Ariana | Blogger | X X

26 cze 2018

ROZDZIAŁ #27.


Pierwszym, który się obudził był Naruto i to był wyczyn, jednak z drugiej strony, to można było to przewidzieć. Odłączyli się od towarzystwa o wpół do drugiej w nocy i to tylko dlatego, że Hinatę bolał brzuch. Natomiast po dotarciu do domu dziewczyna przez półtorej godziny haftowała do muszli w łazience. Potem zasnęli, a przynajmniej Naruto, Hinata kilka razy jeszcze latała do łazienki, by ustami wyrzucić z siebie ramen.
Naruto spojrzał ze współczuciem na bladą, śpiącą twardym snem buzię ukochanej – pocałował ją w czoło i wstał na łóżko, by zejść na podłogę, nie ruszając jej przy tym. Spał od strony ściany, więc jakoś musiał ją przekroczyć. Wziął z ziemi bluzkę i wyszedł cicho z pokoju. Chciał zrobić dziewczynie jakieś lekkie śniadanie. Założył bluzkę, będąc przy drzwiach kuchni, ale wtedy ktoś zapukał w drzwi wejściowe będące naprzeciwko kuchni, czyli nic go nie kosztowało to zboczenie z trasy. Otworzył, zastając w drzwiach dziewczynę o czerwonych włosach.
- O, cześć, moja przyszła sąsiadko. – Uśmiechnął się szeroko.
- No elo. Przyszłam oddać Hinacie sukienkę. – powiedziała, unosząc dbale poskładany materiał. Naruto go pochwycił. – Cóż powiedz jej, że dziękuję. Jak tu zamieszkam, to ma moją szafę do dyspozycji.
- Mam w swojej dużo miejsca. – powiedział Naruto, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi.
- Miałam na myśli pożyczanie ubrań…
- Ach… - Zmierzył wzrokiem to, w co aktualnie była ubrana. Miała na sobie buty na szpilkach, rybaczki jeansowe z modnymi wycięciami, podkoszulek z odkrytym brzuchem i jeansową kurtkę z przetarciami. – Po co jej potargane ciuchy? Yukie ma myszy w domu? – Zaśmiał się. – Czy nie umiesz szyć?
- Zacofany jesteś czy co?! – Zawołała obruszona. – Pożegnaj ode mnie Hinatę. Nara!
- Czekaj! Czekaj Saro, przepraszam. Ja tylko tak żartuję… Jak ramię? – Zapytał, spoglądając na jej bandaż na ramieniu. – Nie chciałem cię aż tak urządzić…
- Cóż… Było minęło. Gdyby nie ty, to Gaara by się nie raczył do mnie zbliżyć. – Wzruszyła ramionami. – W sensie zagadać.
- Umówiliście się wczoraj?
- Nie? A mieliśmy…?
- Zasugerowałem, by po ciebie wpadł, zmył się wcześniej niż zazwyczaj. Bo on nie lubi, jak jest za dużo ludzi, to miał pretekst. Sądziłem, że poszedł do ciebie…
- Nie, ale gadaliśmy przez telefon. Nic mu nie jest. – Dodała dla pewności.
- Dlaczego miałoby mu coś być?
- No wiesz…
- No nie wiem… - Przedrzeźniał sposób jej mówienia. Kolejny żarcik, który jej się niespecjalnie podobał. – Sorki. Ale serio nie wiem, o co ci chodzi,
- Przecież jest chory, ma myśli samobójcze i się rani. – sprecyzowała szeptem.
- A, to. – Naruto machnął ręką. – Lepiej go nie traktować inaczej z tego powodu. Trzeba mu zaufać, zadzwoni, jak będzie w emocjonalnym dołku.
- Jasne. – Przytaknęła niepewnie Sara.
- Dam ci jego adres. Na mnie się wkurwi, ale twój widok go ucieszy. Tylko skoczę po telefon wyślę ci smsem…
- Nie, nie, nie. Nie trzeba, - Wtrąciła Sara. – Zobaczę się z nim, jak się wprowadzę. Może.
- Mogę o coś zapytać?
- Nie. – odpowiedziała, na co Naruto się skrzywił, przez dłuższą chwilę nie wiedząc co odpowiedzieć. – Taki żarcik. Pytaj, bo się trochę spieszę.
- Czy ty i Gaara…?
- Odmawiam odpowiedzi. – Burknęła kobieta. – Trzymaj się.
Naruto chciał ją zawołać i zatrzymać, ale koniec końców zrezygnował i wrócił do mieszkania. Wszedł do kuchni, aby pobuszować trochę po półkach i lodówce w poszukiwaniu jakiegoś lekkiego jedzenia. Nie chciał, aby i z tego powodu Hinata wymiotowała.
Po naładowaniu wszystkiego na tacę ruszył ostrożnie do pokoju. Bezszelestnie położył jedzenie na biurku i wziął do ręki bułkę dla siebie. Ponownie stanął na łóżku, okraczył partnerkę i ułożył się obok niej. Jadł swoją bułkę, mogąc podziwiać jej śpiące piękno. Bardzo kochał Hinatę i niesamowitym było dla niego zaszczytem, że są razem już siedem miesięcy. Dla niektórych to mało a dla nich tak, jakby byli ze sobą od dekady. Naruto czuł się gotowy na to, by spędzić z nią całe życie. Szkoda, że Hinata jeszcze by się nie zdecydowała na tak poważny krok. Z drobnym żalem spojrzał na sufit, pod którym leżał i ugryzł kolejny kęs bułki.
Kaszlnął raz. Drugi i trzeci. Potem seriami. Odczuł lęk, kiedy kaszel nie pozwalał mu nawet oddychać. Dławił się, a zmiana pozycji na półsiedzącą niezbyt pomagała. Hinata spała jak kamień, podczas gdy on walczył o życie. Twarz mu zaczynała sinieć, nie dawał rady krzyczeć. Samodzielne walenie się po plecach też nie przynosiło efektów. Musiał obudzić Hinatę. Popchnął ją nogą tak, że spadła z łóżka, momentalnie się wybudzając.
- Ałaaa… Naru... Rany boskie, Naruto! – Podniosła się natychmiast i usiadła za nim, uderzając go pięć razy energicznym ruchem między łopatkami. Wtedy wypluł z ust kawałek bułki i zaczerpnął łapczywie powietrza. – Nic ci nie jest?
- Nie, już okej. Już w porządku. – Hinata odetchnęła z ulgą i oparła głowę o ramię blondyna. – Dzięki, skarbie i przepraszam za zrzucenie z łóżka. – Nie wiedząc co innego zrobić z wyplutym kawałkiem bułki, wcisnął go ponownie do ust. Tym razem dokładniej przeżuł przed połknięciem. – Nie panowałem nad tym, ile siły w to włożę.
- Nie szkodzi, ważniejsze, że mi się tu nie zadławiłeś. – Odetchnęła kolejny raz. – Przestraszyłam się…
- Wierz mi. Ja też… - odparł Naruto. – A jak się czujesz?
- Lepiej, ale jestem strasznie głodna. – stwierdziła, ściskając się kurczowo za brzuch.
- Zrobiłem ci śniadanie. Talerz leży na biurku. – Wskazał podbródkiem. Hinata spojrzała za siebie i zobaczyła tam kilka kanapek. – Nie umiem za bardzo gotować… O ile robienie kanapek to gotowanie.
- To nic. – mruknęła, przenosząc się na krzesło przy biurku i biorąc do ręki jedną z kanapek. – Przecież i tak to ja będę gotować.
- Już chcesz ustalać obowiązki? – Uśmiechnął się szeroko Naruto. Hinata oddała uśmiech, wgryzając się w kanapkę. – Nie jedz za szybko, bo…!
- Przypominam, że się dławiłeś, Naruto, więc mi tu się nie mądrz.
- Ojeju… Kiedy ty się zrobiłaś wobec mnie taka niemiła?
- Nie zrobiłam… Przepraszam, jeśli…
- Nie, nie, kochanie. – Zaśmiał się Naruto. I ukucnął przed nią, uprzednio schodząc z łóżka. – Ja się tylko droczyłem. Lubię, jak zadzierasz nosa. – Dodał, całując jej gołe udo. Kobieta z racji ciepłych nocy spała w damskich bokserkach i bluzeczce na ramiączkach. Podobał mu się ten krój.
Hinata z uśmiechem, delikatnie przeczesywała mu włosy, a drugą karmiła się kanapkami. Chyba jeszcze nigdy zwyczajne kanapki nie smakowały jej tak bardzo. Pochłaniała kanapki i popijała je zbyt mocną herbatą, ale wolała tego nie mówić Naruto. On w tym czasie położył się na brzuchu na swoim łóżku i grzebał w telefonie. Nagle wpadł na pewien pomysł, zostając zainspirowany wydarzeniem na facebook’u.
- Ej, chciałabyś się wieczorem wybrać ze mną do wesołego miasteczka?
- Brzmi fajnie.
- Możemy zabrać też Shikamaru i Temari dla towarzystwa. – Zaproponował, uśmiechając się złowieszczo. Kolega będzie wprost zniesmaczony takim wyjściem.
- Ja ci nie wystarczę? – Zapytała, kładąc się obok niego na brzuchu. Jej bliskość i śmiałe spojrzenie, nie wiedząc czemu, wywołało w Naruto rumieniec.
- Ekhm, nie... Znaczy tak! Wystarczysz. Sądziłem tylko, że nie chcesz spędzać czasu tylko ze mną.
- Duży błąd. – mruknęła, odchylając się, by szturchnąć ramieniem chłopaka. W odpowiedzi cmoknął ją w skroń. – Naruto…
- Hm…? – Mężczyzna na jej oczach przeglądał facebook’a i lubił zdjęcia swoich znajomych.
- Zrobimy to…? – Zapytała zawstydzona.
- Co? – odpowiedział pytaniem, bez zbytniego zaangażowania. Po chwili parsknął śmiechem. – Patrz, kot skurwysyn. – Zaśmiał się, pokazując jej mema. Po chwili też odczytał tekst. – Mruczku, dlaczego założyłeś ręcznik kuchenny? - Jestem metaforą ciebie. - Jak to? - Tak to, SZMATO. – Po odczytaniu zaśmiał się głośno – Hah, uwielbiam. – Skomentował i przeglądał dalej memy.
- Chcesz się kochać? – Zapytała już pewniej i dobitniej, ale cała pewność zniknęła, gdy Naruto spojrzał na nią zdezorientowanym wzrokiem. – Nie, dobra, nieważne…
- To może ja zapytam. – mruknął, odkładając telefon. – Chcesz się kochać, najdroższa?
Hinatę ujęło postępowanie Naruto. Zamiast się z niej nabijać, sprawił, by nie czuła się dłużej zażenowana swoją propozycją. Nie musiała odpowiadać, skinęła głową, a Naruto wykonał pierwszy, bardzo czuły pocałunek. Objął jej ciało ramieniem i przesunął na siebie, gdy już odwrócił się na plecy. Hinata oparła się dłonią o miejsce przy twarzy Naruto, a drugą ręką odgarnęła włosy za ucho. Całowała swojego mężczyznę, angażując w to całą swoją miłość. On za to wodził palcami po jej zgrabnych nogach, wywołując w niej przyjemne dreszcze.
- Ściągnij bluzkę. – Poprosiła po chwili.
- A ty ściągniesz swoją? – Dopytał, powodując w niej delikatny spazm śmiechu.
- Zgoda.
W pokoju, pomimo przedpołudniowej pory, panował półmrok. Za oknem pogoda była pochmurna, najpewniej zwiastująca burzę, poza tym okna właśnie były przysłonięte przez ciemnoniebieskie rolety. Na podłodze wylądowały materiały bluzek kochanków. Hinata zsunęła się z pieszczotami na szyję i tors blondyna, któremu robiło się coraz goręcej. Zacisnął dłonie na pośladkach partnerki, doprowadzając ją do rozkosznego jęku. Wtem natychmiast zostając usatysfakcjonowany, objął ją w niedźwiedzim uścisku i zamienił się z nią miejscami. Uniósł się jednak do pół siadu i zdjął z niej majtki. Rozszerzył jej uda i powoli schylił się do krocza ukochanej, cmoknął je ustami, nim przeszedł do dalszej czynności.
Hinata oczekiwała dalszych pieszczot, leżąc bezbronnie na łóżku. Po chwili ogarnęła ją niesamowita rozkosz, zaczęła się delikatnie wić w tym uczuciu, zaciskała i prostowała dłonie, łudząc się, że to jakoś zrównoważy przyjemność. To, co teraz wyprawiał z nią Naruto było dla niej czymś cholernie słodkim w odczuciu. Nie mogła zdusić w sobie jęków czy głośnych, rozkosznych westchnień. Kilka razy wypowiedziała nawet imię Naruto lub wzywała stwórcę.
Gdy Naruto przestał, odczuła niedosyt. Mężczyzna zdjął z siebie spodnie, sięgnął pod poduszkę, skąd wyjął pakunek prezerwatyw, otworzył go, zrywając otwarcie za pomocą zębów i nałożył na członka. Następnie począł obcałowywać biust ukochanej, a miał co pieścić. Hinata z uśmiechem wsunęła mu palce w czuprynę, nieświadomie, ale dla niego przyjemnie masując mu głowę. Po chwili pocałunkami złączył się z nią w miękkim, ale i bardzo namiętnym pocałunku. Penis wręcz drżał mu w gotowości do konsumpcji miłosnego aktu.
- Naruto… - Zaczęła Hinata.
- Tak, moja miłości?
- Mogę być na górze? – Zdziwił się tą propozycją, ale skinął głową na zgodę.
Mężczyzn podał rękę partnerce, pomagając jej się podnieść. Następnie położył się na plecach i pomógł jej się przekroczyć. Z pozycji leżącej widok tej uroczej dziewczyny ponownie go podniecił. Włosy Hinaty były lekko mokrawe od wysiłku, opadały na piersi, będąc na tyle długie, by skryć sutki. Kobieta poczuła się nagle trochę niepewnie, ale uścisk dłoni, który wykonał Naruto i jego pełne miłości, zachęcające spojrzenie, wygrało. Hinata ostrożnie nabiła się na jego genitalia, od razu się z nich podnosząc. Oczy kobiety się zaszkliły mimowolnie, zbliżenia były bardzo przyjemnym bólem. Takim, do którego chce się wracać i wracać.
Z początku jej ruchy były niepewne i bardzo delikatne z czasem jednak zyskały na sile i pewności. Odczuwaną rozkosz dawało się odczuć obojgu, którzy okazywali sobie w jej trakcie uczucia za pomocą słów. W pewnym momencie Hinata poczuła skurcze w okolicach intymnych. Skończyła więc zabawę i zeszła z męskości partnera. W tym też momencie sam Naruto wykonał wytrysk w prezerwatywę.
- Rany… to było coś, heh… - mruknął zmęczony. Hinata cmoknęła go w usta i położyła się obok na brzuchu, ciągnąc za sobą kołdrę i okrywając nią siebie i partnera. – Dobrze ci było, moja pani…?
- Owszem, jesteś cudowny, ale chyba muszę pójść do lekarza… - Naruto spojrzał na nią zdziwiony.
- Zabezpieczyłem się. Nie będziesz w ciąży, jeżeli to podejrzewasz.
- Nie, nie… Ja odczuwam skurcze… TAM na dole… - Naruto się uśmiechnął szeroko.
- To znaczy, że doszłaś, słonko. Miałaś orgazm. – Wytłumaczył, nie przestając się głupio uśmiechać. Jednak z całych sił powstrzymywał się od parsknięcia. – Twoja niewiedza na ten temat jest taka urocza. – powiedział, rozpoznając na jej policzkach rumieńce. – Też doszedłem, jakbyś chciała wiedzieć.
- Nie nabijaj się.
- Nie nabijam! Naprawdę. – stwierdził, dając jej całusa. – A propos, jak tak bardzo chcesz do doktora, to możemy się w niego następnym razem zabawić.
- Jesteś niemożliwy…
- Czemu? – Zapytał, starając się złapać za jej pierś. – Zbadam czy nie masz raka piersi. – Hinata pacnęła go po łapach.
- Przestań, to nie jest śmieszne. Są inne zawody do udawania… - Dodała z wątłym uśmiechem.
- Uuu, a w czym byś mnie widziała?
- Nie wiem…
- No mów, nie wstydź się. Proooszę. – Jęknął Naruto robiąc minę zbitego psa.
- Ratownicy są fajni… - blondyn się wyszczerzył.
- Byłem ratownikiem! Będę miał doświadczenie.
- A ty? Jako kogo byś mnie widział?
- Kowbojki są seksi…!
Pierwszą reakcją Hinaty był uśmiech. Potem sobie przypomniała, jak Sara grzebała w szafie Yukie i znalazła jej kostium. Kostium kowbojki…
Ciekawe kogo ujeżdżała, heh. – huczał jej w głowie komentarz Sary. Cały dobry nastrój wyparował w jednej chwili. W jednej chwili chciało jej się zapłakać, bo Naruto najwyraźniej chciał, by kopiowała jego eks w zabawach łóżkowych. Po chwili Hinata poczuła, jak dotyka ją w policzek.
- Coś się stało?
- Nie… Jestem strasznie zmęczona. Za krótko spałam…
- To dośpij. Obudzę cię, jak się będziemy zbierać.
- W porządku… Zaprosisz jednak Shikamaru z Temari…?
Naruto przytaknął ruchem głowy. Czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi będąc u boku Hinaty. Kobieta była jego prywatną miarą szczęścia, którą można zważyć i zmierzyć.

Zgodnie z prośbą wuja i jego żony Neji pojechał na dworzec, by zgarnąć stamtąd przyszłą pracownicę restauracji. Dziewczyna była córką starego znajomego Livii, więc można powiedzieć, że pracę zyskała po znajomości. Niemniej jednak przeprowadzała się tu z daleka, nie miała tu znajomych ani nie znała okolicy, także Livia zaoferowała pomoc. Dopiero potem poprosiła o to Nejiego, ze wsparciem Hiashiego.
Oni natomiast wypełniali swoje obowiązki w domu i zajmowali się Sorą.
Neji wkroczył na dworzec i zaczął się rozglądać. Na dworcu, jak zawsze był ruch, a on nie wiedział, jak ma wyglądać ta pracownica, jednak pewnie to Ayame – bo tak nazywała się dziewczyna – ma za zadanie go rozpoznać. W końcu uroda w ich rodzinie jest niespotykana, białe oczy, ciemne długie nawet u mężczyzn włosy.
- No dobrze… - powiedział do siebie i oparł się plecami o jedną z kolumn. – Czekamy…
Niedaleko na ławce zauważył ładną, szczupłą szatynkę, która miała włosy związane w koński ogon. Na uszach miała słuchawki podłączone do telefonu, z którego zaciekle korzystała. Miała zdecydowanie za mały bagaż, więc nie sądził, że to była Ayame. Kobieta miała się tu przenieść na stałe, a nie na weekend. Neji przyznał w myślach, że mu się spodobała. Miała niesamowicie pociągające, długie rzęsy, dzięki czemu jej mrugnięcia zapierały mu dech w piersiach. Po kilku minutach odłożyła słuchawki do torebki i rozejrzała się na boki. Po chwili spotkała wzrokiem z Nejim, jednak ten od razu spuścił wzrok na buty.
Gdy minęło pół godziny w czasie, w którym bardzo często zerkał na dziewczynę, zdążył zapomnieć, po co tak naprawę tu jest. Szatynka odblokowała swój telefon i nerwowo wybrała numer.
- Halo? – Odezwał się męski, oschły głos.
- Ekhm, zastałam panią Livię? Mówi Ayame.
- Wyszła do łazienki. Jak podróż?
- Całkiem przyjemna, dziękuję. Pani Livia wspominała, że miał się po mnie ktoś pojawić na dworcu…
- Tak, mój bratanek. Wyjechał na dworzec pół godziny temu. – Zapewnił Hiashi.
- Daleko mają państwo do dworca? Bo czekam od pięćdziesięciu minut i nikt się nie zjawił. – Ayame się starała, ale niezbyt wychodziło jej ukrywanie oburzenia. – W dodatku jakiś podejrzany typek ciągle się na mnie gapi… Pewnie jakiś zboczeniec… - Dodała szeptem, zerkając na niego. - Trochę się boję…
- Proszę poczekać, zaraz zadzwonię do bratanka i się zorientuję w sytuacji. Może utknął w korku? Zapytam i w razie czego oddzwonię.
- Będę wdzięczna.
Po chwili się rozłączyła, starając się za wszelką cenę ignorować wzrok natręta. Neji uśmiechnął się do siebie, jej odruch zawstydzenia był bardzo uroczy. Nie dość, że ładna to na dodatek nieśmiała. Zagadałby, ale mając dziecko, nie sądził, aby mógł wzbudzić w kobiecie zainteresowanie. Następnie poczuł wibracje w kieszeni, zatem wyciągnął telefon i odebrał.
- Słucham?
- Gdzie ty jesteś? Ta dziewczyna wciąż na ciebie czeka!
- Co? – Neji zaczął się rozglądać, odchodząc nieco dalej.
- Dzwoniła przed chwilą i mówiła, że czeka na ciebie od pięćdziesięciu minut. Gdzie ty jesteś, do cholery?
- Na miejscu, wujku. Czekam cały czas…
- Mówiła, że jakiś podejrzany mężczyzna się jej przygląda. – Szatyn przystanął w miejscu i ponownie obejrzał się na wcześniejszy obiekt swoich wpatrywań. – Oddzwonię do niej i…
- Nie trzeba wujku. Chyba ją znalazłem, będę więc kończył.
Schował telefon do kieszeni i z westchnięciem ruszył w stronę dziewczyny. No to ładne zrobił pierwsze wrażenie. Podejrzany mężczyzna… wspaniale. Ayame siedziała teraz na ławce o wiele bardziej spokojna, gdy tego zboczeńca coś oderwało od gapienia się i sobie poszedł. Wpatrywała się w telefon, zastanawiając czy Pan Hyuuga lub Pani Livia oddzwonią.
- Ichiraku Ayame? – Z boku usłyszała swoje pełne nazwisko z ust jakiegoś mężczyzny. Po spojrzeniu na niego zamarła.
- Skąd pan wie jak mam na imię? – Neji wziął do ręki jej torbę i już otwierał usta, by coś powiedzieć, kiedy… - Proszę to zostawić! Ostrzegam, że mam przy sobie paralizator! – I wiem, jak go użyć! No chyba… - Dodała w myślach.
- Spokojnie. Nazywam się Hyuuga Neji i jestem tu z polecenia Livii. – Wytłumaczył mężczyzna. Kobieta wyraźnie odetchnęła. – Podobno nie znasz okolicy i mam cię zawieźć bezpośrednio do mieszkania.
- Tak, zgadza się. – Wstała z ławki, przywieszając sobie na ramię torbę. – Przepraszam za ten wyskok z wcześniej, strasznie mi głupio…
- W porządku. W końcu poprzez patrzenie stałem się podejrzanym mężczyzną. – Przewrócił oczami.
- Zrozumiałby mnie pan, gdyby był kobietą.
- Neji wystarczy.
- Ayame. – mruknęła kobieta, wymieniając z nim uścisk dłoni. – Ja wezmę torbę.
- Nie trzeba. Jest lekka. – Zapewnił Neji, ruszając z nią do swojego samochodu. – Właściwie, to ona mnie zmyliła. Za mały masz bagaż jak na stałą przeprowadzkę.
- Tak, nie mam za wiele rzeczy, pomyślałam, że na miejscu będę kupować.
- Rozumiem. Nie sądziłem, że Livia potrzebuje dodatkowej pomocy w restauracji. Myślałem, że dobrze jej się prosperuje w obecnym towarzystwie pracowników. – powiedział mężczyzna. – Tam zaparkowałem.
- Ja tam nie wiem, ale cieszę się z tej pracy. – Neji ją ubiegł, otwierając drzwi po stronie pasażera. – Dziękuję, dżentelmen z ciebie.
- Cały ja.- Podsumował z lekkim uśmiechem.
Mężczyzna zamknął za nią drzwi, włożył torbę do bagażnika i dopiero potem wsiadł do pojazdu. Ayame ze śmiechem założyła, że z Nejiego jest nieuważny kierowca, ponieważ na boku auta widniało lekkie wgniecenie. Szatyn się skrzywił i od razu naskarżył na pewną wariatkę w postaci jego najmłodszej kuzynki.
- To, gdzie mieszkasz?
- Ach, gdzie ja mam głowę. – Zaśmiała się, szukając w torbie karteczki z adresem. Neji stwierdził, że ma bardzo słodki śmiech. Po chwili podała mu karteczkę. – O tutaj. Wiesz, gdzie to jest?
- Tak. Mieszkasz obok Tenten. To moja przyjaciółka i twoja koleżanka z pracy. Pracuje na kuchni z Livią.
- Ooo, muszę ją w takim razie poznać. – Uśmiechnęła się Ayame. Podrapała się pogłowie. – W ogóle… Dlaczego się we mnie tak wgapiałeś na dworcu? – Neji zmienił bieg, zanim zdecydował się odpowiedzieć.
- Wzrok mężczyzny jest chyba wrażliwy na piękno. Musiałem spojrzeć na śliczną dziewczynę. – Puścił jej oczko, wobec czego się zarumieniła. – Jednak chyba byłem zbyt natarczywy.
- Wcale nie… To znaczy trochę. – Zaśmiała się w zakłopotaniu. – W każdym razie dziękuję. Też jesteś przystojny.
Mężczyzna jedynie skinął głową. Nic się nie odezwał, a Ayame była skupiona na wpatrywaniu się w okoliczne sklepy. Czasem o nie wypytywała, by się zorientować czy są one dobre.
Po dwudziestu minutach wolnej jazdy dotarli pod blok. Neji specjalnie jechał wolniej, by Ayame więcej zobaczyła. Wyszli z samochodu, a szatyn wyjął jeszcze z niego torbę towarzyszki, nim ruszyli do odpowiedniej klatki schodowej.
- Masz dziewczynę, Neji? – Zapytała nagle. Przez co zwolnił kroku.
- Mam… córkę…
- O, gratulacje, ale żona nie będzie zadowolona, że nie nosisz obrączki. – Oburzyła się Ayame.
- Mam tylko córkę.
- Tylko? – Upewniła się, a on tylko skinął głową. – Więc może się jutro spotkamy? Oprowadziłbyś mnie po okolicy…
- Nie wiem, czy będę miał z kim zostawić Sorę.
- Nie ma problemu. Chętnie ją poznam, ona na pewno lubi spacery.
- W porządku, jutro mam wolne.
- Jak chyba większość ludzi. – Zaśmiała się Ayame. Neji otworzył jej drzwi do klatki. – Dasz się zaprosić do mieszkania na kawę? O ile ją znajdę… Czy musisz wracać do Sory?
- Myślę, że mogę ci pomóc szukać kawy.
Ayame się uśmiechnęła szeroko. Co prawda nawet nie wiedziała, w jakim stanie jest jej mieszkanie, na pewno było urządzone i kilka pudeł pewnie czeka w nim na rozpakowanie. Chyba Neji nie pomoże jej jedynie w szukaniu kawy, ale znajomość z nim bardzo dobrze się zapowiadała.

Nie było wcześnie, nie było też późno – godzina piętnasta była porą idealną, niemniej słońce ostro przygrzewało. Hanabi nie mogła znieść ciepła, więc skończyła z opatrunkiem na nodze. Opuchlizna dawno zeszła, ból był już na tyle niewielki, by mogła chodzić bez nawet najdrobniejszego kulenia. Dlatego do studia czy tam sklepu fotograficznego podjechała autobusem.
No dobrze, to nie do końca była prawda, gdyż za ostatnią stłuczkę samochodu Nejiego, tata skonfiskował jej kluczyki i zakazał siadać za kółkiem przez miesiąc. Wszystko przez kuzyna, po co skarżył? Głupi konfident.
Wchodząc do sklepu, przywitał ją dość nowy widok umeblowania. Teraz wszystkie biurka były po lewej stronie, w pobliżu drukarki i wejścia do pokoju z ciemnią, gdzie wywoływało się zdjęcia. Na przodzie stały regały, na których były drobne rzeczy do kupienia, jak ramki, albumy, kalendarze czy graficznie zrobione bullety journale. Prawa strona to było wejście na górę, gdzie były tylko kible, niewielki plan zdjęciowy, a także wejście do gabinetu Sasuke. No i na środku była fajna kanapa, kulista jak pączek, a środek wypełniało stożkowe oparcie.
- Niezła kanapa. – mruknęła Hanabi, siadając na meblu. – Milusia.
- Dzięki, nareszcie ktoś docenia mój talent do aranżacji miejsc. – westchnął Suigetsu, odchodząc zza biurka i opierając się o nie pośladkami.
- No wiesz, kolor jest obrzydliwy. – Skomentowała Hanabi. Niby to żółte niby brązowe. – W kreskówkach używają takiego koloru na wymiociny.
- Kochanie, ten kolor został oceniony jako najmodniejszy w sezonie.
- Chyba wśród meneli. – przewróciła oczami. – Tygrysek jest w gabinecie? – Dopytała mając na myśli Sasuke, ale tego to on się domyślał.
- Nie. Robi zdjęcia.
- Gdzie? I komu?
- Nie mogę ci powiedzieć. To ściśle tajne. – powiedział, rozciągając nad sobą swoje długie ręce. – Nawet status dziewczyny cię nie upoważnia.
- Sasuke mi powie. – Hanabi wzruszyła ramionami. – Kiedy wróci?
- Zwykle nie wraca, skoro pracuje na zewnątrz, ale dzisiaj miał przyjść i sprawdzić efekt zmian. Może skończy się boczyć. Rano wpadł z listą wskazówek na przemeblowanie. I kazał się wyrobić jeszcze dzisiaj. – Bąknął Suigetsu. – Mogłabyś mu czasem dogodzić w nocy, aby się na mnie nie wyżywał… Na Tay ma dwieście lepszych powodów…
- Nie sypiamy ze sobą.
- Eh? – Zdziwił się mężczyzna. – Jak to nie?
- Dlaczego cię to niby dziwi? Nie jestem łatwa. – Burknęła Hanabi.
- Suigetsu! – Warknęła Tayuya, wychodząc z pokoju wraz z jakąś kartką i butelką. – Tu pisze, żeby NIE wnosić wody do pomieszczenia!
- Cieszę się, że umiesz czytać. – Bąknął, a po chwili w porę złapał lecącą w jego stronę butelkę. Hanabi odchrząknęła.
- Tu jest napisane. – poprawiła wypowiedź Tayuyi.
- Hę?
- Tak się poprawnie mówi. Tu jest napisane, a nie tu pisze. – Suigetsu parsknął śmiechem na widok miny koleżanki z pracy. – No co? Dalej nie rozumiesz?
- Nie warto strzępić języka, kochanie. Tay ma tak niskie IQ, że musi patrzeć pod nogi, aby się o nie nie potknąć. – odrzekł Suigetsu, przewracając oczami.
- Uważaj, do kogo mówisz, śmieciu!
- Hm, hm. Przypomnę, że już cię nic nie łączy z Sasuke. Już cię nie wybroni. – Wzruszył ramionami, siadając luzacko na swoim krześle obrotowym.
- Nie bądź taki pewien. Nie wyrzucił mnie stąd, wciąż mu zależy. – Hanabi słysząc te słowa, zmarszczyła czoło i podeszła do towarzystwa.
- Wiesz, że ma nową dziewczynę, która nawiasem mówiąc, tu jest?
- Proszę! – Tayuya spojrzała na obojga pobłażliwie. – To tylko szopka, żeby wkurwić Kibę. Przyznam, że udana. Oni nie są razem.
- Oczywiście, że jesteśmy! – Bąknęła Hanabi.
- Wiem, jakie Sasuke preferuje dziewczyny. Chodziłam z nim.
- Taa, najwidoczniej gust mu się polepszył. – odparła, spoglądając obojętnie na swoje paznokcie. – Twoja sprawa skoro sądzisz, że on i ja, to przedstawienie.
- Kibę łatwo oszukać, ale nie mnie. Jak mi powiedział, że byłaś jego kumpelką, w której miał przed laty drobne nadzieje, to od razu wiedziałam, że związek to taka prywatna zemsta. – Suigetsu spojrzał tylko na Hanabi, dla niego były to nowe informacje, dlatego się nie wtrącał.
- Przed laty…? – Parsknęła Hanabi. – Zresztą nieważne. Myśl co chcesz. Masz prawo być zazdrosna, - dziewczyna przewróciła oczami.
- Heh, nawet jakby, to nie mam o co. – Wzruszyła ramionami Tayuya. – Chyba tylko raz się pocałowaliście, brak wam namiętności, jaką miał ze mną.
- Ja tam się cieszę, że się nie afiszują. – Wtrącił Suigetsu. – W waszym wykonaniu było to obrzydliwie częste. Zachowujcie się, mamy klienta.
Powiedział, a wtedy do sklepu wszedł klient. Hanabi, żeby nie wadzić miejsca, usiadła na kanapie. Nie podobało jej się, że różowa jest taka pewna. Nie jest taka głupia jak Kiba, z nią może być trudno. Mimo że była od niej młodsza o dwa lata, to mentalnie była na równi dorosła co Sasuke. Zaczęła się zastanawiać czy może nie lepiej by było ją skłócić z Kibą, zamiast wywoływać zazdrości? Wczoraj zgadała się na Messengerze z Yagurą i odkryła, że jeszcze nie wszystko w związku z ni stracone, ale zanim to, to lepiej skończyć ze sprawą Sasuke.
Po chwili przysiadł do niej białowłosy i uśmiechnął się do niej.
- Gdy się uśmiechasz, to wyglądasz, jakbyś coś kombinował. – mruknęła Hanabi i wyjęła z torby telefon zaalarmowana dźwiękiem.
- Boisz się mnie? – Dopytał z zadowoleniem.
- Taa. – Prychnęła lekko, uśmiechając się na czytaną wiadomość. – Nie pracujesz?
- Ja jestem menadżerem, Tay sobie poradzi z aż jednym klientem.
- Jasne… - Przytaknęła, chowając telefon. – W ogóle, słyszałam, że znasz Sarę Momochi…?
- To moja kuzynka… - drobny pisk Hanabi go zaskoczył. Dziewczynę odwróciła się do niego, kładąc stopy na kanapie i krzyżując nogi.
- O boże, o boże! Jaka ona jest?! Jestem jej wielką fanką! Nawet staram się ubierać jak ona! To moje, hm, guru można powiedzieć! – Mężczyzna nie spodziewał się takiego najazdu. – Za dwa tygodnie jadę na jej przedstawienie z przyjacielem i…!
- Wow, ja sądziłem, że usiadłaś tu, bo ci przykro po słowach Tayuyi, a tobie to lata i powiewa…
- E tam. U mnie trzeba się postarać, by wyprowadzić mnie z równowagi. – Hanabi wzruszyła ramionami.
- No to już wiem, dlaczego wytrzymujesz z… - Tym razem zadźwięczał telefon Suigetsu, a on sprawdził to od razu i się skrzywił. – Z Sasuke… ech. Wkurwi się…
- Czemu?
- Ach, nie nic. Kumpel nas olał, a za tydzień mieliśmy iść na mecz bejsbolowy…
- Konoha kontra Suna?
- Ooo, znasz się na tym?
- Człowieku! Nie… Oglądam tylko mecze w telewizji, grać nie umiem.
- Mimo to, może byś chciała pójść w zastępstwie? – Zaproponował Suigetsu. – Sasuke się ucieszy no i szkoda biletu.
- Chętnie, ale… Nie mów Sasuke. Niech to będzie niespodzianka.
- No dobra… Och, o wilku mowa. – mruknął, wskazując podbródkiem na wchodzącego właśnie przez szklane drzwi mężczyznę.
Nim ten zwrócił uwagę na jakiegokolwiek człowieka w towarzystwie, taksował wzrokiem nowe rozmieszczenie sklepu. Kazał się wyrobić z wszystkim jeszcze na dzisiaj, ale nie sądził, że to w ogóle możliwe. Podobało mu się, kilka zmian zapożyczył od Hanabi, podczas ostatniej rozmowy – ciekawiło go czy zobaczy te szczegóły typu „powieś na ścianie jakieś trzy duże plakaty swoich zdjęć – znaczy pejzaży, nie podobizn…” albo „trochę życia się przyda, może jakieś rośliny z obu stron drzwi?” i inne drobiazgi. Po chwili spojrzał w końcu na kanapę, siedzącego na niej Suigetsu i Hanabi. Podszedł do nich.
- Hej Tygrys…
- Co ty tu robisz? – Bąknął niezbyt przejęty jej wizytą.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Potem. – odparł, pstrykając ją lekko w czoło. – Suigetsu mam wieści. Pogadajmy w cztery oczy.
- Wpierw powiedz, co sądzisz o kanapie. – Zaproponował, uśmiechając się szeroko. – Czadowa, nie?
- Chujowy kolor.
- Sam jesteś chujowy…
- Też powiedziałam, że kolor taki nie halo. – Wtrąciła z uśmiechem. – Jak u kreskówkowych rzygów.
- Skąd wytrzasnąłeś tego rupiecia? – Dopytał Sasuke.
- Z własnego mieszkania. – Prychnął Suigetsu. – Pomyślałem, że po co marnować budżet, skoro takie cudeńko mi się wala w mieszkaniu.
- Radziłbym ci zejść. – powiedział do Hanabi, Sasuke. – Możliwe, że ta kanapa ma właśnie taki kolor od wymiocin.
Dziewczyna po chwili zrozumiała przekaz i natychmiast się podniosła z siedzenia. Potem mimo zapewnień Suigetsu już tam nie usiadła. Mężczyźni po chwili udali się do gabinetu właściciela przedsięwzięcia. Pomieszczenie było takie samo, jak było na początku – w tym pomieszczeniu nie dokonano żadnych zmian.
- Jak robiłem zdjęcia na oddziale dziecięcym, podszedł do mnie ojciec jakiegoś smarka. Gość był szefem jakiegoś pisemka podróżniczego.
- Jakiego dokładnie?
- Podałem mu twojego maila. Ma ci napisać szczegóły. Chciał, bym porobił mu zdjęcia do specjalnego wydania „tropem europejskiej mitologii”. Termin na wrzesień.
- Czyli co? Wakacje w Europie?
- I tak i nie. Nie zostawię sklepu. – Sasuke wzruszył ramionami.
- Będę ja, Menma i hm, powinieneś zatrudnić Juugo na swoje miejsce. – Zaproponował Suigetsu. – Pewnie ma dość siedzenia w chałupie.
- No nie wiem, od odejścia się tu nie zjawił. Na meczu z nim pogadam.
- Nie da rady, wypisał się.
- Co?!
- Wbijmy mu na chatę. – mruknął z chytrym uśmieszkiem Suigetsu. Sasuke zacisnął delikatnie usta. Chętnie by się zobaczył z Juugo i jego bratem Kimmimaro, ale po zerwaniu z ich siostrzyczką…
- Daj spokój. Widać jak na dłoni, że teraz ma mnie w dupie, bo już nie chodzimy z Tayuyą… - Burknął brunet. Jego towarzysz nic nie odpowiedział.
- I tak byłoby ciężko z kasą na lot do Rzymu, Grecji i… nie wiem, skąd się wzięły mitologie nordyckie.
- Wszystko by gość opłacił, półtora miesiąca by mnie nie było. Plus mogę zabrać osobę towarzyszącą.
- Zabierasz Hanabi? – Sasuke spojrzał na niego z politowaniem. – Fakt. Przecież wy tylko udajecie związek. – Przybił sobie teatralnie ręką w czoło, ignorując też jego złowrogie spojrzenie. – Wyluzuj, nikomu nie powiem.
- Nic nie udajemy.
- Ok.
- Skąd ten pomysł?
- Może choćby z tego, że ostatnio kupowałeś na noc prezerwatywę.
- I co z tego? – Sasuke uniósł brew w geście niezrozumienia. – To, że jesteśmy razem nie znaczy, że mamy robić dziecko. – Suigetsu uśmiechnął się cwaniacko. – Zaraz ci przywalę.
- Hana mówiła mi, że ze sobą nie sypiacie.
- Pytałeś ją o to?! Wstydu nie masz?!
- Nie musiałem pytać. Obydwoje ze wszystkim mi się wygadujecie bardzo łatwo. – Westchnął ciężko. – Ty ją zdradzasz, ona zdradza ciebie…
- Co? – Wtrącił nagle, patrząc na niego zaskoczony.
- Och, nie wiedziałeś? Czyli…?
Nagłe krzyki przerwały im rozmowę. Mężczyźni spojrzeli na siebie, po czym zgodnie ruszyli czym prędzej do holu. Od razu spostrzegli leżące na podłodze i szarpiące się Tayuyę i Hanabi. Krzyczały przez wymierzany sobie ból z powodu szarpnięć za włosy, wbijania sobie w ciało paznokieć czy czegokolwiek innego. Sasuke podbiegł od razu i zaczął po nich wołać, aby przywołać do porządku. Niestety bezskutecznie.
- Suigetsu! Pomóż mi i odciągnij Tay! – Polecił, starając się przebić przez wrzask dziewcząt.
- Ehhh… A mogę ja wziąć Hanabi? Tayuya gryzie… - Burknął białowłosy. Sasuke przewrócił oczami i zgodnie z jego wolą zamienił się z nim miejscami. Ucieszył się z tego i złapał Hanabi za przedramię, próbując odciągnąć. Wtedy to dziewczyna nieświadomie pociągnęła mu łokciem w krocze. – A! – Suigetsu pisnął jak panienka i złapał się za swoje skarby. Przez ból nogi miał jak z waty, musiał się położyć na podłodze.
- Kurwa mać, wstawaj Hozuki! – Warknął Sasuke, wołając go po nazwisku. Po chwili do sklepu weszła kolejna osoba. – Kiba! Pomóż mi i odciągnij Hanabi.
- Się robi! – Zawołał, podbiegając i łapiąc dziewczynę pod pachy. – A temu, kurwa, co? – Zapytał, zerkając na Suigetsu.
- Nieważne.
Brunet wraz z szatynem w równym czasie odciągnęli od siebie dwie awanturnice. Sasuke pchnął Tayuyę na kanapę i przytrzymywał na wszelki wypadek. Kiba zaś prześlizgnął Hanabi po podłodze, ale kilka kroków dalej. Ukucnął przy niej i ze zdziwieniem spostrzegł, że zaczyna mu płakać, będąc wtulona w jego tors.
- Hej, co się stało? – Zapytał czule, głaszcząc dziewczynę po plecach.
- Co wy wyprawicie, do cholery?! – Warknął Sasuke, patrząc ciągle na Tayuyę.
- Idiotka poniżała mnie przed klientem! Nie wiedziała, kiedy się zamknąć!
- W takich sytuacjach mogłaś mi to zgłosić, a nie się na nią rzucać.
- To nie tylko moja wina, ta suka mnie spoliczkowała! – Warknęła Tayuya, wstając na równe nogi. – Zaczęła pierwsza! Znasz mnie, nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać!
- Sasuke! – Zawołał Kiba. – Hanabi boli noga. Zawiozę ją do szpitala. – Mężczyzna na ten komunikat natychmiast do nich podbiegł.
- Do szpitala?
- No ta. Aż beczy z bólu, więc zdecydowanie jest poważnie. – Stwierdził, zaczynając wkładać jej rękę pod kolana. Brunet go jednak ubiegł i pierwszy wstał na nogi z dziewczyną na rękach.
- Ja się nią zajmę.
Kiba chciał się o to kłócić, ale nim zdążył jakkolwiek zareagować to Sasuke już wyszedł. Cóż, cieszył się, że chociaż się poważnie przejął stanem Hanabi. Totalnie go wcięło na wieść, że konieczna jest wizyta w szpitalu. Suigetsu wciąż leżał na podłodze, w ogóle nie zwalniając uścisku z obolałego krocza. Jednak doceniał, że tyle osób się o niego martwiło…

Wieczorem wesołe miasteczko było zapełnione ludźmi w dojrzalszym wieku, które nie niepokoiły rodziców swoją nieobecnością. Tego typu atrakcja idealnie nadawała się na randki, z których zadowolenie odczuje zarówno partner, jak i partnerka. Choć można uznać to spotkanie Hinaty i Naruto z Temari i Shikamaru, jako podwójną randkę, to była ona bardziej przyjacielska. Po przejażdżce w kilku kolejkach postanowili sobie zrobić przerwę i zjeść co nieco ze straganów oferujących głównie fastfoodowe jedzenie. Dziewczyny poszły zobaczyć oferty, a Naruto został z Shikamaru zajmując jeden z drewnianych stolików.
- Nie mogłeś zaprosić Gaarę? On o wiele bardziej doceniłby taką atrakcję… - Bąknął Shikamaru. Tak naprawdę dobrze się bawił, lepiej niż przypuszczał, niemniej, zawsze musiał marudzić. To było silniejsze.
- No. Spodobałoby mu się.
- Skoro tak, to…?
- To by dla mnie było jak randka z dwoma dziewczynami jednocześnie. – Zaśmiał się Naruto. – Może, jak w końcu zacznie się spotykać z Sarą, to cię odciąży.
- Z jaką Sarą?
- A no tak, bo ty nie wiesz… - Shikamaru czekał, aż przyjaciel będzie kontynuował wypowiedź, ale tego długo nie robił. – W ogóle, to co słychać?
- Ujdzie. – odpowiedział, zdawkowo wzruszając ramionami.
- Ujdzie, to za mało powiedziane. – Uśmiechnął się Naruto. – Dziecko w drodze i zbliżający się wielkimi krokami ślub wam służy, nawet sobie dzisiaj nie dogryzacie!
- Taa…
- No nie wstydź się być szczęśliwym!
- Mamy z Temari ciche dni, Naruto. – Mężczyzna uniósł do góry brew. – To znaczy, że nie wdajemy się ze sobą w dyskusje.
- Wiem, co to znaczy. – Burknął.
- Twoja mina na to nie wskazywała.
- Jestem po prostu zaskoczony… Dlaczego?
- Powiem ci, ale niech to zostanie między nami. – powiedział Shikamaru, stawiając swój warunek. Czekał, aż Naruto skinie głową na zgodę i kontynuował. – Ostatnio dopiero co się dowiedziałem, że Temari była wcześniej w ciąży.
- Co…?
- Ponadto dokonała aborcji.
- Co…?
- To wyobraź sobie moje zdziwienie. – Skrzywił się Shikamaru. – Początkowo sądziłem, że mam to gdzieś, ważne, że na dziecko, które ma ze mną, jest zdecydowana, ale…
- To ta pierwsza ciąża była z kimś innym?
- Ta. Z waszym profesorem na studiach… Sasorim…? – Zgadywał jego imię, ale spuszczona z wrażenie, szczęka Naruto go utwierdziła w przekonaniu, że zgadł. – W każdym razie, przejmuję się tym bardziej, niż zamierzałem… Powiedz coś…
- Kiedy nie wiem co… Co ci właściwie nie pasuje? Przecież to przeszłość, tak?
- Usunęła, choć ten gość chciał, by urodziła. Trochę to zagmatwane, że staję w obronie jej byłego, ale… Kurwa… Po prostu tak nie można.
- Musiała mieć ku temu powody. – powiedział Naruto. – Temari ma serce z lodu, ale je chociaż ma.
- Wiem, ale… Sam nie wiem, układam sobie to wszystko w głowie, obliczam jakieś delty i inne równania, a i tak mam mętlik w głowie…
- Czy to coś zmienia? Przestałeś ją kochać? Nie chcesz się nią ożenić czy by była matką twoich dzieci?
- Nie, nie o to chodzi. – Zaprzeczył Shikamaru.
- Więc nie myśl o tym, bo w tym tkwi problem. – Uśmiechnął się Naruto. – Mózg jest fajny, ale do praktycznych rzeczy. W uczuciach najlepiej słuchać tego szmelcu. – Postukał się w swoją lewą pierś. – Czasem zawodzi, ale warto.
- Dzięki za radę. Nie sądziłem, że usłyszę kiedyś jedną z tych twoich, jak to Gaara nazywa, pedalskich mów.
- Ja nie sądziłem, że kiedyś jakąś wygłoszę właśnie tobie.
Zaśmiał się Naruto. Nigdy nie oceniał swoich przyjaciół, ale nie pozwalał im postępować źle, dlatego tak bardzo był wśród nich doceniany. Shikamaru nie mógł lepiej trafić z prośbą o poradę, nawet wielki umysł nie jest sobie w stanie poradzić z niektórymi życiowymi poprzeczkami.
Chwilę później dziewczyny wróciły z mnóstwem jedzenia na tacy, był tak szeroki wybór jedzenia, że nie mogły się zdecydować, a, jako że jest ich czterech, to zmieszczą to wszystko w swoich brzuchach. Po półgodzinnej luźnej gadce Temari zaczęły łapać ciążowe mdłości, więc oddaliła się w kierunku toi toi. Wraz z nią poszedł też Shikamaru. Naruto i Hinacie niespecjalnie przeszkadzała sytuacja, dzięki, której byli sam na sam. Naruto odwrócił się na ławce, by być naprzeciwko ukochanej, ona sama nie mogła tego zrobić – miała na sobie sukienkę.
- Dobrze się bawisz? – Dopytał Naruto.
- Tak. Z tobą zawsze jest dobrze. – mruknęła, ujmując nieśmiało jego dłoń. – Nawet bardzo, wiesz o tym.
- Twoje zadowolenie zawsze będzie dla mnie priorytetowe. – przyciągnął do swoich ust wierzch jej bladej, naturalnie chłodnej dłoni. – Nie jest ci zimno?
- Troszkę. W samochodzie zostawiłam sweter, mógłbyś…? – Nawet nie zdążyła dokończyć, bo bluza Naruto otuliła przyjemnie jej ramiona. – Dziękuję, ale teraz tobie będzie zimno.
- Nie, jeżeli będziesz mnie przytulać. – odpowiedział z uśmiechem.
- Sprytnie.
- No, czasami jestem… niesamowity.
- Według mnie zawsze. – mruknęła Hinata, pochylając się w lewo i cmokając go w usta.
Nie odchyliła się od Naruto, lecz oderwała usta, by posłać mu milutki uśmiech. Mężczyzna kontynuował pieszczotę, wydłużając i roznamiętniając chwilę bliskości. Uwielbiał usta kobiety pełne, miękkie, malinowe i tak soczyste – wprost stworzone do całowania. Coś nagle podrażniło mu środek nosa, natychmiast się oderwał od Hinaty.
- APSIK!
- Na zdrowie – mruknęła Hinata, wracając na swoje miejsce. – Może lepiej ci oddam bluzę…
- Nie, to przez jakiś pyłek, chyba. Nie przejmuj się.
- Nie chcę, abyś zachorował…
- Wtedy będziesz musiała zostać ze mną na dłużej, długo dłużej. – powiedział kusząco. – Gotowałabyś mi rosołek, przygotowywała i towarzyszyła w kąpieli. Ogrzewałabyś w łóżku…
- Ale z ciebie świntuch. – stwierdziła Hinata. – Z niemałymi wymaganiami.
- Tak, bywam trochę wybredny. – Naruto uśmiechnął się szeroko. Dziewczyna westchnęła ciężko. – No ej, kochasz mnie. Zniesiesz to.
- Muszę. – odparła z lekkim uśmiechem.
- Dzielna dziewczyna z ciebie. Daj buzi.
Naruto nawet nie czekał na jej odpowiedź i pocałował w usta, w tym samym czasie na swoich plecach poczuł chłodną, mokrą substancję.
- O cholera! Sorry, koleś… Naruś?! – Zawołała z uśmiechem Yuukie, sprawczyni całej tej sytuacji. Naruto skrzywił się, odczuwając jak materiał lepi mu się do ciała. – O rany, to jeszcze bardziej sorry, skarbie.
- Powiedziałbym, że nic się nie stało, ale… no, jak to chodzisz, Yuukie…?
- No przepraszam! – powiedziała, głaszcząc jego ramię. Hinata widząc to, zagryzła zęby ze złości. – Niedaleko sprzedają koszulki, chodź, zaprowadzę cię.
- Eh… Skarbie, poczekasz na mnie?
- Sądzę, że sam trafisz, Naruto. – odpowiedziała możliwie jak najdelikatniej. Blondyn spojrzał na nią niezrozumiale.
- I tak idę w tamtą stronę. – Yuukie wzruszyła ramionami. Granatowowłosa nie wiedziała, co ma jej odpowiedzieć. Spojrzała tylko znacząco na Naruto, mając nadzieje, że zrozumie, o co chodzi.
- Może pójdę sam, a ty dotrzymasz towarzystwa Hinacie?
Yuukie się skrzywiła, właściwie to obie kobiety się skrzywiły. Naruto jednak opacznie to zrozumiał, sądził, że Hinata nie chciała zostać sama. Po skinięciu głowy szatynki, mężczyzna oddalił się do mniej-więcej wyznaczonego przez sąsiadkę kierunku.
Hinata nie uraczyła chłopaka swoim wzrokiem na odchodne, była na niego zła za towarzystwo, na jakie ją skazał. Yuukie też się to nie podobało, ale nie zamierzała nie wykorzystać okazji. Przysiadła się na ławce obok Hinaty.
- Byliście w gabinecie strachów?
- Nie. – odpowiedziała krótko Hinata, patrząc na różne widoki przed sobą.
- Och. Dziwne, Naruto je uwielbia. – Zdziwiła się. – Chyba że się sama boisz, wtedy się nie dziwię, zawsze rezygnował z najlepszych rzeczy dla dobra partnerki.
- On po prostu nie chciał.
- Tak, oczywiście. – Yuukie przewróciła oczami. – Przyjeżdżasz też do Narusia na turniej? – Zapytała z ciekawości. Hinata drgnęła lekko, przenosząc na nią spojrzenie.
- Jaki turniej…?
- Ten za dwa tygodnie w niedziele… O rany. Nie powiedział ci? – Kobieta uśmiechnęła się złośliwie. – Dziwne, że nie chciał, byś mu towarzyszyła.
- To na pewno nie to, tylko czeka na okazję. – Burknęła Hinata. – Nie uda ci się nas skłócić.
- Nie zamierzam, po prostu widzę, jak wasza relacja się wypala.
- Mylisz się, więc odpuść sobie swoje żałosne komentarze. – Nie brzmiała, jak osoba, którą zawsze była, ale zazdrość potrafi zmienić. Przez to sam widok Yuukie, niesamowicie denerwował Hinatę.
- Mówię, co widzę, ale żyj sobie w tym swoim idealnym mirażu.
- Nawet jeśli miałabyś rację, to Naruto na pewno do ciebie nie wróci.
- Czyżby?
- Jestem tego pewna. – stwierdziła, piorunując się z nią spojrzeniami.
- Zabawne, bo jak z nim kiedyś rozmawiałam, to dał mi do zrozumienia, że jesteś dla mnie jedyną przeszkodą. Nic innego nie staje na drodze. Naruś nawet nie ma żadnych obiekcji do spędzania ze mną czasu. – powiedziała z uśmiechem, każde słowo sprawiało jej przyjemność. – Tylko czekać, aż się pokłócicie. Wierz mi, nie zawaham się wykorzystać okazji.
Po tym tekście Hinata nie wytrzymała nerwowo i spoliczkowała Yuukie. Nie chciała dać się ponieść emocjom, ale nie mogła znieść tego jazgotu. Szatynka zacisnęła zęby i z wściekłości odpowiedziałaby jej tym samym, gdyby nie zobaczyła za plecami białookiej zbliżających się Shikamaru i Temari.
- Zapłacisz mi za to. – Burknęła i oddaliła się w swoją stronę nawet bez pożegnania.
- Wróciliśmy. – zapowiedziała Temari, zwracając na siebie uwagę koleżanki. – Co ona tu robiła…? Gdzie Naruto?
- Zaraz wróci… Skoro jesteście, to trzymajcie wartę, ja pójdę skorzystać. – Uśmiechnęła się do towarzystwa.
- Pójść z tobą? – Dopytała blondynka.
- Nie trzeba.
Temari została więc z Shikamaru, choć niezbyt podobało jej się wydarzenia sprzed chwili. Mężczyzna wziął z tacki z jedzeniem cheeseburgera. Lubił jeść i miał to szczęście, że nie musiał się martwić tym czy przytyje.
- Nie podoba mi się, że rozmawiała z Yuukie… - Burknęła, licząc na jakieś poparcie swojego mężczyzny, ale nic z tego. – A ty co o tym myślisz?
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami, a Temari przewróciła oczami.
- Ty z twoim mózgiem czegoś nie wiesz?
- Nie jestem w formie. Poza tym, jaki facet zrozumie kobiety? – odparł retorycznie, ale widząc naburmuszenie Temari, postanowił się wysilić. – Tylko rozmawiały. (Tak, dwoma słowami xD – dop. autorki)
- Pewnie o Naruto, a to nie mogło być nic przyjemnego.
- Dlaczego? Yuukie mogła jej dawać porady czy coś. – Blondynka spojrzała na niego z politowaniem. – Mogły też razem na niego marudzić. Wiemy, że wy, dziewczyny, to robicie.
- Tak, ale z przyjaciółkami, a nie byłymi dziewczynami!
- Może się zaprzyjaźniły…? – Zgadywał, gryząc kolejny kęs swojej przekąski.
- To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam z twoich ust, Shikamaru… Przyjaźnić się z Yuukie…
- Jesteś uprzedzona, bo sama jej nie lubisz. Co do samej Yuukie, to nie ma co się czepiać, jak się spotykaliśmy z Naruto i z nią, to była całkiem sympatyczna.
- Jeszcze słowo, a Shikadai nie będzie miał ojca. – Bąknęła Temari. Po chwili jednak uśmiechnęła się nieznacznie. – Fajnie, że znowu gadamy.
- Też się cieszę.
Przygryzł kolejny kawałek bułki, brudząc się lekko sosem. Narzeczona wyjęła z kieszeni opakowanie chusteczek. Przybliżyła materiał do policzka mężczyzny. Uśmiechnęła się.
- Ale z ciebie ciaproch, zarówno tobie, jak i naszemu dziecku kupię śliniaczek. – mruknęła i cmoknęła go w usta.
- Poproszę jeszcze. – powiedział od razu, łapiąc ją za podbródek.
- Ej, ludziska. – Wtrącił się w rozmowę, zjawiający się przy nich, Naruto. – Gdzie Hinata?
- Poszła do toi toia.
- Okej… - Po krótkim zastanowieniu blondyn wziął z tacki hot-doga. – Idę jej poszukać.
Pobiegł więc w stronę, gdzie znajdowały się kabiny, w międzyczasie przygryzając sobie przekąskę. Miał na sobie zakupioną koszulkę – wszystkie były ze wzorkiem jakiegoś zwierzątka z marki sanrio. Przedstawiała ona, jakże by inaczej, żabkę. Po chwili zauważył Hinatę, ale nie była ona nawet w okolicy toalet, rozmawiała przez telefon. Może nie powinien był tego robić, ale przybliżył się, by podsłuchać z kim i o czym rozmawiała.
- Na pewno nic nie wiesz…? – Pytała. – Nie mówił ci, gdy byłeś u niego…? Przepraszam, Menma, po prostu się tym przejęłam, nie lubię, gdy coś przede mną ukrywa… - Naruto po usłyszeniu danych rozmówcy, wniósł oczy do nieba. Wolał się trochę oddalić w takim razie.
- Ja też nie wiem, o co chodzi. – Skłamał jej w odpowiedzi. – Gdyby odbyło się coś naprawdę ważnego dla Naruto, to bez obaw, na bank by cię zaprosił.
- Pewnie masz rację, po prostu dałam się oszukać.
- Taa, ale nie trać czujności. Yuukie… Hm, poczekaj moment, mam drugi telefon.
- Jasne. Nie przejmuj się. – Menma przytaknął i odebrał drugie przychodzące połączenie.
- Słucham?
- O czym rozmawiasz z Hinatą? – odezwał się Naruto. Powoli jego oczekiwanie stało się odrobinę za długie. Ponadto dobry kontakt brata i jego dziewczyny ponownie zaczął go denerwować. – Stoję niedaleko niej już od dłuższego czasu i wyczuwam, że coś nie gra.
- Skoro podsłuchujesz, to chyba wiesz wszystko. – Stwierdził Menma.
- Nie podsłuchuję! – Zawołał oburzony. – Usłyszałem tylko, że z tobą rozmawia i że o czymś jej nie mówię. O co chodzi?
- Sam siebie zapytaj, o czym jej nie mówisz. – Naruto na szybko wcisnął do ust ostatki swojego hot-doga, warcząc pod nosem. – Albo zapytaj Yuukie, z czym jej się wygadała.
- Co? – Bąknął niezbyt wyraźnie.
- Albo nie. Nie idź do niej, chociaż na czas pobytu Hinaty zapomnij o sąsiadce. Ignoruj ją, to ci się opłaci. – Zapewnił go Menma.
- Nie bardzo rozumiem…
- Wygadała jej o tym twoim zakichanym turnieju. – Naruto jęknął. – Hinata się przejęła, że jej nie zaprosiłeś, ani nawet o tym nie wspomniałeś.
- Ohhh, kurwa! – Warknął, kopiąc przed siebie kamyk. – Boję się, że zareaguje, jak ty… Albo gorzej…
- Tak myślałem. Okłamałem ją i powiedziałem, że nie masz żadnego turnieju. Wydaję mi się, że uwierzyła.
- Dzięki, Menma, wiesz, że to dla mnie ważne.
- Wiem, choć nie rozumiem… - Westchnął Menma. – Dobra, kończę i oddaje ci dziewczynę. Dbaj o nią.
- Przecież wiem.
Rozłączyli się. Naruto obserwował zachowanie swojej ukochanej, odchodząc wolno. Nabrał więcej odwagi, gdy usłyszał, jak żegna się ze swoim rozmówcą. Hinata wyłączyła telefon z westchnięciem. Po chwili odczuwając cmoknięcie na swoim policzku, natychmiast się odsunęła lekko przestraszona.
- Spokojnie, to tylko ja. – mruknął Naruto, łapiąc jej rękę.
- Przestraszyłeś mnie.
- Przepraszam.
- Fajna bluzka. – uśmiechnęła się, widząc na środku motyw żabki.
- Dzięki. Miałaś iść sikać. – dodał jak zwykle w bardzo bezpośredni sposób.
- Tak, byłam. A potem rozmawiałam z... – Urwała zastanawiając się czy powiedzieć prawdę, zważywszy na to, jak Naruto reagował na jej rozmowy z jego bratem.
- Z Menmą, wiem. Usłyszałem, jak mówisz „To trzymaj się Menma” – przedrzeźniał jej ton głosu, choć wyszedł mu strasznie piskliwie. – To wracamy?
- Zaczekaj. Chciałam ci coś powiedzieć… - Zaczęła Hinata.
Kobieta chciała się w czymś upewnić. Doceniała, że Naruto ją kochał na tyle, ab odrzucić zaloty Yuukie, ale czy naprawdę była JEDYNĄ przeszkodą? Nie ma w niej innych wad, które by ją przekreśliły? Naprawdę chciała to wiedzieć jednak… bała się, co usłyszy. Postanowiła w końcu jednak nie rozwijać tematu. Może kiedyś… przez telefon. Naruto spoglądał na nią, domyślał się, że pewnie chodzi o ten turniej.
- Tak…? Co się stało…?
- Nie. – Pokręciła z uśmiechem głową. – Nieważne. Kocham cię. – dodała, nim zdążył wydać z siebie jakiś dźwięk. – Powiedz, że ty mnie też, a wszystko będzie dobrze.
- Kocham. Bardzo cię kocham, nigdy w to nie wątp, ok?
Gdy Hinata przytaknęła, to ujął jej twarz w dłoniach i złożył na jej ustach kilka czułych pocałunków. Odwzajemniała je trzymając go za bluzkę i przyciągając go do siebie pomimo już i tak całkowitej bliskości.

W domu Hyuuga atmosfera już od pół godziny była wysoce podminowana Hiashi tracił z głowy kolejne włosy z powodu niepojawienia się w domu Hanabi. Nie odbierała również telefonów – zastanawiał się, po jaką cholerę tej młodzieży są telefony, skoro nie są łaskawi z nich korzystać. Przemierzał salon od ściany do ściany, co jakiś czas wyglądając przez okno. Towarzysząca mu Livia westchnęła ciężko.
- Kochanie, błagam, usiądź i się nie denerwuj…
- Nie denerwuj, nie denerwuj. Czy ty widzisz która godzina?! Jak ciemno za oknem?! A tej smarkuli wciąż nie ma! Nie zadzwoni, nie napisze…!
- Pewnie jest z chłopakiem. – Zgadywała Livia, ale dolała tym oliwy do ognia. Hiashiemu wręcz parowało z uszu. – Ale na pewno nie robią niczego nieprzyzwoitego!
- Skąd mam to wiedzieć?! Nawet go nie znamy! – Livia podniosła się do klęku na kanapie i złapała męża za dłonie.
- Hiashi zaufaj jej. To twoja córka, chyba nie chcesz by i ona się stąd wyniosła, prawda?
W tym momencie zaszczękał dźwięk otwieranego zamka do drzwi, a przez nie ktoś wszedł Livia zobaczyła błysk w oczach mężczyzny i jęknęła. Teraz to nic go nie powstrzyma.
- No nareszcie!
- Uspokój się, proszę…
- Hanabi! – Warknął Hiashi, wkraczając twardym krokiem do przedpokoju. Livia szła za nim, spowalniając go mocnym uściskiem ramienia. – Och… To tylko ty, Neji…
- Tak, tylko ja. Coś się stało…? – Dopytał, zdejmując buty.
- Hanabi znowu nie wróciła do domu. – powiadomił ostro mężczyzna. – Szlag mnie trafi przez tę dziewczynę!
- Hiashi, bo ci ciśnienie podskoczy… - Wtrąciła Livia.
- Na pewno już podskoczyło! Jest wpół do dwunastej, do cholery! Ostatnia eskapada niczego nie nauczyła tej dziewczyny?! Niech się tylko pojawi, a gorzko pożałuje nieposłuszeństwa! – Warknął kolejny raz pan domu. Wtedy też zadzwonił dzwonek do drzwi.
Neji był najbliżej wejścia, więc otworzył. W progu zastano Hanabi w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Dziewczyna chowała twarz w ramieniu mężczyzny, obawiając się reprymendy. Gdy usłyszała warczenie ojca zza drzwi, chciała uciec i przenocować pod mostem, względnie u Sasuke. Jednak ten zatrzymał ją szarpnięciem i zadzwonił do drzwi… nie wyobrażał sobie nie wyjaśnić panu Hyuudze stanu jego córki, do którego się doprowadziła na terenie jego sklepu i z jego winy – Hanabi miała stłuczoną stopę, na tyle poważnie, by ordynator w szpitalu nakazał wsadzić ją do szyny i przez miesiąc unieruchomić, dziewczyna poruszała się o kulach.
- Dobry wieczór. – Przywitał się Sasuke.
- Matko święta, Hanabi! – Zawołała Livia. – Co ci się stało?!
- Ach… To… Hm... Sasuke mnie bije… - powiedziała ze smutkiem.
- Co proszę?!
- Słucham?!
- Że co?! – Warknął mężczyzna na równi z gospodarzami domu. – To nie prawda. Przestań mnie oczerniać, g…! – Ugryzł się w porę w język.
- Sprawdzałam, czy się przejmą. Kochają mnie. – Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na kuzyna. – Prócz Nejiego.
- Znam cię na tyle, że sądziłbym, iż zasłużyłaś.
Wzruszył ramionami, ale oczywiście inaczej by zareagował, gdyby nie domyślał się prawdy. Jaki oprawca by zaprowadził do domu własnoręcznie stłuczoną dziewczynę? Przetaksował wzrokiem chłopaka kuzynki, całkiem inaczej go sobie wyobrażał.
- Spadaj.
- Chciałbym przeprosić i wyjaśnić, jak do tego doszło… Biorę całą odpowiedzialność na siebie, bo mogłem bardziej pilnować pańskiej córki.
- W porządku, porozmawiajmy w gabinecie. – Zaprosił chłopaka córki i ją samą do środka.
- Przygotuję coś do picia. – powiadomiła Livia.
Neji za ten czas udał się do swojego pokoju, by doglądnąć swojej śpiącej córeczki. Sasuke zdjął buty, pomógł też ściągnąć buta dziewczynie i szedł za nią do pomieszczenia, które wyznaczył jej ojciec. Tam ojciec poprosił, by usiadła na fotelu przed biurkiem, ona jednak wybrała kanapę na końcu pokoju. Hiashi przewrócił oczami, a Sasuke pozwolił sobie wszystko wyjaśnić. Zaczął od przeprosin za późną porę, wiedział, że po ostatnim razie wesoło z tego powodu nie było. Potem weszła Livia z dzbankiem gorącej herbaty i herbatnikami, od których Hanabi nie mogła się oderwać.
Następną kwestią do wyjaśnienia był cały wypadek, do którego doszło na terenie sklepu Sasuke. On sam nie znał wiele szczegółów, bo nie miał czasu na podpytywanie. Za bardzo się przejmował sytuacją.
- Nie znam szczegółów, wiem tylko, że moja pracownica i Hanabi się pokłóciły. A ona mocno nadepnęła ją na nogę, niestety na tę, którą ostatnio stłukła, skacząc z huśtawki. – Sasuke spojrzał na dziewczynę z urazą. – I której miała nie przemęczać.
- Ciężko mi bez ciebie wytrzymać, Tygrysku...
- Tygrysku? – Dopytała z uśmiechem Livia.
- Tak. Jak ten debilowaty Tygrys od Puchatka. – Uśmiechnęła się szeroko Hanabi. Sasuke za to zapulsowała żyłka na skroni. – Ja dla niego jestem króliczkiem!
- Mam nadzieję – zaczął Hiashi. – że pańska pracownica odpowie za to.
- Oczywiście. Zostanie ukarana. – odpowiedział brunet.
- Żądam jej zwolnienia. – Sasuke spojrzał w stanowcze oczy Hiashiego, ten gość się nie patyczkuje. Po chwili pomiędzy mężczyzn wepchnęła się Hanabi.
- Nie no, bez jaj. Nic mi się takiego nie stało, tato! Nie ma potrzeby jej zwalniać…
- W porządku. – przerwał jej chłopak. – Twój tato ma racje. Za daleko się posunęła, zwolnię ją.
- Ale… To ja zaczęłam!
- To nic. Ona jest moją pracownicą, w czasie pracy nie mogę tolerować bijatyk.
- Mimo wszystko…!
- Powiedziałem. – Syknął Sasuke. – Koniec tematu. – Hanabi pomimo tej stanowczości domyślała się, że Sasuke kompletnie nie leży ta decyzja. Jednak nic się nie odezwała, jedynie zagryzła wargę.
- Tak będzie najsprawiedliwiej. – Wtrącił Hiashi. – Mam nadzieję, że córka nie zaliczy już więcej urazów w pańskim towarzystwie… - Przerwał wymownie, czekając na przedstawienie się mężczyzny.
- Sasuke. – powiedział, ściskając gospodarzowi dłoń. – Sasuke Uchiha. – Po tym słychać było trzask szklanki o podłogę.
- Uchiha? – Dopytała Livia. – Brat Itachiego i syn Fugaku Uchihy? – Mężczyzna przytaknął ze zdziwieniem. Taka reakcja była dziwnie niepokojąca.
- Znasz jego rodzinę? – Dopytała Hanabi.
- Tak… ale to stare dzieje… - Zakłopotała się kobieta. – Posprzątam…
- Ja się będę już zbierał. – powiedział Sasuke.
- Mam pokój na górze. Pomożesz mi się wdrapać po schodach? – Zapytała dziewczyna, łapiąc go za ramię i wypuszczając spod pachy kulę, którą w porę mężczyzna pochwycił. W odpowiedzi spojrzał pytająco na Hiashiego. – Tatku, mógłby Sasuke jeszcze zostać u mnie na piętnaście minut?
- Dobrze.
Hanabi wyszła więc z uśmiechem gabinetu, a Sasuke szedł za nią nieśpiesznym krokiem. Przyjrzał się dłuższą chwilę, zbierającej odłamki szkła Liviii. Zaintrygowało go, że zna jego rodzinę i to w jakiś dziwny sposób, bo normalnie nie reaguje się w taki sposób na znajomości. Sasuke wziął do ręki obie kule Hanabi, a potem ją samą pochwycił w ramiona i wniósł na górę.
- Mój pokój jest na końcu. – powiadomiła, a on szedł zgodnie z instrukcją, jednak przewrócił oczami.
- Miałem cię tylko wnieść po schodach.
- Jesteś silny, Tygrysie. – mruknęła, cmokając go w policzek.
Będąc w jej pokoju, odstawił ją na łóżko, a potem zgodnie z poleceniem zaświecił światło w pokoju. Pomieszczenie było, hm, dość ciekawie urządzone. Ciemno-fioletowe ściany, ciemne panele, na których był puchowy różowy dywan, na łóżku i w jednym z kątów pokoju była ogromna ilość maskotek, na szafie powyklejane były naklejki z uroczymi zwierzątkami na biurku i obok niego było prócz laptopa wiele akcesoriów do rysowania – kredki, akwarele, markery, pisaki, farby, plastelina – chyba wszystkiego po trochu.
- Jak ci się podoba mój pokój? – zapytała, widząc, jak się rozgląda.
- To twój czy córki twojego kuzyna?
- Zabawne. A tak na poważnie?
- Mam ochotę rzygać tęczą i srać gwiazdkami.
- Jesteś podły. – Bąknęła i poklepała miejsce obok siebie. – Siadaj.
- Wolę nie. Jeszcze będę świecić brokatem. – Hanabi przewróciła oczami.
- Jak wolisz. Słuchaj, nie musisz zwalniać Tayuyi, tata tego nie sprawdzi.
- Twój tata ma rację. Przegięła i poniesie za to konsekwencje. Nie ma o czym mówić.
- Jak się z nią będziesz kontaktował?
- Mam swoje sposoby, o to się nie martw. – Sasuke wzruszył ramionami, podchodząc do biurka dziewczyny. Był na nim drobny szkic jakiegoś krajobrazu. – Dlaczego ją spoliczkowałaś? – Tym razem to Hanabi wzruszyła ramionami.
- Obraziła cię.
- Mnie? – Spojrzał na nią zdziwiony. – I tylko dlatego…?
- Czemu cię to dziwi? Nikt nigdy nie stawał w twojej obronie? – Przewróciła oczami. Po chwili Sasuke przysiadł się koło niej na łóżku. – Już się nie boisz brokatu? – Uśmiechnęła się krzywo, co odwzajemnił, pstrykając ją w czoło.
- Nie broń mnie, nie kłóć się i nie bij dla mnie, rozumiesz? Nie jestem twoim chłopakiem ani przyjacielem. – Burknął. – Nie chcę mieć nic wspólnego z twoimi kontuzjami.
- Wyluzuj. W ogóle, to czemu nie jesteśmy przyjaciółmi? Ja tam bym chciała.
- Mam przyjaciela. Menmę. On mi wystarczy.
- Jest beznadziejny. – Przewróciła oczami. Sasuke nie miał zamiaru tego komentować. – W ogóle to dzięki za opiekę. Podwózkę do szpitala i resztę.
- To nic.
- Wiem, że zrobiłeś to, by się Kiba nie wtrącił, ale… Dziękuję.
- Pójdę już. – odpowiedział po chwili i wstał z łóżka.
Hanabi go nie zatrzymywała, mruknęła krótkie ok i standardowo pozwoliła mu się pacnąć w czoło palcami na pożegnanie. Właściwie to nawet nie wiedziała, kiedy ten gest zaczął jej się podobać. Był taki fajny, inny niż takie typowe gesty. Czuła się przez to traktowana bardzo wyjątkowo. Gdy tylko Sasuke wyszedł, wyciągnęła z kieszeni telefon i wybrała numer do Yagury.
- Halo?
- Hej, tu Hanabi. Co do jutra… cóż nie mogę. Potłukłam nogę…
- Och… cóż, może innym razem…
- Może zamiast na rowery, wpadłbyś do mnie…?