Ariana | Blogger | X X

21 gru 2016

ROZDZIAŁ #11



 Naruto razem z Hinatą spędzali razem ostatnią noc jej pobytu u chłopaka. Nie potrzebowali wiele by noc przyjęła romantyczną atmosferę. Naruto gdzieniegdzie rozpalił świece w pokoju i razem z swoją ukochaną pili czerwone wino, słuchając muzyki z radia. Godzina dochodziła już trzecia, a para siedziała na przeciwko siebie, opierając się o końce łóżka.  
 - Nigdy przenigdy nie zasnęłam na lekcji. - Rzuciła Hinata patrząc z cwanym uśmiechem na Naruto, który według zasad granej przez nich gry musiał wypić łyk wina. Ponieważ Naruto owszem, czasem zasypiął na zajęciach.
 - Nie sprawiedliwe, że trafiałem na nudnych nauczycieli. - Burknął, wypijając wino. - Nigdy przenigdy nie pokazałem się swojemu partnerowi w seksownej bieliźnie. - Mruknął znacząco. 
 - Miałeś partnera? - Parsknęła śmiechem.
 - Nie! Wolałem byś mnie dokładniej zrozumiała...
 - W efekcie podejrzewam cię o bycie krypto-gejem.
 - Nie, ej... Nie ma tak, ja się tak nie bawię... - Skrzyżował ręce okazując naburmuszenie.
 - Tak pogrywasz? - Bąknęła Hinata, przystawiając sobie kieliszek do ust. Po chwili jednak zrezygnowała i wstała z łóżka. - Przebiorę się albo raczej rozbiorę... Tylko zamknij oczy. 
 - Dobra. - Zamknął ciesząc się jak dziecko. Po chwili usłyszał delikatny huk. - Wszystko gra? 
 - Tak... - Odparła Hinata, spożywane wino dawało o sobie znać. - Dobra już możesz otworzyć. 
 Otworzył widząc przed sobą cudowny widok swojej dziewczyny w pończochach podpiętych do koronkowej czarnej bielizny, pasujących doń staniku i seksownie rozpuszczonych włosach. Nieuniknione było rozpoczęcie powstania w spodniach Naruto. Od razu poduszką przyparł członka. 
 - I jak? 
 - Mowę mi odebrało. Sam seks po prostu... 
 - Nacieszyłeś oczy. 
 - No - Zetknął na moment na swoje krocze. - Nie tylko. 
 - Czyli mogę się już ubrać? 
 - Myślę, że tak będzie najlepiej, bo nie mogę się skupić. Jeszcze chwila i się na ciebie rzucę. 
 - To zmienia postać rzeczy. - Stwierdziła siadając na piętach, naprzeciw Naruto. - W takim razie zostaję. 
 - Jak jesteś pijana to jesteś taka niegrzeczna. - Uśmiechnął się delikatnie nie mogąc, nie uciekać wzrokiem w kierunku jej ciała.
 - Żartowałam. - Mruknęła, ubierając na siebie golf Naruto Następnie chwyciła lampkę z winem. - Nigdy przenigdy nie uprawiałam seksu. - Przez dłuższy czas wpatrywali się z uśmiechem w siebie. Aż w końcu Naruto zrobił łyk. - Och... 
 Poczuła się zazdrosna, nie do końca wiedziała dlaczego, ponieważ podejrzewała taką ewentualność. Niestety zareagowała jak zareagowała. Naruto tego nie skomentował, kiedyś i tak by się pewnie dowiedziała. 
 - Ile razy...?   
 - Proszę o łatwijsze pytanie. - Naruto podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
 - Pewnie dużo. Nawet nie chcesz odpowiedzieć. – Burknęła Hinata.
- Nie liczyłem, ale w zamian mogę ci powiedzieć ile miałem partnerek, jeśli chcesz wiedzieć. – Ukochana spojrzała na niego uważnie i w końcu przytaknęła ruchem głowy. – Sześć. Ty jesteś siódma.
- Och… - Sama nie wiedziała, jak ma traktować ten zaszczyt. – Sporo… Nie oszczędzałeś się.
- Czy ja wiem? Menma miał chyba jedenaście przed Izumi, a Gaara to dopiero… - Mężczyzna machnął ręką, uśmiechając się szeroko. – Nie podoba ci się to, co?
- Szczerze?
- Szczerze.
- Nie. – Bąknęła, upijając łyk. – Porównujesz mnie czasem?
- Po co miałbym to robić? Nie tęsknie. – mruknął, a nagle przeszedł go chłodny dreszcz. - Nie jest ci przypadkiem zimno? 
 - Nie.
 - Dziwne, bo mi trochę tak. - Zaśmiał się lekko.
 - Może okno masz niewystarczająco zamknięte. Sprawdzę. - Cały ten pełen podniecenia czar zniknął na wspomnienie o byłych partnerkach Naruto. Lecz Hinata nie zamierzała go przerywać. Po upewnieniu się, że okno jest szczelnie zamknięte, Hinata usiadła na łóżku. – Jak długie byłytwoje związki?
- Hm… - Naruto się zamyślił. – pierwszy w gimnazjum, trwał dwa tygodnie. – Hinata parsknęła śmiechem. – No tak, to bardzo śmieszne.
- Przepraszam. Kontynuuj proszę.
- Drugi w szkole średniej. Trwał półtora roku. Potem dopiero na studiach. Trzeci i czwarty, to w sumie nawet nie były związki, tylko spotkania. – kaszlnął zakłopotany.
- W porządku. Nie oceniam cię. - wtrąciła Hinata. – Jeszcze dwa.
- Piąty trwał trzy tygodnie, potem kumpelka mojej wtedy dziewczyny mnie odbiła.
- Jak to? Pozwoliłeś na coś takiego? - Naruto wzruszył ramionami.
 - Serce nie sługa... Wiesz, nie czułem chęci, by ta dziewczyna była moja, nawet po trzech tygodniach znajomści. I tak by to pewnie szlag trafił. W twoim przypadku, to od razu było czuć chemię między o nami. - Hinata uśmiechnęła się delikatnie. - Zobaczyłem cię wtedy w pociągu i pomyślałem: Jedenaście na dziesięć. A okazało się dwanaście. 
 - Wow. - Burknęła. 
 Naruto się wyszczerzył i nachylił ku dziewczynie by posmakować jej ust. Liczył na długi i namiętny pocałunek, ale Hinata wszystko zniszczyła jedynie go cmokając. 
 - A jak było z tą szóstą? 
 - Książkę piszesz? - Zaśmiał się. Dziewczyna spojrzała na niego wymownie. - Jak to w związku. Chodziliśmy, widocznie trochę za długo, bo poczuła monotonię i zerwała. 
 - Jak długo?
- Trzy lata i dwa miesiące…
- Ojej… - rzekła ze współczuciem, HInata.
 - Jak tak się teraz zastanowić, to sam miałem kilka powodów do zerwania... Lubiła o wszystkim decydować, nie szła na kompromisy, miała wielu przystojnych kolegów, no i nie lubiła ramenu. 
 - To chyba największa wada. - Stwierdziła z uśmiechem. 
 - Jak fajnie, że mnie rozumiesz. 
 - Muszę się umówić z twoją mamą, by nauczyła mnie przyrządzać ten przysmak. 
 - Naprawdę? - Hinata przytaknęła. - Wyjdź za mnie! 
 - Może później. - Zaśmiała się. - Cieszysz się z nowego rodzeństwa? - Naruto przestał się przez to pytanie uśmiechać. Zaczął delikatnie tarmosić swoją bluzkę. 
 - Szczerze mówiąc, to nie bardzo. Przy rodzicach zgrywam inne nastawienie, ale mam mnóstwo obaw... Wiesz ciąża mamy jest zagrożona... 
 - Twoja mama da sobie radę. Ma w sobie dużo ikry. 
 - Wiem, wiem. Staram się myśleć pozytywnie i w ogóle, ale... Co jeśli nie da rady? Wolę mieć przy sobie mamę, a nie kolejne rodzeństwo... 
 - Wszystko będzie dobrze, Naruto. - Mruknęła Hinata zbliżając się i wtulając w tors swojego chłopaka. - Nie martw się na zapas. 
 Naruto otulił ją i pocałował w czoło. Fajnie, że  się nim przejmowała, ale po chwili zdecydował poruszyć z nią temat jej zmarłej matki. Udawał, że nic nie wie, aby sprawdzić czy była gotowa mu sama to wyznać. Była. Hinata rozkleiła się opowiadając całą historię. Gdyby była grzeczniejszym dzieckiem, gdyby nie próbowała wymusić jakiejś pierdoły na rodzicach, płaczem, to nie zdekoncentrowała, by skupionego na prowadzeniu ojca i nie doszło by do wypadku. Naruto próbował jej uświadomić, że nie było to jej winą, lecz rezultatu mimo wszystko nie uzyskał.
- Płakałam, jak to ja. – Uśmiechnęła się nikle Hinata. – Mama powtarzała mi, że wszystko będzie dobrze i, abym się nie bała, choć samochód dachował. W pewnej chwili tata zauważył z paniką, że silnik zaczynał się zapalać. Nie tracąc czasu wyszedł z samochodu i próbował pomóc wydostać się mojej mamie. Pamiętam, jak do niego krzyczała, by pierwsze wyciągnął mnie…
- Zrobił to? – Zapytał. Kobieta spojrzała na niego, po czym zaczęła się śmiać. – Co…? – Ona próbując przywrócić swoją powagę, ścierała dłonią łzy z twarzy.
- Gdyby tego nie zrobił, to by mnie tu nie było, kochanie.
- Ach! – Naruto podrapał się w głowę z zakłopotania. – Sorki, strasznie się wczułem w twoje przeżycie. Normalnie akcja jak z filmu! W każdym razie…
- Nie znam dalszego ciągu, bo straciłam przytomność. – Przerwała chłopakowi wypowiedź.
- To nic, dla mnie to wspaniale, że żyjesz. – stwierdził, całując ją w czoło i mocno przytulając.
 Czasami ludzie obwiniają się za rzeczy, na które kompletnie nie mają wpływu. Albo niby mają, lecz ograniczony umysł kilkulatka nie bazuje na wytaczaniu sobie scenariuszy. Takie rzeczy przychodzą z wiekiem w formie pytania co by było gdyby...? Naruto oczywiście też miał wiele przeżyć, które nie do końca mu wyszły, jednak brał z nich naukę. Gdyby wchodząc na drzewo stanął na grubszej gałęzi, to nie miałby teraz blizny na nodze. Gdyby nie popieprzył tyle zupy, to by do niej nie kichnął... I zjadłby smaczniejszą zupę. Hinata zrobiła zbrzydzoną minę. 
 - Nie wierzę, że podzieliłeś się ze mną tym przykładem... 
 - Miałem jakieś dziesięć lat! 
 - Czyli miałeś już jakąś tam świadomość. - Otrzepała się na myśl. - Blee. 
 - Przynajmniej masz pewność, że jak wstrętne by twoje jedzenie nie było, to i tak je zjem. - Wyszczerzył się wesoło. 
 - Super... 
 Sama nie wiedziała jak ma zareagować na to zdanie, więc wolała nie drążyć tematu. Naruto w akompaniamencie cichej muzyki z radia bawił się kosmykami włosów swojej dziewczyny. Hinata leżała na jego torsie i powoli przysypiała. Delikatny dotyk ukochanego działał na nią kojąco, czując sam jego oddech czuła się niczym w oazie spokoju. Kwestią sekund było, aby odeszła w objęcia Morfeusza.. 

 Następnego dnia rano po przebudzeniu się zerknęła na Naruto, który spał jak zabity. Zmartwiła ją jego pozycja, która z pewnością nie należała do najwygodniejszych. Najwyraźniej jednak nie chciał jej budzić i został tak, jak leżeli w nocy. Wyciągnęła z torby ubranie na zmianę i wyszła do łazienki, miała nadzieję., że wszyscy jeszcze będą spać, lecz myliła się, gdy tuż przed tym gdy miała złapać za klamkę, drzwi od łazienki się otworzyły ukazując Menmę. Przywitała się z nim lekko zaczerwieniona. Poprzednio przyłapał ją w koszuli Naruto, a dzisiaj, choć w golfie, to w pończochach na nogach.  
 - Już jest wolne. - Powiadomił, przepuszczając ją przez próg. 
 Bąknęła pod nosem zwrot grzecznościowy i weszła do łazienki. Menma za to wrócił jeszcze do swojego pokoju i ukląkł przed materacem, na którym już nie spała Izumi. Przywitał się z nią i pocałował z czułością w czoło, a potem wargi. 
 - Wyspałaś się? 
 - Tak. Ale chciałabym więcej wrażeń w nocy. - Mruknęła uwodzicielsko, przesuwając dłonią wzdłuż jego torsu. 
 - Ciężko byłoby ten widok wytłumaczyć Midi. 
 - Tak... Dlatego pomyślałam, aby zostawić ją na kilka dni u ojca. Spędzi trochę czasu z dziadkami, by przestali psioczyć, że im utrudniam kontakt. - Dodała szybko i niby to obojętnie, widząc minę Menmy. 
 - Już zapomniałaś co było ostatnim razem? 
 - Nie. Ale nie myślę o sobie tylko o Midori... - Menma westchnął ciężko. Zabronić kontaktu nie może, choć tak byłoby najrozsądniej. Zagapił się chwilę w poduszkę. 
 - Sama tak postanowiłaś? 
 - Tak. 
 - Jasne. Zrób, jak uważasz. 
 - Wspaniały z ciebie facet, Menma. 
 - Masz ochotę na jakieś specjalne śniadanie? 
 - Kocham cię. - Wyznała ni stąd ni zowąd, wgapiając się w jego twarz. 
 - Zadałem ci pytanie. 
 - To bez znaczenia, jezu...! - Burknęła wstając do pozycji siedzącej. Po chwili zastanowienia dodała. - Zjadłabym omleta. 
 - Czyli jednak ma znaczenie. - Stwierdził Menma. - Ja ciebie też. 
 Gdy zszedł do kuchni ponownie spotkał się tam z Hinatą, zmywającą naczynia w zlewie. Mimo zmywania po kolacji to kubki się zdążyły tam jeszcze nagromadzić. Menma otworzył lodówkę, gdzie było naprawdę dużo produktów, ale jak na złość nie było jajek. Stęknął zgorszony tym brakiem. 
 - Czego szukasz? - Zapytała Hinata. 
 - Jajek... Chyba będę musiał iść do sklepu. 
 - Mogę zajść. - Zgłosiła się, a Menma skomentował to uśmiechem. - Jestem już ubrana. Mogę iść od razu. 
 - Doceniam twoje dobre chęci, ale nawet nie wiesz, gdzie w okolicy jest sklep spożywczy. 
 - No tak... -  Rzuciła ze smutkiem. 
 Wtedy do pomieszczenia zawitała Kushina wraz z siedzącym jej na ogonie Kuramą. Kobieta przywitała się ze wszystkimi z pytaniem czy się wyspali. Ranne z nich były ptaszki. Menma zapytał się o brakujący produkt, mając nadzieję, że mama ma jakiś zapas w piwnicy czy coś. 
 - Dzień dobry. - Przywitał się Minato. - Już wszyscy wstali? - Ze zdziwieniem spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Wskazywał ósmą dwadzieścia trzy. 
 - Naruto jeszcze śpi. - Powiedziała Hinata. 
 - Midori też. Izumi z nią została jeszcze. 
 - Aha. Czego szukacie? - Zapytał syna i żonę, którzy natarczywie grzebali w lodowce. 
 - Menma szuka jajek.  
 - Heh. Sprawdź w spodniach. - Zaśmiał się, zakładając ręce za głowę. Menma spojrzał na niego z urażeniem i politowaniem. Kushina również się skrzywiła wobec tego żartu. 
 - Coś mnie się zdaję, że za dużo czasu rozmawiasz panem Jirayą. 
 Minato jedynie odchrząknął z lekkim uśmiechem. Naruto na pewno doceniłby ten żart. Jednak chyba coś w tym było, że znajomość z Jirayą nie wychodzi na dobre osobom, które z nim przebywają. Mężczyźni poznali się, gdy Minato przyjechał na dłuższy czas do syna na studia. Naruto nie mógł nie poznać swojego staruszka z akurat tym wykładowcą. Zakumplowali się tak bardzo, że nawet pracują razem, choć przez dłuższy czas na odległość. Menma udał się na górę, aby się przebrać i jak potępieniec wyruszyć do sklepu. Hinata została z rodzicami swojego chłopaka. 
 - Mogę w czymś pomóc? 
 - Nie trzeba, Hinatko. Gość nie pomaga. - Stwierdziła Kushina, zaparzając w ekspresie kawę. 
 - Możesz obudzić Naruto. Na parapecie jest spryskiwacz do kwiatów. Polecam. 
 - Minato, przestań! - Burknęła Kushina. - Śpi, bo jest zmęczony. Zostaw go. 
 - Ciekawe po czym... 
 - Trochę się zasiedzieliśmy, rozmawiając. - Wytłumaczyła Hinata. Nikt ją o to nie prosił, ale nie chciała, by Minato ją o coś podejrzewał. Kushina się uśmiechnęła. 
 - Zagadka rozwiązana. A wy macie jakieś specjalne zamówienie na śniadanie? 
 - Ja właściwie to nie jestem głodna. - Mruknęła Hinata. - Poczekam aż Naruto wstanie. 
 - Mowy nie ma! On może wstać nawet na obiad, nie będziesz głodować. 
 - Naprawdę nie trzeba... 
 - Myślę, że nic ci się nie stanie jeśli zjesz jakąś kanapkę. - Minato wsparł żonę. Po chwili usłyszał schodzącego po schodach syna. - Menma, poczekaj. Wyprowadzisz przy okazji Kuramę. 
 - Dlaczego zawsze ja? - Bąknął z pretensją. - Do sklepu go nie będę mógł zabrać. 
 - Ja mogę pójść z Kuramą. 
 Zgłosiła się Hinata, bardzo chciała w czymkolwiek pomóc i na coś się przydać. Jednak w tej kwestii też nie było aprobaty. Pies nie był z nią oswojony, dlatego bardzo możliwe, że będzie się jej wyrywał lub zwyczajnie zechce uciec na swawolę i wróci dopiero wieczorem. Manma widząc jej zbolałą minę, zaproponował by przespacerowali się z Kuramą do sklepu i z powrotem. 
 - Dzięki, że się za mną wstawiłeś. - Mruknęła Hinata, gdy byli już na zewnątrz. 
 - Dużo rzeczy cię zaczynało omijać. Za dobrze się miałaś. 
 - Też tak sądzę. Wolę czuć się potrzebna. - Menma uśmiechnął się na to zdanie. - Co? 
 - Nic. Izumi za to zawsze pyta czy w czymś pomóc, ale jest najszczęśliwsza, gdy nic się od niej nie oczekuje. Więc po jednym, czasem nie do końca szczerym nie, sobie odpuszcza drążenie tematu. 
 - Taka to sobie w życiu poradzi.
 - Były mąż ją trochę za bardzo przyzwyczaił do podstawienia jej wszystkiego pod nos. 
 - Dalej mają ze sobą kontakt? 
 - Mhm. - Przytaknął niezbyt z tego faktu zadowolony. Nie wypowiedział się dalej, a Hinata nie chciała pytać. Jednak odezwała się kobieca ciekawość. 
 - Nie jesteś z tego zadowolony.  
 - Wybacz, że nie tańczę z radości. Zimno jest. - Dopowiedział, wywołując delikatny śmiech Hinaty. - Chodzi głównie o jego kontakt z Midi. 
 - Nie chcesz by go miał? 
 - Nie. Przeciwnie, uważam, że dziecko potrzebuje ojca…
 - Ale? 
 - Zostanie to między nami? 
 - Oczywiście! Przysięgam na mały palec. - Wystawiła paluszek. Zgodnie z gestem złączył z nią swój. 
 - Facet chce wrócić do Izumi. Sam jej to powiedział... 
 - Co na to Izumi? To znaczy domyślam się, że odmówiła, ale jak teraz wyglądają ich relacje. 
 - Dobrze? Dzisiaj rano prawdopodobnie do niej zadzwonił, by na kilka dni zabrać do siebie Midi. Prawdopodobnie, bo telefon nagle z biurka znalazł się na materacu. 
 Menma podzielił się z Hinatą swoimi spostrzeżeniami. Czuł przy tym wielką ulgę, bo raczej nikomu się nie zwierzał, nawet Sasuke. Po prostu nie był taką osobą, sporo ryzykował mówiąc o wszystkim Hinacie., na wzgląd babskiej solidarności. Hinata jednak bardzo sobie wzięła do siebie zaufanie jakim ją obdarzył. To nie była błaha rzecz.  
 Przed sklepem, zgodnie z poleceniem Menmy, Kurama został przywiązany do słupa. Sami ruszyli do środka, bo oczywiście na samych jajkach się nie skończyło, gdyż Kushina bardzo szybko sporządziła dla syna listę zakupów. Menma przechodząc między regałami z Hinatą został zauważony przez Konohamaru.  
 - Siemka Menma.  
 - Cześć. - Przywitał się obojętnie. W odróżnieniu od brata, dla niego taki smarkacz jak obecny przy nim sąsiad, był wrzodem na dupie. 
 - To twoja nowa dziewczyna? Ładniejsza od Izumi. - Wyszczerzył się, powodując zaczerwienienie Hinaty. 
 - To dziewczyna Naruto. 
 - O, i na dodatek mądrzejsza. - Wyszczerzył się Konohamaru. - Hinata, no nie? Podobno się znamy, ale ja pamiętam jak przez mgłę. Znaczy pamiętam Hanabi, jak na cmentarzu się goniliśmy i ona wpadła do grobu. - Parsknął przypominając sobie tą scenę. 
 - Staram się jej to wypominać na każdym kroku. 
 - Cieszę się, że moja obecność nie okazała się taka niezbędna. 
 - Konohamaru, dziadek cię znowu szuka. - Do chłopaka podeszła rudowłosa dziewczyna. Menma kojarzył ją z widzenia, a poza tym pomagała rodzicom w sklepie. 
 - Mnie czy ciastek? - Dopytał. 
 - Zapytał czy nie widziałam ciebie niosącego jego ciastka. 
 - Jego? Pfff, bez zębów i tak ich nie zje. - Zaśmiał się do towarzystwa. - Ale lepiej już pójdę. Miło było cię poznać. 
 - Trzymaj się.  
 Konohamaru został przez nich trochę obgadany. Menma napomknął kilka przypałów, które jego brat wraz z sąsiadem odwalał. Hinata słuchała go uważnie, zastanawiając się jakim cudem jej chłopak jeszcze żyje. Rozmawiali cały czas nie orientując się nawet w jaki sposób zmieniły się tematy. Teraz na główny plan wszedł Menma i jego, właściwie, samotność w dzieciństwie. Pierwszym przyjacielem okazał się być Sasuke, wcześniej nie miał nikogo bliskiego. Wszyscy woleli bawić się z Naruto, ale w jego głosie nie było przejęcia, ten układ pasował Menmie. Dużo czasu spędzał z dorosłymi,  wolał ich towarzystwo. 
 - No, a ty pewnie należałaś do najpopularniejszych dziewczyn w szkole. 
 - Nie, nie. Skąd ten pomysł? 
 - Wyglądasz jak jedna z takich. 
 - Wyglądam na zołzę? - Zaśmiała się. 
 - Wyglądasz jak królowa balu maturalnego. Towarzyska, zabawna i fajna. Z niezłymi nogami. - Opowiedział puszczając do niej oko. Pech chciał, że w tym momencie Hinata poślizgnęła się na lodzie przed sklepem i upadła boleśnie na plecy. - Hinata, nic ci nie jest?! 
 - Nie. W porządku... - Powiedziała, podnosząc się do siadu. Plecy ją tak bolały, że oczy się zaszkliły, a głos załamał. - Boli... 
 Menma ukucnął obok niej, kładąc na ziemi zakupy. Za jej pozwoleniem rozmasowywał jej bolącą część ciała. Trochę mu głupio, że nie zdążył powstrzymać upadku dziewczyny.  
 - Dasz radę wstać?  
 Kiwnęła twierdząco głową i wstała, ale tylko z jego pomocą. No ładnie. Rodzice go chyba zabiją, a Naruto powiesi. Pozostawił Hinate wspierającą się o ścianę i odwiązał od słupa Kuramę. Następnie podtrzymując dziewczynę odprowadzał ją do domu. Myślał by wziąć ją na ręce lub plecy, ale sprawiłby jej tym tylko więcej bólu. Gdy zbliżali się do domu Hinata już lepiej reagowała, samopoczucie jej się poprawiło. 
 - Weźmiesz Kuramę do domu? 
 - A ty nie idziesz? 
 - Później przyjdę. 
 - Menma wstawię się za tobą, spokojnie. Przecież nic nie zrobiłeś, nie musisz się obawiać pretensji. Nie jestem z porcelany. 
 - Wiem. - Uśmiechnął się lekko. - Chodzi o to, że zostawiłem siatki z zakupami przed sklepem. 
 - Ach... Och. Aha. No to, um, w porządku... - Odebrała od mężczyzny smycz, na której był przyczepiony pies. - Poradzę sobie. Idź. 
 Menma oddalił się spokojnie w kierunku, z którego wracali. Hinata pozwoliła sobie jeszcze na dotknięcie bolesnego miejsca, a potem weszła wraz z Kuramą do domu. Akurat w tym czasie ze schodów schodził Naruto. Uśmiechnął się na jej widok.
 - Dzień dobry, piękna. Wyszłaś z Kuramą na spacer? Był grzeczny? - Ukucnął przed z i odpiął z obroży, smycz. 
 - Był, był. - Mruknęła, zdejmując płaszcz. 
 - Wiesz co to oznacza? - Zwrócił się do psa. - Dostaniesz później jakiś smakołyk. - Spojrzał na Hinate, gdy ta wieszała ubranie. - Masz poplamioną bluzkę. O tutaj... Zaraz, to krew? 
 - Tak, bo właśnie... Poślizgnęłam się na lodzie i upadłam na plecy. Chyba zdarłam skórę. 
 - Pokaż. - Podniósł trochę materiał jej ubrania. - No nie chyba, tylko na pewno. Idź do mojego pokoju, wezmę jakąś maść i przyjdę do ciebie. 
 - Jasne... W ogóle, to wyspałeś się?  
 - Liczyłem na pobudkę z tobą przy boku. - Odparł pretensjonalnie. 
 - Przepraszam. - Przytuliła się do Naruto i czule go pocałowała. Od razu się wczuł w ten gest, przez co objął ją w pasie. Syknęła, kiedy dotknął przypadkowo bolesnych okolic. Naruto natychmiast uniósł ręce do góry. 
 - Sorki. 
 - Ciągle pieczę. - Wytłumaczyła się.
 - Jasne. Idź już na górę.
 Hinata cmoknęła go na odchodne w policzek. Naruto ruszył do kuchni, gdzie w szufladzie znajdowała się domowa apteczka. Oczywiście nie uniknął przy okazji pytań własnej matki. Pod jej szczegółowym instruktarzem dowiedział się, jak ma opatrzyć swoją dziewczynę. Zaraz się powinien przekonać ile z tego zapamiętał. Będąc przy schodach do domu wszedł Menma. Przywitali się zdawkowo, kiwając do siebie głowami.
 Po opatrzeniu Hinaty, para zeszła na dół do kuchni, gdzie czekało obfite śniadanie. Menma od razu zagadał do dziewczyny brata z pytaniem o stan jej pleców. Wcześniej opowiedziała Naruto jak do tego doszło i wymusiła na nim obietnicę, by nie miał za to pretensji do Menmy. Midori odeszła od babci i dziadka kierując się do Naruto i siadając mu na kolanach.
 - Słodko wyglądacie. – Mruknęła Izumi. – Mogę wam zrobić zdjęcie?
 - Pewnie. Dodam na facebook’a! – Wyszczerzył się. – Wiesz co to oznacza Midi? Będziesz sławna! – uświadomił dziewczynkę.
 - Już jest. – Oznajmiła Izumi. – Jest na większości zdjęć, na profilu mamusi.
 - Pfff. – Naruto machnął ręką. – To bez znaczenia, bo na zdjęcie przypada ci dziesięć-dwadzieścia lajków. Ja mam sto pięćdziesiąt-dwieście! – Orzekł dumnie Naruto.
 - To nie zawody. – Burknęła. – Midi, uśmiechnij się!
 Naruto pomimo tego, że sama się uśmiechnęła, to zaczął ją łaskotać. Namówił ją do robienia głupich min przy zdjęciach czym skupili swoją uwagę przy stole. Oczywiście najładniejsze i najgłupsze zdjęcie, w którym tylko Naruto wyszedł jak zjeb, a Midi uroczo się z niego naśmiewała – wylądowały na osi czasu Naruto. Potem, gdy dziewczynka udała się do Iz, blondyn przysunął się do Hinaty, by zrobić wspólne zdjęcie.
- To skandal, ale jeszcze nie mam z tobą zdjęcia.
 - Ale tylko jedno, dobrze?
 - Zastanowię się.
 - Mógłbyś się chociaż uczesać, Naruto. – Skomentował Minato.
 - Czesałem się! – Zawołał oburzony.
 - Naruto, nie krzycz. – Upomniała Kushina, powodując uśmieszek na twarzy Menmy. To trochę kompromitujące, gdy mama go upominała przy Hinacie. – Chłopcy macie może już jakieś życzenia na prezenty na przyszłą gwiazdkę? – Kushina zawsze o to pytała już z rocznym wyprzedzeniem.
 - Chciałbym samochód. – Powiedział od razu Naruto.
 - Kupiłem ci na urodziny. – Przypomniał Menma.
 - Ale zabawkę, w dodatku sam musiałem ją złożyć.
 - Właśnie! Złożyłeś? – Dopytała Izumi.
 - Nie miałem czasu… - Menma posłał mu tylko kpiący uśmiech.  Wcale go to nie zdziwiło.
 - Naruto… Nie powinieneś prosić rodziców o takie drogie rzeczy… - Wtrąciła Hinata trochę zażenowana jego zachowaniem.
 - Ale, kochanie, ja nie mówiłem poważnie! – Wytłumaczył i  odwrócił się do rodziców puszczając do nich oczko.
 - Mrugnąłeś. – Oznajmił Menma.
 - Nie! Nie prawda!
 - Prawda.
 - NIE. – Wycedził przez zęby.
 - Tak.
 - Spieprzaj.
 - Naruto – Minato zmrużył na niego oczy. – powściągnij swój język w obecności kobiet.
 - Przepraszam…
 - A ty Menma? Masz jakieś życzenie?
 - Hm… Może jakąś fajną siostrę albo fajnego brata?
 - Ach. To z tym nie będzie problemu. – Minato spojrzał pożądliwie na żonę kładąc na jej dłoni swoją. Zaczerwieniła się delikatnie. – Właściwie…
 - Tato, ja żartowałem. – Stwierdził natychmiast. – Jesteście trochę za starzy, aby wrócić do pieluch. – Uśmiechnął się pod nosem. – Zresztą to by było bardzo głupie, żeby rodzić w mamy wieku. – Naruto i Hinata spojrzeli na siebie ukradkiem.
 - Dlaczego głupie? – Wtrąciła Izumi. – Miałbyś młodsze rodzeństwo.
 - Ale jaki kosztem? Ciąża najpewniej mogłaby być zagrożona, istnieje ryzyko poronienia, lub śmierci podczas porodu, jak nie jednego to obojga.
 - Menma, zamknij się! – Warknął Naruto – Zaczynasz pieprzyć jakieś głupoty!
 - Ja stwierdzam fakty. Czytałem kiedyś na ten temat.
 - Są przypadki, gdzie wszystko przebiega w porządku. – Wtrąciła Hinata. – Nieszczęścia mogą się równie dobrze zdarzyć zdrowej i młodej matce.
 - Oczywiście, ale częściej…
 - Cóż… - zaczął Minato. - Bez ryzyka nie ma zabawy. Tak się stało, że mama…
 - Dosyć Minato! – Krzyknęła Kushina. – Ty zbereźniku ty! Menma ma racje. Dziecko w naszym wieku nie byłoby dobrym pomysłem. – Uśmiechnęła się z trudem i wzięła ze stołu talerze. – To ja pójdę pozmywać!
 - Pójdę z tobą. – Dodał Minato.
 Kiedy tylko wyszli z pokoju, a obecni w pokoju upewnili się, że nie będzie ich słychać Izumi trzepnęła Menmę w potylicę. Czym wszyscy byli zaskoczeni. Minę miała zaciętą i nader oburzoną.
 - Wspaniale Menma! Nie mogłeś choć raz się nie wymądrzać i zrozumieć wysuwaną pod nos aluzję?
 - O co ci chodzi?
 - Eh… Nie do wiary… Twoja mama jest w ciąży, głupku.
 - Co? – Zdziwił się Menma. – O czym ty mówisz?
 - I skąd wiesz? – Dopytał Naruto.
 - Domyślałam się, a potem podsłuchałam jak o tym rozmawiacie. Niechcący rzecz jasna.
 - Czyli wy wiedzieliście? – Upewnił się Menma. Hinata z Naruto przytaknęli ruchem głowy. – No to wielkie dzięki, że mnie ostrzegliście.
 - Rodzice chcieli ci powiedzieć, gdybyś tylko tyle nie pierdolił…
 - A skąd miałem wiedzieć?!
 Naruto nie odpowiedział, nie miał szczególnego zamiaru pomagać mu wyjść z tej nieciekawej sytuacji, którą sam stworzył. Menma był duży, sam się wykaraska i dobrze, choć przez chwilę Naruto mógł poczuć się jak lepszy syn.

 Zegar wskazywał godzinę piętnastą czterdzieści siedem, a po pokoju roznosił się zapach pysznego obiadu, który się pichcił w kuchni pod nadzorem gospodyni domu. Shikamaru przyjechał na kilka dni do rodziców, głównie po to by jego matka się upewniła, że jej jedyny syn jest żywy. To, że rozmawiała z nim przez telefon nie było dla niej wystarczającym powodem. Jedynie była zawiedziona towarzystwem, które ze sobą zabrał. Yoshino była dobrą gospodynią, dlatego jej brak sympatii do Temari nie można poznać na sposób braku posiłku, ogrzewania czy wymogu pomocy. Za to po ciągłych doczepek bez powodu – owszem.  Chwilowo był spokój, Yoshino gotowała, a Temari wyszła na zabieg. Shikamaru mógł jej towarzyszyć, ale pozostawiła go z ojcem, niech sobie w końcu porozmawia z kimś równie inteligentnym. Tak więc rozgrywali we dwoje jedną z niezwykle logicznych gier. Shikaku był pasjonatem logicznych gier planszowych, miał własny regał wypełniony kolekcją gier. Teraz jednak zbyt często nie grał, bo nie zamierzał robić tego z żoną. Wolał jej nie drażnić.
 Przesunął pionek na planszy ze skupieniem analizując możliwy ruch syna. On sam nie miał nic do Temari, cieszył się, że syn ma dziewczynę, z którą jest szczęśliwy. To mu w zupełności wystarczy, aby ją akceptować. Poza tym nie wchodzili sobie szczególnie w drogę. Nie był jak Yoshino, którą denerwowały nawyki i irytował sposób bycia.
 - T...
 - Masz pytanie Shikamaru? - Uprzedził go ojciec z pytaniem. Syn spojrzał na niego lekko zdumiony, lecz ten ciągle patrzył na planszę. - Widzę, że coś zajmuje twoje myśli.
 - Naprawdę? Nawet na mnie nie patrzysz.
 - Sposób grania cię zdradza. - Wytłumaczył, na co syn się uśmiechnął. Wtedy dopiero na niego spojrzał. - O co chodzi?
 - Zastanawiałem się, jak oświadczyłeś się mamie. Kiedy wiedziałeś, że chwila jest odpowiednia? - Shikaku nie był jakoś specjalnie zdziwiony tym pytaniem. Nie wytrąciło go ze skupienia grą.
 - Yoshino bardzo wyraźnie mi to zakomunikowała.
 - W jaki sposób?
 - Zaszła w ciążę.
 Shikamaru się skrzywił, on nie może liczyć na jakiekolwiek podpowiedzi ze strony Temari. Znał jej temperament. Co do ciąży to po pierwsze niezbyt by ją ona w tej chwili ucieszyła, a po drugie nie był by to dla niej powód do wyjścia za mąż, w ich związku już taki temat się przewinął. Chodzą ze sobą od trzech i pół roku i stale są pytani przez znajomych o termin ślubu. Może i Shikamaru nie odczuwa potrzeby tych pierdół pokroju małżeństwa, ale od pewnego czasu wydawało mu się, że Temari owszem. Robiła się drażliwa ilekroć ktoś poruszył ów temat.
 - Zamierzasz się oświadczyć Temari?
 - Chwilowo zamierzam się upewnić czy właśnie tego ode mnie oczekuje. - Ruszył pionkiem na planszy. - Nie uśmiecha mi się wysilić, aby usłyszeć nie.
 - Powodzenia. Kobiety są zmienne i zagadkowe. Przejrzenie Temari może ci się nie udać zbyt prędko, a czekanie może się jej znudzić. - Zbił pionki syna, ku jego niezadowoleniu.
 - Więc jaka taktyka jest najwłaściwsza?
 - Możesz ryzykować. - Shikaku wykonał ruch. - Podsumować wasze wspólne chwile i na tej podstawie się oświadczyć. Możesz też zagrać w otwarte karty. - Dodał, już rozmyślając nad kolejnym ruchem. Shikamaru sę zamyślił.
 - Mówisz o wzajemnej decyzji? Bez niespodzianek i domysłów?
 - Otóż to.
 Choć rozwiązanie wydawało się najrozsądniejsze, to na pewno nie było zadowalające dla kobiety. Shikamaru jednak skinął jedynie głową i nie drążył dalej tematu. Musiał nadrobić w rozgrywanej partii, bo staruszek mu ewidentnie dawał popalić. Chwilę potem do domu wróciła Temari. Przywitał się z mężczyznami dopiero, gdy wkroczyła do salonu.
 - Jak było? - Zapytał Shikamaru.
 - W porządku. Wszystko wyszło idealnie.
 - Bolało?
 - Bardzo. - Uśmiechnęła się zdawkowo, pocierając bok swojego uda. - Teraz już mniej, ale musiałam się mocno zaprawić, by zmniejszyć czucie.
 - Usiądź z nami.
 - Dzięki, ale postoję. O czym gadacie?
 - Gramy w grę. - Wytłumaczył Shikamaru.
 - A to jedno wyklucza drugie?
 - Musisz się skupić w tej rozgrywce.
 Temari uniosła brew pełna politowania, jednak nie zrobiła tego w zasięgu wzroku mężczyzn. Też jej filozofia, ruszać pionkiem. Nie przeszkadzała im jednak kłapiąc bez sensu jęzorem, lecz obserwowała ruchy. Za pozwoleniem wzięła do rąk instrukcję obsługi gry, a części domyślała się z widoku na rozgrywkę. Nie wyglądało to na coś skomplikowanego.
 - Już wróciłaś? No to możemy w końcu siadać do stołu. - Stwierdziła Yoshino z wyraźną nutą pretensji w głosie. Nie podobało jej się, że musiała wydać obiad dwie godziny później.
 - Powiedziałam, że nie musicie na mnie czekać.
 - Oczywiście, oczywiście. - Yoshino przewróciła oczami. - Chłopaki do stołu.
 - Mhm, już...
 - Zaraz... - Odparli w jednej chwili, pogrążeni w grze. Gospodyni była tym wyraźne niepocieszona. Żyłka zadrgała jej na skroni.
 - Powiedziałam coś! Przerwijcie grę i jazda do stołu!
 - Yoshino, zaraz skończymy. Uspokój się. - Mruknął, lecz to było niepotrzebne.
 - Uspokój? Od kilku godzin siedzę w kuchni i dbam o to byście zjedli zdrowy i CIEPŁY posiłek, a wy zamierzacie zaprzepaścić moje starania, bo chcecie dokończyć swoją grę, w którą gracie już z setny raz?!
 - W porządku. Już idziemy.
 - Nie. OKEJ. - Syknęła twardo. - Grajcie sobie! Jutro obiad sami sobie przygotujecie!
 - Skarbie, nie rób scen. - Shikaku cmoknął żonę w policzek i ruszył do kuchni.
 Shikamaru podszedł do Temari i również razem usiedli przy stole. Dla blondwłosej jednak siedzenie było torturą, szczególnie po prawej stronie swojego ciała. Co chwila poprawiała się na krześle, próbując okazać zadowolenie posiłkiem Yoshino. Niestety skrzywiona mimika twarzy mówiła co innego niż słowa. 
 - Jeżeli ci nie smakuje, to nie jedz. Swoim zbrzydzonym wyrazem twarzy, tylko odbierasz apetyt innym. 
 - Nie chodzi o to, że mnie nie smakuje. Po prostu ciężko mi siedzieć. Całe udo mnie boli. 
 - Dlaczego? Uderzyłaś się gdzieś? - Zapytała trochę tym przejęta. 
 - Nie. Niedługo powinno przejść. 
 - Ale co się stało? 
 - Byłam dzisiaj na zabiegu. 
 - Jakim zabiegu? 
 - Tatuażowym. 
 Yoshino zastygła w bezruchu, wpatrując się ciągle w Temari. Ta po udzieleniu odpowiedzi straciła zainteresowanie rozmówcą. Wstała z krzesła i postanowiła zjeść resztę posiłku na stojąco. Shikamaru nic nie mówił, wszystko co chciał powiedzieć wydawało mu się zbędne, więc po co marnować czas. Oczywiście szkoda mu było, że dziewczyna tak cierpi - miał nadzieję, że tak się człowiek czuł po robieniu tatuażu, a nie jest to efekt sknoconej roboty. 
 - Tatuaż... Chyba nie zniszczyłaś sobie ciała na stałe...? - Dopytała Yoshino. 
 - Nie będę marnować pieniędzy co dwa tygodnie na hennę. Tatuaż jest na zawsze. 
 - Słucham?! Co na to twoi rodzice?! - Temari uniosła brew, natomiast Shikamaru westchnął ciężko i przejechał sobie ręką po twarzy. 
 - Jestem pełnoletnia, pani Yoshino. Moi rodzice nie mają nic do powiedzenia w tej sprawie. 
 - Powinni ingerować w głupoty, które popełnia ich córka. Prawda, Shikaku? 
 - Proszę, nie chcę uczestniczyć w tej dyskusji. - Odpowiedział jej mąż, starając się zignorować twardy wzrok Yoshino. 
 - Nie rozumiem o co pani chodzi. 
 - Nie, Temari. Lepiej nie... - Radził Shikamaru, ale było już za późno. 
 - Przeanalizuj swoje życie, to zrozumiesz. - Odparła Yoshino. Jej rozmówczyni zmrużyła gniewnie oczy. 
 - Nie mam sobie nic do zarzucenia! 
 - Typowa odpowiedź egoistów. Wyprowadziłaś się z domu od razu po uzyskaniu pełnoletności i błąkałaś po świecie, poszukując nie wiadomo czego. Nie miała dachu nad głową, jak jakiś menel. Twoi rodzice pewnie się zamartwiali. Potem rzuciłaś studia na drugim roku, pracowałaś i nadal pracujesz w jakiś spelunach, rodzice na pewno pękają z dumy. - Prychnęła. - Na dodatek... 
 - Mamo wystarczy! 
 - Zamknij się, Shikamaru. - Syknęła Temari 
 - Może nie zauważyłaś, ale próbuje cię bronić. 
 - To przestań.. Dobrze się czegoś dowiedzieć od takiego bajkopisarza, jakim jest twoja matka. Tylko, ojej, ja nie żyję dla swoich rodziców, tylko dla siebie. 
 - Nie patrzysz na konsekwencje swoich dokonań. Jaka poważna i przyzwoita firma zatrudni osobę z tatuażem? 
 - Nie szukam pracy w nudnych korporacjach. 
 - Liczysz na to, że Shikamaru będzie cię utrzymywał? - Temari zaśmiała jej się w twarz. Shikaku w ogóle się nie wtrącał, za to po skończonym posiłku postanowił się ulotnić do salonu. 
 - Chwilowo to ja go utrzymuję. - Stwierdziła Temari. - Z pracy w tak zwanych spelunach, stać mnie na utrzymanie siebie, jego i mieszkania. 
 - Tem, dokładam się do rachunków... - Wtrącił Shikamaru.  
 - Tak, wiem. Ale chwilowo studiujesz. 
 - Powiadomiłaś w ogóle mojego syna, że niszczysz sobie ciało jakimś malunkiem? 
 - Według pani wygląda na zaskoczonego? - Zapytała sarkastycznie Temari. Yoshino zdumiało postępowanie syna. 
 - Pozwoliłeś jej na to? 
 - No, bo... 
 - Mało tego, że uszanował mój wybór, to jeszcze polecił mi tatuażystę. 
 - Odbiło ci Shikamaru?! - Warknęła Yoshino. 
 - To jej ciało, mamo. Może robić co chce. - Temari się uśmiechnęła na to zdanie. Chłopak nieświadomie zdobywał punkty, które zamieni w nocy na nagrodę. 
 - Po tobie się tego nie spodziewałam. Zawsze cię odrzucały ozdoby na skórze. 
 - Nie moja skóra. Przyzwyczaję się. 
 - Przyzwyczaisz...? - Dopytała Temari.  
 Była szczerze zszokowana podejściem Shikamaru do tatuażu. Nie sądziła, że go to odrzuca i na pewno ją to nie zadowalało. Cały bok swojego uda od pasa miała wykolorowany ciemnymi płomieniami. Fakt, że ilekroć się przed nim będzie rozbierać i choć na sekundę wywoła w nim obrzydzenie, nie budził euforii. Temari złapała za koniec rękawa Shikamaru i bez słowa wyjaśnienia udała się do jego pokoju. 
 - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to cię odpycha?! 
 - Nie odpycha. Matka przesadza. - Wzruszył ramionami. - Po prostu nie uważam, by ktoś, a szczególnie ty, potrzebował ulepszyć w ten sposób ciało. 
 - Wszystko jedno. Chciałabym wiedzieć takie rzeczy. 
 - Czy gdybym powiedział, żebyś się nie szpeciła, nie zrobiłabyś tego?  
 - Zrobiłabym. Ale gdybyś mi wcześniej powiedział, że to cię odrzuca... To obyłoby się bez dzisiejszej wymiany zdań. 
 - Znalazłaby inny powód by się czepiać. - Mruknął Shikamaru. - Pokaż jak wyszedł. 
 Temari bez żadnej radości zsunęła z siebie spodnie, ukazując plastry ochronne na wysokości od połowy uda do samego biodra. Odkleiła go. Shikamaru odetchnął przekonując się, iż robota wcale nie została schrzaniona. Wzór był identyczny, jak ten, który Temari wybrała już wcześniej. Przejechał dłonią po jej udzie, a łapiąc za biodra przybliżył do siebie. 
 - Pasuje ci, Tem. 
 - Ale tobie się nie podoba. - Burknęła na powrót ubierając spodnie. 
 - To nie znaczy, że cię nie kocham.  
 - Co to za przyjemność się z tobą teraz kochać skoro cię moje ciało odrzuca? 
 - Tobie nie podoba się, że palę papierosy, a nie przeszkadza ci się to ze mną całować. 
 - To nie to samo. 
 - Prawie tak, więc nie rób problemu tam gdzie go nie ma. 
 - I kto ci powiedział, że twoje palenie mi nie przeszkadza? Owszem przeszkadza. - Shikamaru westchnął ciężko, już powoli sam nie wiedział co powiedzieć, by Temari była zadowolona. - Kopcisz gorzej, niż komin. Ciągle ci to powtarzam, myślisz, że sobie żartuję?
 - Musimy drążyć ten temat? Teraz jest chociaż po równo. Ja palę papierosy, a ty masz tatuaż. Jesteśmy kwita.
 - Kwita... A więc taki miałeś plan.
 - Co? - Pisnął wzburzony tym oskarżeniem. - Jaki plan? O czym ty mówisz?
 - Zgodziłeś się na mój tatuaż, by mieć na mnie haka, gdy będę się czepiać twoich papierosów! - Złapała za poduszkę leżącą na łóżku i cisnęła nią w Shikamaru. - Ty draniu!
 - To nie tak. Robisz z igły widły. Nawet nie miałem zamiaru ci powiedzieć, że nie podobają mi się wydziarane ciała... Ale skoro ty tego chciałaś...
 - Och, zamknij się już lepiej. - Burknęła.
 Temari bez żadnego słowa wyjaśnienia, ubrała na siebie spodnie i wyszła z pokoju. Na dole, ku uciesze Yoshino, postanowiła podjechać, odwiedzić brata. Bez Shikamaru - sam nie do końca wiedział czy to z powodu kłótni, czy dlatego, że Kankurou go zwyczajnie bardzo lubi. Miała przyjechać dopiero następnego dnia wieczorem i od razu wrócić wtedy do ich wspólnego domu.

 Minął już niemal miesiąc od ostatniego spotkania na żywo między Hinatą i Naruto. Ostatnio nawet rzadziej rozmawiali przez telefon, ponieważ Naruto stale próbował coś wykuć w ramach nadchodzącej sesji. Chciał ferie spędzić z ukochaną, wyjechać z nią w góry, miał bardzo ambitny plan i w ów pomysł wdrożył Hinatę. Nie przeszkadzała mu przez ten czas, tylko wiernie czekała aż sam do niej zadzwoni. Dzisiaj właśnie będzie miał ku temu powód. Odbywała się właśnie ustna sesja z chyba najgorszych zajęć na studiach. Profesor Akasuna tak ciężko tłumaczył te skomplikowane tematy, że Naruto nawet nie był pewien notatek, które udało mu się nakreślić. Jednak dzisiaj był pewny siebie, zarywał noce by się uczyć. Nie mógł nie zdać. 
 A jednak tak się stało. 
 Pytania były ciężkie, z tematów, które Naruto sobie odpuścił. Ostatniej nocy przerobił wszystko, za wyjątkiem tego. To się nazywa złośliwość losu. Profesor uwziął się na ten temat co nie trzeba już w pierwszym pytaniu, w drugim był tak zestresowany, że tylko dlatego ciężko na nie odpowiadał, a trzecie było łatwe. Lecz co z tego, skoro został zaproszony na poprawkę.  
 Wychodząc z sali udał się do toalety by się wypróżnić. Chciał też porozmawiać z Hinatą, usłyszeć z jej ust pełne wsparcia słowa i pocieszenia, ale aktualnie sobie darował. Nie chciał jej przeszkadzać w pracy. Ze zbolałą miną ruszył do Ichiraku na ramen, tam miał na niego czekać Gaara. Jemu udało się zdać sesje, co było bardzo niesprawiedliwe, bo nieustannie spotykał się ze swoją dziewczyną. 
 - Jestem... 
 - Naruto! - Zawołał Lee. Siedział w towarzystwie Gaary i Shikamaru. - I jak poszło? Zdałeś? 
 - Meeeh... - Jęknął kładąc głowę na ladzie. - Zamierzam jeść ramen, póki nie skończą mi się pieniądze! 
 - Znowu nas nabierasz, żebyśmy myśleli, że nie zdałeś, a zdałeś? - Dopytał Gaara będąc zobojętniały na dąsanie przyjaciela. 
 - Nie pojadę do Hinaty... - Westchnął smutnym głosem, nie zwracając większej uwagi na kolegów. 
 - Chyba mówi prawdę. - Stwierdził Shikamaru. 
 - Zjebałeś. - Rzekł Gaara. 
 - Odwal się. - Burknął Naruto, odwracając głowę w stronę Lee. 
 - Mogę to zrobić, ale to nie zmieni faktu, że zjebałeś.
 - Ok. Szkoda, że nie jestem taki mądry, jak ty... - Gaara zerknął na Naruto. 
 - Jasne, że jesteś. 
 - Uczyłem się, zarywałem noce i dupa, a ty prawie cały czas szlajałeś się ze swoją laską. Prawie wcale się nie uczyłeś i zdałeś. Jaki wniosek? 
 - Nie ucz się, to zdasz. - Odpowiedział Lee. Naruto zagryzł wargi by za wszelką cenę się nie uśmiechnąć. 
 - Uwierzysz mi, jak ci powiem, że spotykając się z Matsuri, to olewałem ją dla książek? - Dopytał Gaara. 
 - Nie. - Burknął przyjaciel. - Zdałeś po znajomości z przyszłym szwagrem, a naszym profesorem. Wiem to. 
 - Gówno prawda. 
 - Bardziej prawdopodobne, niż twoja wersja. - Oznajmił Shikamaru. - Olewasz dla książek... Proszę... 
 - Tak było. - Upierał się Gaara. 
 - Jasne, jasne. Naruto, kiedy masz poprawkę?
 - Za dwa tygodnie.
 - No to masz czas. Możesz odwiedzić swoją laskę, gdzie ty widzisz problem? Trochę już wiesz, resztę powtórzysz i będzie luz. To tylko jeden egzamin. – Naruto kaszlnął w dłoń, a potem złączył obie na blacie.
 - Właściwie to dwa. U profesora Jirayi też nie zdałem, ale-za-drugim-razem-zawsze-pyta-więc-spoko! – Wytłumaczył się szybko. – Nigdy u niego nie zdawałem za pierwszym razem. Egzaminy ma trudne!
 - Po chuj ty na studia chodzisz, skoro chcesz jedynie zdać zamiast się nauczyć? – Burknął Gaara. – Podchodząc do tego w ten sposób jesteś mega durniem. Pomyśl jak osoby trzecie w przyszłości będą cierpieli przez twoją niekompetencję.
 - Odwal się.
 - Gaara ma rację. – Przyznał Lee. – Pomyśl, że masz być operowany przez lekarz, który nic nie wie o tym co ma zrobić przy twoim ciele i liczy na szczęście.
 - Też się odwal. Przecież COŚ tam wiem, a zresztą studiuję ekonomię, a nie medycynę. Komu mogę zaszkodzić?
 - Podatnikom? Klientom? Możesz zrujnować firmę, na przykład twojego staruszka? – Mówił Gaara. – Dwadzieścia pięć na karku, a zachowujesz się jak typowy gówniak. Może i lepiej, że tu utkniesz i będziesz się uczyć.
 - Tak! Kop leżącego! – Rzucił Naruto.
 - Nie potrzebuję do tego twojego pozwolenia.
 - Ale teraz serio… Kurwa mać, uczyłem się! – Zawołał bezradnie po czym uderzył głową w blat stołu. Po jęku, który wydał z siebie Naruto uderzenie wyszło mu silniej, niż planował.
 - Najwyraźniej za mało. – Mruknął apatycznie Shikamaru.
 - Odezwał się…
 Kolejną niesprawiedliwością świata był mózg, który posiadał ów przyjaciel. Posiadał taką doskonałą pamięć, że praktycznie nie musiał się uczyć i tego nie robił. Co śmieszniejsze, celowo zaniżał swoje stopnie, by nigdy nie być celem, którego wysyła się na różne konkursy czy olimpiady.
 - Hinata już wie? – Zapytał Lee. To pytanie wbiło nóż w plecy Naruto.- Powinieneś jej powiedzieć.
 - Dlaczego ona do ciebie nie przyjedzie? – Dopytał Gaara.
 - Bo nie chcę, żeby moja dziewczyna tłukła się pół dnia pociągami, narażając się na podryw jakiegoś innego homo sapiens z imponującą dzidą między nogami! – Krzyknął wkurzony na wyobrażenie sobie mówionego właśnie scenariusza.
 - O ja głupi, po cóż żem pytał?
 Rozmowa szybko powlekła się na łagodny wydźwięk nabijania się z klęski Naruto. Cóż, odnośnie wyjazdu na ferie Lee nigdzie się nie wybierał, Shikamaru na pięćdziesiąt procent też, natomiast Gaara umówił się na narty ze swoją dziewczyną.
 - Shino też mi coś wspominał, że wraca na ferie do domu.  – Naruto zaczął się rozglądać. – A w ogóle gdzie on jest?
 - Nie wiem. Powiedziałeś mu gdzie jesteśmy?
 - Eee…? A miałem to zrobić?
 - Mieszkasz z nim, więc z założenia tak, miałeś to zrobić. – Uświadomił Shikamaru. – Chouji to mój sąsiad, więc ja mu powiedziałem. Nie przyszedł, bo musi skończyć zlecenie.
 - Och… Shino też na pewno ma ważniejsze rzeczy do roboty… - Wytłumaczył się mizernie. Po chwili odchrząknął. – Zadzwonię w końcu do Hinaty…
 - Powodzenia, Naruto! – Zawołał Lee unosząc w jego stronę kciuk w górę.
 Naruto wyszczerzył się do niego i wyszedł chwilę na zewnątrz. Hinata powinna być od dawna w domu, więc śmiało wykręcił do niej numer. Chwilę odczekał po czym usłyszał, iż abonent jest w tej chwili zajęty, pewnie rozmawiała z Sakurą. Nie miał nic do tego, właściwie się cieszył z możliwości opóźnienia przekazu tych niezbyt miłych wieści. Odczekał kilka minut i znowu spróbował zadzwonić, ale efekt był ten sam. 
 - Raaany, ile można gadać? - Burknął w kierunku telefonu i spuścił dłoń z zasięgu wzroku. - Pięć, cztery, trzy... - W tej chwili zadźwięczał telefon, który z radością odebrał. - Cześć Kwiatuszku! Właśnie odliczałem czas w jaki oddzwonisz i wiesz co? 
 - Mówi tata, Naruto. 
 - Aaa... Eeee... 
 - Zaraz zadzwonisz do Kwiatuszka. - Mruknął Minato. Potomkowi się to nie spodobało, tata się z niego nabijał. - Dostałem telefon od Jirayi, podobno oblałeś u niego egzamin. 
 - Nooo, ale ja ten... Zrobiłem to z sympatii. Lubię zdawać u niego poprawki. 
 - Rozumiem. 
 - Serio? 
 - Chyba jesteś za duży bym kontrolował twoją edukację. Dzwonię w innej sprawie. 
 - No? Jakiej? 
 - Tam gdzie studiujesz ma się odbyć spotkanie biznesowe z naszej firmy i się zastanawiam czy zgodziłbyś się wynająć pokój jednemu z moich pracowników? 
 - Czemu sam się tym nie zajmiesz? 
 - Wolę nie zostawiać mamy samej. 
 - A, no tak... A kogo wysyłacie?  
 - Najpewniej Obito. 
 - Kogo? Nie znam. 
 - To poznasz. Polubicie się. Jest z pięć czy sześć lat starszy od ciebie. 
 - No dobra. 
 - Fajnie. Zadzwonię jeszcze jutro.  
 - Pozdrów mamę. 
 Powiedział i zakończył rozmowę. 
 - Bu! - Zawołał nagle Gaara jednocześnie chwytając gwałtownie jego ramiona. Parsknął śmiechem widząc niemądrą, wystraszoną minę przyjaciela. 
 - Wywalaj, gnoju! - Burknął zły. Serce mu niemal stanęło. 
 - Zadzwoniłeś? Właściciel kazał mi po ciebie wyjść, bo ramen będzie zimne. 
 - Nie odbierała. Czekaj, spróbuję ostatni raz. 
 Wyszukał kontaktu do Hinaty i wykonał połączenie. Oddalił się kilka kroków od Gaary, lecz szybko zawrócił. Wciąż było zajęte. Przyjaciel zarzucił rękę na ramieniu Naruto i ze znawstwem powiedział tylko - kobiety. Wkroczyli z powrotem do lokalu i zbliżyli się do stolika. 
 - Tem wkurza się ostatnio o każdą pierdołę, więc nie ma tego złego w byciu singlem, Lee. Przynajmniej nie musisz jej słuchać. - Gaara zatrzymał się nim wejdzie w pole widzenia Shikamaru. Naruto zatrzymał dłonią. 
 - Niby tak, ale chciałbym zasmakować związku. - Stwierdził Lee. - Na pieszczoty to nikt nie narzeka. 
 - Na to ja osobiście też się muszę natrudzić. Nie myśl, że wystarczy jedynie wstąpić w związek by sobie poużywać. 
 - Skoro MOJA siostra tak ci komplikuje życie i jest taka niedobra, to po cholerę z nią jesteś? - Wtrącił się w końcu Gaara w rozmowę. 
 - Bo mimo wszystko chcę. - Burknął Shikamaru.  
 - Hej! - Zawołał Naruto. - Zauważyliście jakąś zmianę u mnie? - Tak naprawdę nic się w nim nie zmieniło, chciał po prostu by przestali ze sobą dyskutować na temat Temari. 
 - To przestań ją wiecznie obrażać. Jestem jej bratem i to mnie wkurwia. 
 - Bierzesz to za bardzo do siebie. Zresztą nie obrażam jej. 
 - Czy chodzi o włosy? Są jakby świeższe. - Tylko Lee bawił się w zgadywankę Naruto. 
 - Z szacunkiem też się o niej nie wypowiadasz. - Skrzywił się Gaara. 
 - Jest moją dziewczyną, a nie królową i jak to każda dziewczyna czasem zachowuję się jak... 
 - Jak kto?! 
 - Ej! Przestańcie! - Zawołał Naruto. 
 - Zachowuje się irracjonalnie. - Dokończył Shikamaru. 
 - Chciałeś powiedzieć, że... 
 - Gaara skończ już! - Jęknął Naruto. - Człowieku, kiedy w końcu pogodzisz się z tym, że to jej facet. Powinieneś się cieszyć, bo związała się z twoim przyjacielem... 
 - Gdyby był moim przyjacielem to by nie poderwał mojej siostry. - Shikamaru słysząc to zdanie, przewrócił oczami. - Ja go toleruję tylko dlatego, że ty się z nim zadajesz. Zaraz wracam. - Dodał, odchodząc w kierunku toalety. 
 - Hm, ciekawe jakby zareagował wiedząc, że ich spiknąłeś? - Zastanawiał się na głos Lee. 
 - Nie wiem, ale na wszelki wypadek, morda w kubeł. - Ostrzegł Naruto. - Po cholerę w ogóle wchodziliście na temat Temari? 
 - Nie na jej, tylko na temat związków. Lee znowu ma ból dupy, bo jest sam. 
 - Och. Standard. - Skomentował niewzruszony Naruto. - To odpuściłeś już sobie Sakurę? 
 - Nie! Oczywiście, że nie! Bardzo mnie lubi! Często ze sobą piszemy! Można powiedzieć, że jesteśmy w wirtualnym związku! 
 - Serio? Dlaczego tak myślisz? 
 - Wysyła mi emotikony buziaków. - Odpowiedział dumnie. 
 - Stary... Nie nakręcaj się... Gdy z nią pisałem, to mnie też tymi emotkami bombardowała... Lepiej sobie ją odpuść. 
 - Jestem. - Gaara zajął swoje miejsce przy stoliku. - O czym gadacie? 
 - Naruto próbuje wyperswadować z głowy Lee jedną dziewczynę. - Powiadomił Shikamaru.  
 - Hm, pozdro. - Prychnął. - Gdyby to w ogóle było możliwe to już dawno bym to na kimś zrobił. - Oznajmił wymownie. 
 - Moja wina, że chcę w końcu znaleźć swoją drugą połowę? Wy macie i choć zdarza się wam narzekać, to mogę się założyć, że zakańczając związek nie bylibyście szczęśliwi. Gaara, gdyby ta twoja z tobą zerwała, to co byś zrobił? 
 - Pewnie bym pił. Zatopił smutki w alkoholu. 
 - A ty Shikamaru? 
 - Hmm... Kupiłbym kota. - Wszyscy spojrzeli na niego dziwnie. 
 - Przecież boisz się kotów. - Przypomniał mu Naruto, a wargi lekko mu zadrżały na wspomnienie w jaki sposób się o tym wszyscy dowiedzieli. 
 - Tem je uwielbia. - Zauważył Gaara. 
 - Taa... Naruto, twoja kolej. - Mruknął Shikamaru. 
 - Ja....? Hm... E... To głupie dopiero zdobyłem dziewczynę, a już mam myśleć... 
 - Ja mam dziewczynę krócej od ciebie . Powiedz pierwsze co ci wpadnie do głowy. 
 - Okej, okej. No więc... Wstąpiłbym do sanatorium. - Gaara uniósł brew. 
 - Po cholerę? 
 - No, żeby się uspokoić wewnętrznie i zewnętrznie. 
 - Dziewczyna z tobą zrywa, a ty jedziesz sobie na wakacje? 
 - Będę rozbity i nie będę chciał być już z nikim innym. 
 - Twój wybór jest głupi. W jaki sposób niby przedstawiasz swoje rozbicie? - Sarknął Gaara. 
 - Odwal się. Ty sobie niszcz wątrobę, a ja będę wiódł żywot duchownego. 
 - Naruto... - Zaśmiał się lekko Shikamaru. - Nie sanatorium tylko seminarium. 
 Po tym upomnieniu lekko się zmieszał, a po zaserwowanej salwie śmiechu zrobił się czerwony ze wstydu, jednak nazywał się Naruto i to nie było mu straszne. Doskonale wiedział, że jest głupi, jednak błędne zdefiniowanie słów było dość niecodziennym błędem, nie spodziewał się, że zdarzy mu się to w wieku dwudziestu kilku lat.
 - Naruto, trzeba ci kupić słownik. – Nabijał się Gaara, a w odpowiedzi został mu pokazany środkowy palec. – Chodźmy się napić czegoś mocniejszego, póki Naruto jeszcze nie wyjechał do żadnego SANATORIUM.
 - Goń się.

 Dzień był chłodny, zalecał wszystkim ubiór rękawiczek, czapek i szalików, nie wszyscy się dostosowali, ale Hinata  jak najbardziej. Stała w autobusie wyczekując swojego przystanku. Zgodnie z planem wybierała się do szpitala, gdzie Sakura miała niedługo zakończyć wizytę u lekarza. Następnie miały pójść do niej sobie pogadać przy herbatce. W międzyczasie, dotarcia na oddział onkologii, próbowała dodzwonić się do Naruto. Zostawiła mu chyba dwanaście wiadomości tekstowych, ponieważ nie dawał oznak życia. Chyba nie obraził się, że przegapiłam jego wczorajszy telefon? – Zastanawiała się. Ucięła sobie dość długą pogawędkę, owszem, nie sądziła, że tyle potrwa.
 Westchnęła ciężko chowając telefon do kieszeni i wychodząc z windy na piętro, gdzie miała czekać na przyjaciółkę. Usiadła na wolnym miejscu zaczynając zdejmować z siebie zimowe ubrania. Po chwili naprzeciw niej pojawiła się para, na oko trzydziestolatków. Mężczyzna był widocznie wyczerpany, na szczęście trafił na bardzo czułą partnerkę.
 - Zostaw. – Warknął groźnie, kiedy chciała zdjąć z jego głowy czapkę.
 - W porządku. – Zgodziła się głaszcząc go delikatnie po ramieniu. – Usiądź, proszę. – Wahał się chwilę, ale zmęczenie wygrało. Kobieta stała wiernie przy nim, pozwalając by spierał głowę o jej bok. Po chwili dostrzegła wpatrującą się w nią Hinatę. Uśmiechnęła się. – Jesteś nową pacjentką?
 - Nie, ja tu tylko przyszłam w towarzystwie.
 - Rozumiem. Szkoda by było twoich włosów.
 - Heh, dziękuję. – Odpowiedziała grzecznie. – Długo jesteście razem?
 - Trochę. Sześć lat. – Spojrzała z uśmiechem na partnera.
 - I dwa miesiące, czternaście dni i jakieś piętnaście godzin. – Dodał z wciąż przymkniętymi oczami. Hinata była pod wrażeniem tej dokładności, zastanawiała się czy Naruto potrafiłby… zresztą nie zamierzała sprawdzać, bo sama nie pamiętała.
 - Tak, a ja wciąż nie doczekałam się pierścionka. – Burknęła kobieta.
 - Prędzej umrę niż się ożenię.
 Hinata zaśmiała się delikatnie, a po chwili ogarnęła, że tylko w połowie to zdanie jest żartem. Miała ochotę zapaść się pod ziemię widząc smutną minę tej dziewczyny. Po chwili z gabinetu lekarskiego wyszła Sakura od razu rozpromieniając się na widok przyjaciółki. Hinata odetchnęła z ulgą, gdy mogły już wyjść. Własne zachowanie sprzed chwili sprawiło, że wewnątrz siebie zrobiło jej się gorąco. Choć jest świadoma, że nic złego nie zrobiła – głupie uczucie.
 - Mamusiu, ja też chcę mieć takie długie włosy! – Zawołała jakaś mijana, mała dziewczynka, wskazując na Hinatę. Sama nie miała włosów, dlatego Hinacie zrobiło się na jej widok przykro.
 - Wszystko okej?
 - Tak… Tak! Pewnie, że tak. Lepiej mi powiedz co u ciebie? Jak wizyta?
 - Standardowa gadka i masa recept na leki. Nic nowego. – Sakura wzruszyła ramionami. - Mam się jedynie nie przemęczać i ograniczać swoje wyjścia na dwór do minimum a najlepiej do zera żeby nie zachorować. Zapytałam lekarza czy w takim razie pozalicza za mnie wszystko na studiach, a on, że powinnam ze studiów zrezygnować przy moim aktualnym stanie. 
 - Wiesz, to nie jest głupi pomysł... 
 - Błagam! - Jęknęła Sakura. - Nie zamierzam rezygnować z życia, bo MOŻE umrę. A jak nic mi nie będzie i pokonam chorobę? Okaże się, że zmarnowałam kilka lat życia. 
 - Przy tym trybie życia dużo ryzykujesz, Sakura... Nikt cię nie będzie winił, że się poświęciłaś dla walki z chorobą. 
 - Robię to, a jednocześnie z siebie nie rezygnuje. 
 - Jasne. Tylko proszę cię, nie przeholuj. 
 Sakura uścisnęła z uśmiechem przyjaciółkę i przywołała taksówkę. Autobus przyjechałby za dwie godziny, więc ten środek transportu był korzystniejszy, zważywszy na panujący w powietrzu mróz. W taksówce rozmawiały na luźniejszy temat, który nie początkował refleksji na temat życia. 
 - Sporo tych leków... - Nadąsała się Hinata przeglądając plik recept spisanych przez lekarza prowadzącego Sakury. 
 - To najmniejszy problem. Są cholernie drogie.  - Skrzywiła się. - Chyba zaciągnę jakiejś pożyczki w banku. Znowu. 
 - Pożyczę ci. 
 - Mowy nie ma! 
 - Daj spokój. Nie pożyczam ci na sukienkę tylko lekarstwa. 
 - Nie bądź tego taka pewna. - Sakura mrugnęła okiem z uśmiechem. - Cudze pieniądze potrafię rozwalić na pierdoły. 
 - No to nie wiem... Może poproś mojego tatę o podwyżkę w pracy. 
 - No... Hm... Może by się zgodził, gdybym nie prosiła o nią już w tamtym miesiącu i gdybym nie była taką beznadziejną kelnerką. 
 - Nie jesteś aż taka najgorsza... 
 - Wielkie dzięki. 
 Zaśmiały się z siebie i już po chwili dojechały na miejsce. Hinata zapłaciła za taksówkę i wraz z przyjaciółką ruszyły do klatki schodowej. Wspinając się na pierwsze piętro napotkały wychodzącego na zewnątrz Sasuke.  Niedługo po powrocie z domu po świętach,  wbrew swoim chęciom utrzymania dobrych relacji z sąsiadem, pokłóciła się z nim. 
 - Cześć. - Przywitał się Sasuke, schodząc do nich po stopniach.  
 - Och, cześć. - odpowiedziała Sakura zdziwiona, ale i zadowolona z faktu, że się z nią przywitał. Sasuke posłał jej kpiący uśmiech i zwrócił do Hinaty. 
 - Co u ciebie? 
 - Um... W porządku. A u ciebie? 
 - Pracowicie. Dzisiaj powinienem mieć wolne, a mój chujowy pracownik wzywa mnie do biura, bo ma problem. 
 - To jeszcze nie znaczy, że jest chujowy. - Wtrąciła Sakura. 
 - Jest, jest. W ogóle to gdzie twój były studiuje?
 - Były? Jaki były? – Hinata uniosła brew.
 - Czyli nadal się spotykasz z Naruto? – Uśmiechnął się lekko. – Psiakrew, wiszę mu przez ciebie dychę.
 - No wybacz!  - Odwzajemniła uśmiech. – Lepiej się zapnij, na dworze zimno.
 - I załóż kapuzę, skoro nie masz czapki. – Dodała kąśliwie Sakura, zaciągając mu kaptur z kurtki na głowę. Skrzywił się i zaczął poprawiać w schludniejszy sposób kaptur. – Idziesz, Hinata?
 - Idę. Trzymaj się, Sasuke.
 Kobiety ledwo wstąpiły do mieszkania i zaczęły ściągać z siebie zimowe ubrania, a już rozbrzmiał dźwięk telefonu. Hinata czym prędzej zaczęła szukać komórki po kieszeniach. Nie chciała kazać czekać odbiorcy, którym miała nadzieje, że okaże się Naruto, jednak okazało się, że to Hanabi. Chciała wyjść razem z siostrą na drobne zakupy.
 - Tak… Jasne… Do zobaczenia. – Pożegnała się, opadając na kanapę w salonie. Korzystając z nieobecności Sakury w pomieszczeniu, wybrała numer do Naruto. Nadal nie odpowiadał. – Eh, ależ ty mnie denerwujesz, chłopaku…!
 - Wszystko gra?
 - Tak, tylko Naruto nie odpisuje i nie odbiera ode mnie telefonów… Na dźwięk dzwonka  panikuję, jak nie wiem. – Sakura w momencie uderzyła się dłonią w czoło.
 - No tak. Zapomniałam ci powiedzieć. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Naruto napisał do mnie na Messengerze, miałam przekazać, że „zajebali mu telefon albo zgubił” i że nie udało mu się zdać sesji i nie da rady przyjechać do ciebie na ferie. Zjebał, co nie?
 - Jeszcze jak… - Przytaknęła Hinata.
 Nie winiła Naruto za nic, jednak było jej przykro, bo nakręciła się na wspólne plany, o których nie raz rozmawiali. Sakura doskonale to rozumiała, ale starała się nie poruszać tego tematu, po co pobudzać złe emocje? Opowiadała Hinacie o co pokłóciła się  z Sasuke, jednak do ciekawych rzeczy ten temat nie należał. Napadł ją wewnętrzny egoizm, bo co ją obchodziła sprzeczka z Sasuke? Dlaczego sprzeczka Sakury z sąsiadem,  którego  nie znosi jest bardziej priorytetowa niż zawalony plan Hinaty z chłopakiem? Czasami Sakura potrafiła denerwować swoim poczuciem najważniejszej osoby, jednak Hinata nie była zdolna jej tego wygarnąć. Praktycznie cały czas rozmawiały na jej temat.

 Kilka godzin później Hinata była razem z Hanabi na zakupach w centrum handlowym, zwiedzały każdy możliwy sklep nie tylko dlatego, że musiały kupić kilka rzeczy do domu, jak zamiennik wazonu, który stłukły kilka dni temu – właściwie Hinata stłukła, ale Hanabi ją popchnęła-  lub kilka produktów do lodówki, szafy czy na biblioteczkę. Robiły to też dla zabicia czasu, Neji miał po  nie podjechać o dziewiątej wieczorem. W czasie, gdy Hinata oglądała wzory różnych dżinsów zadzwonił jej telefon.
 Wyjęła go z kieszeni własnych spodni i sprawdziła kontakt, który do niej wydzwania. Dzwonił Menma, w czasie świąt wymienili się numerami i są w całkiem niezłym kontakcie. Z uśmiechem odebrała połączenie.
 - Cześć Menma.
 - Cześć, cześć. Co słychać? – Zagaił przyjaźnie.
 - Dobrze… choć nie do końca. Naruto niestety musi zdawać poprawki, więc nasze plany uległy… um, zostały po prostu odwołane i chyba się tym przejmuje bardziej, niż powinnam.
 - Cóż, Naruto może i potrafi spieprzyć wiele  akcji, planów, czy czegoś. Wierz mi, potrafi. Nigdy się  przy nim nie nastawiaj na pierwszy, planowany scenariusz, bo jak się uda to będzie cud.
 - Szkoda, że nie wiedziałam tego wcześniej…
 - Nie martw się, wynagrodzi ci to. A jak zacznie wynagradzać to złość ci minie.
 - Skąd ta pewność? – Zapytała ze śmiechem.
 - Bo jakby tak nie było to od dawna byłbym jedynakiem.
 Hinata lubiła z nim rozmawiać. W mgnieniu oka stali się dla siebie przyjaciółmi, a ich rozmowy były czymś w rodzaju telefonu zaufania. Oboje się sobie zwierzali, doradzali sobie czy poruszali zwyczajne rozmowy egzystencjalne. Menma za radą Hinaty został na dłużej w kraju, by rozmówić się z rodzicami na temat swojego nowego rodzeństwa. Dopiero potem wyjechał do Izumi i Midori.
 - Tak propos. Rozumiem, że Naruto do ciebie nie przyjedzie, ale dlaczego to ty do niego nie pojedziesz? - Zastanawiał się Menma.
 - Nie mam prawa jazdy…
 - Naruto nie ma samochodu,  więc pewnie jeździ do ciebie jakimiś autobusami czy pociągami.
 - No tak… Ale to daleka droga… Tato by mi nie pozwolił.
 - Tata czy Naruto? – Hinata zamilkła. To zabrzmiało naprawdę niedojrzale, żałowała, że o tym wspomniała. – Hinata? Jesteś tam?
 - Tak. Wybacz, po prostu mi głupio… Mam swoje lata, a dalej słucham się nadopiekuńczego ojca…
 - To nic złego. Moja mama też jest nadopiekuńcza, w dodatku potrafi przez to zarobić wiochy.
 - Hinata! – Zawołała Hanabi. – Pójdziemy coś zjeść?
 - Um, dobra! Menma ja będę kończyć.
 - Jasne. Trzymaj się.
 - Ty też.
 Rozłączyła się i podeszła do oddalonej kilka kroków siostry. Podczas poszukiwań jakiejś knajpy, Hanabi pochwaliła się nowym nabytkiem, który zakupiła w poprzednim sklepie. Po chwili minęły jeden plakat wypełniający ścianę, który zainteresował Hinatę. Siostra również przystanęła spoglądając w tą samą stronę. Uniosła brew i zwróciła wzrok na Hinatę.
 - Jak myślisz, jakbym wyglądała w krótkich włosach?