechem. – i pół.
- Ech? Po cholerę te pół?
- No, troszkę młodo jednak wyglądasz. Ale i tak ja wyglądam młodziej – pokazała mu język zaczepnie, na co temu zrzedła mina. Przecież różni ich tylko rok, a nie dziesięć.
- Czyli jesteś gówniarą – uśmiechnął się triumfalnie. – musisz słuchać dorosłych – spojrzała na niego zdezorientowana. - … czyli mnie! Zarządzam, że idziemy się kochać!
- Co?! – cudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. – Chcesz wykorzystać nieletnią? – skrzyżowała dłonie na środku klatki piersiowej, przez co zachowała pozory bezbronnej
- Nie, jestem w końcu piękny, więc zgodzisz się  z własnej woli – zaśmiał się z rękami opartymi o własne biodra, dodając sobie żałosności. Wiedział, że to z góry jest przesądzone. Konan chciała od razu po powrocie się rozpakować z podróży.
- Dobra – rzekła w końcu, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Trwało to dobre trzy minuty. – Kochajmy się.
- Eee – tyle z siebie wydusił, nie spodziewał się. Dlatego inicjatywę przejęła Konan, obejmując Yahiko wokół szyi i wcielając namiętny pocałunek w życie.
            Po chwili amoku, oddał się temu rozkosznemu pocałunkowi, chwycił ją w pasie i posadził na ladzie. Wymierzonymi pocałunkami nie dawali sobie odetchnąć, nikt nie chciał ich przerywać. Dlatego oddychali niesamowicie ciężko i nie tylko panujący klimat był przyczyną ich rozgrzanych ciał. Yahiko osunął się dotykiem warg na szyję partnerki, jej miękka aksamitna skóra doprowadzała go do obłędu, a zapach którym emanowała do jeszcze większego stanu pożądania.
            Niebiesko włosa zacisnęła jego bluzkę w swoich pięściach, szyja była jej erogennym miejscem, a te pieszczoty właśnie na niej składane doprowadzały ją do większego podniecenia. Podwinęła materiał i ściągnęła górne odzienie, przez jego głowę, odsłaniając jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową. Odrzuciła ciuch na podłogę, przez co oderwała od siebie jego uwagę.
- Potem mi to wypierzesz – powiedział poważnie, a ta tylko przewróciła oczami.
- Myślisz, że podłoga jest, aż tak brudna? – zapytała głupio.
- Nie. Bluzka i tak była zapocona – stwierdził głupio na powrót wpijając się w malinowe usta dziewczyny.
            Podczas pocałunku towarzyszył jej uśmiech, Yahiko uniósł ją lekko w górę, drugą ręką zwinnie ściągając z niej krótkie szorty. Następnie od jej bosych stóp jechał opuszkami palców do bioder. Dziewczynę zaczął podniecać ten dotyk i roznamiętniła ich pocałunek. Rudowłosy chłopak wziął ją w końcu na ręce i ostrożnie przetransportował do pokoju. Ułożył na łóżku, po czym okroczył jej ciało. Spojrzała na pół nagiego męża z standardową żądzą, i natychmiast przysunęła do siebie złączając usta.
            Odwzajemniał pocałunek zaczynając schodzić niżej, po chwili ściągając z niej biały podkoszulek i ciskając teatralnie w tył, jak na kreskówkach, jednak bluzka zawisła na lampie Konan to przemilczała, pragnienie bliskości było o wiele, wiele większe. Całował ją mokrymi pocałunkami po biuście, nie miała na sobie biustonosza, bo było jej za gorąco. Bynajmniej nie przeszkadzało to Yahiko. W końcu skrzyżował się z nią spojrzeniami szykując się do przejścia w akt miłości. Skinęła głową, dając znak, by zaczynał.
            Powoli i delikatnie zaczął w nią wchodzić, na co jęknęła z rozkoszy. Ich ciała były jednością, ta chwila dla obojga była magiczne. Poruszał biodrami w przód i tył dodając jeszcze więcej czaru na tą chwilę. Dziewczyna wygięła się lekko w łuk w akcie podniecenia, chciała więcej! Chciała by te kilka minut szczytowania trwało jak najdłużej. Pomimo tego potu, natłoku gorąca – chciała nasycić się tej ekstazy.
- Och, Yahiko. Kocham cię – mówiła, zaczynając wbijać swoje zdecydowanie za długie paznokcie w plecy swojego mężczyzny. Nawet jego syknięcie nie poluzowało nacisku.
            W końcu z niej wyszedł zakańczając to pocałunkiem. Byli już po ślubie, więc nie używał prezerwatywy, a kochał się z nią po bożemu, będzie co będzie. Okryli się kołdrą, a Konan ułożyła głowę na jego torsie, uśmiechając się do samej siebie. Yahiko łagodził jej niebieskie rozpuszczone i lekko mokre włosy.
- Zadowolona? – zapytał, choć znał odpowiedź. W końcu był w tym niezły, hehe.
- Pewnie, ale to nie znaczy, że masz się już nie starać – odpowiedziała zadziornie.
            Zaśmiał się cicho na ten wywód, on się zawsze stara. Po kilku minutach oboje oddali się w objęcia morfeusza. Nad ranem Konan obudziła się pierwsza, spojrzała na śpiącego męża z uśmiechem i udała pod prysznic. Nie wypakowali jeszcze swoich ubrań więc pochwyciła wiszący w łazience puchaty szlafrok, po wyjściu spojrzała na podłogę, gdzie leżały pozostałości garderoby po ich wczorajszej upojnej nocy. Mimowolnie na twarz wpełzł jej uśmiech, zgarnęła wszystko na łóżko i poszła do kuchni, tam też się trochę pozapominali, ale najpierw spojrzała do lodówki, wyjmując zimną wodę.
            Potem ktoś zadzwonił do drzwi, spojrzała na zegarek, który był akcesoriom na piecyku. Ósma, więc pewnie Nagato wrócił do domu. Podeszła do drzwi i otworzyła górny zamek, zapraszając do środka i od razu oddaliła się do kuchennego pomieszczenia.
- Yahiko jeszcze śpi jakby co.
- To idź go obudź – nakazał jej, obróciła się do właściciela, którym bynajmniej nie był Nagato, lecz Hidan. Przyszedł razem z dwójką kumpli, Sasorim i Kakuzu. – Przyszliśmy po prezenty i spadamy.
- Prezenty? – powtórzyła Konan, opatulając się rękoma, w końcu była w samym szlafroku!
- No tak, wracacie z wakacji, a nie macie prezentu? – zapytał z wyrzutem Hidan.
- A to ja jestem podobno skąpy – wtrącił Kakuzu.
- Bo jesteś…– zaśmiał się cicho Sasori. – Nic cię nie usprawiedliwia.
- Zamknij mordę Rudzielcu – warknął na niego, odpychając go do tyłu.
- Przestańcie, słuchajcie… my się jeszcze nawet nie rozpakowali, więc…
- To co wczoraj robiliście? – zapytał Hidan, choć domyślał się odpowiedzi, ale był taki perfidny, że chciał usłyszeć to na głos. Konan się zakłopotała. Nie będzie zwierzać się z ich życia intymnego. Z nimi to jak z jej ojcem, z deszczu pod rynnę!
- Konan, skarbie…! Gdzie są moje spodnie?! – wydarł się głos z pokoju. Wszyscy obecni w salonie zachichotali cicho. – Dobra znalazłem!
- Ech… chcecie kawy? Herbaty? – zapytała, wymuszając swą uprzejmość.
            Oczywiście Hidan się rozgościł wygłaszając swoje zachcianki, ale Kakuzu go upomniał. Tak naprawdę to mieli tu zajrzeć później, teraz byli w drodze do pracy, a Hidan był jakby wpraszającym się pasażerem Sasoriego. Też chciał do szpitala, bo tam przebywał Hyuuga, a nabić punktów się przyda jednak najpierw chciał wiedzieć co mu przywieźli z Egiptu. Wtem z pokoju wylazł rozczochrany Yahiko. Jego małżonka wyminęła go chłodno i poszła do sypialni. Inaczej planowała poranek, a oni… ech, szkoda słów.
- Co jej zrobiliście? – zapytał cicho, podchodząc do nich.
- Nic.
- Nic.
- Nic – powiedzieli, każdy jeden. Yahiko wzruszył ramionami. – Takie są baby – dodał Kakuzu.
- Wiem, wiem. Ale co bym robił z wielbłądem? – zapytał retorycznie.
- Może on, a nie ty robiłby wiele błędów – zaśmiał się Hidan. Samotnie.
            Po tym wszystkim Yahiko wypraszał ich z domu, obiecując, że odda im prezenty jak ich odwiedzi. Zresztą i tak nie będą z tych prezentów zadowoleni. On też nie był znajdując co roku pod choinką skarpetki.

            Jakąś godzinę później, szpitalnym korytarzem kroczył blondwłosy chłopak. Opierał się o kulach, starając się nie stanąć na obolałej stopie. Wczoraj tak dokuczał mu ból, że dostał środek nasenny, by w spokoju zasnąć. Teraz kierował się po kryjomu na oddział, gdzie znajdował się Hiashi. Miał nadzieję, że mężczyzna się już obudził. Zapukał do pokoju i powoli otworzył, szukając wzrokiem przyszłego teścia.
- Dzień dobry! – powie… krzyknął radośnie do mężczyzny, spiorunowany wzrokiem pozostałych pacjentów. – Przepraszam – szepnął, dlatego tylko Hyuuga go usłyszał. – Co tam u pana słychać?
- Co ty tu robisz? I co ci się stało? – zapytał spoglądając na jego zagipsowaną kończynę.
- A taki tam… wypadek – oznajmił beztrosko i dosunął do łóżka jakieś krzesło, od razu na nie siadając. – Ciężko się na tym chodzi, wolałem wózek. Ale trudno… a pan jak tam?
- W porządku, wieczorem już wychodzę.
- No to super, ja też wyjdę, bo się tu zanudzę – westchnął leniwie. – Zresztą jedzenie tutaj jest ohydne.
- Twoi rodzice nie są z tobą? – zmienił temat.
- Na szczęście nie. Inaczej byłoby tu bardzo głośno – zaśmiał się, a Hiashi mu posłał pełne politowania spojrzenie. – No to… - zabrał z nudów kartę podczepioną do jego łóżka. – Anemia, tak?
- Tak, tak tam piszę – odparł w miarę spokojnie. - Wiesz może, jak idzie nauka Hinaty? – zmienił temat. Chciał się dowiedzieć, dlaczego zdecydowała się zmienić kierunek.
- W sumie na nic mi się nie skarżyła z nauką… ale.. – zaczął niepewnie, skupiając wzrok na kancie półki. Hiashi patrzył na niego wyczekująco. – no bo, właśnie wczoraj dowiedziałem się, że zmienia kierunek.
- Dopiero? – wtrącił Hiashi, z lekką kpiną. – Czyżby nie interesowało cię życie mojej córki?
- Nie… znaczy tak, obchodzi i to bardzo! – poprawił się szybko. – Tylko no, nie wiem czemu mi o wielu rzeczach nie mówi. Ja jej mówię, czasem nawet za dużo – zaśmiał się, rozmasowując swój kark.
            Naruto się nie poddawał i nadal rozgadywał się z Hiashim, nie na swój temat, bo on go za bardzo nie interesował, ale o Hinacie. Całkiem nieźle się dogadywali,  lecz oczywiście ktoś te sielankę musiał przerwać.
- Witam – do pomieszczenia wszedł Hidan, który tak jak blondyn w ogóle się nie spodziewał dodatkowego gościa. – Przepraszam, nie wiedziałem, że ma pan gościa.
- Nic nie szkodzi, Hidan. To jest…
- My – przerwał mu Naruto. - … się znamy… niestety – dodał szeptem.
- Naprawdę? Skąd? - zapytał zdumiony.
- Z… - Naruto zawahał się na moment, taka fajna okazja. Jednak znając życie, tak jak Hinata mu nie uwierzy, a pewnie to on okażę się tym niewychowanym prostakiem. – Z wesela. Okazało się, że mamy wspólnego przyjaciela.
- To niezupełnie prawda… - oznajmił Hidan. – spotkaliśmy się jak odbierałem od ciebie i Hinatę i… i jej siostrę, w ferie. Niezbyt miłe spotkanie, byłeś bardzo agresywny – w blondynie zawrzało, on mu ratuje dupę, a ten go wkopuje w jeszcze gorsze bagno.
- Pewnie miałem ku temu powód – uśmiechnął się zadziornie do Hidana, byleby nie dać się wytrącić z równowagi. Chociaż to było niesamowicie trudne. – Jednak tego nie pamiętam. Więc nie warto chować urazy – tekst trochę podkradł swojemu ojcu, który podobnie mu powiedział w dzieciństwie, jak się ostro pożarli.
- Bardzo dojrzałe rozwiązanie – pochwalił Hiashi, a dalszą wypowiedź przerwało kolejne wejście do pomieszczenia, tym razem Sasuke i Nejiego.
- Faktycznie jest tutaj – wszedł w głąb pokoju. - Naruto, wiesz że cię pielęgniarki szukają? – zapytał brunet.
- Niby skąd miałem wiedzieć – zapytał sarkastycznie.
- Nieważne, wracasz do pokoju – zarządził Neji.
- Nie, ja tu zostanę z panem Hyuugą – zadecydował, niczym dzieciak.
- Mamy ramen – dodał Sasuke, na co Naruto rozbłysły oczęta. – Neji kupował. Tak ci się odwdzięczy za – blondyn zaczął teatralnie kaszleć. – uratowanie życia.
- Słucham? – zainteresował się Hiashi, a Hidan zaczął czuć się jak tło w tym wątku.
- To nic takiego – stwierdził Naruto, gromiąc Uchihę spojrzeniem. – Chodźmy do pokoju, ramen jest ciepłe?
- Powinno – odparł karooki, przepuszczając blondyna w drzwiach. – Jest na twoim łóżku.
- Że co? Chodźmy pędem, bo mi to zarekwirują! – wykrzyczał i stąpnął za pomocą kul co sił w nodze.
            Neji został ze swoim wujkiem, mówiąc, że potem dojdzie do chłopaków. I tak za drzwiami pewnie potoczyło się przesłuchanie. Natomiast dwaj przyjaciele wsiedli do windy i jechali na właściwe piętro. Po kilku troskliwych pytaniach Sasuke, zaczęli rozmawiać o tym jakie efekty przyniósł wczorajszy wpiernicz.
- A weź… w sumie nic nie dało, ale było śmiesznie – wyczekujące spojrzenie, zachęciło do kontynuowania. – Sakura zastała mnie z Minoru w kuchni i zaczęła swój poemat o karygodnym zachowaniu, a Minoru nie dość, że nas bronił to jeszcze wychwalał nasze uderzenia – Uzumaki parsknął śmiechem, nawet po tym nie zorientował się, że raczej nie pałają do niego przyjaźnią. Niesamowicie głupi człowiek.
- Na szczęście niedługo koniec roku – rzekł pociesznie.
- Tak, a ty kończysz z hukiem. Twoja mama padnie na twój widok – zaśmiał się cicho brunet. – Chociaż, aby u teścia sobie zapunktujesz.
- Nie chcę. Wolę, by zaakceptował mnie, bo chce, a nie, że wypada – stwierdził Naruto wychodząc z windy.
- Po co wybierasz zawsze te najtrudniejsze drogi? Przypominam, że i tak już źle zacząłeś z miłością do Hinaty. Przyjmując zakład i nic jej nie mówiąc.
- Mimo to, będę robił po swojemu.
            Już się z nim nie sprzeczał, przewrócenie oczami było dostatecznym komentarzem. Weszli w końcu do sali chłopaka, gdzie jego miska ramen była wchłaniana przez innego pacjenta. Nie pozostawił tego bez jakiejś surowszej dyskusji. Okazało się jednak, że Uchiha postawił miskę na nie tej półce i mężczyzna sądził, że to dla niego. Nie zamierzał oddać.
- To mój posiłek, taki od serca!
- Od dziewczyny? - zapytał mężczyzna, teraz myśląc nad zwrotem.
- Nie od chłopaka – powiedział, a on zjadał mu nagle posiłek bez krępacji. Sasuke spojrzał dziwnie na przyjaciela, czyżby nie załapał dwuznaczności wypowiedzianych słów?
- Masz chłopaka, Naruto? – zapytał, rozchichotany damski głos za nim.
- Hinata! – zawołał radośnie, obejmując dziewczynę, kiedy do niego przyszła. – Co to za pytanie?
- Sam tak powiedziałeś, ciemnoto – wtrącił Sasuke z uśmiechem
            Wtem Naruto zaczął gorączkowo wyjaśniać to nieporozumienie, jakby to jakoś sąsiedniego faceta obchodziło. Po chwili do pokoju weszli również Tenten i Neji, jakoś czuć było między nimi nieprzyjemną atmosferę, choć starali się to retuszować. Szatyn, by załagodzić spór o ramen, zaprosił na niego jutro Uzumakiego. To taki akt podziękowanie za ocalenie mu życia.




OD AUTORKI
Tym razem następnej daty nie ma, bo... no właśnie, niezręczna sytuacja xD muszę trochę ponadrabiać :P Nie tylko notki, ale i wasze blogi :)  Najwcześniej jednak notka będzie za tydzień ^^ Bardzo wam dziękuję za te  wszystkie komentarze pod ostatnią notką, w życiu bym nie pomyślała, że osiągnę kiedyś taki wynik ^^ No i dziękuję za te wejścia, około dwieście wejść dziennie normalnie uśmiech nie schodzi mi z twarzy xD
Bardzo dziękuję Kirei, za wlepienie mnie do notki specjalnej :* :) Przez ciebie samej mi się chcę znowu napisać jakiegoś one-shota xD Chcecie? xDDD
Pozdrawiam wszystkich gorąco, miłego weekendu ;)