Mógł się niejako cieszyć przynajmniej
tygodniem wolnym od pracy, ale stałe telefony od pracowników mu na to nie
pozwalały. Nie sądził, że zostawienie firmy na kilka dni wprowadzi taki chaos.
Kushina weszła do salonu z dwoma kubkami gorącej herbaty i umieściła je na
stole. Minato skinął głową, wysłuchując problemu pracownika, który często był
był dla niego jak prawa ręka. Kobieta spoglądnęła smutno na twarz męża, gdzie
na sporej części lewego oka był naklejony opatrunek, dotykając delikatnie rogu
i dociskając mu go do czoła. Minato od razu ujął jej dłoń i ucałował jej
wierzch, nie zwalniając ani trochę uścisku. W obecności swojej pięknej żony,
rozmowa zaczynała mu coraz bardziej ciążyć.
- Jak to jest, że pracujesz dla mnie już od
ośmiu lat, a dzwonisz do mnie z taką pierdołą jak popsuta drukarka? – Zapytał w
końcu Minato. – W firmie jest ich mnóstwo. Zadzwoń do kogoś by ją naprawił, a
sam skorzystaj z innej… Jasne… Nie ma sprawy… - po chwili rozłączył się z
rozmówcą i odłożył urządzenie.
- Nie radzą sobie bez ciebie?
- Nie. Po prostu nauczyli się za bardzo na
mnie polegać. – Uśmiechnął się Minato. Kushina oparła podbródek na jego
ramieniu.
- Kogo mianowałeś na swojego zastępcę?
Kakashiego?
- Nie, nie był zbytnio zainteresowany. Gdy mu
to zaproponowałem to pierwsze pytanie jakie mi zadał, to czy może odmówić. –
westchnął Minato. – Obito za to od razu się zgodził.
- Obito jest kochany, zawsze się stara dać z
siebie wszystko. Nie bądź dla niego zbyt surowy.
- Nie jestem, skarbie, ale L4 wolę wykorzystać
będąc przy tobie, a nie przy słuchawce. – dopowiedział Minato całując krótko
żonę raz i drugi. Przy trzecim, już dłuższym całusie, zadzwonił nie dość, że
telefon Minato, to jeszcze dzwonek do drzwi. – Królestwo za spokój.
- Otworzę. – Zaśmiała się Kushina i podała
mężowi komórkę. – A ty odbierz.
- Mhm. – Bąknął. Na wyświetlaczu pojawiło się
imię nie Obito, a Kakashiego, odebrał więc lekko zdziwiony. – Halo…?
- Witam szefie, chyba. – Przywitał się. –
Obito mnie właśnie zwolnił.
- Co?
- On chyba tego nie może zrobić, prawda?
- Nie, to nie należy do jego uprawnień.
- Tak, myślałem. Zadzwoni szef do niego i mu
to wyjaśni? – Zapytał Kakashi. Minato chwycił się za swoje zatoki z mieszaniną
wkurzenia i niedowierzania. Zastanawiał się ile jego pracownicy mają lat? –
Szefie?
- W porządku, zadzwonię. A mogę wiedzieć
dlaczego cię zwolnił?
- Sam tego nie rozumiem. Spotkałem go w
biurze, zapytał czy znam numer do serwisu, bo musi zająć się naprawą drukarki.
Rzuciłem na nią okiem i zaproponowałem, by podłączył ją do prądu. – wyjaśnił
Kakashi. – Zna szef Obito i chyba się domyśla, co było potem.
Tymczasem, a może troszeczkę wcześniej,
Kushina otworzyła drzwi mieszkania, gdzie u progu stało dostawca kwiatów z
pięknym bukietem margerytek, goździków i różowych róż. Z miejsca zakochała się
w tej różnorodności. Dostawca kwiatów w żaden sposób nie podjął dialogu. Stał w
miejscu będąc oczarowany pięknem bijącym od klientki.
- Ojej! - Zawołała z uśmiechem kobieta. - To
dla mnie?
- Hmm... Chyba tak... - Spojrzał na karteczkę.
- Pani Kushina Uzumaki?
- To ja, to ja! O mój Boże! – Zawołała
zachwycona, odbierając kwiaty. – Jakież one śliczne!
- Pani jest śliczniejsza… - powiedział
szeptem, a wraz z ostatnią głoską Kushina zamknęła przed nim drzwi.
Nie mogła przestać się uśmiechać i w takim też
nastroju wróciła do salonu. Usiadła przy mężu, który był zajęty pisaniem swoich
smsów. Celowo zasłoniła mu widok bukietem. Minato uniósł do góry brew na widok
kwiatów.
- Kochanie wiesz, że nie musiałeś. – mruknęła
Kushina przeczesując kosmyk swoich czerwonych włosów za ucho. – Ale bardzo,
bardzo ci dziękuję! Są piękne. – cmoknęła Minato w policzek.
- Skarbie, skarbie… Posłuchaj. – Wtrącił się
mężczyzna. – Cieszę się, że ci się podobają, ale nie są ode mnie.
- Nie…?
- Nie. Po co miałbym ci przesyłać kwiaty? –
Trochę za późno ugryzł się w język, więc szybko zmienił temat nawet nie patrząc
na Kushinę. – Może w bukiecie jest liścik? Zaraz się dowiemy. – Kobieta nie
odezwała się ani słowem i pozwoliła mężowi znaleźć i odczytać notatkę. – Dla
najwspanialszej i ukochanej kobiety #1 w naszym życiu! Kochamy cię, mamo!
Naruto i ten drugi. – Uśmiechnął się lekko.
- Moje kochane dzieci! – Uśmiechnęła się
szeroko. – Muszę do nich zadzwonić i podziękować. – Zadecydowała Kushina, kiedy
to znowu ktoś zadzwonił do drzwi.
- Ja otworzę.
- Nie, nie, nie, nie, nie! – Zawołała od razu
Kushina, wstając z siedzenia. – Ja pójdę, ty się nie powinieneś męczyć.
- Przesadzasz, to tylko oko. – Uśmiechnął się
Minato i planował wyminąć żonę, ale ta go popchnęła na kanapę i wybiegła z
salonu. - Będę pierwsza!
Minato zamrugał kilka razy nie dowierzając w
to, co się właśnie stało. W końcu jednak wyszczerzył się sam do siebie i
kolejny raz rzucił okiem na kwiaty. Bardzo ładnie dobrane, Izumi i Hinata
musiały pomagać w wyborze, zresztą ciekawe, co nabroili, że wysłali matce
kwiaty? W tejże chwili zastanowienia Kushina ponownie otworzyła drzwi, ponownie
zastając tam dostawcę z bukietem róż w ręku.
- Cieszy się pani ogromnym powodzeniem. –
mruknął dostawca. – W furgonetce zorientowałem się, że kolejny bukiet jest tu
zaadresowany.
- Naprawdę? Znowu? – Zdziwiła się i wyszukała
karteczkę. Uśmiechnęła się po odczytaniu i odebrała bukiet. – Miło jest czasem
dostać kwiaty.
- Należy się takiej ładnej kobiecie. – Tym
razem powiedział, to na tyle głośno, by zostać usłyszanym. Kushina się
wyszczerzyła i lekko zarumieniła.
- Dziękuję! Ma pan absolutną rację!
- Kakuzu…. Tak się nazywam. – Przedstawił się
mężczyzna. Kushina spojrzała na niego dziwnie, a potem ją olśniło.
- Rozumiem! W porządku, zadzwonię do twojego
szefa i cię pochwalę.
Kakuzu spojrzał na kobietę zdezorientowany,
ale nim zdążyłby cokolwiek powiedzieć, to drzwi znowu się przed nim zamknęły.
Kushina z bukietem w ręku ponownie weszła do salonu. Minato, ponownie skupiony
na pisaniu smsów, nie zwrócił uwagi na żonę. Ona wyjęła z bukietu liścik i
rzuciła nim mniej więcej w miejsce, gdzie miał skupiony wzrok. Minato uniósł
brew i wziął do ręki karteczkę.
- Kolejny bukiet? Poważnie?
- Jak widzisz. – mruknęła Kushina siląc się na
obojętność. – Wstawię do wazonów.
- Jasne… - powiedział Minato i otworzył z
ciekawości liścik. – Dla wspaniałej żony szefa. Z okazji dnia kobiet, zespół z
Działu Ochrony. – Minato umilkł przez moment. – Kurwa, zapomniałem…
Zaklął cicho, nie robił tego często, ale teraz
chyba przesadził. Wyprostował się jak struna, gdy do pomieszczenia weszła
Kushina. Usiadła obok i wzięła do rąk gorący kubek. To że nie robiła mu afery
sprawiało tylko, że czuł się gorzej. Kobieta oparła się i podciągnęła do siebie
kolana, mężczyzna spojrzał na nią jak zbity pies.
- Co? Twój kubek jest na stole.
- Nie o to chodzi. Kushina, przepraszam,
zapomniałem… - Kobieta uśmiechnęła się lekko. – Może gdzieś pójdziemy?
Wynagrodzę ci to.
- Nie możesz wychodzić, musisz wydobrzeć!
- Skarbie, to tylko oko. Ono się musi samo
zregenerować, to czy wyjdę nic nie zmieni. Opatrunek mam ciągle na twarzy.
- No właśnie! Co ludzie powiedzą? – Burknęła
Kushina. – Że jestem tak okropną kobietą, że zmuszam swojego ukochanego do
wyjścia, nawet kiedy jest ranny!
- Proszę cię…
- Nie, w porządku. To karma za to, że ci to
zrobiłam. – Wskazała na twarz męża. Ten parsknął śmiechem i przewrócił oczami.
– Szkoda też, że ostatnio nie porozmawialiście z Naruto…
- Ta chwila, gdy gadaliśmy była wystarczająca.
– Wyjaśnił Minato. – Nie przejmuj się.
- To było miłe, że dałeś mu swój samochód.
- Ja mam w zanadrzu firmowy. Znacznie lepszy,
więc raczej nic nie straciłem.
- Menma będzie zły. – Zauważyła Kushina. –
Znowu się poczuje jakbyśmy bardziej faworyzowali Naruto. Pamiętasz jego wybuch żalu
ostatnio…? – Westchnęła.
- O to się nie martw.
Kobieta spojrzała zdezorientowana na męża, ale
ten się jedynie uśmiechnął i ucałował czule jej usta. Pocałunki, szczególnie te
odwzajemniane miały w sobie jedną wadę. Ciągle ich było mało. Kushina odstawiła
na półkę obok kubek z herbatą, zapraszając tym na bardziej angażującą zabawę.
Minato zszedł pieszczotami na szyję kobiety, ściągając rękaw jej bluzki tak, by
odsłaniał ramię. Wtedy znowu komórka Minato się rozdzwoniła, ale to zignorował.
Wszystko inne na pewno mogło poczekać. Kushina wsunęła palce w czuprynę męża i
uśmiechnęła się do siebie odczuwając przyjemność z składanych dotyków. Po
chwili znowu usłyszeli dźwięk telefonu.
- Och! To moja! – Zawołała Kushina.
- Mhm. I co z tego…?
- Minato, złaź ze mnie! – Burknęła, co go
lekko zaskoczyło. – Nie gap się. Muszę odebrać.
Wciąż nie dowierzając powoli odsunął się od
żony. Ta czym prędzej wstała z kanapy i pobiegła do kuchni,, gdzie był jej
telefon. Mężczyzna zaśmiał się z tego, co tu się właśnie stało. Po kilku
minutach do pomieszczenia przyczłapał Kurama. Wskoczył na kanapę i oparł
pyszczek na kolanach Minato. Ten z początku miał go zganić za wtargnięcie na
kanapę, lecz na widok jego smutnej mordy, odpuścił mu.
Pod wieczór Temari szykowała się do wyjścia do
eleganckiej restauracji razem z Shikamaru. Gdy mężczyzna jej o tym powiedział,
nie mogła ukryć zadowolenia z jego starania. Sama nie była żadną damą, ale
chciała choć raz spędzić wieczór jak ktoś na poziomie, w kulturalnym gronie
ludzi. Dla Shikamaru cała ta szopka była upierdliwa, ale czego się nie robi dla
narzeczonej. Mężczyzna był już przygotowany, elegancko ubrany i w ogóle. Za to
Temari dopiero niedawno wyszła z łazienki. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Temari?
- Spodziewałeś się kogoś innego? –
odpowiedziała pytaniem na głupie pytanie.
- Spodziewałem się kogoś już ubranego i
gotowego na wyjście… Mnie się już kazałaś odstawić.
- Nie marudź. – Przewróciła oczami idąc do
sypialni. Shikamaru wolał również tam wejść. Może doprowadzi do awantury i
zamiast wychodzić spędzą ten dzień w łóżku?
- Będę. To upierdliwe, tylko się w tym
kostiumie zapocę.
- To żaden cosplay tylko garnitur. Zresztą
jestem wykąpana, umalowana i uczesana, wystarczy tylko kiecka. – Wzruszyła
ramionami.
- To zawsze jest najupierdliwsza część.
- Zamkniesz się czy mam ci w tym pomóc?
Nie odpowiedział, tylko podszedł do łóżka,
usiadł na nim i po chwili położył się na plecach wgapiając w sufit. Temari w
spokoju wkładała na siebie swoją niedawno zakupioną ołówkową spódnicę. Niestety
udało jej się wciągnąć tylko do ud. Próbowała dalej, ale obcierała sobie ciało.
- Kurwa mać. – Syknęła Temari, przez co
Shikamaru otworzył niedawno przymknięte oczy i na nią zerknął.
- Co jest?
- Zamknij się! Nie odzywaj się do mnie! –
Warknęła, ściągnęła z siebie spódnicę i podeszła do szafy, wyjmując z niej
kilka ubrań. Narzeczony przewrócił oczami. – Nie przewracaj oczami!
Jego wzrok ponownie skupił się na suficie.
Temari włożyła spódnicę. Weszła do niej, ale… po kiego ona w ogóle to
paskudztwo trzyma w szafie? Szła do restauracji, a nie kościoła. Zdjęła ciuch,
słysząc za sobą ciężkie westchnięcie. Wzięła głęboki oddech i ubrała kolejną
spódniczkę, chyba trochę za krótką na restauracje, ale mniejsza o to. Jednak
pojawił się kolejny problem, gdy przeglądała się w lustrze nie podobała się
sobie.
- Shikamaru, czy ja zawsze miałam takie grube
nogi?
- E?
- Moje uda… Co się z nimi stało? Są szerokie…
- Stanęła bokiem do lustra. – Tyłek też mam sflaczały… Rany boskie, to chyba
cellulit!
- Temari, nie wymyślaj. Ubierz koszulę i
wychodzimy.
- Wydaję mi się, że przytyłam…
- Nawet jeśli, to mnie się tam podobasz.
Opinia innych cię przecież nie interesuje. – stwierdził, wzruszając ramionami i
stając obok lustra. Kobieta spojrzała na swoje odbicie z niesmakiem. – Zgadza
się Temari?
- Tak, mam to w dupie… - powiedziała i zabrała
się za ubieranie koszuli.
- Może masz w niej tak wiele, że ci aż urosła?
– Zaśmiał się lekko ze swojej wypowiedzi. Kobieta spiorunowała go spojrzeniem.
– To był żarcik.
- Taki śmieszny, że… Nieważne. Po prostu
zamilcz. – Zaczęła zapinać koszulę ciągle myśląc o swoich nogach. Ten
zidiociały kumpel Naruto, Sasuke, miał racje. Przytyła. – Masz jeszcze karnet
na siłownie?
- Jak zaczniesz ćwiczyć, to mogę potem awantur
z tobą nie przeżyć. – powiedział poważnie Shikamaru.
- To się ze mną nie kłóć.
- Mówisz, jakbym to ja zaczynał… - Burknął.
Temari miała coś odpowiedzieć, ale w momencie zamarła. – Co znowu?
- Piersi mi urosły… - Wyjaśniła, dotykając
się. Shikamaru też wyciągnął rękę by sprawdzić, ale został w nią pacnięty.
- Ała…
Temari spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie,
nie mogła dopiąć koszuli, a jeszcze niedawno, gdy przymierzała w sklepie, to
było wszystko w porządku. Nagle wpadła na pewien pomysł - złapała Shikamaru za
przedramię i pociągnęła do salonu, gdzie na półce leżała jej torba. Zaczęła w
niej grzebać.
- Temari, po prostu coś na siebie załóż… My w
ogóle gdzieś pójdziemy? – Zaczął marudzić mężczyzna.
- Przed tym, muszę coś sprawdzić. – Wyjęła
portfel, a z portfela kilka banknotów. – Masz, idź do apteki i kup test
ciążowy. – Mężczyzna wziął z grymasem na twarzy pieniądze, a wtem dotarło do
niego, co ma kupić.
- Słucham?
- T e s t c i ą ż o w y. – Przeliterowała
szybko. – Migiem.
- Zaraz… Jesteś w ciąży…?
- Ludzie święci. – Westchnęła Temari. –
Pytanie za sto punktów, do czego służy test ciążowy? – Shikamaru się skrzywił
zostając zagięty ów pytaniem. – Brawo, twoja mina wygrywa. A teraz biegusiem do
apteki.
- Zaczekaj, to wszystko nie oznacza, że jesteś
w ciąży. Nie wkurzaj się, ale może tylko przytyłaś? Może nie zauważyłaś, ale od
paru tygodni jesz i jesz. – Kobieta spojrzała na partnera i wszystko tylko
zaczęło potwierdzać jej podejrzenia. Dla Shikamaru ta cisza była podejrzana.
Może trochę za dużo powiedział. – Mimo tych kilogramów mi się podobasz.
- W porządku. Teraz jestem pewna wyniku. –
Uśmiechnęła się łobuzersko, odbierając mu pieniądze. – Jestem w ciąży.
- Nie jesteś.
- Jestem. Czuję to. – mruknęła Temari,
głaszcząc się po brzuchu.
- Teraz, nagle to poczułaś? – Parsknął
śmiechem. – Nie bądź śmieszna.
- Owszem, chcesz dowodu to kup mi test.
Shikamaru spojrzał na nią przenikliwie. Znowu
odebrał jej z rąk pieniądze i ruszył do wyjścia. Idąc do apteki narzekał sobie
pod nosem o upierdliwych wymysłach Temari. Owszem rozmawiali kilka razy o
dzieciach i oboje ich chcą, ale chwilowo używają antykoncepcji. Sprawa przecież
jasna. Stając niedaleko apteki, gdzie dzieliło go od niej jedno przejście z
sygnalizacją świetlną, postanowił przejść na czerwonym świetle. Samochody nie
jechały, zdążyłby.
- Lepiej niech pan zawróci. – Zawołał
mężczyzna w mundurze, gdy Shikamaru wykonał trzy kroki. – Będzie mandacik.
- Cholera… - Burknął posłusznie zawracając.-
Spieszę się trochę…
- Zna pan powiedzenie pośpiech nie popłaca?
Shikamaru odpowiedział jedynie grymasem na
twarzy i z urazą spoglądał na zapis, przez który za niedługo straci sto
złotych. Wtedy na plecy Shikamaru rzucił się Naruto, krzycząc Łap mnie!
Mężczyzna przez ten zbytni ciężar, padł na chodnik. Naruto wstał z niego nie
przestając się szeroko uśmiechać. Potem zauważył, że osoba, z którą ten
rozmawiał to policjant, więc zawstydził się lekko.
- Nie mówiłeś, że jest z policjantem. – Bąknął
cicho do Gaary.
- Nie wiedziałem, że jesteś ślepy.
- To pana koledzy? – Zapytał policjant
Shikamaru. Ten otrzepał swoje ubranie.
- Jakby. Brat mojej narzeczonej… a tego
blondyna nie znam i chciałbym oskarżyć o napaść. – Naruto drapał się z
zakłopotaniem po głowie.
- Ma pan takie prawo.
- E? – Jęknął Naruto. – Shikamaru… przestań…
wiesz, że się wygłupiałem…
- Masz stówę?
- Co?
- Muszę zapłacić za mandat. – Wzruszył
ramionami Shikamaru. – Za spłatę mandatu mógłbym zapomnieć o sprawie… - Naruto
patrzył na kolegę i patrzył, aż zrozumiał, że nie żartuje. Wyjął z tylnej
kieszeni portfel.
- Czemu mu nie powiesz, że twoja narzeczona to
Temari No Sabaku? – Zapytał Gaara, a wraz z wypowiedzeniem nazwiska, policjant
drgnął. – Rasa nie będzie zadowolony, że jego córka musi płacić mandaty za
swojego utrzymanka.
- Wal się. – Burknął Shikamaru.
- Wie pan, tym razem dam panu ostrzeżenie.
Zapomnijmy o mandacie… proszę na przyszłość zachować jednak ostrożność. – rzekł
policjant i oddalił się ku uciesze Naruto i jego portfela.
- Nie jestem żadnym utrzymankiem Temari, do
cholery! – Syknął w stronę Gaary.
- Serio? Pracujesz?
- Mam pewną posadę, muszę tylko skończyć
studia. – Powtórzył to setny raz.
- Hej, hej! – Wtrącił się Naruto, stając
między nimi.- Dajcie se siana. Shikamaru co tu robisz? Nie miałeś mieć randki z
Temari?
- Wysłała mnie do apteki.
- I tak się odpieprzyłeś? – Zaśmiał się
Naruto.
- Temari jest chora? – Wtrącił Gaara.
- Nie… - Pomasował się w zastanowieniu w
podbródek. – Podejrzewa, że jest w ciąży.
- W ciąży?! – zawołał Naruto natychmiast się
uśmiechając. Gaara wręcz wrósł w ziemię. – O rany gratulacje, tatuśku!
Zaklepuję zorganizowanie pępkowego!
- To jeszcze nic pewnego…
To zdanie nie robiło jednak dla Naruto
różnicy. Cieszył się już teraz, a jego nastrój powoli udzielał się Shikamaru,
dobrze mu było z myślą, że zostanie ojcem. Gaara nic się nie odzywał, ale
bardzo przeżywał, że zostanie wujkiem. Z dozą obojętności, ale zaproponował by
poszli z Shiakmaru do apteki, a potem odprowadzili go do mieszkania. Chciał się
przekonać już teraz czy będzie wujkiem i zaklepać przed Kankuro pozycję ojca
chrzestnego.
Dni mijały, a pracy zbierało się coraz więcej
i więcej. Nieszczęsne limo pod okiem, którego Sasuke nabawił się dwa tygodnie
temu, wciąż widniało na jego twarzy. Przez nie, nie mógł się już cieszyć
widokiem w lustrze. Westchnął ciężko, rozmyślając o żałości dzisiejszych
związków, które nawet będąc po przysiędze, kończą się zdradą. Przeglądając
dokumenty, zerknął na Tayuyę. Relacja z nią była luźna ze względu na ich
różnice wieku, ale pewnego dnia w końcu zaczną się spotykać na poważnie. Sasuke
już był gotowy, bo i tak nawet jeśli robił to z innymi, myślał tylko o niej.
- Sasuke, telefon! – Zawołał Suigetsu. – Gość
chce rozmawiać z tobą. Twierdzi, że cię zna.
- Zajęty jestem.
- Nic nie robisz. – Zauważył. Sasuke spojrzał
na niego surowo.
- Kto dzwoni?
- Jakiś facet. – Wtedy Suigetsu olśniło. –
Może to ten, co ci przylał? – Zaśmiał się. Właściciel sklepu podszedł i odebrał
siłą słuchawkę.
- Sharingan-Fotografia, z tej strony Sasuke
Uchiha, w czym mogę pomóc? – Jego pracownik uważnie mu się przyglądał, łaknąc
okazji do jakiejś akcji. – Ach. To ty… Jasne mogę gadać. Spieprzaj. – wtrącił,
zwracając się do Suigetsu.
Mężczyzna zrobił grymas na twarzy, ale
posłusznie ustąpił miejsca swojemu szefowi i oddalił się do stanowiska obok,
gdzie przed chwilą Tayuya zwolniła miejsce. Jednak już spodziewał się awantury
z tego powodu. Sasuke usiadł wygodnie na fotelu i wysłuchiwał gadania
Shikamaru.
- Patrzyliśmy w internecie na zdjęcia próbne
na twojej stronie internetowej. Spodobały nam się, więc chcielibyśmy zgadać
termin.
- Twojej grubasce, też się spodobały? –
Dopytał niezbyt tym nawet zdziwiony.
- Tak, ale mam ci tego nie mówić. – mruknął
Shikamaru. – Trochę mnie pogania, choć do ślubu dwa lata.
- A sam nie wolisz poczekać? Może znajdziesz
lepszą? – Zapytał Sasuke.
- Temari jest w ciąży.
- O… mam nadzieję, że smark będzie podobny do
ciebie.
- Taa, to by mi ułatwiło życie.
- Shikamaru, z kim ty rozmawiasz? – Sasuke
usłyszał w tle ze strony Shikamaru twardy głos Temari. Uśmiechnął się do
siebie.
- Pozdrów swojego dyktatora.
Tymczasem u Sasuke zaczynała się lekka kłótnia
pracowników, na szczęście powstrzymywali się od krzyków, które by
przeszkadzały. Po chwili do sklepu wszedł Kiba, pomachał ręką na powitanie do
Tayuyi, co wprawiło Sasuke w dezorientacje. Nie wiedział, że się znali, ponadto
nie bardzo mu się podobał ten przymilny ton, jakim się do niej odnosił.
Przywołał do siebie Suigetsu.
- Co jest?
- Umów mi termin z nim. – Polecił Sasuke,
oddając mu słuchawkę i schodząc z fotela. Podszedł do uwieszonego na biurku
kolegi, który wyraźnie był skupiony na kimś innym. - Um, Kiba. Pozwól na moment.
- Zajęty jestem.
- Chodź póki grzecznie proszę. - Syknął
Sasuke przez zaciśnięte ze złości zęby. Współlokator uraczył go pretensjonalnym
wzrokiem. – Nalegam.
- Ok, idę. Zaraz wracam. - mruknął z uśmiechem
do swej rozmówczyni. Sasuke
tylko bardziej to rozzłościło.
Tayuya na widok miny swojego faceta omal nie
parsknęła śmiechem. Zaraz potem już pogrążyła się w obowiązkach, a Sasuke z
Kibą wdali się w konwersacje będąc w bezpiecznej odległości od innych osób.
- Mogę wiedzieć co ty odpierdalasz?
- Ja? - Dopytał Kiba nie bardzo rozumiejąc
pretensji.
- Nie. Kurwa. Ten za tobą. - Sarknął Sasuke. -
Jasne, że chodzi o ciebie, durniu.
- Przyszedłem do sklepu.
- Po co?
- Jak to po co? - oburzył się Kiba pod wpływem
tego głupiego pytania. - A to muszę mieć jakiś powód by przyjść do sklepu?
- Tak robią normalni ludzie.
- No dobra. - Kiba westchnął. - Pamiętasz jak
wysłałeś swoją pracownicę do nas, by przyniosła ci aparat? - Sasuke skinął
wolno głową.
- I co z tego...?
- To, że Tayuya od razu wpadła mi w oko. Nie
mogę przestać o niej myśleć.
- Pomogę ci. - Uśmiechnął się Sasuke. - Tay ma
chłopaka.
- Już mi powiedziała, że jest singielką. -
Kiba wzruszył cierpko ramionami.
- Hehe... Co proszę?
- To, co słyszałeś. Zresztą dla twojej
wiadomości, to spotykamy się od kilkunastu dni i nasza znajomość kwitnie. –
Uśmiechnął się szeroko Kiba. Sasuke spiorunował go spojrzeniem.
- Tayuya to moja dziewczyna, palancie! –
warknął przez zaciśnięte usta.
- Wiem od Menmy, że ci się podoba, ale sorry,
działam pierwszy. Nie moje wina, że jestem bardziej czarujący.
- Menmy…?
Sasuke nie chciał zmieniać tematu, ale trochę
go zdziwiło wtrącenie tego imienia. Kiba się trochę zakłopotał, ponieważ
zapomniał mu powiedzieć o jego ostatnich odwiedzinach. Kolejny powód, aby go
nienawidzić. Mężczyzna uznając rozmowę za zakończoną odwrócił się i skierował
swoje kroki do Tayuyi. Sasuke wyprzedził go i pierwszy dotarł do dziewczyny
pociągając ją za ramię do gabinetu.
- Chodź pogadać.
- Ej, ale nie szarp jej. – Wtrącił Kiba.
- Będę robił, co będę chciał! – Warknął i z
trzaskiem zamknął za sobą drzwi, uprzednio wpychając przez nie dziewczynę. – Co
ty odwalasz? Z Kibą?
- Jest słodki i dobrze mnie traktuje. –
Wzruszyła ramionami Tayuya.
- To mój kumpel. Zabraniam ci się z nim
spotykać.
- Zabraniasz? Ty? Serio? Chcesz mi dyktować
warunki, a ja mam znosić twoje pukanie mężatek? – Prychnęła.
- Ok, to był ostatni raz…
- Sasuke, po kij mi twoje obietnice? Tworzymy
wolny związek – Sasuke już otwierał usta, aby się wtrącić. – albo nie twórzmy
go w ogóle.
- Chcesz ze mną zerwać?
- Jeśli chodzi o ścisłość, to my nigdy nie
byliśmy razem. Zawsze chodziło nam tylko o jedno. Wychodzę wcześniej. Z Kibą. –
Powiadomiła Tayuya, po czym cmoknęła go w policzek. – Pa.
Sasuke chciał coś powiedzieć, coś zrobić, ale
znieruchomiał. Odprowadził wzrokiem dziewczynę i to by było na tyle. Zamknął
się w gabinecie i usiadł przy biurku, zastanawiając się nad słowami dziewczyny.
Czy faktycznie miała gdzieś to, co ich łączyło? Czy jak zwyczajny kretyn darzył
uczuciem jednostronnie. Nie do wiary – prychnął pod nosem, Sasuke Uchiha
przegrywa z takim frajerem jak Kiba. Z wściekłości zrzucił z biurka
przygotowane albumy.
Będąc w przymierzalni jednego ze sklepów
odzieżowych spędzało się miło czas w towarzystwie przyjaciółek. Jednak tym
razem tylko dwóm udało się wyrwać na spotkanie. Hinacie towarzyszyła Sakura -
lubiła zakupy z różowowłosą, ale trochę przesadzała z samymi zakupami. Hinata
dobrze się bawiła jedynie przymierzając ubrania. Przymierzając elegancką suknie
wieczorową usłyszała dźwięk telefonu, który od razu wyjęła z torebki.
- Cześć, Hina. Mam wiadomość, siedzisz? –
Zapytała Temari nawet nie czekając aż się z nią przywita.
- Nie mam w pobliżu krzesła… Ale trzymam się.
– mruknęła, chwytając wieszaka w przebieralni. – Mów.
- Jestem w ciąży.
- W ciąży? Naprawdę? – Dopytała uradowana
Hinata. – Moje gratulacje! Wspaniała nowina! Od kiedy?
- To już trzeci miesiąc… nic nie mów! Miałam
zapierdziel w robocie i nawet nie pilnowałam czy mam czy nie mam okresu. –
Wyjaśniła zapobiegawczo Temari.
- To chyba już wiadomo jaka płeć?
- Nie. Tego jeszcze nie wiemy. Jednak czuję,
że to chłopak. – ostatnie zdanie dodała szeptem.
- Pewnie to prawda, matczyne instynkty nie
zawodzą. – Stwierdziła Hinata. – Cudownie, będziesz wspaniałą mamą.
- To dobrze, że masz inne zdanie niż twój
głupi chłopak...
- Naruto?
- A masz innego? – dopytała z uśmieszkiem. Hinata
fuknęła naburmuszona. – A co u ciebie?
- Jestem na zakupach z Sakurą. Przymierzamy
sukienki, niedługo organizujemy bal w restauracji.
- Ooo, a z jakiej okazji?
- Dwudziestolecia. Może dacie radę przyjechać
za półtora miesiąca z Shikamaru?
- Wyślij mi info na maila. Nie wiem jak to
będzie, ale chciałabym… Tak dawno nie byłam na eleganckich imprezach. Ostatnio
jak mieliśmy wyjść Shikadai urósł, w związku z czym ja się roztyłam i nie
weszłam w żadną kiecę, więc plan spalił na panewce.
- Shikadai?
- Tak nazwę mojego syna.
- Ładnie. Trochę po tacie. – Zauważyła Hinata.
- Podoba mi się tradycja rodzinna Shikamaru,
by dawać dzieciom imiona z przedrostkiem Shika. – mruknęła Temari. – Rany…
- Co?
- Nic takiego. Brakuję mi rozmów z
przyjaciółką… Tak jak teraz.
- Oj Temari. – zachichotała Hinata. – Przez
hormony robisz się strasznie sentymentalna. Ale mi też brakuje zdecydowanego
głosu w towarzystwie.
- Niedługo się zobaczymy. Może, jeżeli Naruto
pozwoli…
- Nie rozumiem…?
- Naruto ci nie mówił?
- O czym?
- Podwozi mnie i Shikamaru do drugiego brata,
Kankuro. A on, jak wiesz, mieszka w twojej okolicy. – Przypomniała jej Temari.
- Dlaczego mi nie powiedział?
- Pewnie chciał ci zrobić niespodziankę.
- A ty mu ją zniszczyłaś. – Zauważyła Hinata i
z uśmiechem na ustach przewróciła oczami.
- Ups. – odpowiedziała obojętnym tonem,
Temari.
- Czy to w ramach zemsty?
- Być może…
- Co on tym razem nawyprawiał? – Zapytała ze
śmiechem Hinata. To takie typowe dla Naruto, by znaleźć się w centrum kłopotów.
Typowe i ciutkę urocze. Nim Temari zaczęła odpowiadać do drzwi poczekalni
zapukała Sakura.
- Hinata? Wszystko w porządku?
Kobieta natychmiast to potwierdziła i
zakończyła rozmowę z Temari, obiecując jej wspólne zakupy, gdy się w końcu
spotkają. Sakura i Temari za sobą nie przepadały, choć znały się słabo.
Różowowłosa poczuła się zazdrosna o niebycie tą jedyną, najlepszą przyjaciółką,
ponieważ Hinata dla niej samej nią była.
- Coś się stało? – Zapytała, widząc nadąsanie
Sakury.
- Nie. Dlaczego?
- Minęłyśmy sklep z butami i nie zareagowałaś.
- Naprawdę? – Kobieta obejrzała się za siebie
i machnęła ręką. – Mam sporo butów...
- No powiedz, Sakura. Proszę. – Hinata stanęła
w miejscu czekając na reakcję towarzyszki. Ta po chwili westchnęła i odciągnęła
dziewczynę na murek. Usiadły wygodnie.
- Zmartwiłam się przyszłością. No wiesz, że w
końcu nasza przyjaźń się skończy…
- Nie skończy.
- No to bardzo mocno ograniczy. Taka kolej
rzeczy, ty wyjdziesz za Naruto, ja też pewnie znajdę jakiegoś gacha, ale tu
chodzi o to, że kontakt się urwie. – Bąknęła Sakura, siadając po turecku. –
Głupota, że faceci tak mącą w głowach.
- Tak wcale nie musi być. – powiedziała
Hinata. – Są telefony, maile, różne komunikatory. I chęci, przynajmniej w moim
przypadku.
- Taa. Wiesz, to egoistyczne, ale mnie cieszy
twój związek na odległość. Jesteś bardziej osiągalna. – Hinata uśmiechnęła się
lekko.
- Szczerze mówiąc, to nie wiem ile jeszcze
wytrzymam…
- Z Naruto? Chcesz z nim zerwać? – Zapytała
Sakura. Hinata spojrzała na nią zdziwiona.
- Nie! Chcę, by ze mną tu był… Zawsze
podchodziłam do sprawy z dystansem, ale ostatnio jak się spotkaliśmy, to coś we
mnie pękło. Tęsknię i tęsknię…
Sakura odpowiedziała przytuleniem
przyjaciółki. Czasami uścisk jest najlepszą odpowiedzią na troski. Po jeszcze
godzinnej porcji plotek i wizyt w kilku sklepach, kobiety rozdzieliły się w
swoje strony. Różowowłosa w podskokach weszła do swojej klatki schodowej i
wspięła po schodach na własne piętro.
Będąc już w mieszkaniu położyła torbę ze
swoimi trofeami na pobliskiej półce i zdjęła z siebie buty, dając swoim stopom
ulgę. Zaczęła ściągać płaszcz gdy w tejże chwili ktoś zapukał do drzwi.
Zdziwiona przekręciła gałkę, otwierając drzwi. W progu zobaczyła Sasuke. Był
spięty i lekko podenerwowany. Kobieta nie miała w głowie żadnego pomysłu, który
by jej wytłumaczył jego obecność. Mężczyzna przywitał się i wprosił do jej
mieszkania. Takie zachowanie ją skołowało, ale bez słowa zamknęła drzwi.
- Stało się coś?
- To nie jest ważne. – powiedział Sasuke. –
Potrzebuję pocieszenia. Jedna noc, bez zobowiązań, bez uczuć i nadziei na
przyszłość. – Sakura patrzyła na niego z uniesioną brwią.
- Słucham?
- Zapłacę ci.
- Zwariowałeś?
- Nie do cholery! – Warknął Sasuke, uderzając
pięścią w ścianę. – Mam pieniądze.
- Nie jestem dziwką, Uchiha. Mam gdzieś twoje
pieniądze, lepiej zrobisz jak wyjdziesz. – Stwierdziła z oburzeniem Sakura. –
Wiesz, gdzie są drzwi.
- Dlaczego ty wszystko utrudniasz, Haruno? Co
ci szkodzi dla odmiany przespać się ze mną? A nie z przypadkowym typem?
- A tobie co tak zależy? Chcesz się z kimś
przespać to idź do klubu! Takiemu jak ty żadna nie odmówi. – Fuknęła, a Sasuke
zbliżył się do niej i dłonią dotknął jej różowych kosmyków włosów.
- To musisz być ty… Po prostu.
- Dlaczego?
- Jesteś do niej podobna… - powiedział cicho.
– Nie każ mi się jeszcze bardziej upokarzać.
Sakura nic na to nie powiedziała, spojrzała
Sasuke w oczy, a był w nich skryty ból jakiego nikomu nie chciał pokazać.
Cierpiał z miłości, zgadywała, że nieodwzajemnionej. Westchnęła ciężko i
złapała się za włosy, chciała skończyć z opinią łatwej laski, a tu nagle takie
coś.
Podeszła do mężczyzny jeszcze chwilę się
wahając, ale w końcu objęła go za szyję i pocałowała. To była odpowiedź, a
zarazem przyzwolenie, na które odpowiedział odwzajemnieniem. Usta Sakury były
miękkie, a pocałunki delikatne i ciepłe. Mogłoby się to spodobać. Dla kobiety
zachowanie Sasuke było… inne niż myślała. Był bardzo czuły i ostrożny.
Pieszczoty składał z niemałym pożądaniem. Była pod coraz większym wrażeniem,
coraz bardziej jej się to podobało.
Nazajutrz o godzinie siódmej rozdzwonił się
budzik w telefonie Sasuke. Mężczyzna przetarł oczy po czym je otworzył i
rozejrzał się wokół siebie. Mieszkanie należało do Sakury, ona sama leżała w
łóżku szczelnie zawinięta w kołdrę. Dźwięk ją obudził, ale nie paliła się do
wstawania. Noc z Sasuke miała w końcu nic nie znaczyć. Mężczyzna wstał z łóżka
i zaczął się ubierać, chcąc jak najszybciej wrócić do domu, tam się wykąpać i
ogólnie przygotować na wyjście do pracy. Czuł na sobie spojrzenie kobiety, ale
nie odwrócił się, nie zareagował.
- Nie sądziłam, że jesteś taki delikatny w
łóżku. – powiedziała Sakura. – Spodziewałam się zaborczego durnia.
- Według ciebie taki jestem?
- Nie no, tak naprawdę to nie do końca… -
Odrzekła, skrępowana tym pytaniem. – Miało być bez uczuć, ale odrobinę mnie
zauroczyłeś…
- To masz problem. – Wzruszył ramionami,
zakładając ostatni z elementów swojego ubioru. – Nie masz co się łudzić.
- Ja tylko chciałam być miła, ok? – Wyjaśniła
Sakura. – Przykro mi, że rzuciła cię dziewczyna. – Sasuke spojrzał w dół
smutnym wzrokiem. – Musiałeś ją bardzo kochać.
- To skomplikowane. – oznajmił po chwili.
Przysiadł z powrotem na łóżku. – Na co chorujesz?
- Słucham?
- Rak czego? – Po tych słowach kobieta się
uniosła podenerwowana.
- Skąd wiesz…?
- Zawoziłem cię do szpitala. Niechcący się
dowiedziałem kilka rzeczy. – Zmyślił, aby nie wsypać Hinaty. Sakura zagryzła
wargę. – Nikomu nie powiem.
- To białaczka szpikowa. Przewlekła, więc nie
najgorzej… Chociaż czasami…
- Nie chcę wiedzieć. – Przerwał Sasuke. – Nie
jestem empatycznym człowiekiem. Nie lubię zgrywać dobrego człowieka i obciążać
sobie psychiki. – Wyjaśnił. – Możesz na mnie liczyć, jeśli będzie ci potrzebna
podwózka czy coś. Ale nie rozmowa.
Sakura skinęła głową. Rozumiała to i doceniła,
że mężczyzna odmówił jej w tak grzeczny sposób, bo potrafił w inny. Sasuke
pożegnał się i zwyczajnie wyszedł, a kobieta nawet go nie zatrzymywała.
Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i uznała minioną noc za przyjemną.
Praca w domu, to było coś pięknego – Menma
uwielbiał ten tryb - nikt go nie pilnował, nie miał kontaktu z innymi ludźmi…
Introwertyczny raj. Oczywiście niecodziennie tak pracował. Redagując kilka
pism, które przydadzą mu się do pracy, przygotowywał na dzisiaj obiad i
pilnował prania - był wielofunkcyjnym gościem. Izumi aktualnie była w swojej
pracy, a pracowała jako fryzjerka, więc w jej przypadku praca zdalna odpada.
Chyba że sprasza jakąś znajomą do mieszkania i ją tutaj podcina po znajomości.
Natomiast Midori była aktualnie w przedszkolu.
Menma rozwarł szeroko buzię w ziewnięciu, był
sam, a więc nawet nie pilnował tego, by przytkać sobie usta dłonią. Na pulpicie
komputera na tapetę ustawił swoje zdjęcie z Izumi, gdy siedzieli na publicznym
stole do ping-ponga i się przytulali. Światło nie było najlepsze z powodu
późnej godziny, niemniej Menmie się podobało. to było ich pierwsze wspólne
zdjęcie, robił je Sasuke, a do tego miał smykałkę. Przy okazji pomyślał o
Izumi, o ich ostatnim sporze, do którego już więcej nie wracali. Kobieta
pogodziła się z warunkami, powiedziała, że bardzo jej zależy na Menmie. Te
słowa zadziałały na mężczyźnie na tyle by zaczął się zastanawiać nad…
Zadzwonił telefon. Menma z westchnięciem
odebrał urządzenie.
- Słucham?
- Hej, kotku. – Przywitała się Izumi. –
Zepsułam klientce fryzurę i teraz muszę dłużej zostać w pracy… Trochę się
zamyśliłam, wspominając wczorajsze wyczyny mojego faceta w łóżku. – Dodała
cichszym aczkolwiek szczęśliwym głosem. – W skutek czego pomyliłam farby…
- Dzwonisz, by mnie ochrzanić?
- Nie… Chodzi o…
- Midori? – przerwał jej Menma.
- Taa. Tak, dokładnie. Odbierzesz ją z
przedszkola?
- Nigdy jej nie odbierałem. Tamtejsze
nauczycielki mnie nie znają. – powiedział, a Izumi przeklęła pod nosem,
przyznając mu racje. – Przedzwoń do szkoły i powiadom o sytuacji.
- Pójdziesz?
- Nie mam daleko. Po drodze pójdziemy do
papierniczego, więc być może wrócisz do domu przed nami. – oznajmił Menma,
zaczynając się ubierać do wyjścia.
- Mój bohater.
- Kończę, pa.
Pożegnali się i skupili na wykonywaniu
własnych zadań. Menma nie miał daleko do przedszkola, piętnaście minut drogi
spacerkiem. Nigdy nie odbierał ani nie zaprowadzał małej do szkoły albo
dokładniej mówiąc, nie wchodził do budynku. Takimi rzeczami zajmowała się
Izumi.
Na terenie szkoły naszła go jakaś nostalgia z
własnymi doświadczeniami. Schody, z których Naruto spadł już pierwszego dnia,
załatwiając sobie zwolnienie od szkoły. Woźne, które tak wypolerowały podłogę,
że się pośliznął, a brat mu z tej okazji zrobił zdjęcie… Ściany szkół zdobiły
liczne dyplomy Menmy Uzumakiego. Dumne czasy. Z uśmiechem przeglądał powieszone
przed salą Midori, na tablicy korkowej, rysunki dzieci.
- Mogę w czymś pomóc? – Zapytała z uśmiechem
jakaś kobieta.
- Ja przyszedłem po kogoś, czekam, aż się
skończą zajęcia. – odpowiedział Menma.
- Od dziesięciu minut są skończone.
- Nie słyszałem dzwonka.
- To tak nie działa. W tej części budynku nie
ma dzwonka. Rodzice sami muszą się zgłosić do nauczyciela po odbiór dziecka. –
Powiadomiła kobieta. – Nie wie pan o tym?
- Jestem tutaj pierwszy raz, w zastępstwie za
partnerkę. – Wytłumaczył Menma.
- Acha! Jestem asystentką przedszkolanki z tej
grupy. Jak pana dziecko się nazywa?
- Midori Uchiha, ale to nie jest moje…
- Proszę za mną! – Zawołała z uśmiechem i
wprowadziła Menmę do sali. – Midi, słoneczko, tatuś przyszedł!
- Menma! – Zawołała dziewczynka radośnie do
niego podbiegając.
Asystentka mocno się zdziwiła, że zwracała się
do niego po imieniu. Mężczyzna zaś był wściekły na zachowanie kobiety, ale nim
w ogóle coś by zdążył powiedzieć, to wtrąciła się przełożona przedszkolanka.
Odesłała Midi do zabawę jeszcze na moment i skrzyczała podopieczną. Jej sposób
wydania dziecka był mocno nieprofesjonalny. Menma wtrącił się również z
wyjaśnieniem, że nie jest ojcem Midori, tylko partnerem jej matki.
- Przepraszam…
- Skaranie boskie z tobą. – Westchnęła
kobieta, a następnie zwróciła do Menmy. – Pani Izumi uprzedziła, że pan
odbierze Midori. Dziewczynka pana rozpoznała, ale mamy ścisłe procedury. Muszę
prosić o wylegitymowanie się.
Mężczyzna nie miał nic przeciwko temu,
przeciwnie, cieszył się z poziomu bezpieczeństwa placówki. Po wszystkim
podszedł do dziewczynki, by razem z nią wyjść. Rozmawiała ze sporą grupką
dzieci. Popularna już w wieku czterech lat.
- Cemu ne mówis do taty, tato? – Zaseplenił do
Midori jakiś chłopiec.
- Nie wiem.
- Ja bym dostała po dupie. – Stwierdziła jej
koleżanka.
- Paczcie, paczcie! – Zawołał inny chłopczyk,
wsunął swoją dłoń pod pachę, a ją samą zaczął dociskać wzdłuż ciała, wydając
głos pierdzenia. – Umiecie tak?
- Midi, zwijamy się. – Przerwał dyskusje
Menma, wyciągając do niej rękę, którą z radością pochwyciła. Sam wolał zapobiec
nauki tej fascynującej sztuczki.
Kiedy wyszli z budynku udali się jeszcze do
sklepu papierniczego z różnymi eleganckimi i nie tylko drobnostkami. Menma mógł
spokojnie robić zakupy, ponieważ Midori zachowywała się bardzo grzecznie, choć
aż ją korciło by wziąć do ręki niejedną rzecz i zburzyć idealny porządek w
jakim było to ustawione. Dziewczynka odczuwała spory respekt do Menmy i nie
chciała, by się na nią złościł.
- Czemu nie jesteś moim tatą? – Zapytała ni
stąd ni zowąd, gdy kierowali się już do domu. Menma spojrzał na dziewczynkę,
której rączkę trzymał w dłoni. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak poważne
pytanie mu zadała.
- Bo ty masz już tatę.
- A czemu z nami nie mieszka?
- Odpowiem ci jak będziesz większa, dobrze?
- Dobrze! – mruknęła. – A mogę mówić ci tato?
– Menma zamilkł przez chwilę, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Wolałbym byś mówiła mi Menma, jak do tej
pory...
- Dlaczego?
- Bo twojemu tatusiowi mogłoby być przykro. O,
zobacz. Mama idzie. – Wskazał na kobietę idącą do nich szybkim krokiem.
Dziewczynka pobiegła na spotkanie z matką.
Trasą była prosta płyta chodnikowa, więc bez obaw ją puścił. Niemniej
dzisiejsze pytania Midori kazały mu coś zrobić z tą sytuacją. Wieczorem
zamierzał rozmówić się z Izumi.
- Nie gniewasz się?
- Nie. W porządku.
- Hinata, ja po prostu muszę sprawdzić, jak ma
się mój tata. – Wytłumaczył Naruto. A zaczęło się tak niewinnie, od
poinformowania o planach, o których powiedziała już Temari.
- Naruto, przecież mówię, że w porządku… -
Bąknęła.
- Przyjadę wieczorem.
- Tak. Wiem. Powtarzasz się.
- To nie złość się na mnie. – Hinata słysząc,
to nielogiczne oskarżenie, westchnęła.
- Gdzie jesteś?
- U Gaary. Pomagam mu pisać pracę magisterską.
– mruknął dumnie Naruto.
Gaara, który chcąc nie chcąc przysłuchiwał się
tej rozmowie, westchnął ciężko. We dwóch napisali pięć linijek więcej, potem
wszystko inne stało się ciekawsze. No i byli już przy czwartym piwie,
dzwonienie nie było w sumie dobrym pomysłem. Po chwili po mieszkaniu rozniosło
się pukanie do drzwi. Gaara odłożył butelkę browaru i ruszył otworzyć drzwi. W
progu zastał Matsuri i nie czuł się z tym dobrze.
- Co tu robisz?
- Tęsknie i nie potrafię tego zignorować. –
powiedziała, patrząc w błękitne oczy Gaary. – Dajmy sobie szansę.
- Nie. Robisz się żałosna, wróć do domu i…
- Przychodząc ostatnio pokazałeś, że jednak o
mnie myślisz,
- Na litość boską, nawet nie chciałem przyjść.
Pomiędzy tobą, a mną było fajnie, ale no właśnie. Było. – Gaara wzruszył
ramionami.
- Ale…!
- Matsuri nie rozumiesz? Uderzyłem cię, a ty
jeszcze pchasz się w moje ramiona, jak pomylona. – Syknął Gaara.
- Kocham cię…
- Nieprawda, nasza znajomość nie trwała aż tak
długo. Jesteś za mało dojrzała, by odróżnić miłość od zauroczenia… - Złapał się
za głowę.
- Irytująca szmata… w szufladzie obok jest
młotek… Jedno trafne zamachnięcie i pozbędziemy się jej na zawsze!
Gaara jęknął zsuwając się bezsilnie pod
ścianą, Matsuri od razu pojawiła się przy nim, ale nerwowość mężczyzny tylko
się wobec niej nasilała. Wtedy wkroczył Naruto i nakazał dziewczynie wyjść. Sam
zajął się Gaarą, miał na to swoje sposoby.
- Dzięki… - mruknął do Naruto, gdy się zaczął
uspokajać.
- Nie ma sprawy.
- Nie wiem co bym zrobił, gdyby nie ty.
- Ja też. Może obiad? – Zaśmiał się Naruto. –
Nie gdybaj, ok? – Gaara skinął powoli głową. – Zawsze możesz na mnie liczyć.