Siemanko
misie :D
Wstęp
krótki, bo muszę się gotować na ślub – nie mój – także ten… Mam nadzieję, że
nie tylko ja będę się dobrze dzisiaj bawić ;)
Rzadko to robię, ale bardzo wam pięknie dziękuję za czytanie
mnie i napisanie mi miłych słów, choć historia przewidywalna i zwyczajna, to
cieszę się, e się wam podoba ^^
I chciałabym was zaprosić
na bloga jednej z czytelniczek: http://shiny-lights.blogspot. com :)
Po bardzo słodkim poranku szczęśliwej pary,
Naruto i Hinata ruszyli w miasto spędzić ze sobą cały dzień. Dzień zakochanych.
Mężczyzna miał cały plan w głowie, jednak delikatnie skacowany stan Hinaty
zmusił go do rezygnacji z niektórych rozrywek. Lecz może i dobrze się stało, bo
nie odczuwali gonienia ich przez czas. Najpierw Naruto zabrał swoją dziewczynę
na dość ciekawy wykład i prezentacje z astrologii w miejscowym planetarium.
Może i postąpił dosyć skąpo, gdyż wejście miał za darmo, ale spędzenie dwóch
czy trzech godzin obok siebie pod sztucznym, gwieździstym niebem było bardzo
romantyczne. Hinata była zachwycona pomysłem, nie spodziewała się po Naruto
żadnych edukacyjnych rzeczy. W momencie się zarumieniła zdając sobie sprawę jak
głupio postępuje tak w niego nie wierząc. Położyła głowę na jego ramieniu,
obserwując nieboskłon i słuchając tłumaczeń prowadzącego.
- Nudzi
cię? Bo możemy wyjść. - Powiadomił szeptem.
- Nie,
przeciwnie. Jestem we wspaniałym miejscu, ze wspaniałym facetem. Czego chcieć
więcej?
- No ja
bym szczerze mówiąc coś zjadł. - Przyznał z szerokim uśmiechem, drapiąc się w
potylicę. - Zabiorę cię potem do Ichiraku na ramen.
- Nie
mogę się doczekać, by poznać moją zupkową rywalkę.
Naruto
zaśmiał się podstępnie. Miał trochę nadzieję, że za parę chwil Hinata się
znudzi wykładem, ale wytrwała do końca. Z tego powodu na próbę Naruto podeszli
jeszcze do organizatorów przedsięwzięcia, a jednymi z nich była znana mu
rodzinka.
-
Hinata, przedstawiam ci mojego zboczonego profesora zajęć
Międzynarodowych stosunków gospodarczych, Sannin Jiraiyę oraz jego córkę, która
wykłada coś z dziedziny astronomii, Konan. - Zapowiedział Naruto. - A to moja
piękna i cudowna dziewczyna, Hinata.
- Miło
cię poznać. - mruknęła Konan. - Jeżeli Naruto cię zmusił do związku z nim, to
mrugnij dwa razy. Żartuję. - Dodała natychmiast.
- Nasz
związek to ustne oświadczenie woli. - oznajmiła Hinata, przez co Naruto spojrzał
na nią zszokowany.
- Skąd
ty znasz takie sformułowania?
- Z
twoich notatek. - Uśmiechnęła się. - Co? Źle powiedziałam?
- Nie.
Z twoich ust to brzmiało bardzo seksownie. - Stwierdził.
-
Naruto, patrzę na tą twoją pannę i pękam z dumy. - Jiraiya przyłożył sobie do
oczu swoje przedramię. - Jak przystało na mojego ucznia!
-
Hinata jest cholernie inteligentna i ma cholernie wielkie serducho, a profesor
zawsze mówił, że rozmiar ma znaczenie!
- Nie
tylko to ma wiel...! - Cios w brzuch z łokcia Konan przerwał jego wypowiedź.
-
Dobrze, że cię widzimy Naruto, bo mój tato ma ci coś do powiedzenia.
- Hm? O
co chodzi?
- Dobra
wiadomość, bo nie musisz pisać egzaminów poprawkowych z mojego przedmiotu-
-
Co...? No nie, ale zajebiście! - Naruto się ucieszył. - Hina, słyszałaś?!
-
Słyszałam. - Przytaknęła, czekając na wyjaśnienia tej decyzji.
-
Kurwa, tak mi ulżyło... Daj buzi. - mruknął, całując dosyć pieszczotliwie swoją
dziewczynę.
- Nie
chcesz usłyszeć wyjaśnień? - Dopytała Konan.
- Hm? A
mają one jakieś znaczenie?
-
Noo... A poddaję się...
- Ja
tam jestem ciekawa tego zwrotu akcji... - Wtrąciła się Hinata.
- Ok.
Już wyjaśniam. - Bąknął Jiraiya, będąc zmuszony przez świdrujący go wzrok
córki. - Ten egzamin, co u mnie pisałeś za pierwszym razem, to zaliczyłeś go na
pięć!
- Jak
to na pięć? Przecież go nie zaliczyłem.
-
Zaliczyłeś, ale podczas sprawdzania go zapodziałem, więc ci tego... No, ale
teraz nie musisz poprawiać. – Naruto patrzył milcząco na profesora. Konan nie
zamierzała interweniować w wybuchu złości Naruto.
-
Odjazd! Hinata już mnie nie musisz pilnować w nauce. Musimy sobie na jutro
zaplanować dzień… - Chwycił się za podbródek przyjmując myśliwską pozę.
- Może
najpierw pójdziemy coś zjeść? – Zapytała Hinata. - Lepiej się myśli z pełnym
żołądkiem.
-
Kurwa... Hinata jesteś taka mądra. - stwierdził z miłością, Naruto. -
Jestem takim szczęściarzem.
-
Prawda. - Uśmiechnęła się Konan. - Idźcie jutro do jubilera i kupuj
pierścionek.
-
Genialny pomysł!
- Nie,
nie, nie. - zaśmiała się zarumieniona Hinata. - Z tym sobie poczekamy. Na razie
planem jest ramen, tak?
- O
tak! Ramen u Ichiraku z podwójną porcją mięska i ciasteczkami. - Rozmarzył się
Naruto.
- Ooo!
Może się wybiorę z wami? - Zastanowił się Jiraiya.
-
Lepiej nie psuj tym zakochańcom tego dnia. - mruknęła Konan. - Musimy iść,
trzymajcie się ciepło.
Po
pożegnaniu natychmiast wyruszyli do knajpki. Naruto przez dobry kawał czasu
opowiadał na temat cudownego smaku ramenu. Hinata znosiła to z uśmiechem na
ustach. Naruto potrafił gadać godzinami o wszystkim, druga osoba nie musiała
tego robić tylko stać obok.
W
knajpce po zaserwowaniu dania, który według uprzedzeń Naruto mógł nie być tak
niesamowity jak zwykle jest, ponieważ gotowała go Ayame, Hinata skosztowała.
Jak dla niej potrawa była bardzo ciężka, ale oczywiście dobra.
-
Siostrzyczko, poproszę dokładkę! - Zawołał Naruto z uśmiechem od ucha do ucha.
-
Jesteś pewny? To już piąta miska...
- Tak,
wiem. Spokojnie, znam swój limit.- Hinata z uśmiechem pokręciła głową.
-
Ciężko uwierzyć, że tyle jesz, a jesteś taki szczupły. Zazdroszczę, ja muszę
codziennie ćwiczyć.
- Też
czasami ćwiczę! To ciało samo się nie wyrzeźbiło. - powiedział z dumą. - Jeżdżę
na desce, biegam, robię pompki.
-
Naprawdę?
- No
między innymi. Jak jest Lee, to nie ma żartów. A ty co ćwiczysz?
- Yogę.
- Och,
stąd ten piękny tyłeczek?
-
Bardzo możliwe. - Uśmiechnęła się. Naruto spojrzał na swoją dziewczynę po
raz kolejny nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. - Co tak patrzysz?
-
Zastanawiam się nad tą wizytą u jubilera.
- Nie
żartuj. - Naruto się wyszczerzył
- A co
jakbym ci się teraz oświadczył? Padł na kolana i zapytał czy za mnie wyjdziesz?
-
Hm... Odpowiedziałabym, że cię bardzo kocham i to dla mnie prawdziwy zaszczyt,
ale nie jestem jeszcze gotowa na taki krok.
- A
gdybym się rozpłakał? Nie śmiej się, to poważna sprawa!
-
Dobrze, dobrze. - Zaczęła Hinata, dusząc w sobie śmiech. - Pewnie zamówiłabym
ci ramen na pocieszenie.
- Jak
ty to robisz, że mówiąc mi w domyśle spierdalaj, czuję ekscytację na tę
podróż...?
-
Rozumiem, że tym ramenem przesadziłam. - Uśmiechnęła się. - Ten
wieczór należy do kogoś innego w tym temacie… mam nadzieję, że Shikamaru
oświadczy się Temari.
-
Niestety cię ukrócę w tym temacie. Gaara mi mówił, że Tem chcę z nim zerwać.
- Wiem,
dlatego to jego ostatnia szansa.
-
Co...?
-
Temari chce z nim zerwać, bo ich związek cały czas stoi w miejscu.
- Hę?
To nie tak! Muszę natychmiast zadzwonić do Gaary.
- Do
Gaary?
-
Dokładnie. On wszystko zjebał, to niech to teraz naprawia.
Naruto
wyciągnął z kieszeni telefon. Musiał się spieszyć, bo jego ramen właśnie
zostało podane, a ani myślał jeść chłodnego dania.
Temari
i Shikamaru nie mieli specjalnych planów na walentynki, ani też nie zamierzali
nic specjalnego robić. Dzień jak co dzień. Kobieta wróciła pod wieczór z pracy
i zrobiła coś dobrego na kolacje, którą zajadali we dwoje i popijali winem –
taki o, romantyczny akcent. W międzyczasie ocierali się w rozmowie o
najzwyklejsze tematy typu co słychać w pracy? Co dzisiaj robiłeś? I
takie inne rzeczy.
- Może
coś sobie dzisiaj obejrzymy w telewizji? Ponabijamy się z serwowanych romansów.
– Zasugerowała Temari, po czym wzięła do zmywarki puste naczynia.
Shikamaru po chwili milczenia wstał od stołu i
wyszedł do sypialni. Kobietę to zaciekawiło, ale nie na tyle by przerwać
sprzątanie. Dopiero po skończeniu ruszyła za nim, ale spotkali się już w
salonie. Zachowanie Shikamaru wskazywało na głębokie podenerwowanie, lecz nim
Temari zdążyła coś napomknąć na ten temat, mężczyzna przed nią ukląkł. Oczy
kobiety poszerzyły się gwałtownie.
- Gaara
mi tego odradzał, ale skoro i tak chcesz ze mną zerwać, to niech chociaż moje
ćwiczenia się nie zmarnują. – Wyciągnął z kieszeni pudełeczko z pierścionkiem.
– Temari to upierdliwe, ale wyjdziesz za mnie?
- Tak.
– Shikamaru natychmiast z uwagą na nią spojrzał.
-
Powtórz.
- Tak,
Shikamaru. Wyjdę za ciebie! – Zawołała z uśmiechem klękając przed nim i
obejmując jego szyję. Shikamaru odwzajemnił lekko uścisk, ale nie wiedział o co
chodzi. Pogubił się. – Ale, skoro ćwiczyłeś, to liczyłam na dłuższą mowę.
- To by
było zbyt…
-
Upierdliwe. – Dokończyła Temari odsuwając się od mężczyzny. Wysunęła prawą
dłoń.
- Nie
chciałaś ze mną zerwać? – Zapytał w końcu Shikamaru.
- Co…?
- Gaara
powiedział, że…
Na
równi z tymi słowami do mieszkania wpadł zdyszany mężczyzna. O wilku mowa.
Gaara nawet na nich nie spojrzał, gdy zaczął swoją litanię słów.
- Tem,
nie zrywaj z Shikamaru… Ten wcześniejszy pierścionek nie był mój, tylko….! O,
cześć Shikamaru.
-
Siema.
- Tem
chciała z tobą zerwać, bo się jej nie oświadczałeś. – Wytłumaczył mu Gaara.
- Ach,
teraz to ma sens…
-
Miałeś zatrzymać to dla siebie! – Warknęła Temari. – Tak czy siak, Shikamaru
przed chwilą mi się oświadczył. – Wspomniała z dumą. Gaara przeniósł wzrok na
kolegę.
-
Zgodziła się.
- Moje
gratulacje.
Odpowiedział z uśmiechem, zrobiło mu się o
wiele lżej na sercu. Choć jego osoba nic nie wniosła do wydarzenia, to gdy
Naruto wszystko mu wyjaśniał przez telefon omal nie posrał się w gacie. Nie
chciał by się rozstali z jego winy. Uściskał siostrę, natomiast z Shikamaru
jedynie uścisnął gratulacyjnie dłoń.
- Teraz
się lepiej pilnuj. Skrzywdzisz mi siostrzyczkę, a ja skrzywdzę ciebie. – Oznajmił
ze śmiertelną powagą. Temari uśmiechnęła się delikatnie.
-
Gaara, twoja troska mnie wzrusza.
- A
mnie przeraża… - Dodał cicho Shikamaru.
Drzwi
mieszkania otworzyły się z lekkim hukiem, a wchodząca i równocześnie całująca
się para zachichotała lekko. Zamknęli drzwi i na powrót zajęli się sobą. Naruto
zjechał ustami na pachnącą szyję Hinaty i składał tam ssące pocałunki. To
wprawiało dziewczynę w przyjemne dreszcze, zacisnęła palce na plecach chłopaka.
Objęła go mocno, a w tej samej chwili podniósł Hinatę i posadził na komodzie
znajdującej się w przedpokoju. Oddychali ciężko z powodu podniecenia jakie
odczuwali, Hinata dotknęła dłonią policzka Naruto i poprowadziła na tor jej
ust. Całowali się bardzo mokro i namiętnie. Kurtka, płaszcz, buty, szalik zdjęli
i nieumiejętnie pozostawili za sobą. Naruto obejmował Hinatę w talii, lecz
zaczął dłońmi schodzić niżej. Rozszerzył jej uda, ciesząc się chwilę dotykiem w
tak wysokim i bliskim jej krocza, miejscem. Hinata nie sprzeciwiała się, sama
nie była dłużna, bo w jednej chwili pozbawiła Naruto koszulki. Widok jego
nagich i naprężonych mięśni, tylko wzmógł jej pragnienie na zbliżenie.
- Masz
gumki, prawda?
- Mhm.
Powinny gdzieś być. Najwyżej skorzystamy z tych co masz w torebce. - mruknął
Naruto, a Hinata wytrzeszczyła na niego oczy i spłonęła rumieńcem.
- Ja...
- Nie
tłumacz się, zboczeńcu. - Zaśmiał się.
-
Naruto!
- No
co? - Dopytał rozbawiony.
-
Przeginasz...
Naruto
skradł dziewczynie całusa, a potem kolejnego i kolejnego, aż zaczęła odwzajemniać
pieszczoty i atmosfera na nowo stała się przyjemna. Wtem, jak to w życiu bywa,
przerwało im pukanie do drzwi. Naruto przeklął soczyście pod nosem, Hinata
również była z tego powodu zawiedziona, ale nie chciała tego okazywać.
Uśmiechnęła się i cmoknęła Naruto w policzek.
-
Poczekam na ciebie w pokoju.
- Czyli
udawanie, że nikogo nie ma nie wchodzi w grę?
- Parę
minut nas nie zbawi. – mruknęła Hinata i podniosła z podłogi koszulkę. – Ale
ubierz się. Dostęp do tego widoku – wskazała na jego odkrytą część ciała. –
chcę mieć na wyłączność.
-
Jasne. – Wyszczerzył się Naruto niezwłocznie zakładając koszulkę. – Jestem cały
twój.
Hinata
z uśmiechem odeszła do pokoju. W tym czasie postanowiła się rozebrać z zbyt
trudnych i czasochłonnych do ściągnięcia ubrań, zaczęła od grubych rajstop,
pozostawiając resztę dołu, czyli bieliznę i trapezową spódnicę. Przez głowę
zdjęła również sweterek i rozpoczął wtedy dzwonić telefon z jej torebki. Naruto
jeszcze nie przychodził, więc pozwoliła sobie sprawdzić wyświetlacz. Dzwoniła
Sakura, a z powodu dalszej nieobecności swojego partnera, postanowiła odebrać i
poświęcić przyjaciółce kilka minut.
-
Cześć, Sakura. Coś się stało?
- Nie,
nie. Tak dzwonię zapytać co u ciebie?
- W
porządku, czekam aż Naruto przyjdzie do pokoju.
- No
tak, dzisiaj są walentynki. Znaczy wiedziałam, że są, tylko dla mnie nie mają
one takiego znaczenia jak dla pary. No to opowiadaj co robiliście, jak było?
Wykrzesał z siebie choć trochę romantyzmu? – Hinata przysiadła na łóżku.
-
Oczywiście. Szczerze mówiąc, to strasznie mi głupio, że nawet trochę się tego
po nim nie spodziewałam. Było prosto, a zarazem idealnie. A to jeszcze nie
koniec na dzisiaj.
-
Czyżby…?
- Chyba
tak.
- O mój
boże! Jesteś na to gotowa? To znaczy…
- Wiem,
że chcę to zrobić z Naruto.
-
Zapowiada się cudowna noc. Ja zabieram Tenten dzisiaj do klubu, biedna jest
zdeterminowana by się bzykać z pierwszym lepszym. – W tej chwili Naruto
przysiadł obok Hinaty i od tyłu objął jej talię. – Wszystko przez twojego
kuzyna. Teraz Tenten nienawidzi facetów.
- A co
zrobił Neji…? – Zapytała wolno, oddając się przyjemności płynącej z pocałunków
Naruto na jej ciele.
-
Przyszedł do restauracji z dzieckiem i wszem i wobec ogłosił, że to jego córka!
- CO?!
– Zawołała Hinata, odtrącając od siebie Naruto. – Jak to córkę?! Neji ma córkę?
Dziecko?!
- Och,
a więc… więc ty też nie wiedziałaś? Zastanawiałyśmy się z Tenten, dlaczego nam
o tym nie wspomniałaś.
-
Pierwsze o tym słyszę. Nie miałam pojęcia! – Po stronie Sakury usłyszała trzask
rozbitego naczynia. – Co się stało? Sakura?
- Nic
takiego… Szklanka mi wypadła z ręki. – Hinata zauważyła nierównomierny oddech
rozmówczyni. – Strasznie mi słabo…
- Może
się połóż do ł… - Nie dokończyła, gdyż usłyszała ponowny huk dochodzący z telefonu.
– Co jest? Sakura powiedz coś, bo się denerwuję… Sakura…? – Hinata
przestraszyła się nie na żarty. Rozłączyła się.
- Co
jest?
-
Cicho. – Uciszyła Naruto i ponownie wybrała numer do przyjaciółki. Tym razem w
ogóle nie odbierała. – Odbierz… odbierz… odbierz! – Zawołała ze złością.
-
Spokojnie.
- A ty
byłbyś spokojny?! – Warknęła rozdrażniona.
- Ja
nawet nie wiem o co chodzi! – odparł bezbronnie i równie głośno. Hinata
zamknęła oczy i odetchnęła.
-
Przepraszam. Masz rację, przepraszam… Martwię się, bo Sakura w momencie…
Straciłam z nią łączność… Wydawało mi się, że zemdlała. Boję się.
- Już
dobrze. – Naruto ujął pocieszająco jej dłoń. – Zastanówmy się, co teraz?
-
Zadzwonię do Kiby. – Jak powiedziała, tak zrobiła. Ogarniało ją zdenerwowanie
na dźwięk wciąż nie obieranego sygnału.
- No,
słucham?
- Kiba,
mam do ciebie ogromną pro…
- It’s
prank, bro! Tu automat, ale zostaw wiadomość! – powiedział nagrany głos Kiby.
Hinata w ogóle nie miała ochoty na żarty i tylko ogarnął ją gniew.
- Co
się stało…? – Naruto nie chciał nic mówić, ale jego dziewczyna wyglądała, jakby
zaraz miało jej się kurzyć z uszu. Nie zamierzał dodawać oliwy do ognia.
- Nie
odbiera. – odpowiedziała krótko. – Och, że też nie mam numeru do jej innych
sąsiadów… - Na to zdanie nad głową Naruto zapaliła się żaróweczka. Sięgnął do
kieszeni po swój telefon. – Zadzwonię do Nejiego.
-
Zaczekaj. – Powstrzymał ją, dzwoniąc na wybrany kontakt.
- Do
kogo dzwonisz?
- Do
Sasuke.
Usłyszawszy dzwoniący telefon oderwał się od
pracy przy laptopie, odjechał swoim obrotowym krzesłem w stronę łóżka, na
którym znajdowała się komórka. Numer był nieznany, a godzina niezbyt wczesna,
jeśli to jakiś klient Sasuke miał zamiar natychmiast się rozłączyć.
- Halo?
- Cześć
Sasuke, mam ważne pytanie. Gdzie jesteś?
- Kto
mówi?
- No
tak. To ja, Naruto, tamten numer jest nieaktualny. – Wytłumaczył na prędce. –
Gdzie jesteś?
- A co
cię to obchodzi?
-
Sasuke. – zaczął poważnie. – To ważne.
- W
domu, a bo co?
-
Wstydziłeś się przyznać, że jesteś w domu? – Zaśmiał się Naruto, a po chwili
pisnął z bólu. Sasuke uniósł jedną brew. – Dam ci Hinatę do telefonu, ona ci
wszystko wytłumaczy.
Rozmawiając z Hinatą, Sasuke domyślał się o
jaką prośbę będzie chodzić, ubrał na siebie bluzę, a w przedpokoju zaczął
ubierać buty i kurtkę. Z powodu śpiącego Kiby musiał po wyjściu zamknąć na
klucz mieszkanie. Zszedł schodami piętro niżej zauważając na swojej drodze już
wcześniej poznanego okularnika. Ma facet wyczucie… Hinata prosiła, aby cala
akcja pomocnicza nie wymagała obecności świadków – westchnął ciężko, to nie
będzie łatwe.
- Ekhm.
– Chrząknął Sasuke, zwracając na siebie uwagę mężczyzny. – Nie ma jej. Pewnie
poszła się grzmocić do jakiegoś klubu.
- Nie
poszła. Widziałem zapalone światło w kuchni. – odpowiedział z sympatycznym
uśmiechem. – Nazywam się Kabuto. – Wystawił do niego rękę. Sasuke niczego po
sobie nie zdradził, ale nie miał ochoty zawierać znajomości.
-
Sasuke. Nie wiem, gdzie poszła Sakura, ale poszła gdzieś na pewno. Lepiej wróć jutro.
Nie marznij.
-
Zawsze się tak troszczysz o obcych…. Sasuke? – Zapytał ciekawsko i
podejrzliwie.
- Bo
co?
- Nic
takiego. Pytam, bo w dzisiejszych czasach troska jest dosyć rzadka. – oznajmił
Kabuto. – A ty po co tutaj przyszedłeś, Sasuke?
- Po
cukier. – Rzekł i zapukał do sąsiadującego mieszkania. Był przy tym bardzo
pewny siebie, chociaż w rzeczywistości prędzej by poszedł po cukier do sklepu,
niż do Karin. Po chwili drzwi się otworzyły.
-
Suigetsu…?
-
Ohohoho! Sasuke, cześć! – mężczyzna nadal był lekko zaskoczony. Wiedział, że
się znają z Karin, ale… nie znosili się. Tak czy siak ich stosunki zbytnio go
nie obchodziły. – Co tam?
- Co tu
robisz?
-
Dzisiaj dzień osób psychicznie chorych więc wiesz.
- Kto
przysz…? Sa-Sasuke?! – Zawołała Karin, widząc kto wpadł z wizytą. – My…! –
wskazała palcem i z odrazą na Suigetsu. – Ja…! On po prostu mnie nęka! Och,
Sasuke! Cieszę się, że przybyłeś mi na ratunek~!
- Wcale
cię nie nękam. – burknął niezrozumiale. – Wpadłem, bo mówiłaś, że chcesz się
pieprzyć.
-
Ni-Nie prawda! – Warknęła Karin. – Wcale tak nie było, Sasuke~!
- Wisi
mi to. – Ten wzruszył ramionami.
-
Prawda. Mam nawet smsa. – mruknął Suigetsu, wyciągając z kieszeni telefon.
Następne zdarzenia potoczyły się bardzo szybko.
Karin złapała komórkę mężczyzny i cisnęła ją w podłoże półpiętra klatki.
Właściciel był tym zrozpaczony, a kobieta wypchnęła go kopniakiem ze swojego
mieszkania i wyrzuciła jego rzeczy za drzwi, które na koniec głośno
zatrzasnęła. Sasuke patrzył bez wzruszenia na te sytuację, dopiero wzrok Kabuto
przypomniał mu jak do niej doszło.
-
Raczej nie dostanę cukru.
-
Wielkie dzięki, Sasuke. Ja też nie zaznam dzisiaj żadnych słodkości… - skrzywił
się, ubierając wyrzucone rzeczy uprzednio zbierając kawałki komórki do kieszeni.
- Nie
ma za co. – Po chwili kontynuował wypowiedź. – Skoro nic nie robisz, to chodź,
pomożesz mi w czymś.
- W
czym?
- Muszę
kupić cukier.
- Ile
ty masz lat? Nie potrafisz sam pójść do sklepu?
- Milcz
i chodź. Kabuto idziesz z nami. Może później wróci Sakura.
Niezbyt
chętnie, ale zgodził się przejść do sklepu i z powrotem. Gdy wyszli z bloku
Sasuke szepnął Suigestu jednozdaniowy nakaz „przytrzymaj go na trochę”,
następnie zgłosił, że musi wrócić do domu, bo zapomniał portfela. Mężczyźni
mieli iść przodem i szli.
Sasuke
oczywiście nie poszedł do siebie, a do Sakury. Drzwi miała otwarte, wystarczyło
je pchnąć. Albo Sakura jest bardzo odważna albo niewiarygodnie głupia –
osobiście stawiał na to drugie.
-
Sakura! – Zawołał, rozglądając się po mieszkaniu.
Znalazł
jej ciało leżące na podłodze, zauważył również, niewielką kałużę krwi i ze
strachu natychmiast przy niej przykucnął i podniósł. Dziewczyna przywaliła
czołem w niewielkie odłamki szkła. Nie było to niebezpieczne, ale wymagało opatrunku.
Sasuke nie miał czasu ani ochoty szukać dla niej ciepłego odzienia, więc zdjął
swoją kurtkę i ją nią nakrył. Potem wziął w ramiona i wyniósł do samochodu.
Hinata
siedziała niespokojnie na łóżku, opierając plecy o zimną ścianę. Oczekując
telefonu od Sasuke, dłubała zębami w paznokcie. Naruto nie bardzo wiedział, jak
ma ją pocieszyć, więc jedynie siedział obok i milczał. Sam zapewne byłby teraz
w drodze do przyjaciela w kłopotach, ale postąpił dość egoistycznie i nawet nie
zasugerował Hinacie takiego rozwiązania. Mieli przed sobą jeszcze pięć dni dla
siebie. Nie chciał się nią dzielić. Ujął jej dłoń, której paznokcie cząstkowo
nasączała śliną.
-
Przestań. Wszystko będzie dobrze.
- Niby
skąd to możesz wiedzieć?! – Burknęła rozdrażniona.
- Po prostu
wiem i już. - odpowiedział. Pewność siebie zarówno w głosie jak i mowie
werbalnej Naruto w magiczny sposób sprawiała, że Hinata czuła się lepiej.
Uśmiechnęła się lekko i położyła podbródek na ramieniu partnera.
-
Przepraszam, że na ciebie krzyczę.
-
Słusznie. Już się trochę zaczynam ciebie bać.
-
Naprawdę?
- No.
Przyznał Naruto i w wolnym tempie
pocałował Hinatę w usta. Z pocałunku zradzał się kolejny pocałunek i kolejny,
naparł na nią delikatnie ciałem, zmuszając do położenia się, co bez oporu
uczyniła. Swoimi dłońmi natychmiast złapała koszulkę Naruto i zdjęła mu ją
przez głowę. Naruto ponownie wpił się w jej usta, darząc mokrymi całusami. Ręka
Naruto delikatnie sunęła po nodze Hinaty i wkradła się pod jej spódnicę.
Złapała koniec jej bielizny i delikatnie zsuwała na dół. Kiedy udało się to
zrobić, Naruto już odczuwał uciechę na rozkosz, która nadejdzie. Po chwili
poczuł, jak Hinata zaczęła rozprawiać się z paskiem, guzikiem i zamkiem na jego
spodniach. Parsknął śmiechem.
- Co
się stało?
- Nie,
nic. – Wyszczerzył się, unosząc do siadu, by samodzielnie zdjąć spodnie.
- Z
czego się śmiałeś?
- Oj
no! Z niczego. – Wstał na moment na nogi zrzucając z siebie spodnie.
- Ze
mnie? – Ponownie parsknął śmiechem, gdy opadał na nią okrakiem. – Ze mnie?!
Dlaczego? – Pytała zarażając się wesołym humorem. – Co zrobiłam?
- Nic,
nic takiego.
- No
weź…! Powiedz, proszę.
- Ale
to głupie…
- Jak
mam jakieś dziwne nawyki, to chcę o nich wiedzieć!
- Nie,
nie. Po prostu bawi mnie to, jak kobiety są napalone. – mruknął z uśmiechem,
całując Hinatę w czoło. – Szczególnie tak urocze kobiety, jak ty. – Po tym
wsunął rękę pod bluzeczkę Hinaty, nie mogąc oprzeć się pieszczocie jej piersi.
Hinata podniosła się lekko pozbywając się tego odzienia.
-
Rzeczywiście głupie. – Pocałowała go w usta. – I wkurzające.
- Tak
wiem. – odpowiedział uśmiechem – Yukie też to wkurzało. – Hinata drgnęła na
dźwięk tego imienia, natomiast Naruto był zbyt zajęty pieszczeniem jej ciała.
-
Yukie…?
- No.
Zawsze co się śmiałem to mówiła „spierdalaj, Naruto. Ty się nie znasz,
wieśniaku jeden” czy coś koło tego. – Hinata złapała chłopaka za ramię
i zaczęła od siebie odsuwać z obrażoną miną.
- Masz
tupet. Żeby wspominać swoją byłą w takiej chwili.
- Ale…
- Naruto w jednej chwili zrobiło się chyba bardziej gorąco, niż podczas całej
tej gry wstępnej. – Ej, chyba się za to nie gniewasz? Hinata…? No weź, nie
myślałem o niej w TEN sposób.
-
Nieważne.
- Więc
zgoda?
- Nie!
– Zawołała i biorąc ze sobą torbę wyszła i zamknęła się w łazience.
- Eh…
ja pierdole… zwariować można…
Naruto
legł ciężko na łóżku i wgapiał się bez specjalnego celu w sufit. Nawet w
myślach nie kwapił się do skomentowania tej sytuacji, bez sensu zakazywać
powiedzenia jakiegoś słowa czy imienia. A jak córkę nazwą Yukie to…? Nie, to
był bardzo głupi przykład. Wstał z łóżka i wyciągnął z komody swoją piżamkę,
ciepłą bo długą. Po tym zaczął dzwonić telefon Hinaty. Odebrał, bo Kiba
niekoniecznie mógł powiedzieć coś sensownego.
- Hej,
Hinata. Wybacz, że dzwonię tak późno. Dziwna sytuacja, ale Sasuke mnie budzi i
rozkazuje bym do ciebie zadzwonił…
- Mówi
Naruto, ale już idę po Hinatę.
-
Serio? Nie wiem, pilnuj się. Wydaje mi się, że chce ci ją odbić. – Szepnął
konspiracyjnie Kiba.
-
Zacznę się bać, jak zmieni orientacje. Zaczekaj. – Naruto odsunął słuchawkę i
zapukał do drzwi. – Hinata, mogę wejść…? - Nic nie zostało powiedziane,
ale po dłuższej chwili otworzyła delikatnie drzwi. – Kiba ma dla ciebie
wiadomość od Sasuke.
-
Możesz dać na głośnik? – Poprosiła wskazując na pobrudzone od kremu ręce.
Przełączył posłusznie.
- Halo,
Kiba?
-
Znokautowany. – Oznajmił najzwyczajniej na świecie Sasuke.
-
Pobiłeś go? – Dopytał Naruto.
- Heh,
nie. Potknął się.
- Co z
Sakurą? – Zapytała Hinata.
-
Anemia. I rozcięła sobie czoło, chyba coś wcześniej rozbiła. Będzie w szpitalu
przez kilka dni.
-
Kamień z serca… - powiedziała Hinata.
- Gdyby
Naruto łaskawie odbierał telefon, to obeszło by się bez budzenia Klby. –
stwierdził pogardliwie Sasuke. Naruto zmrużył oczy.
- Co ty
pierdzielisz? Nawet do mnie smsa nie wysłałeś…
-
Dzwoniłem osiem razy.
- Chyba
nie do mnie… chociaż… na nowy numer?
-
Kurrrrrwa… - warknął Sasuke zrozumiawszy swój błąd. – No tak, bo ty masz dwa
numery. Komplikujesz, chłopie. Komplikujesz. – Hinata uśmiechnęła się lekko i
wróciła do nawilżenia swojej skóry.
Rozmawiając Naruto patrzył na ideale ciało
swojej dziewczyny. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że przez siebie nie mógł się z
tym ciałem połączyć. Hinata ubrała jako piżamę bluzę z długim rękawem i krótkie
spodnie. Naruto obawiał się, że zamiast wyspać się w nocy, to ją przeryczy. Tuż
po jej wyjściu skończył rozmawiać przez telefon i dołączył do niej do pokoju.
Przysiadł przy niej na łóżku.
-
Przepraszam kochanie.
- Nie
lubię, kiedy o niej wspominasz… i wypowiadasz jej imię.
- Już
nie będę. Nie chciałem, byś była zła. – Przybliżył się do niej ostrożnie i
równie ostrożnie ją pocałował. – Możemy o tym zapomnieć?
- Nie
będę się z tobą kochać, skoro miałeś swoją byłą na ustach.
- Jak
to brzmi. – Zaśmiał się Naruto. Hinacie też nagle było ciężko o powagę.
- Wiesz
o co mi chodzi. – zagryzła wargę.
-
Czyli, jak wypowiem jej imię to równoznaczne z dzisiaj seksu nie
będzie? – Dopytał dla upewnienie. Hinata zastanowiła się chwilę nad
tym tokiem rozumowania, ale po chwili przytaknęła. – W porządku? Od kiedy
zaczynamy?
- Od
dzisiaj.
-
Kurwa. – Hinata zaśmiała się delikatnie. – A jak zapytam cię o to bez koszulki?
- Hm…
Sprawdźmy. – Naruto, jak na zawołanie ściągnął koszulkę i pocałował ją ponętnie
w okolice szyi.
-
Słonko… Od kiedy zaczynamy? – Hinata parsknęła śmiechem
- Od
dzisiaj, ale mimo wszystko cię bardzo kocham.
- No
cóż… Może być. – udał zobojętnienie. – Jest za dziesięć północ. Wykorzystam ten
czas i opowiem ci na dobranoc kilka wad i powodów do złej opinii dla Yukie. Na
podstawie autopsji z życia Naruto.
- Nie
musisz...
- Nie
pozwalam byś się czuła od niej gorsza, ok? No więc tak…
Tenten rozglądała się za koleżanką z
lekką paniką. Nie bywała w takich miejscach, więc towarzystwo byłoby wskazane.
Podeszła do baru, w myślach karcąc się za pomysł ubioru szpilek. Sukienka w
sumie też była za krótka... I ta rozmierzwiona fryzura... - wyglądała
kompletnie jak nie ona. Z niemrawą miną wyciągnęła z torebki telefon i wybrała
numer do Sakury.
Sygnał,
sygnał, sygnał, sygnał, sygnał i automatyczna sekretarka.
Tenten postanowiła, że zabije
tego lachona. Stała w klubie jak głupia i nie wiedziała co ze sobą zrobić.
W końcu stwierdziła, że najlepiej będzie wyjść.
- Hej.
Zatańczymy? - Podszedł do niej całkiem niebrzydki mężczyzna. Wyciągnął
do Tenten rękę czekając na jej ruch.
- Um...
Chętnie. - Zgodziła się z uśmiechem. Chłopak przystojny i sympatyczny no i
zagadał właśnie do niej. Poczuła motyle w brzuchu.
- Jak
się nazywasz? - Zapytał głośno. Muzyka w głośnikach była głośna, w dodatku ten
tłum ludzi wokoło.
- Tenten, a ty?
- Kotetsu. Śliczne imię.
- Że
twoje? - Zdziwiła się Tenten. Ok, było niezłe, ale żeby się tak sobą
zachwycać...
-
Twoje, Tenten. - Zaśmiał się lekko z dziewczyny. Zaczerwieniła
się.
-
Ach, sory. Nie przywykłam do komplementów...
- Nie
wierzę. Pewnie słyszysz je codziennie. - Uśmiechnął się, po czym bardziej się
przybliżył. - Można je wymieniać w nieskończoność.
- Nieprawda.
-
Jesteś piękna.
- Hah, ciesz się, że nie widzisz mnie bez
makijażu. - Po chwili ugryzła się w język. Po co ona to powiedziała...
Kotetsu jednak nie przejął się jej
słowami. Dystans w tańcu stawał się coraz mniejszy, a przyjemność z niego płynąca
była coraz większa. Tenten niemal cały czas była rozśmieszana przez
mężczyznę i słownie i dzięki prezentacji tanecznych wygibasów. Kotetsu
poprowadził ręce Tenten za swoje barki, a sam objął ją w pasie. Nie oponowała,
to było naprawdę mile.
- Mogę
cię pocałować?
-
Możesz.
Po tym
jak wyraziła zgodę Kotetsu zadziałał. Usta obydwojga złączyły się w
namiętnym pocałunku. Dla Tenten był to drugi w życiu całus.
Rozkoszowała się nim bez opamiętania.
- Może
się czegoś napijemy? - Zaproponował Kotetsu, a po skinieniu głowy
towarzyszki zaczął ją prowadzić do najbliższego, wolnego stolika.
-
Opowiesz coś o sobie? - Zagadnęła Tenten.
- A co
chcesz wiedzieć?
- Może
zacznijmy od tego co tu robisz?
- No
wiesz. W końcu jest piątek. A co z tobą?
-
Byłam umówiona, ale mnie wystawiono.
- No co
za idiota. - mruknął Kotetsu, a Tenten się roześmiała.
-
Miałam na myśli koleżankę. To miał być babski wypad.
- Czyli
nie zamierzałaś nikogo poznawać?
-
Szczerze mówiąc, to nie sądziłam, że bez niej mi się uda.
– mruknęła w dość uwodzicielskim stylu. Kotetsu się uśmiechnął.
- Może
pójdziemy do ciebie?
Przyszła do klubu z nadzieją na poznanie kogoś
fajnego albo chociaż na przygodny seks, którego domagały się jej
lędźwie. Najwyraźniej udało jej się znaleźć obie rzeczy. Przytaknęła gorliwie
głową.
Wyszli
z klubu i udali się do mieszkania Tenten po drodze rozmawiali o
wszystkim i niczym. Dziewczyna czuła, że wspaniale się czuli w swoim
towarzystwie - mogła się śmiało wypowiadać za nich obydwóch. Idąc do bloku
zauważyła grupkę stałych, lekko podchmielonych bywalców i mimowolnie
skurczyła się w sobie. Modliła się by żaden nie powiedział do niej żadnego
głupiego tekstu. I na szczęście tak się stało. Po chwili byli już w mieszkaniu,
zdjęli swoje buty i kurtki i spojrzeli na siebie. Tenten się zarumieniła.
-
Chcesz się czegoś napić...?
- Może
później.
Kotetsu
podszedł wolnym krokiem do Tenten i złapał ją za podbródek. Natychmiast się
zarumieniła, lecz pozwoliła na to by ją pocałował. Sama pragnęła tego o wiele
bardziej. Tej nocy chciała poczuć się kochana i to w każdym znaczeniu tego
słowa. Dlatego nie widziała nic złego w tym, że niewinny całus przeradzał się w
coś namiętniejszego. Że dotyk stał się bardziej namacalny, a ubrania zarówno Tenten
jak i Kotetsu lądowały na podłodze.
Wylądowali w łóżku i wszystko było w porządku.
Oddechy obojga stawały się ciężkie i podniecały ich żądze.
-
Jestem dziewicą. - Wypaliła Tenten w chwili kiedy partnerzy przyjęli wygodną im
pozycję.
-
Fajnie, że mówisz.
- To
jakiś problem?
- Nie
bardzo. Będę delikatny.
Tenten
uśmiechnęła się wdzięcznie, po czym już pewniej się czuła, gdy kontynuowali
swoje zabawy. Mimo chwili, mimo atmosfery i mimo wszystkiego myśli dziewczyny
powędrowały jednak do faceta, który od zawsze był dla niej nieosiągalnym
marzeniem. Tyle lat była bok niego, nigdy nie zaważona w taki sposób jakby
chciała. Łza mimowolnie spłynęła po jej policzku w tej samej chwili, co poczuła
w sobie męskość partnera. Tak sobie wyobrażała to uczucie przyjemności, jęki
wydobywały się z jej ust mówiąc o rozkoszy jaka przeszywała ciało Tenten.
Wszystko było tak samo magiczne jak w jej snach, prócz partnera.
Neji.
Zostając obdarowywana pocałunkami i dotykana w innych miejscach przez Kotetsu
to jedynie o kim potrafiła myśleć to o Nejim. Nvf awet w trakcie zabawy w
łóżku, to właśnie jego sobie wyobrażała. Dzięki temu ta noc była dla niej
jeszcze wspanialsza. Tenten wiedziała, że względem Kotetsu zachowywała się
niesprawiedliwie, ale wcale nie musiał znać jej przemyśleń…
Dosyć
późnym rankiem obudził dziewczynę chłód z otwartego okna. Przykryła się
solidniej kołdrą, po chwili jednak rozpoznając się wzrokiem w sytuacji, jakiej
się znajdowała. Minęła jej bardzo przyjemna noc, lecz partnera ani śladu. Tenten
narzuciła na siebie swój przydługi, spoczywający na fotelu t-shirt i podeszła
zamknąć okno. Miała nadzieje, że Kotetsu był w łazience, ale okazała się ona
próżna. Po braku ubrań, a nawet butów zorientowała się, że się zmył.
Spanikowała, bo co jeśli ją okradł? Okradł i zaliczył, a wszystko za zgodą
Tenten. Brawo ona.
- No w
końcu odebrałaś! Gdzie ty wczoraj byłaś?!
-
Przepraszam, wypadło mi coś ważnego. – Wytłumaczyła Sakura, z którą Tenten
rozmawiała przez telefon. – To jednak byłaś w tym klubie czy się zmyłaś?
-
Zamierzałam się zmyć, ale poznałam fajnego faceta…
- Uuu!
-
Znaczy myślałam, że jest fajny, a nawiał nim się obudziłam. – Burknęła Tenten.
– No, ale byłam na taką sytuacje przygotowana. Mam nadzieję, że nic mi nie
zajebał…
-
Tenten… Uprawiałaś seks?
- No…
Tak wyszło…
- O
matko, o matko, o matko! Ale jazda! – Zawołała podekscytowana Sakura. – No to
opowiadaj, kochanie. Jak miał na imię? Może znam.
-
Kotetsu, ale nie chcę się z tobą wymieniać doświadczeniami…
-
Kotetsu… Ten ochroniarz?
- Co?
Nie, on nie był ochroniarzem… Powiedział, że przyszedł do klubu pierwszy raz.
Nie był miejscowy. – Sakura zachichotała lekko, co tylko rozdrażniło Tenten. –
Co cię tak bawi?
- A
mówił też, że marzy o pokoju na świecie? – Zakpiła. – Nie zawracaj sobie głowy
tymi historyjkami. Faceci kłamią. A zabezpieczyliście się?
- No
tak! Oczywiście…! – powiedziała to automatycznie. Teraz, gdy o tym myślała, nie
była tego taka pewna. – Słuchaj, muszę kończyć. Ktoś mi się dobija do drzwi.
-
Pewnie Kotetsu z ciepłym pieczywem.
- Haha!
A może, może! Pa!
Skłamała z tymi drzwiami. Konsekwencje braku
zabezpieczenia ją przeraziły. W jednej chwili zadecydowała się ubrać i kupić w
aptece test ciążowy.
W
jednej chwili z lekko otwartej szafki w kuchni wypadła jedna z leżących tam
szklanek i nieuchronnie stłukła się o podłogę. Naruto siedząc wówczas przy
stole i jedząc posiłek, zapatrzył się na dokonane samobójstwo rzeczy. Bywało w
tym mieszkaniu, jak i w każdym innym, że tego typu nagłe zdarzenie zwiastowało
jakieś nieszczęście. Może to głupio zabrzmiało, ale w przypadku Naruto to się
sprawdzało. A to dziadek złamał nogę, a to Menma się czymś zatruł – większe lub
mniejsze, ale jednak nieszczęścia.
- Naruto...?
- Zawołała Hinata. Odwrócił ku niej wzrok. - W porządku?
- Tak.
Wszystko gra. - Uśmiechnął się dla przekonania. - Posprzątam.
Nie
chciał wychodzić w jej oczach na jakiegoś, przewrażliwionego przesądami faceta.
W sumie wolał myśleć, że nic się nie wydarzy złego. Hinata wróciła do rozmowy z
kuzynem, którą odbywała przez telefon. W dalszym ciągu się na niego boczyła za
jego milczenie w sprawie przebytego związku z matką Sory. Już dwa lata temu
mogła ostudzić zapał Tenten do Nejiego. Kuzyn zaś z pełnym przekonaniem
twierdził, że gdy Hinata pozna jego córkę, to złość jej szybko minie.
- Kiedy
wracasz?
- Za
kilka dni.
- Czy
ten Naruto o ciebie dba?
-
Oczywiście, nie musisz się martwić. - Uśmiechnęła się Hinata. - Miło się czuć
najważniejszą osobą na świecie.
-
Cieszę się, że się dobrze czujesz... Naruto cię do niczego nie zmusza, prawda?
- Nie,
nie. O co ty mnie pytasz?
-
Jestem i będę wobec niego przezorny. - powiedział Neji. - Nie chcę byś
cierpiała... - chciał dodać "przez takiego gamonia", ale wolał
zachować to dla siebie.
- Nie
zakładaj, że będę, to będzie dobrze.
-
Postaram się.
-
Dziękuję, że się o mnie troszczysz.
- Taka
rola starszego brata. - mruknął Neji. Biologicznym rodzeństwem nie byli, jednak
wychowywali się razem już od małego.
-
Racja. Będę już kończyć Neji, chcemy z Naruto wybrać się na zakupy.
-
Jasne. Jakby coś, to nie wahaj się dzwonić. Przyjadę po ciebie.
- Będę
pamiętać. Kocham cię, braciszku.
-
Jesteście bardzo mili dla siebie. - Powiedział Naruto. Po chwili Hinata z
uśmiechem go objęła.
- Masz
od niego pozdrowienia. - Skłamała niewinnie.
- O
rany dzięki.
- To
ubiorę buty i płaszcz i możemy iść.
-
Dobra. Wezmę ze stołu klucze.
Po
rozdzieleniu się Naruto podszedł do stołu i złapał za klucze, które
przyczepione do obruska trochę go pociągnęły. W rezultacie straciła się
solniczką z zawartością w środku. Naruto się skrzywił, przeczuwał, że coś się
komuś stało. Podrapał się za pierś i postanowił wziąć jeszcze jedną rzecz ze
sobą. Hinata czekała na niego w przedpokoju całkowicie gotowa do wyjścia.
- Możesz
mi to schować do torebki? - Poprosił. Zgodziła się, patrząc na otrzymany
przedmiot.
- Co to
jest?
- Nie
pamiętam jak to się nazywało, ale za dzieciaka miałem astmę. Teraz czasami mam
hiperwentylację i to urządzonko skutecznie pomaga mi oddychać.
- Nie
mówiłeś mi, że masz problemy z oddychaniem.
- Mało
kto wie. Nie mów mojej mamie dobra? – Poprosił zapobiegawczo, Hinata zrobiła
karcącą minę. – Tata wie. Wystarczy. Zresztą… rzadko się to zdarza. Dwa, trzy
razy w roku. – Mówił, gdy wyszli na zewnątrz budynku.
- Masz
jakieś lekarstwa na to?
- Nie
no po co, wystarczy się położyć i się objeść. – Wyszczerzył się Naruto.
-
Jednak… źle się czujesz, że zdecydowałeś się mi do tego przyznać? – Zapytała,
spoglądając na niego troskliwie. Zamiast odpowiedzieć, pociągnął ją za sobą.
Autobus koło ich przystanku właśnie nadjechał. Czekanie pół godziny na kolejny
mogło być denerwujące. Zdążyli na czas.
-
Wracając do… do twojego pytania. – Zaczął, oddychając ciężko ze zmęczenia. –
Czuję się dobrze, tylko mam chyba przyspieszony oddech. Ale bez obaw, to
drobnostka.
- No
nie wiem, może lepiej by było, gdybyśmy zostali w domu?
- Może,
ale lodówka sama się nie napełni.
Hinata
uśmiechnęła się nikle. Nie podobała jej się ta lekkość Naruto w tym przypadku.
Jednak niewiele mogła w tej sprawie zrobić. Po samym biegu do autobusu Naruto
nadal dyszał ciężko, a dla niej samej to nie było takie męczące. Pchnęła go
delikatnie na wolne siedzenie, a gdy sobie to uświadomił i zaczął chcieć się
sprzeciwić, usiadła na jego kolanach. Wtedy dopiero schował swoją dumę do
kieszeni.
Będąc w
naprawdę wielkim supermarkecie spotkali Gaarę. On również musiał zgromadzić
zapasy, właściwie robił wszystko, by nie robić nic. Nie powiedział niczego
konkretnego w obecności Hinaty, ta jednak szybko to wyczuła i zwinnie udała się
do działu z kosmetykami. Za punkt spotkania miał służyć dział z sprzętem
elektronicznym. W każdym sklepie znajduje się on na końcu, więc Naruto nie
będzie miał problemu tam trafić.
- Co
jest? – Zapytał, gdy odprowadził wzrokiem Hinatę.
-
Wczoraj była u mnie Matsuri.
- Hm?
Nie zerwałeś z nią?
-
Myślałem, że po poprzedniej akcji, jaką odjebałem, wszystko między nami
skończone. – Wyznał Gaara. Przyjaciel spojrzał na niego niezrozumiale.
- A co
zrobiłeś?
- Przywaliłem
jej.
-
Słucham…? Uderzyłeś dziewczynę?
- Tak,
uderzyłem. Nie jestem z tego dumny… Właściwie nie wiem, nie czuję skruchy, a
powinienem. – Gaara zacisnął pięści. – Schizofrenia mi odbiera człowieczeństwo.
-
Przestań. Po prostu potrzebujesz dziewczyny, która…
- Jest
silna psychicznie? Wyrozumiała? Mówisz, jak Yashamaru.
-
Chciałem powiedzieć, która ci odda. – Bąknął Naruto. – Nie porównuj nas, wiesz,
że go nie lubię. To psychol-og, schorzenie ma w nazwie.
- Sam
mnie do niego zaciągnąłeś. – Naruto wydął usta w złości. – W każdym razie,
wczoraj z nią zerwałem.
- Była
zła?
-
Zerwałem z nią w walentynki. Skakała z radości. – Sarknął Gaara. – Przyszła i
zaczęła mnie przepraszać, powiedziała, że to jej wina, że mnie sprowokowała i
ją uderzyłem. Uwierzysz?
-
Chodźmy tam. - Wskazał Naruto. – Zjadłbym coś słodkiego.
-
Słuchałeś mnie w ogóle?
- Mhm.
Pojebana sprawa. Dlaczego laski biorą zawsze na siebie winę, jak facet
zachowuje się w stosunku do nich, jak kawał chuja? Bez urazy. - Dodał, zerkając
na Gaarę.
-
Spoko.
Naruto
wyszczerzył się, a następnie włożył do koszyka ciasteczka o swoim i brata
imieniem, ciekawe, które będą bardziej smakować Hinacie? Zastanawiał się,
ogarniając wzrokiem wszystkie dostępne produkty, aż nazwa jednego przykuła jego
uwagę. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer.
- Gdzie
dzwonisz? – Zapytał Gaara.
- Do
mamy.
-
Słucham, Naruto...? – Zaczął na powitanie głos Kushiny.
-
Mamuś, jestem sobie w sklepie na zakupach. Stoję przed półką z słodyczami i
widzę ciasteczka o nazwie Sayo. – wyszczerzył się. – Jak wrócę to przetestuje
smak!
- To
wszystko…?
- Nie,
no oczywiście! Sayo, to niezłe imię dla mojej przyszłej siostry!
- Ach…
- No, a
powinniście utrzymać tradycje z wyborem imion po markach słodyczy. – oznajmił z
uśmiechem. Gaara wybrał mu z koszyka ciasteczka naruto, po czym parsknął
śmiechem. Naruto zmrużył oczy i pokazał mu środkowy palec.
-
Żabciu, muszę kończyć. Przepraszam.
Rozłączyła się. Naruto zbiło to zachowanie z
tropu, tym bardziej, że wydawało mu się, że kobiecie zanosiło się na szloch.
Uciszył ręką Gaarę i ponownie wybrał numer do mamy. Długo czekał, aż odbierze,
ale nie zrobiła tego. Trochę go to zdenerwowało, ale próbował dalej. W końcu w
ogóle wyłączyła komórkę. Nie poddał się i w zamian wybrał numer do taty,
również czekał na odebranie, ale w końcu ono nastąpiło.
-
Dziesięć minut, Naruto. Oddzwonię za dziesięć minut. – powiedział ściszonym
głosem.
- To
ważne, tato.
-
Jestem w trakcie prezentacji… - Wytłumaczył Minato z nadzieją na wyrozumiałość.
Naruto go zignorował.
- Mama
płakała, jak z nią rozmawiałem… - po chwili ciszy usłyszał, jak jego ojciec
przepraszał jakiś ludzi i wyszedł do innego pomieszczenia.
- Już
jestem. O co chodzi?
Naruto
wyjaśnił wszystko od początku do końca ze szczegółami położenia wybranych
słodyczy na regale. Minato słuchał syna uważnie, nie poganiał, bo to nie miało
sensu, a już po niedługim czasie zrozumiał o co chodzi. Naruto usłyszał ciężki
wdech ojca. Zwykle tak robił, kiedy Naruto zrobi coś głupiego.
- Nie
żartuję! – Zapewnił Naruto.
-
Wierzę ci… To będzie dosyć trudna rozmowa. Oddzwoń, gdy będziesz już w domu.
- Tato,
chcę wiedzieć teraz! Po prostu powiedz… - rozmówca Naruto długo się nad tym
zastanawiał.
- W
porządku. Mama tak zareagowała, ponieważ ma depresję. Kilka dni temu miała hm…
raczej drobny wypadek, niestety w skutek niego poroniła. – Naruto wypadł z ręki
koszyk sklepowy. – Nic tobie i Menmie nie chciała mówić póki sama się z tym nie
pogodzi.
- Jak…?
Co…? Dlaczego mama poroniła? – Oddech Naruto przyspieszył, ze zmartwienia i
zdenerwowania nie potrafił się wysłowić.
- To
był niewinny wybryk. Dzieci na dworze rzucali petardami z festynu, jeden trafił
mamie pod nogi. Strach wywołał poronienie. – Naruto próbował sobie przyswoić te
wszystkie informacje. Zadyszka kazała mu kucnąć i spierać się na regale.
- Hej,
stary… wszystko ok? – Zareagował Gaara.
- Czemu
jesteś w pracy, a nie przy mamie?
-
Potrzebowali mnie…
- Mama
potrzebuje cię bardziej! – Warknął. – Praca nie jest, aż tak ważna. Wróć do
domu, bo się będę o nią zamartwiał.
-
Jestem w Stanach do końca tygodnia.
- Co?!
Zostawiłeś mamę samą w domu?!
- Moi
rodzice są z nią.
- To
żadne pocieszenie. Pojadę do domu.
-
Naruto nie.
- To
wracaj do domu. – Minato westchnął ciężko.
- Nie
mogę.
-
Jasne. – Bąknął i się rozłączył. – Znajdź Hinatę, ma mój inhalator…
Gaara
natychmiast się zastosował do polecenia. Na szczęście dużo nie musiał odchodzić
by ją odnaleźć. Z pomocą urządzenia Naruto odzyskał na tyle sił, aby samemu się
przemieszczać. Gaara jednak zaoferował parze podwózkę swoim samochodem, wręcz
nalegał. Naruto w środku pojazdu wszystko wytłumaczył by nie zadawali w końcu
pytań.
-
Także, przepraszam Hinata, ale…
- Nie
martw się. Rozumiem. – powiedziała z uśmiechem. – Wrócę do domu.
-
Możesz się zatrzymać na kilka dni u mnie.
- Nie
chcę robić ci kłopotu… Właściwie pojadę do cioci, więc i tak nie będę daleko. –
Naruto uśmiechnął się wdzięcznie do dziewczyny.
- Mogę
was podwieźć do domu. – Zaproponował Gaara. – I tak nie mam nic lepszego do
roboty.
Naruto
podziękował przyjacielowi. Transport samochodem będzie o wiele wygodniejszy i
przyjemniejszy. Z samego rana zamierzali wziąć dupę w troki. Po dojechaniu pod
mieszkanie Gaara na wszelki wypadek asystował Hinacie w odprowadzeniu Naruto do
mieszkania. I słusznie, bo ten po przekroczeniu progu dostał jakiegoś ataku i
zemdlał.