Dni mijały
jak z bicza strzelił, aż nadszedł weekend. Wszyscy studenci wrócili do swoich
domów. Niektórzy od razu, a inni po wizycie u Ichiraku, która ciągnęła się do
późnego wieczora. Wtedy spotkał się z Gaarą i Kibą, który nie szczędził na nim
krytyki odnośnie zakładu. To było bardzo trudne, ale przekonał przyjaciela o
swojej miłości. Pomógł tu fakt, że znają się od dziecka. Kiba jednak zastrzegł,
że nie pohamuje się z wpieprzeniem przyjacielowi, gdyż bardziej ceni przyjaźń z
Hinatą, która jest dla niego, jak siostra. Ale taka fajna siostra, nie taka
podupcona, jak Hana.
Tak czy siak,
cieszył się, że jednak Kiba to równy kumpel. Taki, który gdy się mu powie, iż
zabiło się człowieka, zapyta „gdzie go zakopiemy?”. W tej kolumnie byli jeszcze
Gaara i Sasuke, do którego właśnie się wybierał. Do domu wrócił, gdy wszyscy
spali, więc musi się wpierw przywitać. W tym celu zszedł do kuchni, gdzie
Kushina grzała tosty w tosterze i przygotowywała owocową herbatę.
- Dzień dobry, mamusiu! – zawołał wesoło, tym samym lekko ją
strasząc.
- Naruto! Nie strasz mnie – odparła oburzona, ale jej uśmiech pozwalał
na więcej przekomarzania.
- Bo..? Uderzysz mnie łyżką? – wyśmiał czerwonowłosą,
zauważywszy, iż groziła mu małą łyżeczką od herbaty.
- No, nie śmiej się tak. Nawet łyżeczką może cię uszkodzić –
wtrącił Minato, manifestując synowi rękę w opasce uciskowej. Ukradkowo także
puścił oczko do żony.
- Co ci się stało?! – zapytał zszokowany połamanym ojcem.
- Co Żabciu? Stawiasz się? – zaśmiała się, wymachując mu łyżką
przed oczami.
Oczywiście
wszyscy się zaśmiali. Naruto przytulił matkę na powitanie i uchronił się przed
ciosem z łyżki. Następnie męczył ojca z pytaniami o rękę. Wyjaśnienie wprawiło
młodego w histeryczny śmiech.
- Taki stary, a tak orła wywinąć! – tyle z siebie wydusił
między spazmami śmiechu. Kushina w końcu trzepnęła go w łeb, bo kto to widział
śmiać się z cudzego nieszczęścia? No dobra, sama lekko zachichotała. Tym
bardziej, że to widziała.
Następnym
tematem rozmów rodziny Uzumakich był, mający się odbyć pojutrze ślub Yahiko i
Konan. Minato tłumaczył synowi trasę drogi, gdyż to on będzie robił za
kierowcę. Swoją drogą był z tego dumny na dodatek będzie mu towarzyszyć Hinata.
Na szczęście Hiashi pozwolił jej jechać, choć pod pewnymi warunkami.
- Naruto ty w ogóle mnie słuchasz?
- Hm? – mruknął wyrwany z myślenia. – Nie no, będziemy w tym
samym samochodzie przecież.
- Wiesz, że skoro prowadzisz nie będziesz pił alkoholu? –
zapytał zadziornie.
- Ech?! Co kurwa? – zatkał na moment usta, na co Minato
spojrzał na niego krzywo. – Znaczy co kurde? Nie ma tak! Mam nie pić za
szczęście kumpla i jego małżonki? To nie sprawiedliwe!
- Spokojnie Żabciu. Tatuś żartował – wytłumaczyła mu. Spojrzał
na mężczyznę, który chichotał usatysfakcjonowany.
- Bardzo zabawne – skwitował i wziął ciepłe tosty z talerza
rodzica. – Idę do Sasuke. Będę późno!
- Naruto! Wracaj tu i oddaj mi kanapki! – krzyczał pan domu.
- Weź Kuramę wyprowadź, Naruciak słyszysz? – dopowiedziała
Kushina.
- Dobra mamuś! – wrzasnął i wziął psa na ręce, po czym wyszedł.
Wraz z psem,
który niesamowicie się wyrywał z uścisku. Koniec końców przyczepił go do smyczy,
czego nienawidził, więc nie omieszkał ugryźć w rękę. Naruto zaczął besztać
zwierzaka, co w sumie robiło z niego idiotę, ale kij z tym.
- Masz mnie nie gryźć, bo cię zamknę w piwnicy i nie dam wody!
– zagroził, ale ten prychnął i odwrócił się, Naruto w oczach miał kurwiki,
przywrócił pupila w swoją stronę. – Rozumiesz mnie, paskudo?
- Jak odpowie to dam ci stówę – sarknął stojący za blondynem
Sasuke.
- Właśnie się do ciebie wybieraliśmy – wyszczerzył się i
kierował z nim do domu Uchihów – Byłeś na zakupach? – spytał widząc reklamówki
pełne żarcia.
- Nie kurwa, wyprowadzam jedzenie na spacer – sarknął
zirytowany.
- Ale humorek… masz TE dni? – sarknął, dla efektu zrobił to
szeptem.
Przez chwilę
mierzyli się wzrokiem, ale potem oboje parsknęli śmiechem. Brunet w czasie
drogi wyjaśniał Uzumakiemu całą sytuacje w domu. Otóż rodziców nie ma, ale
Itachi idzie na wieczór kawalerski, tak samo Kana tyle że panieński. W dodatku
jego genialny braciszek sprowadził sobie kumpla, z którym jedzie na zabawę wraz
z jego pięcioletnim synalkiem. Na szczęście Yukari i ten brzdąc mają zamówioną
opiekunkę.
- Pierdolę, śpię u ciebie – powiedział załamany, Sasuke.
- Daj spokój, nie będzie źle…
- Będzie… a ty nie jedziesz na wieczorek kumpla? – zmienił
temat.
- Nie, ja tylko na ślub i wesele. Muszę być trzeźwy pojutrze, będę prowadził –
rzekł dumnie blondyn.
- Współczuje twoim starym i Hinacie – dogryzł Sasuke.
Otworzył
drzwi od domu i zaprosił blondyna wraz ze zwierzakiem do środka. Ten od razu
zaczął wszystko obwąchiwać. Chłopcy zdejmowali odzienie, Sasuke nakazał mu jak
skończy iść do pokoju, a sam zaniósł reklamówki do kuchni. Wtedy Naruto
zobaczył Kane, która była gotowa do
wyjścia. Przywitali się wesoło, oboje bardzo się lubili, tak samo Sasuke ją
lubił. Dzięki niej Itachi mu nie podskakiwał.
- Już idziesz? Dopiero czternasta.
- I tak wrócę po Itachim – pokazała mu język.
- To baw się dobrze – pożyczył Naruto.
- Nie uchlej się – wtrącił Sasuke z uśmiechem.
We trójkę
jeszcze się ponabijali z tego jakiej jej nie chcą zobaczyć nad ranem. Gdy wyszła
zamierzali iść do pokoju bruneta, ale Kurama gdzieś zbiegł. Usłyszeli
szczekanie dochodzące z kuchni i wkroczyli. Zastali tam małego szatyna
karmiącego psa jakimś swoim herbatnikiem. Blondyn od razu go rozpoznał.
- Ooo, znam cię! – zawołał blondyn. – Naki, tak?
- Naoki – poprawił, głaszcząc Kuramę. Uzumaki się nie martwił,
to psisko daję dzieciom nawet deptać po ogonie. – Fajny piesek!
- Wabi się Kurama – ukucnął, a Sasuke postanowił powyjmować
produkty i położyć na miejsce. Bo brat łaskawie dupą nie ruszy. – a ja jestem
Naruto, chłopak Hinaty. Pamiętasz ją?
- Tak, wujek Hidan się z nią ożeni – zawołał wesoło.
- No chyba kurwa nie – zakpił. A mały zatkał uszka.
Sasuke
skarcił go, bo przy dzieciach się nie wyraża, potem niechcący z półki wypadło
kilka torebek z przyprawami, na co zareagował wcześniej wypominanym słowem.
Naruto z tego powodu mu dokuczał, ale było minęło. Chcieli pójść do pokoju,
więc Naoki chciał z nimi – pozwolili, ale musiał zapytać taty. Czekali na niego
w przedpokoju, gdzie wyleciał krzycząc uradowane „mogę”.
- No to chodźmy – powiedział leniwie Sasuke. A Naruto uchwycił
Naokiego za rączkę.
- Umiesz chodzić po schodach? – zapytał, na co brunet plasnął
się w czoło. – No sorry, nie wiem jak to jest z małymi dziećmi.
- Umiem! – krzyknął uśmiechnięty chłopiec.
Potem do
godziny dziewiętnastej chłopcy siedzieli w pokoju. Naruto i Sasuke, aby
rozbawić pięciolatka, dokuczali Kuramie ciągnąc go za ogon, uszy, lub obracając
go trzymając za łapy. Oczywiście nie raz zostali za to pogryzieni. Naruto w
przerwach wydobywał od chłopczyka informacje o Hidanie. Przysłuchiwali się temu
z niesmakiem.
Po kilku
minutach, o dziwo zwołano na dół Sasuke i Naruto, ale wraz z nimi zszedł Naoki.
Blondyn dla zabawy popchnął Uchihe ze schodów, lecz półpiętro nie sprawiło by się
wyjebał. Ale huknął o ścianę.
- Jebnę ci – zarzekał, a Naruto go wyśmiał. – Czego chcesz
Itachi?
- No bo jest problem… Miyuki czyli opiekunka, spóźni się jakieś
dwie godziny.
- Do czego zmierzasz? Nie będę pilnował dzieci, nie jestem
nianią! – warknął Sasuke i zawrócił do siebie, lecz… - Chyba, że…
- Ech, widzisz jaki jest wkurwiający? – powiedział do
Sasoriego. Ten wzruszył ramionami, co go to obchodzi? Chociaż dobrze, że ma
bardziej pokładaną siostrę. – Czego chcesz?
- Twój samochód – założył ręce uśmiechając się perfidnie
- Chyba cię popierdoliło – warknął rozzłoszczony. Naoki zatkał
uszka i wtulił się w nogę Naruto. – Ale tylko na okres wakacji.
- No dobra… acha, jeszcze po pięć tysięcy jenów dla mnie i
Naruto – popatrzył na nich ze złością. - Jesteśmy głodującymi studentami –
zaśmiał się, ale otrzymał zapłatę. – Miło się robi z tobą interesy.
- Parszywy gnojek – warknął starszy Uchiha i szybko zerwał się
z Sasorim.
Studenci spojrzeli na siebie z
uśmiechem. Sasuke poszedł po Yukari przenieść ją na dół. Natomiast Naoki z
Naruto, którego chłopiec zdążył bardzo polubić, usadowili się na kanapie.
Pół godziny później, wszyscy mężczyźni z
Akatsuki, znaczy no brakowało jeszcze Hidana, który kazał im przybyć na ów
polanę, na której się znajdowali. Tak trochę Yahiko poczuł ulgę, czyli jednak
żadnych spacerów po burdelach, więc powinno być grzecznie. Jednak z drugiej
strony ta cisza nie wróżyła nic dobrego. Za namową Nagato, postanowił wyluzować
i wrócił do rozsiedlonej się na ziemi grupy.
- Gdzie ten dureń? – zapytał Itachi, Kakuzu.
- Masz go w kieszeniach, Deidara? – sarknął, a blondyn chętnie
włączył się w grę i wyciągnął z tych części materiał. Uchihie sam chętnie
dokuczał.
- Nie pajacujcie – przewrócił oczami.
– Jak ja nie cierpię, gdy ktoś się spóźnia… Itachi ignoruj ich
- dołączył Sasori, leżący leniwie na trawie.
- Och, nie wiedziałem
Uchiha, że potrzebujesz ochroniarza – zaśmiał się Dei.
- Nie potrzebuję – wtrącił się głupio, Tobi.
- Nie mówiłem do ciebie debilu.
- Ale ja też jestem Uchiha….
Blondyn nie
wytrzymywał przy tym dziecku specjalnej troski. Na szczęście chwilkę po ich
uświadamiającej wymianie zdań zjawił się Hidan, taszczył ze sobą jakieś dwa
duże czarne worki. Zazwyczaj służą one do wpakowywania śmieci, więc byli bardzo
zdezorientowani. Szczególnie Yahiko.
- Co jest? Będziemy segregować śmieci? – zakpił.
- Lepiej – otwarł jeden i wysypał z niego komplety ubrań
wojskowych dla każdego. – Ubierać się! – sam już był przebrany, ale i tak nikt
go nie posłuchał.
- Po chuj? – zapytał spokojnie, Kakuzu.
- Byś się głupio pytał –
sarknął, ale brak chęci kumpli zmusił go do otwarcia następnego worka, gdzie
wysypała się specjalna broń. – Paintball ciule! – zawołał, uśmiechając się
perfidnie. – Skoro nie chcecie by było po mojemu oraz odwiedziły mnie wasze
kobiety sypiąc groźbami kastracji. To odpuścimy wypady do burdelów, ale i tak
będzie bardzo męsko. Deidara pewnie będzie miał trudności.
- Spierdalaj niedogwałcie – warknął, ścigając z siebie
koszulkę.
- Spoko, pewnie Sasori chętnie ci pomoże – dodał Itachi.
- Ty też wypierdalaj – fuknął i wziął z kupki koszulę, którą za
drugi koniec złapał Sasori. – Sorry, byłeś pierwszy – stwierdził i wziął inną,
a doping pozostałych nie schodził z ich ust.
- Jacy wy jesteście słodcy- zaśmiał się Kisame.
- Gorzko! Gorzko! – nawoływał Zetsu.
- Weźcie się kurwa ode mnie odwalcie – warknął egoistycznie
Sasori.
- No weź Sasori, z twoim kolorem włosów, tylko Dei’a poruchasz
– zaśmiał się.
- Rasiści pierdoleni… a ty co? Dalej wpierdalasz robaki jak w
dzieciństwie? – odgryzł, uśmiechając się triumfalnie, podczas zapinania paska.
- Na bank, bo jego laska nie umie gotować – uśmiechnął się
Kisame.
- Przynajmniej nie capi mu tym z gęby, jak od ryb – wtrącił
Tobi. Kisame chciał podejść i mu przypieprzyć, ale wystarczył krok, by ten ze
strachu sam się przewrócił.
- A ty co Nagato? Jadłeś coś w ogóle… w tym tygodniu? – sarknął
Hidan, patrząc jak mu gacie lecą z dupy i nawet pasek nie pomaga.
- Jadam regularnie. A który miesiąc u ciebie? – zapytał,
wskazując na brzuszek.
- Dopiero drugi, może Sasori mi odbierze poród, jak Kanie –
powiedział, teatralnym głośnym głosem, na co oboje od razu się speszyli. Skąd
on wie?
- Sasori zaglądał… TAM, Kanie? – powtórzył Yahiko. – I co? –
dopytał głupio.
- No ciasno już tam nie było – odparł Sasori.
- Ale ci wpierdolę – podszedł do niego i szarpnął za kołnierz,
przyciągając do siebie. – Nie będziesz się tak wyrażał o mojej żonie – warknął
i potraktował go pięścią w brzuch.
- Hej, hej spokój! – zawołał Yahiko, rozdzielając te dwójkę, bo
nikt inny nie chciał im przeszkadzać. – Do chuja pana, wyżyjecie się, grając w
paintballa – ogłosił odpychając w tył Itachiego, któremu ze spodni wypadła
gumka.
- Ooo, chyba nasz panicz liczył na dobrą zabawę – sarknął Zetsu
wymachując mu przed nosem, opakowaniem z firmy durex.
- Wypieprzaj – syknął i chciał odebrać pakunek, ale Zetsu
rzucił do Deidary.
- Co Uchiha, nie chcesz znowu wpaść – zaśmiał się blondyn,
łapiąc ów przedmiot.
- Zamknijcie się już – zawołał Yahiko, zaczyna się czuć na
imprezie, jak przyzwoitka. – Dei, oddaj mu to.
- Właśnie – wtrącił Tobi. – w odróżnieniu od ciebie, jemu się
ta prezerwatywa przyda.
Gdy byli już
gotowi, zdążyli wystarczająco sobie podpaść, by chcieć się mścić. Zabrali
bronie i ruszyli do lasu niedaleko. Na razie mieli się wstrzymać i rozproszyć w
lesie, a o dwudziestej drugiej, ma się rozpocząć wojna. Plus mają uważać na
zastawione pułapki, spełniające rolę atrakcji
Wracając do
domu Uchihów, studenci zajmowali się dziećmi. Na początku było dobrze, ale gdy
zaczęła się robota mieli wszystkiego dość. Naokiego nafaszerowali słodyczami i
oranżadą, przez co był nadmiernie pobudzony i zamiast siedzieć i oglądać bajkę,
latał zdziczale po domu. Yukari natomiast niemiłosiernie płakała. Ni to głodna,
ni to do zabawy. Bębenki w uszach zaczęły pękać
- Zrób coś! – rozkazał Naruto.
- A co ja mogę?!
- No to twoja bratanica, każ jej nie ryczeć! – powiedział, na
co Sasuke spojrzał na niego, jak na kretyna.
- To niemowlak, nie kontaktuję ze światem, czopie! – warknął,
próbując uciszyć tego małego wyjca. Naruto otworzył kolejną puszkę piwa i
odpił, miał dosyć. – Daj jej piwa. Pijana szybciej zaśnie – odezwał się brunet,
a tym razem to Uzumaki patrzył na niego z pod byka.
- Wiesz, czasem jak słucham twoich pomysłów to jestem za
aborcją – warknął do niego, odpijając łyk.
- Taa, a umiesz zrobić debila?
- Nie…
- Dziwne, bo twojemu ojcu się udało – odgryzł Uchiha.
- Wpierdolić ci? – wrzasnął zirytowany, popychając go do tyłu.
Nie był dłużny i też pchnął, dzięki czemu oblał się piwskiem.
Wkurzony Naruto,
w akompaniamencie wrzasków Yukari rzucił się na Sasuke obijając mu mordę, ten
również to robił. Aby zrzucić z siebie blondyna kopnął go mocno w krocze, a ten
w międzyczasie uderzył go w nos. Koniec końców, Uzumaki zawył z bólu i trzymał
się między nogami, a Uchiha przyciskał chusteczkę, normalnie używaną do
obcierania pupy niemowlaka, do nosa by powstrzymać krwawienie.
- Sorry – zaczął brunet.
- Taa, ja też – dołączył niebieskooki.
Podali sobie
ręce na zgodę i wrócili do czarnowłosej Yukari, która ani chwili nie przestała
płakać. Do nosów studentów doszedł okropny odór wychodzący z pieluch dziewczynki.
Nim Sasuke zdążył coś powiedzieć, do pokoju wpadł Naoki trzymający się za swój
tyłek.
- Naruto, Naruto! Kupa! – zawołał, a rozmówca wytrzeszczył
oczy.
- Nie gadaj, że się zesrałeś?!
- Jeszcze nie, ale muszę do łazienki – zakomunikował Akasuna.
Naruto zerwał się do małego,
zostawiając przyjaciela samego z tą śmierdzącą sprawą. Wziął chłopczyka za
rączkę i udał się z nim do ubikacji.
- Umiesz sam się załatwiać? – zapytał.
- Tak – oznajmił z uśmiechem Naoki.
- A podcierać?
- Też.
- Uff… to dobrze.
Pytania były
głupie, ale pamięta z historii z własnego dzieciństwa, o których wiele, wiele
razy słyszał od mamy, że zamiast użyć sraj taśmy, potrafił podetrzeć się ręką.
Mało tego w wieku pięciu lat dalej robił do nocnika. Niesamowity ten dzieciak.
Czekając na niego przed klopem, zadzwonił do Hinaty. Dziewczyna nie czuła się
zbyt dobrze, przez następującą miesiączkę.
- Chciałbym być przy tobie i masować twój obolały brzuszek.
- Nawet nie wiesz, jakie byłoby to pomocne – odrzekła
przyjemnie. – a ty co porabiasz?
- Siedzę u Sasuke i bawię się w męską opiekunkę do dziecka –
oznajmił, a dziewczyna jęknęła w geście niezrozumienia. – zajmujemy się Yukari
i twojego znajomego, Naokiego.
- Naokiego? Ale jak to?
- Nie ważne… wiesz, chciałbym mieć piątkę dzieci – wypalił
poważnie.
- Ech?! – jęknęła Hinata, a wtedy Naoki wyszedł z ubikacji.
Naruto zaproponował mu pogadanie z białooką, a on pójdzie sprawdzić, jak radzi
sobie Uchiha.
Naruto wszedł
do pokoju i była cisza, więc obdarował uśmiechem czarnookiego. Odwzajemnił i
rzucił mu biały pakunek, który bez problemu złapał. Jednak łapiąc to, co
okazało się być zasraną pieluchą, wytrysło mu rzadką kupą na ubranie i twarz. W
chłopaku zawrzało, a śmiech Uchihy pogarszał sytuację. Oddałby mu, jednak
trzymał Yukari na rękach.
- Hahaha, wyglądasz jak produkt biegunki hipopotama, hahaha!
- Wychodzę! Radź sobie sam, chuju zajebany! – warknął Naruto
zrzucając na podłogę pieluchę, co ochlapało mu spodnie i buty. Naoki wtedy
przyszedł i zatykając nos oddał mu telefon.
- Wychodzisz już? A tak fajnie śmierdziało – nabijał się
brunet.
- Pierdol się – warknął kolejny raz i wyszedł z domu. Po trzech
minutach, kiedy doszedł do bramki z domu wyszedł jego kumpel i zaczął
przepraszać, tłumiąc w sobie śmiech, czego blondyn nie widział. – No dobra,
ostatnia szansa…. – chciał wrócić, ale go zatrzymał
- Czekaj! Skocz do domu po swoją matkę.
Naruto tylko
westchnął ciężko. Nie komentował, bo to nawet dobry pomysł. Ech, ludzie obok
zatykają przed nim nosy. Przysięga, że zabije tego leszcza i to dziesięć razy!
W drodze wyciągnął telefon i napisał Hinacie esemesa.
„Naruto: Zmieniam zdanie!!!
>.> Maksymalnie jedno i ty zmieniasz pieluchy!”
Wszedł w końcu do domu i udał się na górę w coś przebrać i
wziąć szybki prysznic. Dziesięć minut później był gotowy. Zszedł na dół do
przedpokoju, rodzice chyba nie zauważyli, że przyszedł.
- Dobrze ci? – zapytał Minato.
- Nie bardzo. Uciskasz mnie – zaśmiała się Kushina.
- Trzeba było nie prowokować. Jak teraz udało mi się wejść to
prędko nie wyjdę.
- To brzmi nawet kusząco, zadowolisz mnie jak ostatnio? –
zapytała, a podsłuchiwacz poczerwieniał. Oni się pieprzą! Ohyda!
- Będzie ciężko z tą ręką….
- No i nie ma pełni księżyca, jak ostatnio…
- Właśnie, okno w pokoju Naruto miało świetny widok.
- ŻE CO?!!! – wydarł się niebieskooki. Wszedł do salonu z
zakrytymi oczami. – Tato wyjdź z mamy i się ubierzcie! – w odpowiedzi usłyszał
chichot, więc zaryzykował oślepnięcie. Okazało się, że Minato leżał oparty o
ciało siedzącej bokiem na kanapie Kushiny. – Żądam wyjaśnień! Robili…
robiliście… eee… TO w moim pokoju?! - małżeństwo oblało się lekkim rumieńcem,
to milczenie dało odpowiedź twierdzącą. Naruto załamany usiadł na fotelu. –
Nigdy już tam nie będę spać!
- Nie chcesz tam być, bo się tam kochaliśmy? – zapytał Minato.
Ta sytuacja go bawiła, Kushine natomiast niebywale zawstydzała.
- Dokładnie! – krzyknął cały czerwony.
- To zejdź z fotela – oznajmił, a Naruto zrozumiawszy podtekst
impulsywnie osunął się na dywan. – I z dywanu też – dodał, a Naruto wyszedł
wydając z siebie odgłosy obrzydzenia.
Minato śmiał
się z niego wesoło. Sam zobaczy, że z
małżonką będzie chciał „chrzcić” każdą kupioną rzecz. Kushina odepchnęła męża i
wybiegła za synem. Złapała go jeszcze przed domem i mu nakłamała, że Minato
żartował. Uwierzył i poprosił rodzicielkę o pomoc w zajęciu się dziećmi u
Uchihy.
- Żabciu… wdepnąłeś butami w psią kupę? – zapytała
granatowooka.
- To długa i nieprzyjemna historia – odparł i bez pukania
wszedł do domu Sasuke. Matko skarciła go za to, ale się nie przejął. Tu są sami
swoi. Chciał jeszcze wejść do domu w butach, ale został upomniany. Sasuke po
przywitaniu zaprosił kobietę do salonu. Naruto zdjął zasrane buty i wytarł je w
leżącą niedaleko kurtkę przyjaciela. Hehehe, niedawno chwalił się tą nówką.
Tymczasem gdy
dochodziła już druga nad ranem, a gęstwinę lasu oświetlał tylko blask księżyca,
trwała w niej istna wojna. Każdy uczestnik tam miał na ubraniach ślady z farby,
a ból, którego zaznali w czasie ataku, dalej im towarzyszył. Jednak nie będą
płakać, co to to nie!
Zza krzaków
wybiegł Obito, takie odkrywanie swojego miejsca oznaczało jedno – pułapka. Ale nie
szkodzi, znalazł się idiota, który ruszył za nim, mianowicie Deidara. Będąc już
wystarczająco blisko zestrzelił kolegę po nogach, na co upadł i skręcał się z
bólu. Z triumfem podchodził do niego by go dobić, ale wtem prawie wpadł do
dołu, w ostatniej chwili złapał się krawędzi, podtrzymując na łokciach.
- Kurwa pierdolona mać, Tobi! Pomóż mi! – rozkazał.
- Kiedy odstrzeliłeś mi nogi. Wykrwawiam się i umrę – oznajmił
leżąc w liściach. Chłopaki grali w taki prawdziwy sposób, przez woki toki
meldowali, kto zginął i ten udawał się do obozowiska, odpocząć wśród poległych.
- Nie pierdol! Wracaj tu i mi pomóż, złamasie!
- Nie! – fuknął i odbiegł w podskokach do obozu. Tam czekali
już Kisame, Hidan, Kakuzu, Yahiko i Zetsu.
- Tobi! Tobi ty skurwysynie! Wołam cię! Tobi! – wydzierał się
głośno.
- Proszę, proszę… kogo my tu mamy – zza drzewa wylazł Itachi,
patrząc rozbawiony na Deidarę. – Pomóc ci?
- Wolę już być zastrzelony – prychnął.
- Jak sobie życzysz – wycelował w blondyna, a ten się
wzdrygnął, chyba nie chcę go strzelić w twarz?! Zamknął mocno powieki i
usłyszał wystrzał. Jednak nic nie poczuł. – Kurwa mać, boli – wydarł się,
chwytając okolic nerki.
- To było za przywalenie mi w brzuch – uświadomił Sasori,
jeszcze przed odejściem Uchihy. Następnie spojrzał z politowaniem na Deidare –
Wiesz, że te dziury mają mniej więcej półtora metra?
Wtedy
blondwłosy powoli spuścił się w dół, no jakieś dziesięć centymetrów dzieliło go
od ziemi. Ale i tak nie dawał rady wyjść z pułapki.
- Sasori pomóż mi! – zawołał z powrotem będąc oparty na
łokciach. Musi zacząć ćwiczyć. – Słyszysz?! – brązowooki usiadł sobie pod drzewem,
śmiejąc się drwiąco z kumpla. – Pomóż mi! Danna, proszę!
- Och, ostatnio tak mnie nazywałeś przez całe gimnazjum –
wspomniał, decydując się do niego ruszyć.
- Trzeba ruszyć twoje drewniane serce – zaśmiał się, a Sasori
na te obrazę postanowił go jeszcze zostawić. – Nie, Danna! Wracaj! Przepraszam!
Zlituj się Danna! – kto się oprze temu, że nazywa się go mistrzem?
- Dobra już, nie płacz – sarknął i podszedł wyciągając do niego
rękę. Nawet się nie nachylił, utrudniając tym złapanie jej blondynowi. Koniec
końców go wciągnął. – Gdzie masz broń?
Deidara
szukał wzrokiem broni, w końcu znalazł, ale była w dole. Już tam nie będzie wchodził…
dołączy się do Sasoriego, który natychmiast odmówił. Wtem zobaczył, jak zza
krzaków wyłania się Nagato celując w Akasunę.
- Danna, uważaj! - zawołał
i zakrył go własnym ciałem, dostając tym samym w plecy i osuwając się na
kolegę, ten się wkurwiał, bo Deidara zaczepił się o jego spodnie, zdejmując je.
- Puszczaj mnie pedale! – warknął i starał się je podciągnąć.
Nagato nie dał mu czasu i zastrzelił go w udo, na co z bólem upadł na glebę. –
O kurwa, o ja pierdolę, o kurwa mać! – wydzierał się, niewiele brakowało by
dostać w swoją męskość. Nagato zaśmiał się cwaniacko.
- Wygrałem. Wracamy do obozowiska. Chyba trzy gry nam wystarczą
– oznajmił spokojnie.
Sasori z
bólem człapał przez ścieżki lasu, a gdy dotarli został oficjalnie wyśmiany przez
wszystkich. Teraz mogli sobie odpocząć, przy kilku skrzynkach zimnego piwa,
ciepłym ognisku i oczywiście flaszce. Kac i paw murowany, ale oni tak lubią.
- Nie martw się Sasori. Miyuki ci go pomasuję – zaszydził
Hidan, popijając browara.
- Co ty pieprzysz? – syknął z bólem. – Miyuki to opiekunka dla
Naokiego, ile razy mam powtarzać.
- To ci nie przeszkadza, by ją całować – wysunął wniosek z
uśmiechem.
- Co? Całowałeś się z Miyuki, Danna? – zapytał Deidara.
- Patrzcie jaki zmartwiony – zaszydził Zetsu.
- Cicho bądźcie.. nie widzicie jak cierpi? – dołączył Yahiko,
otrzymując od zaśmianego Kisame kolejną butelkę piwa. Tylko jak jest nietrzeźwy
to zniża się do ich poziomu.
- Rozdarcie wewnętrzne – zdiagnozował Kakuzu.
- Odjebcie się! – fuknął, popijając duży łyk gorzkiego napoju.
- Co do mnie to, nie wasz zasrany interes – oznajmił oschle
Sasori.
- Dobra, propos srania, muszę siku – oznajmił Yahiko, wstając
obolały z ziemi.
- Pójdę z tobą – dołączył się Tobi.
- A co? Będziesz mi trzymał? – sarknął rudowłosy.
- Pedalstwo w naszej grupie się rozszerza – zaśmiał się Hidan,
odprowadzając wzrokiem kolegów. – Sasori i Deidara, Itachi i Kisame, teraz
Yahiko i Tobi.
- Zapomniałeś o Hidan i Kakuzu – odgryzł się Kisame.
- No chyba, kurwa nie bardzo – odparł.
- Nie zaprzeczaj, my od dawna to podejrzewamy – wtrącił Itachi.
– a w dodatku mieszkacie razem…
- Odpierdolcie się ode mnie, nic wam nie zrobiłem – fuknął
Kakuzu.
Nawoływania w
żadnym razie nie pomogło, a wręcz nasiliło ich głupie odzywki. Potem gdy Tobi z
Yahiko wrócili, komentowali ich wesołe humorki. Potem po kolejnych butelkach
piwa. Zrobili jeszcze jedną rundkę wojny, albo dwie? Jednej nie pamiętają. Ach,
najpierw razem szukali broni Deidary, wpadając w pozostałe pułapki, wzajemne
cierpienie sprawiało im nie lada frajdę.
Popołudniem w
domu Hyuugów, w salonie odbywał się maraton komediowy między Hinatą, Hanabi i
Neji’m. Bardzo dobrze się bawili. Teraz w filmach występuję więcej podtekstów, najczęściej erotycznych,
na które najbardziej wyczulona była licealistka. W ich dojrzeniu nie
przeszkadzały nawet przychodzące co chwilę esemesy. Jednak Nejiego z leksza
irytowały, ten komunikujący dźwięk… właśnie kolejny raz rozbrzmiał.
- Weź wycisz ten telefon! – warknął do kuzynki.
- Nie!
Neji podszedł do młodszej dziewczyny i
zaczął wyrywać przedmiot z jej rąk. Szybko mu się to udało, a potem nie chcąc
oddać go Hanabi położył na końcu szafy, gdzie ta nie dosięgała. Nie miała
wyboru i oddała się ciszy. Hinata spojrzała na nich obu wesoło i czekała, aż
Konohamaru zacznie się niecierpliwić brakiem wiadomości od swojego słoneczka.
Nie minęły trzy minuty a telefon zaczął o sobie przypominać. Dziewczyny
parsknęły śmiechem na widok zirytowanego kuzyna.
- Wychodzę – zakomunikował, ale w progu go zawołano.
- Telefon mi oddaj!
- Poproś – uśmiechnął się
do niej cwaniacko.
- Phi! Krzesło sobie przyniosę!
Jak
powiedziała ta zrobiła. Krzesło wyniosła z salonu i sięgnęła końca szafy, lecz
nic tam nie było. Spojrzała zdezorientowana na rodzinkę. Chichot Hinaty
wskazywał na jakieś perfidne zagranie Nejiego i tak było. Szatyn miał telefon w
ręce, ale szybko i bez przeszkód go oddał.
- Co zrobiłeś? – zapytała podejrzliwie, a ten się bezczelnie
uśmiechnął. – Neji, kurwa coś narobił?!
- Hanabi! – upomniał stojący za nią Hiashi. – Co to za
słownictwo, młoda damo?
- Przepraszam… - odrzekła skruszona, zabijając kuzyna wzrokiem.
Hiashi
nakazał jej usiąść i się uspokoić. Następnie dopytywał Hinaty o jej wyjazd na
wesele wraz z rodziną Uzumakich. Zgodził się niechętnie, Hidan miał taką
okazje. Ale też postawił kilka warunków.
Najważniejszy to zero alkoholu i spania w jednym łóżku z chłopakiem. Bo to
hańbiące dla dziewczyny.
- Dziewczynki, w tym roku na wakacje pojedziemy do Włoszech.
- Ja nie jadę – wypaliła Hanabi narażając się na złowrogi wzrok
ojca.
- Masz jakieś inne plany? –zapytał o dziwo spokojnie.
- No skoro pytasz, znajomi chcą bym pojechała z nimi na obóz nad
jeziorem. Potem kumpel zaprasza kilka osób, w tym mnie – dodała z wyższością. –
do Bangkoku, gdzie jedzie ze swoimi rodzicami.
- Doprawdy? – upewnił się zachwycony.
- Tak! Zgadzasz się? – uśmiechnęła się.
- Nie - odparł. – ten temat nie wymaga dyskusji. Więc Hinata –
zwrócił się do starszej córki. – po wszystkim masz się wziąć do nauki i zdać
wszystko w pierwszym terminie.
- Co do tego… to chcę ci coś powiedzieć…
- Tak?
- Ja… chcę zmienić kierunek… -wydukała.
Wszyscy byli
w szoku, że odważyła się to powiedzieć. Jednak Neji w myślach gratulował jej,
że w końcu się na to zdobyła Natomiast
Hanabi wyczekiwała zawału u ojca, wtedy by pojechała na wakacje ze znajomymi,
bo z rodzicem to taka wieś. On jednak nie tylko nie umarł, ale zaczął ostrą
dyskusję z córką. Chciał, by w przyszłości odziedziczyła jego firmę, a teraz
wszystko szlag trafił.
REKLAMA
Wspaniały szablon wykonała Isabel Witther xD Cudownie, jestem tym zachwycona i chyba przeczytam w nim swoją notkę, pewnie w tym tle mi się spodoba xD
DATA
Następny rozdział za tydzień -> 6.07.2013
DATA
Następny rozdział za tydzień -> 6.07.2013
OD AUTORKI
Dobry wieczór kochani xD weny mi brak, oj brak niedługo zacznę pisać rozdziały na bieżąco zamiast z wyprzedzeniem, a to dobrze nie wróży... xD Tak czy siak rozdział jest... dłuższy o jedną stronę od poprzednich - jako, że nie ma limitu postanowiłam zaszaleć, mam nadzieję, że się uśmiechniecie do ekranu, jak ja kiedy czytam wasze komentarze, za co z całego serca wam dziękuję :*
W NASTĘPNYM ODCINKU
Długo oczekiwany ślub Yahiko i Konan!
Jakie akcję się teraz przydażą i komu?
Nieoczekiwane spotkania, jaki będzie ich wpływ?
Kto się opiję?
Kto będzie w centrum zabawy?
TEGO DOWIECIE SIĘ W NASTĘPNYM ODCINKU...
Pozdrawiam, ściskam, kocham, bye-bye :*