Wrócili
właśnie z trwającej ponad miesiąc podróży poślubnej z Egiptu. Yahiko wniósł na
górę trzy torby z różnymi bagażami – głównie ubraniami Konan, przez co, bardzo głośno sapał ze zmęczenia.
Jego świeża małżonka popatrzyła na niego z politowaniem. Każda wcześniejsza
propozycja pomocy spotkała się z odmową, więc niech się męczy. Czekała, aż
łaskawie otworzy drzwi od mieszkania, ale ten jak gdyby nigdy nic usiadł na
schodach i zaczął ciężko oddychać.
- Yahiko! – upomniała go, zwracając na siebie uwagę. – Mówiłam,
że wzięłabym jakąś torbę, skoro było ci ciężko.
- Konan, skarbie… przecież jestem bardzo silny – naprężył
leniwie ręce, na co przewróciła oczami. – Ale powiedz mi, jak to się stało, że
mamy połowę więcej bagaży, niż na początku?
- Odpowiem ci w środku, a nie na klatce schodowej. Otwieraj –
nakazała władczo, co posłusznie chciał zrobić, skradając jej jeszcze pocałunek,
przez który się uśmiechnęła.
Otwierając
zamek, jeszcze nakazał jej poczekać na chłodnej klatce. Wpakował szybko do
środka wszystkie torby, a następnie wyszedł po Konan. Zbliżył się do niej,
obdarzając uśmiechem, uchwycił nieświadomą jego zamiarów dziewczynę w talii i potem
szybko podniósł ją na ręce.
- Yahiko! Co robisz? Zwariowałeś? – unosiła się, szamocząc na
prawo i lewo.
- Cicho, bo cisza nocna jest, a w ogóle tradycją jest, że muszę
przenieść cię przez próg – oświadczył, sprawiając, że ukochana stała się bardzo
potulna. Wszedł z nią przez drzwi, zamykając je potem nogą.
- Dobra możesz mnie już puścić. Słyszysz?!
- Nie szarp mną, zaraz cię postawię na kanapieeeee –
przeciągnął w momencie, gdy zahaczył nogą o pasek od torby i razem z małżonką
wyrżnął na podłogę. – Ja pierdolę, przepraszam! Konan nic ci nie jest?
- Nie, ale wiedziałam,
że to się tak skończy… Niezdaro – przezwała go z uśmiechem i chciała się
podnieść, lecz rudowłosy umyślnie uniemożliwiał jej to, przygniatając swoim
ciałem. – Złaź!
- A gdzie proszę i przepraszam? – spojrzał na nią w
oczekiwaniu.
- Proszę zejdź.
- Iii?
- Za co mam przepraszać? To przez ciebie jestem na podłodze –
uświadomiła z lekką irytacją.
- Za niezdarę – spojrzała na niego z politowaniem. – Nie
przeprosisz? – mruknęła przecząco, jak małe dziecko. – No to inaczej odkupie
sobie te obrazę – stwierdził, zaczynając składać na jej szyi bardzo czułe
pocałunki.
- Yahiko! Zdurniałeś? Dopiero przyjechaliśmy! Przestań słyszysz?!
Yahiko – jęknęła bezsilnie, aż w końcu się oddała tym rozkoszom, lecz przerwał
je roznoszący się dźwięk telefonu stacjonarnego. Z bólem serca Yahiko zabrał
słuchawkę, nadal siedząc okrakiem na żonie.
- Co? O cześć… aha… gdzie? Aha… no….
- Kto dzwoni? – zapytała Konan.
- To Nagato, mówi, że stoi przed drzwiami do mieszkania i nie
wie czy wejść – oznajmił, po czym razem z nią się głośno zaśmiał. Wtem uwolnił
z docisku kobietę, a ta poszła otworzyć czerwonowłosemu.
Okazało się,
że był w towarzystwie Ayi – swojej dziewczyny, która wymieniając się z
rozweselonymi spojrzeniami małżeństwa, razem z nimi parsknęła śmiechem. Niby
Nagato rozważnie postąpił dzwoniąc, ale był w sumie współlokatorem i to
niebywale bawiło. Przyjaciele usiedli w salonie, zamówili pizzę i opowiadali o
swoich wakacjach.
Tymczasem
przez centrum miasta, jechali w kierunku szpitala Naruto i Neji, z oczywiście
jakimś mężczyzną, który zaoferował im podwiezienie, był taki wystraszony i
nadto zatroskany, że Naruto postanowił nie składać jakiegoś doniesienia. Jednak
mężczyzna i tak chcę pokryć wszystkie koszty leczenia. Naruto siedział z tyłu, z
unieruchomioną za pomocą deski nogą i związanej jakimś tam materiałem. Dobrze,
że kierowca był stolarzem i miał takie przybory w bagażniku. Natomiast Neji był
z przodu i słuchał biadolenia Naruto, który w sumie sobie żartował, ale
nieświadomy tego kierowca wpadał w coraz większą panikę, łamiąc zakazy
nadmiernej prędkości.
- Neji, boli mnie, ja się tu wykrwawię, chcę mi się sikać i
umrę nie wysikany – dramatyzował Naruto.
- Skończ już. To tylko noga, najwyżej ci amputują czy coś –
burknął Hyuuga, uśmiechając się do siebie psychopatycznie, a kierowco przełknął
głośno ślinę.
- Pocieszyłeś… - patrzył podejrzliwie na swoją nogę, usilnie
ignorując ból. – Myślisz, że Hinata będzie mnie kochać bez jednej nogi? – na to
pytanie Nejiemu zapulsowała żyłka na skroni.
- Nie – odparł krótko i głupio.
- Wiedziałem! – zaczął teatralnie rozpaczać. – Obiecaj mi, że
dopilnujesz, by w przyszłości poszła do zakonu.
- Po cholerę?
- No nie może mieć innego, spotkamy się w przyszłym życiu! Może
będziemy w postaci jakiś żabek, albo kotów, i w marcu byśmy ten tego że, aż
rzucali by w nas butami. Albo…
- Dalego jeszcze do tego szpitala?! – zawołał Neji do kierowcy
desperackim tonem.
Kierowca
zaprzeczył wskazując na budynek, którego dzieli od nich jedna ulica. Odetchnął
z ulgą, gdy po chwili już wysiadali. Prowadzili Naruto do środka, na widok
którego nastąpiła natychmiastowa reakcja pielęgniarek. Został odwieziony na
oddział gdzie mu pomogą, a Neji i winowajca wypadku dopełniali wszelkie
formalności.
Po kilku
minutach ciągłego oczekiwania, szatyn zdecydował się pójść do sklepiku po jakąś
wodę czy co tam upatrzy. W drodze został potrącony o jakiegoś chłopaka, skądś
go chyba znał. Ale bez zastanowienia chwycił go brutalnie za kołnierz bluzki i
przybliżył do siebie.
- Lepiej uważaj! – warknął. – Tu nie wolno biegać.
- Jasne, sorki.
- Konohamaru! – zawołała wychodząca zza rogu Hanabi. – Neji? Ty
też przyszedłeś do mojego taty?
- Właściwie to nie – powiedział, a dalszy monolog przerwał mu
szamoczący się dzieciak.
- Hanabi, skoro go znasz, to każ mu mnie puścić! – zawył
Sarutobi, Neji trzymał go tak wysoko, że stał na palcach, jak baletnica.
Kiwnęła mu ręką, by go zostawił i go puścił, patrząc nieprzychylnie.
- To jest właśnie Konohamaru... mój chłopak – uświadomiła, a
ten zarzucił na nią ramie, szczerząc się wesoło.
- Wyrazy współczucia dla was obydwu – skomentował, na co
popatrzyli na niego z wyrzutem. Jak mógł tak powiedzieć?
Wtem udali
się z nim do sklepiku, po drodze wysłuchując przygody, która go doprowadziła do
tegoż miejsca. Konohamaru od razu ucieszył się na wiadomość, że jego
„braciszek” tu jest, nie ważne w jakim stanie. Od razu postanowił pójść go
odwiedzić, nie bacząc na protest Nejiego i tego, że go tam nie wpuszczą.
Jak to na
niego przystało, przemknął się niezauważony przez korytarz i uchylał każde
drzwi w poszukiwaniu swojego przyjaciela w końcu dosłyszawszy straszny warkot z
jednego gabinetu, poznał Naruto. Szybko schował się za jedną ze ścianek, gdy
drzwi otwierały się od wewnętrznej strony.
- Niech pan siedzi w tej pozycji, a ja pójdę po lekarza. Zaraz
wracam.
Gdy tylko
lekarz oddalił się na bezpieczną odległość, Konohamaru wykorzystał okazję i
zakradł się do pomieszczenia. Spojrzał na siedzącego z wyciągniętą
unieruchomioną nogą na tapczanie blondyna, który był bardziej zajęty pisaniem
na telefonie.
- Piszesz do cioci? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Sarutobi?! Co ty tu robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić – oznajmił oglądając wszystkie
medyczne przyrządy. – Ej! Patrz – zarzucił na siebie kurtkę ratownika
pogotowia. – Jaki czadzior!
- Weź to zdejmuj i wynoś się! – podporządkował się i zdjął
kurtkę, ale wtem nałożył na uszy stetoskop.
- Jestem lekarzem! – zaśmiał się, a blondyn plasnął się w
czoło. – Daj się osłuchać.
- Nie ma mowy! Weź się z tym zimnym chujostwem! – warknął,
przesuwając się trochę dalej.
- No dalej, pobawimy się w doktora! – zawołał wesoło.
- Co jest? Orientacja ci się zmieniła, weź się odwal!
Konohamaru! – zawołał wściekle, przez co chłopak odłożył wszystkie narzędzia.
Usiadł na obrotowym krzesełku po chwili biorąc z szuflady młotek neurologiczny.
– Czy ty ciągle musisz mieć coś w
rękach? Zostaw to i spadaj!
- Dramatyzujesz braciszku, co się może stać jak zostanę, co? –
zaczął śpiewnie i podszedł do niego od razu przerywając jego wypowiedź. – Masz
odruchy w nodze? – zapytał uderzając mocno młotkiem w kolano chłopaka, na
szczęście w tą zdrową nogę.
- Ała! Kurwa mać, wypieprzaj, bo wstanę i kopnę ci w dupę!
- Dobry wieczór, co tu się dzieję? – zapytała wchodząca do
gabinetu Tsunade. Oprócz pracy na uniwersytecie pomagała w szpitalach jako
pełnoprawny lekarz. – Naruto, kim jest twój przyjaciel?
- To pasożyt, nie przyjaciel – burknął, zakładając ręce na piersiach.
- Jesteś znany w szpitalu, braciszku? – zapytał, zerkając na
obfity dekolt lekarki.
- Jestem jego ciocią, proszę wyjść inaczej wezwę ochronę –
rozkazała, wskazując mu palcem, gdzie są drzwi. Prychnął urażony, ale
posłusznie wyszedł.
Na głównym
korytarzu, gdzie znajdowała się poczekalnia siedziała Hinata, Neji i Tenten, od
razu ich wypytał o miejsce pobytu Hanabi i niezwłocznie skierował się do sali,
w której przebywał Hiashi. Cóż, chyba nie ucieszył się na jego widok, bo
przewrócił oczami. Postanowił opowiedzieć mu całą historię swojego życia, by
się do niego przekonał, choć Hanabi swoimi uszczypliwymi wtrąceniami psuła cały
efekt. Natomiast Hiashi miał ich dość i ich ciągłego gadania, modlił się by
przyszedł jakiś lekarz i kazał im wyjść.
Gdy zbliżała
się już północ, a rozmowy wśród zgromadzonych par nawet nie cichły do towarzystwa
doszła butelka sake, która szybko się opróżniła. Głównie przez męską część
grupy, która wykorzystała chwilową nieobecność dziewczyną. Naturalnie dostali
opieprz od swoich połówek, ale ten nieznośny skwar, który panował tej nocy,
doprowadził ich do szybkiego spicia i w sumie wtedy byli dosyć uroczy.
- Egipt… fajnie, pojechałbym – rozmarzył się Nagato.
- Raczej pojechalibyśMY – naburmuszyła się Aya, akcentując
ostatnie dwie litery.
-Ta, tak powiedziałem. W ogóle mnie nie słuchasz – oburzył się
Nagato, pstrykając ją w czoło.
- A my musimy wszystkich znajomych poodwiedzać… nie chcę mi się
– marudziła Konan, wtulając się w swojego męża.
- No ja też nie chcę kilku osób odwiedzać… już słyszę ich
zaczepki - odchrząknął. – „Ooo wróciłeś z Konan? Trzeba było ją wymienić na
kilka wielbłądów” – zacytował dla żartu, na co nawet i wspomniana się zaśmiała.
Potem Aya
chciała już wrócić do domu, gdzie oczywiście chciał ją odprowadzić Nagato, ale
że już był lekko wstawiony ta chęć nie
była obustronna. Znaczy dziewczynie będzie miło zostać odprowadzoną, ale sama
go od siebie już nie puści, bo za bardzo, by się martwiła. Dlatego ustalili, że
Nagato będzie dziś spał u niej. Tym sposobem nawet Konan i Yahiko spokojnie
wypoczną tej nocy, pożegnali się z przyjaciółmi i wrócili do salonu. Konan
patrząc na ilość toreb już miała dość, udała się do kuchni i z lodówki
wyciągnęła butelkę wody mineralnej.
Sącząc
orzeźwiający napój, biodra dziewczyny zostały oplątane czułymi rękoma męża.
Zaczął składać ssące pocałunki po jej szyi, które doprowadzały ją do stanu
euforii. Właśnie tak, zaczęła chichotać zostając trafiona w swoje czułe punkty,
odwróciła się. Mimo luźnego objęcia, nie przerwała, a wręcz ciągnęła to dalej
wystawiając w jego stronę dzióbek z ust.
- Ile ty masz lat, co? –zapytał dowcipnie, w końcu cmokając w
jej mokre wargi
- Przy tobie czuję się na szesnaście – odpowiedziała z
uśmiechem. – i pół.
- Ech? Po cholerę te pół?
- No, troszkę młodo jednak wyglądasz. Ale i tak ja wyglądam
młodziej – pokazała mu język zaczepnie, na co temu zrzedła mina. Przecież różni
ich tylko rok, a nie dziesięć.
- Czyli jesteś gówniarą – uśmiechnął się triumfalnie. – musisz
słuchać dorosłych – spojrzała na niego zdezorientowana. - … czyli mnie!
Zarządzam, że idziemy się kochać!
- Co?! – cudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. –
Chcesz wykorzystać nieletnią? – skrzyżowała dłonie na środku klatki piersiowej,
przez co zachowała pozory bezbronnej
- Nie, jestem w końcu piękny, więc zgodzisz się z własnej woli – zaśmiał się z rękami opartymi
o własne biodra, dodając sobie żałosności. Wiedział, że to z góry jest
przesądzone. Konan chciała od razu po powrocie się rozpakować z podróży.
- Dobra – rzekła w końcu, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony.
Trwało to dobre trzy minuty. – Kochajmy się.
- Eee – tyle z siebie wydusił, nie spodziewał się. Dlatego
inicjatywę przejęła Konan, obejmując Yahiko wokół szyi i wcielając namiętny
pocałunek w życie.
Po chwili amoku, oddał się temu rozkosznemu pocałunkowi,
chwycił ją w pasie i posadził na ladzie. Wymierzonymi pocałunkami nie dawali
sobie odetchnąć, nikt nie chciał ich przerywać. Dlatego oddychali niesamowicie
ciężko i nie tylko panujący klimat był przyczyną ich rozgrzanych ciał. Yahiko
osunął się dotykiem warg na szyję partnerki, jej miękka aksamitna skóra doprowadzała
go do obłędu, a zapach którym emanowała do jeszcze większego stanu pożądania.
Niebiesko włosa zacisnęła jego bluzkę w swoich pięściach, szyja była jej
erogennym miejscem, a te pieszczoty właśnie na niej składane doprowadzały ją do
większego podniecenia. Podwinęła materiał i ściągnęła górne odzienie, przez
jego głowę, odsłaniając jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową. Odrzuciła ciuch
na podłogę, przez co oderwała od siebie jego uwagę.
- Potem mi to wypierzesz – powiedział poważnie, a
ta tylko przewróciła oczami.
- Myślisz, że podłoga jest, aż tak brudna? –
zapytała głupio.
- Nie. Bluzka i tak była zapocona – stwierdził
głupio na powrót wpijając się w malinowe usta dziewczyny.
Podczas pocałunku towarzyszył jej uśmiech, Yahiko uniósł ją lekko w
górę, drugą ręką zwinnie ściągając z niej krótkie szorty. Następnie od jej
bosych stóp jechał opuszkami palców do bioder. Dziewczynę zaczął podniecać ten
dotyk i roznamiętniła ich pocałunek. Rudowłosy chłopak wziął ją w końcu na ręce
i ostrożnie przetransportował do pokoju. Ułożył na łóżku, po czym okroczył jej
ciało. Spojrzała na pół nagiego męża z standardową żądzą, i natychmiast
przysunęła do siebie złączając usta.
Odwzajemniał pocałunek zaczynając schodzić niżej, po chwili ściągając z
niej biały podkoszulek i ciskając teatralnie w tył, jak na kreskówkach, jednak
bluzka zawisła na lampie Konan to przemilczała, pragnienie bliskości było o
wiele, wiele większe. Całował ją mokrymi pocałunkami po biuście, nie miała na
sobie biustonosza, bo było jej za gorąco. Bynajmniej nie przeszkadzało to
Yahiko. W końcu skrzyżował się z nią spojrzeniami szykując się do przejścia w
akt miłości. Skinęła głową, dając znak, by zaczynał.
Powoli i delikatnie zaczął w nią wchodzić, na co jęknęła
z rozkoszy. Ich ciała były jednością, ta chwila dla obojga była magiczne.
Poruszał biodrami w przód i tył dodając jeszcze więcej czaru na tą chwilę.
Dziewczyna wygięła się lekko w łuk w akcie podniecenia, chciała więcej! Chciała
by te kilka minut szczytowania trwało jak najdłużej. Pomimo tego potu, natłoku
gorąca – chciała nasycić się tej ekstazy.
- Och, Yahiko. Kocham cię – mówiła, zaczynając
wbijać swoje zdecydowanie za długie paznokcie w plecy swojego mężczyzny. Nawet
jego syknięcie nie poluzowało nacisku.
W końcu z niej wyszedł zakańczając to pocałunkiem. Byli już po ślubie,
więc nie używał prezerwatywy, a kochał się z nią po bożemu, będzie co będzie. Okryli się kołdrą, a Konan ułożyła głowę na jego torsie,
uśmiechając się do samej siebie. Yahiko łagodził jej niebieskie rozpuszczone i
lekko mokre włosy.
- Zadowolona? – zapytał, choć znał odpowiedź. W końcu był w tym
niezły, hehe.
- Pewnie, ale to nie znaczy, że masz się już nie starać –
odpowiedziała zadziornie.
Zaśmiał się
cicho na ten wywód, on się zawsze stara. Po kilku minutach oboje oddali się w
objęcia morfeusza. Nad ranem Konan obudziła się pierwsza, spojrzała na śpiącego
męża z uśmiechem i udała pod prysznic. Nie wypakowali jeszcze swoich ubrań więc
pochwyciła wiszący w łazience puchaty szlafrok, po wyjściu spojrzała na
podłogę, gdzie leżały pozostałości garderoby po ich wczorajszej upojnej nocy.
Mimowolnie na twarz wpełzł jej uśmiech, zgarnęła wszystko na łóżko i poszła do
kuchni, tam też się trochę pozapominali, ale najpierw spojrzała do lodówki,
wyjmując zimną wodę.
Potem ktoś
zadzwonił do drzwi, spojrzała na zegarek, który był akcesoriom na piecyku.
Ósma, więc pewnie Nagato wrócił do domu. Podeszła do drzwi i otworzyła górny
zamek, zapraszając do środka i od razu oddaliła się do kuchennego
pomieszczenia.
- Yahiko jeszcze śpi jakby co.
- To idź go obudź – nakazał jej, obróciła się do właściciela,
którym bynajmniej nie był Nagato, lecz Hidan. Przyszedł razem z dwójką kumpli,
Sasorim i Kakuzu. – Przyszliśmy po prezenty i spadamy.
- Prezenty? – powtórzyła Konan, opatulając się rękoma, w końcu
była w samym szlafroku!
- No tak, wracacie z wakacji, a nie macie prezentu? – zapytał z
wyrzutem Hidan.
- A to ja jestem podobno skąpy – wtrącił Kakuzu.
- Bo jesteś…– zaśmiał się cicho Sasori. – Nic cię nie
usprawiedliwia.
- Zamknij mordę Rudzielcu – warknął na niego, odpychając go do
tyłu.
- Przestańcie, słuchajcie… my się jeszcze nawet nie
rozpakowali, więc…
- To co wczoraj robiliście? – zapytał Hidan, choć domyślał się
odpowiedzi, ale był taki perfidny, że chciał usłyszeć to na głos. Konan się
zakłopotała. Nie będzie zwierzać się z ich życia intymnego. Z nimi to jak z jej
ojcem, z deszczu pod rynnę!
- Konan, skarbie…! Gdzie są moje spodnie?! – wydarł się głos z
pokoju. Wszyscy obecni w salonie zachichotali cicho. – Dobra znalazłem!
- Ech… chcecie kawy? Herbaty? – zapytała, wymuszając swą
uprzejmość.
Oczywiście
Hidan się rozgościł wygłaszając swoje zachcianki, ale Kakuzu go upomniał. Tak
naprawdę to mieli tu zajrzeć później, teraz byli w drodze do pracy, a Hidan był
jakby wpraszającym się pasażerem Sasoriego. Też chciał do szpitala, bo tam
przebywał Hyuuga, a nabić punktów się przyda jednak najpierw chciał wiedzieć co
mu przywieźli z Egiptu. Wtem z pokoju wylazł rozczochrany Yahiko. Jego małżonka
wyminęła go chłodno i poszła do sypialni. Inaczej planowała poranek, a oni…
ech, szkoda słów.
- Co jej zrobiliście? – zapytał cicho, podchodząc do nich.
- Nic.
- Nic.
- Nic – powiedzieli, każdy jeden. Yahiko wzruszył ramionami. –
Takie są baby – dodał Kakuzu.
- Wiem, wiem. Ale co bym robił z wielbłądem? – zapytał
retorycznie.
- Może on, a nie ty robiłby wiele błędów – zaśmiał się Hidan.
Samotnie.
Po tym
wszystkim Yahiko wypraszał ich z domu, obiecując, że odda im prezenty jak ich
odwiedzi. Zresztą i tak nie będą z tych prezentów zadowoleni. On też nie był
znajdując co roku pod choinką skarpetki.
Jakąś godzinę
później, szpitalnym korytarzem kroczył blondwłosy chłopak. Opierał się o
kulach, starając się nie stanąć na obolałej stopie. Wczoraj tak dokuczał mu
ból, że dostał środek nasenny, by w spokoju zasnąć. Teraz kierował się po
kryjomu na oddział, gdzie znajdował się Hiashi. Miał nadzieję, że mężczyzna się
już obudził. Zapukał do pokoju i powoli otworzył, szukając wzrokiem przyszłego
teścia.
- Dzień dobry! – powie… krzyknął radośnie do mężczyzny, spiorunowany
wzrokiem pozostałych pacjentów. – Przepraszam – szepnął, dlatego tylko Hyuuga
go usłyszał. – Co tam u pana słychać?
- Co ty tu robisz? I co ci się stało? – zapytał spoglądając na
jego zagipsowaną kończynę.
- A taki tam… wypadek – oznajmił beztrosko i dosunął do łóżka
jakieś krzesło, od razu na nie siadając. – Ciężko się na tym chodzi, wolałem
wózek. Ale trudno… a pan jak tam?
- W porządku, wieczorem już wychodzę.
- No to super, ja też wyjdę, bo się tu zanudzę – westchnął
leniwie. – Zresztą jedzenie tutaj jest ohydne.
- Twoi rodzice nie są z tobą? – zmienił temat.
- Na szczęście nie. Inaczej byłoby tu bardzo głośno – zaśmiał
się, a Hiashi mu posłał pełne politowania spojrzenie. – No to… - zabrał z nudów
kartę podczepioną do jego łóżka. – Anemia, tak?
- Tak, tak tam piszę – odparł w miarę spokojnie. - Wiesz może,
jak idzie nauka Hinaty? – zmienił temat. Chciał się dowiedzieć, dlaczego
zdecydowała się zmienić kierunek.
- W sumie na nic mi się nie skarżyła z nauką… ale.. – zaczął
niepewnie, skupiając wzrok na kancie półki. Hiashi patrzył na niego
wyczekująco. – no bo, właśnie wczoraj dowiedziałem się, że zmienia kierunek.
- Dopiero? – wtrącił Hiashi, z lekką kpiną. – Czyżby nie
interesowało cię życie mojej córki?
- Nie… znaczy tak, obchodzi i to bardzo! – poprawił się szybko.
– Tylko no, nie wiem czemu mi o wielu rzeczach nie mówi. Ja jej mówię, czasem
nawet za dużo – zaśmiał się, rozmasowując swój kark.
Naruto się
nie poddawał i nadal rozgadywał się z Hiashim, nie na swój temat, bo on go za
bardzo nie interesował, ale o Hinacie. Całkiem nieźle się dogadywali, lecz oczywiście ktoś te sielankę musiał
przerwać.
- Witam – do pomieszczenia wszedł Hidan, który tak jak blondyn
w ogóle się nie spodziewał dodatkowego gościa. – Przepraszam, nie wiedziałem,
że ma pan gościa.
- Nic nie szkodzi, Hidan. To jest…
- My – przerwał mu Naruto. - … się znamy… niestety – dodał
szeptem.
- Naprawdę? Skąd? - zapytał zdumiony.
- Z… - Naruto zawahał się na moment, taka fajna okazja. Jednak
znając życie, tak jak Hinata mu nie uwierzy, a pewnie to on okażę się tym
niewychowanym prostakiem. – Z wesela. Okazało się, że mamy wspólnego
przyjaciela.
- To niezupełnie prawda… - oznajmił Hidan. – spotkaliśmy się
jak odbierałem od ciebie i Hinatę i… i jej siostrę, w ferie. Niezbyt miłe spotkanie,
byłeś bardzo agresywny – w blondynie zawrzało, on mu ratuje dupę, a ten go
wkopuje w jeszcze gorsze bagno.
- Pewnie miałem ku temu powód – uśmiechnął się zadziornie do
Hidana, byleby nie dać się wytrącić z równowagi. Chociaż to było niesamowicie
trudne. – Jednak tego nie pamiętam. Więc nie warto chować urazy – tekst trochę
podkradł swojemu ojcu, który podobnie mu powiedział w dzieciństwie, jak się
ostro pożarli.
- Bardzo dojrzałe rozwiązanie – pochwalił Hiashi, a dalszą
wypowiedź przerwało kolejne wejście do pomieszczenia, tym razem Sasuke i
Nejiego.
- Faktycznie jest tutaj – wszedł w głąb pokoju. - Naruto, wiesz
że cię pielęgniarki szukają? – zapytał brunet.
- Niby skąd miałem wiedzieć – zapytał sarkastycznie.
- Nieważne, wracasz do pokoju – zarządził Neji.
- Nie, ja tu zostanę z panem Hyuugą – zadecydował, niczym
dzieciak.
- Mamy ramen – dodał Sasuke, na co Naruto rozbłysły oczęta. –
Neji kupował. Tak ci się odwdzięczy za – blondyn zaczął teatralnie kaszleć. –
uratowanie życia.
- Słucham? – zainteresował się Hiashi, a Hidan zaczął czuć się
jak tło w tym wątku.
- To nic takiego – stwierdził Naruto, gromiąc Uchihę
spojrzeniem. – Chodźmy do pokoju, ramen jest ciepłe?
- Powinno – odparł karooki, przepuszczając blondyna w drzwiach.
– Jest na twoim łóżku.
- Że co? Chodźmy pędem, bo mi to zarekwirują! – wykrzyczał i
stąpnął za pomocą kul co sił w nodze.
Neji został
ze swoim wujkiem, mówiąc, że potem dojdzie do chłopaków. I tak za drzwiami
pewnie potoczyło się przesłuchanie. Natomiast dwaj przyjaciele wsiedli do windy
i jechali na właściwe piętro. Po kilku troskliwych pytaniach Sasuke, zaczęli
rozmawiać o tym jakie efekty przyniósł wczorajszy wpiernicz.
- A weź… w sumie nic nie dało, ale było śmiesznie – wyczekujące
spojrzenie, zachęciło do kontynuowania. – Sakura zastała mnie z Minoru w kuchni
i zaczęła swój poemat o karygodnym zachowaniu, a Minoru nie dość, że nas bronił
to jeszcze wychwalał nasze uderzenia – Uzumaki parsknął śmiechem, nawet po tym
nie zorientował się, że raczej nie pałają do niego przyjaźnią. Niesamowicie
głupi człowiek.
- Na szczęście niedługo koniec roku – rzekł pociesznie.
- Tak, a ty kończysz z hukiem. Twoja mama padnie na twój widok
– zaśmiał się cicho brunet. – Chociaż, aby u teścia sobie zapunktujesz.
- Nie chcę. Wolę, by zaakceptował mnie, bo chce, a nie, że
wypada – stwierdził Naruto wychodząc z windy.
- Po co wybierasz zawsze te najtrudniejsze drogi? Przypominam,
że i tak już źle zacząłeś z miłością do Hinaty. Przyjmując zakład i nic jej nie
mówiąc.
- Mimo to, będę robił po swojemu.
Już się z nim
nie sprzeczał, przewrócenie oczami było dostatecznym komentarzem. Weszli w
końcu do sali chłopaka, gdzie jego miska ramen była wchłaniana przez innego
pacjenta. Nie pozostawił tego bez jakiejś surowszej dyskusji. Okazało się
jednak, że Uchiha postawił miskę na nie tej półce i mężczyzna sądził, że to dla
niego. Nie zamierzał oddać.
- To mój posiłek, taki od serca!
- Od dziewczyny? - zapytał mężczyzna, teraz myśląc nad zwrotem.
- Nie od chłopaka – powiedział, a on zjadał mu nagle posiłek
bez krępacji. Sasuke spojrzał dziwnie na przyjaciela, czyżby nie załapał
dwuznaczności wypowiedzianych słów?
- Masz chłopaka, Naruto? – zapytał, rozchichotany damski głos
za nim.
- Hinata! – zawołał radośnie, obejmując dziewczynę, kiedy do
niego przyszła. – Co to za pytanie?
- Sam tak powiedziałeś, ciemnoto – wtrącił Sasuke z uśmiechem
Wtem Naruto
zaczął gorączkowo wyjaśniać to nieporozumienie, jakby to jakoś sąsiedniego
faceta obchodziło. Po chwili do pokoju weszli również Tenten i Neji, jakoś czuć
było między nimi nieprzyjemną atmosferę, choć starali się to retuszować. Szatyn,
by załagodzić spór o ramen, zaprosił na niego jutro Uzumakiego. To taki akt
podziękowanie za ocalenie mu życia.
OD AUTORKI
Tym razem następnej daty nie ma, bo... no właśnie, niezręczna sytuacja xD muszę trochę ponadrabiać :P Nie tylko notki, ale i wasze blogi :) Najwcześniej jednak notka będzie za tydzień ^^ Bardzo wam dziękuję za te wszystkie komentarze pod ostatnią notką, w życiu bym nie pomyślała, że osiągnę kiedyś taki wynik ^^ No i dziękuję za te wejścia, około dwieście wejść dziennie normalnie uśmiech nie schodzi mi z twarzy xD
Bardzo dziękuję Kirei, za wlepienie mnie do notki specjalnej :* :) Przez ciebie samej mi się chcę znowu napisać jakiegoś one-shota xD Chcecie? xDDD
Pozdrawiam wszystkich gorąco, miłego weekendu ;)