Ariana | Blogger | X X

13 maj 2018

ROZDZIAŁ #25.


Obiad zawsze jadło się późno, około godziny siedemnastej. Zazwyczaj o tej porze każdy z domowników był już w domu. Dzisiaj nieobecną była jedynie Livia pomimo soboty chciała się wybrać do restauracji i tam się zasiedziała. Hinata podejrzewała, że jednak głównym powodem była postawa jej ojca, jaką tego dnia emanował ze względu na wczorajszy, późny powrót jej młodszej siostry. Na szczęście nie doszło z tego powodu do żadnych rękoczynów. Sama Hinata spodziewała się ponurej atmosfery podczas obiadu i nawet obecność małej Sory tego pewnie nie zmieni.
Po chwili pojawiła się Hanabi, kuśtykając na jednej nodze. Usiadła obok Nejiego i jak gdyby nigdy nic zaczęła się posilać. Dopiero niedawno się obudziła, a im człowiek dłużej śpi, tym bardziej jest niewyspany.
- Hanabi. – Zaczął Hiashi. Jego młodsza pociecha była przygotowana na wystosowanie w jej stronę reprymendy przy całej rodzinie i niezbyt się tym przejmowała. – Może chciałabyś coś powiedzieć wszystkim tu obecnym?
- Pewnie. – Uśmiechnęła się. – Smacznego obiadu.
- Nie o tym mówiłem. – Zmrużył na nią srogo oczy. Hanabi wzruszyła ramionami.
- No to nie. Nie mam nic do powiedzenia.
- Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, sądzę, że należą się im wszystkim słowa wyjaśnienia. – powiedział Hiashi. Tak naprawdę, nikt nie wymagał tłumaczeń, ważne, że dotarła cała i zdrowa. A właściwie cała i żywa.
- Byłam z kolegą, trochę się zasiedzieliśmy… - Hinata spojrzała na siostrę, próbując ją rozgryźć.
- Jak skręciłaś nogę? – Dopytał Neji.
- A to, to moja wina. Uparłam się na skakanie z huśtawek. – Uśmiechnęła się szeroko.
- Sasuke też skakał? – Dopytała Hinata.
Natychmiast się po tym ugryzła w język. Chciała zachować dla siebie wieść o jego tożsamości, a przynajmniej ukryć to przed ojcem. Obawiała się, że niechcący narobiła siostrze kłopotu. Hanabi spojrzała na nią zdziwiona.
- Skąd wiesz, jak on ma na imię?
- Nie chciałaś powiedzieć kto to, więc popytałam…
- Zaraz, zaraz. – Wtrącił Hiashi. – Czy ja dobrze rozumiem? Spotykasz się z chłopakiem o imieniu Sasuke? A ty Hinato o wszystkim wiedziałaś?
- Nie wiedziała. – Bąknęła Hanabi. – Nikt nie wiedział i tak miało zostać...
- Wracać o drugiej w nocy od chłopaka, to skandaliczne zachowanie, Hanabi!
- Nie od… Byliśmy w pubie i nawet…
- Nie obchodzi mnie to! – Warknął surowo, uderzając pięścią w stół. Dziewczyna nic się już nie odezwała, a wzrok utkwiła w talerzu. – Pewnie, bierz przykład ze swojej starszej siostry! – Polecił ironicznie. – Wracaj późno do domu, doprowadzaj ludzi do białej gorączki, sprowadzaj gachów do domu, może jeszcze się zhańbisz tak, jak ona?!
- Tato! – Zawołała Hinata, wstając od stołu. Młodsza siostra spojrzała na nią i ojca zdezorientowała. – Nie przedstawiaj mnie, jako kogoś, kto popełnia same błędy!
- Przykro mi, ale nie jesteś święta.
- Ty również, tato. Nikt nie jest! – Zawołała Hinata. – Hanabi jest dorosła i tak, jak zawsze mi mówiłeś, bardziej asertywna i pewniejsza siebie niż ja, dlatego możesz być spokojny, bo zawsze postąpi rozważnie! Nie musisz jej narzucać swojej godziny policyjnej!
- Pół tonu ciszej, Hinato. Nikt w tym pokoju nie jest głuchy. – Skarcił ją Hiashi.
- Głuchy nie, ale niesłuchający, owszem!
- Powiedziałem, byś nie krzyczała. – syknął ostro, natychmiast zrównując się z nią wzrokiem. – To mój dom i panują w nim moje zasady. Swoje córki wychowuję na porządne kobiety, nie ma tu miejsca na swawole.
- Randki to nie przestępstwo.
- Nie. – Zgodził się Hiashi na powrót siadając na miejscu. – Jeżeli zaczynają się i kończą o przyzwoitej porze.
- Ma osiemnaście lat!
- Hinato, do cholery! Nie mieszkasz tu od wczoraj! Ten dom ma zasady, jeśli ci się one nie podobają, to się wyprowadź!
- Rozmowa z tobą to, jak walka z wiatrakami… - stwierdziła Hinata i odeszła z impetem od stołu. Wszyscy odprowadzili ją wzrokiem z pomieszczenia.
- Też zamierzasz odejść od stołu? – Zapytał Hiashi, swoją młodszą córkę.
- A zamierzasz jeszcze na mnie krzyczeć? – Zapytała retorycznie.
Mężczyzna nic się nie odezwał. Kłótnia z Hinatą i tak była dosyć bolesna, nie chciał, aby i druga pociecha się na niego gniewała, dlatego odpuścił. Neji przysłuchiwał się awanturze i w tej akurat chwili chciał sprawdzić, w jakim stanie jest jego kuzynka. Był na siebie jednocześnie zły, że nie stanął w jej obronie, ale to wynikało z tego, że podzielał zdanie wuja. Może i czasem przeginał, ale to wynikało jedynie z troski. Zerknął na Sorę, na którą ta awantura w ogóle nie wpłynęła. Zapewne też go czekają takie pretensje z jej strony.
- Mama Sory musiała być naprawdę bardzo ładna. – mruknęła Hanabi. – Bo przecież taka ślicznotka nie może być skutkiem twoich genów.
- Przypominam, że ja i ty jesteśmy rodziną…
- Wzięłam na barki urodę za nas dwojga!
- Nie wyszło. - Burknął Neji, ale na Hanabi nie zrobił wrażenia ten słowny pocisk. Mężczyzna zmienił więc temat. – To co? Kiedy nam przedstawisz swojego chłopaka?
- Z jakiej paki miałabym ci go przedstawiać?
- Sądzę, że to dobry pomysł. – Wtrącił Hiashi. – Chciałbym poznać twojego chłopaka. Twoje tajne wyjścia trwają już od dawna, więc pora jest jak najbardziej odpowiednia.
- Nie widzę potrzeby przedstawiania wam go…
- Dlaczego? Wstydzisz się go? – Podpuszczał ją Neji. – Pewnie jest gruby i ma pryszcze.
- Moi partnerzy nigdy nie byli i nie będą podobni do ciebie.
- Part… Hinato! – Zawołał Hiashi, dostrzegając mijającą próg córkę. Cofnęła się więc kilka kroków. – Dokąd idziesz?
- Zgodnie z twoją wolą, tato, wyprowadzam się. – Stwierdziła. – Na dniach wrócę po resztę rzeczy.
- I gdzie zamieszkasz? – Zapytał tylko, starając się ukryć zafundowany szok.
- Sakura mnie u siebie przenocuje, a potem zobaczę. Jestem jednak zdeterminowana się usamodzielnić i dziękuję ci tato za tego mentalnego kopniaka. – Powiedziała, kłaniając mu głową. Wzięła do rąk swoje dwie torby i skierowała się do wyjścia.
- Hinata! Hej! – Zawołał Neji, wstając natychmiast od stołu i biegnąc za kuzynką. – Zaczekaj!
Gdy drzwi się za nimi zamknęły z trzaskiem, Hiashi siedział przy stole, jak skamieniały. W tej jednej, tragicznej dla ojca chwili, mężczyzna dopuścił do siebie myśl, iż może faktycznie przesadzał. Na tyle poważnie, że konsekwencją była wyprowadzka córki. Hanabi spojrzała na ojca, a przez jego minę zrobiło jej się go żal. Hinata może nie zauważała tego, jak Hanabi, ale to właśnie ona była jego córeczką i oczkiem w głowie.
- Tatku…
- Pójdę do gabinetu.
Odprowadziła mężczyznę wzrokiem, a po chwili usłyszała trzask drzwi gabinetu. W następnej chwili zaś rozpoznała warkot silnika samochodu i domyśliła się, że Neji postanowił podwieźć do Sakury, Hinatę. Spojrzała więc na swoją (prawie) bratanicę i uśmiechnęła się do niej słodko. Rzadko kiedy Neji zostawiał Sorę z nią samą.

Już dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, a Hinata siedziała na swoich torbach przed mieszkaniem Sakury. Powiedziała Nejiemu by wracał do domu, a ona poczeka, aż jej przyjaciółka wróci, ale minęły już trzy godziny i nic. Odpowiedzi na telefon również nie było. Westchnęła ciężko, a po chwili usłyszała, jak ktoś wchodzi do klatki schodowej. Miała nadzieje, że to Sakura, ale widok jakiejś dwójki mężczyzn sprowadził ją na ziemię.
- Cześć Hinata. – Przywitał się Kiba, szybko pokonując odległość między nimi. – Czekasz na Sakurę? Wróciła na weekend do domu. Podobno miała jakąś imprezę.
- A no tak. – Hinata plasnęła się w czoło. – Urodziny jej mamy!
- Właśnie… A te torby, to…?
- Miałam w domu drobną kłótnię i w efekcie muszę u kogoś przenocować…
- Chyba Hanabi cię nie wyrzuciła z domu?! – Zdziwił się Kiba. Nie podejrzewałby, że młoda Hyuuga jest zdolna do takiego władztwa. Hinata zaśmiała się.
- Nie, nie. To nie jej sprawka.
- A rozmawiałaś z nią o Sasuke?
- Nie, Menma chciał wpierw sam z nim pogadać.
- Menma! Oczywiście! – Zawołał Kiba, uderzając się w czoło. – Dlaczego ja o nim nie pomyślałem? Hinata, ty to jednak jesteś mózg…! Jak chcesz, to możesz u mnie przenocować.
- Nie, dzięki. – Zaprzeczyła natychmiast temu pomysłowi. – Pojadę do Tenten i…
- Tenten? – Zawołał mężczyzna będący już w połowie schodów. Zszedł z nich szybko, potykając się na przedostatnim i uderzając kolanem w beton, jednak wstał i szybko zrównał się wzrokiem z Hinatą. Kobieta rozpoznała Kankuro. – Jak chcesz, to cię do niej podwiozę. – Odchrząknął, udając, że mu jednak tak nie zależy.
- Uważaj. – Kiba zaczął szeptać Hinacie do ucha. – Niedawno przed nim uciekała.
- To było nieporozumienie! – Warknął Kankuro, słysząc wszystko doskonale. – Nie pozwala mi niczego wyjaśnić… nie mam złych intencji. W razie czego opowiesz wszystko Tem. – Zwrócił się do Hinaty.
Kobieta z uśmiechem przystała na jego propozycję, sama by sobie nie dała rady z taszczeniem swoich bagaży. Wcześniej zajmował się tym Neji. Pożegnała się więc z Kibą i ruszyła za swoim towarzyszem.
Po drodze, zostając zapytany o wydarzenia z Tenten, sam nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Prawda według niego brzmiała dziwnie. Spróbował więc odpowiedzieć bardzo wymijająco, a to przeszło. Hinata o nic więcej nie pytała. Według niej nie miało to sensu. Zmienili więc temat na przyjemniejszy, mianowicie na ciążę Temari. Kankuro nie mógł się doczekać na zostanie wujkiem. Sam osobiście specjalizował się w przedstawieniach kukiełkowych dla dzieciaków w teatrze. Jak nic, zostanie ulubieńcem tego malucha – przynajmniej tak sądził.
Gdy dotarli w okolice bloku Tenten, zaczęło się robić coraz ciemniej. Hinata kolejny raz cieszyła się z towarzystwa Kankuro. Dla niej samej ta okolica nie była zbyt bezpieczna. Mężczyzna kroczył u jej boku, trzymając jej bagaż i nie pozwalając jej samej go nieść. Mogła wziąć tylko swoją niewielką torbę, założoną przez ramię.
- Hej, Kanki. Nowa dziewczyna? Z tamtą dałeś sobie spokój? – podszedł do nich mężczyzna, który wyraźnie był znajomym szatyna. – Ładna jesteś. – mrugnął okiem do dziewczyny.
- Dziękuję… - Zawstydziła się, Hinata.
- Nie obawiaj się. – Zaczął Kankuro. – Kimmimaro gra dla innej drużyny.
- To znaczy?
- Lubi w dupę. – Sprecyzował, na co jego przyjaciel się skrzywił. Hinata wciąż jednak patrzyła na nich niezrozumiale.
- Wolę facetów. – Wytłumaczył więc drugi z mężczyzn.
Hinata spłonęła rumieńcem, zrozumiawszy, że nie ogarnęła od razu, o czym się do niej mówiło. Najadła się przez to wstydu. Kankuro machnął koledze ręką i wraz z Hinatą weszli do bloku, gdzie na ostatnim, czwartym piętrze mieszkała Tenten. Mężczyzna dzielnie wniósł torby na samą górę, nie marudząc przy tym ani razu, chociaż ręce mu wysiadały, a dłonie poczerwieniały. Hinata zadzwoniła do mieszkania przyjaciółki, która po chwili otworzyła drzwi w szlafroku i turbanie na mokrej głowie.
- Cześć Tenten.
- Hinata, co za miła niespodzianka! – mruknęła, przytulając ją na powitanie. Zza pleców przyjaciółki dostrzegła Kankuro z dwoma, masywnymi torbami przy sobie.
- Yo. – uniósł podbródek w geście powitania. – Nie bój się, to nie moje.
- To moje. – Wtrąciła Hinata. – Tenten, pozwolisz mi się u ciebie zatrzymać na kilka nocy? Proszę, nie bardzo mam dokąd pójść…
- Pewnie. Zapraszam… Masz szczęście, bo dzisiaj ogarnęłam odkurzacz i wzięłam się za sprzątanie. – Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła za torbę. Kankuro też za nią złapał i za drugą też.
- Pomogę.
- Dam radę. – Burknęła Tenten.
- Ja sama to zaniosę. – Wtrąciła Hinata i zwróciła do przyjaciółki. – Wysłuchaj go, on się naprawdę stara, aby z tobą porozmawiać… a ja zaparzę nam herbaty.
Kobieta przytaknęła niechętnie i została sama z mężczyzną na korytarzu. Zdjęła z głowy ręcznik i zaczęła przecierać nim delikatnie włosy. Kankuro, jak przyszło co do czego, to nie miał pojęcia, od czego miał zacząć.
- Powiedz mi, co zrobiłem źle, a zrobię wszystko, by to naprawić. – Tenten przewróciła oczami wobec tej wypowiedzi, ale z drugiej strony nic jej nie szkodziło go uświadomić.
- Zostawiłeś mnie.
- Co?
- Nie musisz mnie rozumieć. – Dodała, wzruszając ramionami.
- Chciałbym. Wyjaśnij mi to. – Poprosił Kankuro, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Obudziłeś się. Sam. Ogarnąłeś, potem obudziłeś mnie. Nie poprosiłeś o numer, dwa tygodnie cię na oczy nie widziałam. Następnie zagadujesz, bo wyraźnie ci się zachciało. – Wyjaśniła z urazą w głosie. – Po prostu zdałam sobie sprawę, że nie chcę przygody, tylko czegoś poważnego.
- Sądzisz, że ja nie chcę niczego poważnego?
- Tak, tak owszem. Ciekawe co byś zrobił, gdyby nikt wtedy do mnie nie dzwonił i nie było potrzeby mnie budzić?
- Byłaś wyraźnie zmęczona, Tenten.
- To bez znaczenia! To nie jest fajne obudzić się i odczuć, że zostało się wykorzystanym!
- Ludzie święci! – Jęknął Kankuro. – Musiałem iść do pracy, wiesz? W niej nie można bez konsekwencji wagarować.
- Nieważne. Już nieważne. Nie mamy już o czym gadać.
- Chwila! – Mężczyzna złapał za przedramię Tenten, zanim jej ręka dosięgła klamki. – Pewnie nie wydaję się kimś zdolnym do poważnego związku, ale jeśli ma on być z tobą, to chcę. Nie skreślaj mnie, bo nie zostałem z tobą rano. Postaram się, by się to nie powtórzyło.
- Chyba ni chcę…
- Poznałaś kogoś innego?
- Nie, nie o to chodzi…
- Więc co ci szkodzi? Proszę o szansę.
- Ale…
- Daj mi miesięczny okres próbny, a potem sama się przekonasz, że jestem super. – mruknął pewny siebie Kankuro. - Będę naprawdę wzorowym chłopakiem.
- No… dobra… - Zgodziła się niepewnie Tenten.
Szatyn zacisnął pięści z uciechy i objął kobietę. Pocałował ją w usta, podnosząc i okręcając wokół własnej osi. Postawił ją i z radością dostrzegł na jej twarzy uśmiech. Przed pójściem sobie, wyciągnął z kieszeni telefon i poprosił ją o numer. Tenten z uśmiechem go podyktowała, a w środku siebie cieszyła się, jak małe dziecko. Wiązała wielkie nadzieje z Kankuro i liczyła na to, że się nie zawiedzie. Dała mu na pożegnanie całusa w policzek i szybko zmyła się do mieszkania. Wzięła oddech i ruszyła do jednego z oświetlonych pokoi. Tam na wersalce siedziała Hinata.
- Jeszcze raz dziękuję za przygarnięcie. – Zaczęła Hinata.
- Nie ma sprawy. Wiesz, że ty to możesz nawet ze mną zamieszkać. – Uśmiechnęła się szeroko Tenten.
- Mówisz to z sympatii czy na poważnie?
- Hm…?
- Bo ja… Postanowiłam się raz na zawsze wyprowadzić z domu. – Wyjaśniła z uśmiechem. – Poszukuję jakiegoś mieszkania.
- No to… Już chyba znalazłaś. I tak nie używam jednego pokoju.

Kiedy nikogo nie było w domu, to Hanabi też w nim nie zamierzała już dłużej próżnować. Minęły dwa dni od jej ostatniego wyjścia, a stopa nadal bolała, więc nic to dla niej nie zmieni czy będzie się ruszać, czy nie. Po przebraniu się i ogólnie zaakceptowaniu w lustrze swojej aparycji ruszyła na dwór. Wyciągnęła ze swojej torby kluczyki do samochodu i pojechała na spotkanie z Sasuke. Od czasu ich „randek” zdążyła go polubić. Wcale nie kochał tak lustra, jak podejrzewała. Właściwie to był bardzo daleki od jej podejrzeń.
Mogła zauważyć, to wcześniej, bo ponieważ kumpluje się z Kibą, to nie mógł być sztywniakiem. Miał dystans do siebie i poczucie humoru, czasem okrutnego, ale jednak humoru. Nie był zapatrzoną w siebie lalunią, bardziej interesował się towarzyszem, a zdjęcia lubił robić innym, a nie sobie. Hanabi nie dawała żyć Sasuke, gdy zobaczyła jego niezainteresowanie podrywającymi go dziewczynami, jednak sam w końcu przyznał, że nie interesowały go te łatwe.
Dziewczyna wielokrotnie przyłapała się na tym, że cieszą ją nowe informacje o mężczyźnie. Nie był chętny do zwierzania się, więc jak już to robił, to dziewczyna czuła się, jakby coś wygrała.
Musiała zaparkować dalej od sklepu, ale po drodze na piechotę chwyciła za swój telefon w różowym, brokatowym etui i wykonała połączenie. Sasuke długo nie odbierał, ale w końcu to zrobił.
- Halo?
- Hejo, hejo! Zgadnij, gdzie jestem? Albo nieważne, dzwonię, bo...!
- Kto mówi? – Wtrącił nieprzyjemnym głosem mężczyzna. Hanabi spojrzała niepewnie na swój wyświetlacz, ale tak, dobrze zadzwoniła. Uśmiechnęła się do siebie, rozumiejąc, że nie ma jej numeru.
- Jak to kto? No ja! – Zawołała za śmiechem.
- Zabawne. Przedstaw się swoim pełnym imieniem i nazwiskiem.
- Nie no zgaduj! Nie obrażę się, jeśli się pomylisz, nawet ci pokibicuję! – powiedziała Hanabi z szerokim uśmiechem.
- Lubisz sobie jaja robić?
- No. No lubię.
- Śmieszy cię to? – Sasuke zadał kolejne pytanie swoim oschłym tonem.
- No. No trochę. Trochę bardzo. – zaśmiała się.
- Słuchaj dzieciaku. Lepiej przedstaw się z imienia i nazwiska, inaczej twój numer trafi na policje wraz z oskarżeniem o nękanie. – Hanabi momentalnie zszedł uśmiech z twarzy, sądziła, że mężczyzna ogarniał sytuacje i się wygłupia.
- Lol. Nie chcę kłopotów, tygrysku…
- Hanabi? – Zapytał, w momencie rozpoznając rozmówczynie.
- Mm. – Przytaknęła bez entuzjazmu.
- Cholera jasna! Dlaczego nie przedstawisz się normalnie i czemu nie zadzwoniłaś wcześniej dać znać, jak się czujesz?
- Żebyś już od wtedy zbierał dowody o nękanie? – Burknęła Hanabi. – Teraz to ja się zastanawiam czy w ogóle do ciebie dzwonić, debilu ty! Wiesz, jak ja się przestraszyłam!
- Przepraszam, króliczku. Wybacz. – mruknął Sasuke zmieniając ton głosu na widok Tayuyi. – Ostatnio na naszej randce zepsuł mi się telefon, pamiętasz?
- Tak. – Hanabi parsknęła na wspomnienie. – W bardzo widowiskowy sposób.
- No właśnie, telefon zmieniłem, ale twój numer był zapisany w pamięci telefonu, a nie na karcie. – Wyjaśnił Sasuke. – Jak noga?
- Ciągle boli, pojadę chyba ją amputować. Będziesz mnie kochał bez nogi? – Zapytała cichszym głosem. Stała właśnie za nim w sklepie i wykorzystywała fakt, że jej nie zauważa.
- Wtedy będę miał lepszy pretekst, by skończyć naszą szopkę. – odpowiedział cicho. – Odwiedzić cię po pracy? – Zapytał, a Hanabi wydała z siebie pomruk zdziwienia. Nie było mowy, aby Tayuya go usłyszała. – Przypilnuje, byś się nie nadwyrężała.
- Czasem bywasz bardzo słodki.
- Po prostu się martwiłem. – stwierdził, strącając długopis na podłogę. Nachylił się, aby go podnieść. – A jak twój… - nie dokończył, gdyż silne uderzenie w tyłek kazało mu automatycznie się wyprostować. Po odwróceniu się z mordem w oczach spojrzał na winowajcę.
- Kto wypina, tego wina.
- Hanabi?! Co tu robisz, do cholery?! – Warknął, pociągając ją za nadgarstek z wściekłości. Dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła, a w dowód na to wtuliła się na krótko do Sasuke… - Z tą nogą powinnaś siedzieć nieruchomo w domu… - oznajmił, kładąc swoją komórkę na biurko.
- Nic mnie nie powstrzyma przed spotkaniem z moim tygrysem. – mruknęła Hanabi ciągnąc żartobliwie mężczyznę za nos. To go tylko bardziej rozdrażniło. – Uwielbiam, gdy się złościsz.
- Eh… - Bąknął, przecierając nos. Skoro tak stawiała sprawę, to lepiej nie dawać jej satysfakcji. – Nie wiem, po co tu przyszłaś. Mam dzisiaj robotę, więc wracam do pracy.
- Mogę ci pomóc? – Zapytała Hanabi. Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie. – Nie wezmę za to pieniędzy, wyluzuj.
- Nie.
- Nie, poważnie. – Zapewniła dziewczyna.
- Nie w sensie, nie możesz mi pomóc. Będziesz mi tylko przeszkadzać. – powiedział Sasuke, wracając do przerwanej czynności.
- Czasami to cię nienawidzę… - Burknęła, wpadając po chwili na szatański pomysł. – Masz szczęście, że jesteś taki ładny. – Dodała, klepiąc go w pupę. Na tyle mocno, że klaps zwrócił na siebie uwagę wszystkich pracowników. A samemu Sasuke wypadły z rąk trzymane papiery.
- Przestań!
- Nie krzycz, tygrysie… - zaczęła skrępowana. – Ludzie przez ciebie na nas patrzą. – Wtedy spojrzał na innych, a oni momentalnie wrócili do pracy. – To jak? Mogę ci pomóc?
Mężczyzna zmierzył dziewczynę morderczym wzrokiem. Dzisiaj to zakończy. Taka mała, a taka denerwująca. Nie sądził, że dłużej zniesie jej towarzystwo i kpiny z jego osoby. Nie o to mu chodziło. Westchnął ciężko i ukucnął, aby pozbierać z ziemi papiery. Hanabi mu nie pomogła, no może stopą przysunęła mu jedną z kartek, ale i za to została skrzyczana.
- Nudzę się… - Bąknęła po chwili, siadając na biurku.
- To stąd idź. – Burknął Sasuke, zerkając na pochłoniętą pracą Tayuyę.
Tęsknił za nią, za jej dotykiem czy słodkim powitaniem, jakim go obdarzała. Wcześniej go nie doceniał tak mocno, jak teraz. Gdyby go poprosiła, to był pewny, że przyjąłby ją z powrotem. Hanabi zerknęła na niego, a potem powędrowała za jego wzrokiem i przewróciła oczami. Mężczyźni. Tak właściwie to dziewczynę ciekawiło, co on w niej widział? Tayuya to małolata młodsza nawet od niej. I nie była wcale jakaś ładna.
- Dlaczego jej nie wyrzucisz? – Zapytała, przeglądając swoje paznokcie. Sasuke wrócił wzrokiem do papierów.
- O czym ty mówisz?
- Widzę, jak rozbierasz ją wzrokiem.
- Co? Jesteś zazdrosna? – Bąknął wymijająco. Hanabi zaśmiała się lekko.
- Co ty… A chcesz, żeby ona była? – Zapytała, a mężczyzna zerknął na nią kątem oka. – Nowa dziewczyna wkurza, a nie doprowadza do zazdrości. Sądziłam, że nasz układ ma tylko dogryźć Kibie, ale nie wydajesz się zadowolony. – Sasuke zagryzł wargi, a wtedy Hanabi go objęła.
- Co ty robisz?
- Patrzy na nas. Pocałuj mnie. – poleciła Hanabi, przymykając powieki.
- Nie ma mow…
Nie zdążył dokończyć, ponieważ dziewczyna pociągnęła go za koszulkę i złączyła z Sasuke usta. Nie wiedział, jak powinien w tej sytuacji zareagować, by się nie zdemaskować. Także pierwsze cztery sekundy nie robili kompletnie nic poza sklejeniem ust. W końcu mężczyzna podziałał, by te starania nie wyglądały sztucznie. Jedną ręką odgarnął włosy z twarzy Hanabi, a drugą ręką przysunął do siebie jej talię. Ze smakiem wpijał się w jej usta, zatracając się w pocałunku.
- Szefie… Szefie. – Wołała Tayuya, a zerkając w miejsce, gdzie niedawno był, dostała nagłej palpitacji serca.
Hanabi odwzajemniała bliskość, odczuwając dziwne motyle w brzuchu. Chciała już od dawna pocałować swojego niby chłopaka, by sprawdzić ja całował. Taki tam eksperyment. Dlatego posunęła się przed chwilą do tego małego oszustwa. Nie spodziewała się zaznać tak idealnego pocałunku. Mógłby się nie skończyć.
- Sasuke! – Warknęła Tayuya. Mężczyzna oderwał się od Hanabi lekko przestraszony. Uwolnił dziewczynę z objęć i spojrzał pytająco na pracownicę. – Telefon. – Wyjaśniła wciąż nieprzyjemnym tonem.
- Jasne… Już…
Sasuke odczuwał przez dłuższą chwilę zakłopotanie, całował Hanabi, a ona całowała jego. Jednak poczuł coś, jakby pożądanie, a nie powinien. Nie taki był plan. Rozmawiając z klientem, żałował złamania zasad. Głupia idiotka, to wszystko przez nią. Przetarł twarz, tłumacząc typowi, z którym rozmawiał sposób swojej działalności. Opuszkami palców przejechał lekko po własnych wargach. Czuł jeszcze na nich dotyk ust dziewczyny, siedzącej daleko za nim. Pozostawiła nawet malinowy smak błyszczyku.
Po chwili zauważył, jak Tayuya się na niego patrzy, ale po przyłapaniu ją na tym, odwróciła wzrok. Sasuke zaprzestał dotykania swoich ust i odchrząknął, powiadamiając dziewczynę, że dokończy w gabinecie. Na odchodne rzucił do Hanabi, żeby mu nie przeszkadzała i że zaraz wróci.
Hyuuga westchnęła, siadając na obrotowym fotelu i z nudów zaczęła się rozglądać wokół siebie. Wzięła do rąk jakąś książkę z twardą oprawą, na to położyła pustą, białą kartkę i… Pozostało znaleźć jej jeszcze coś do pisania. Wtem zawibrowała i zadźwięczała komórka z boku. Należała do Sasuke, więc nie zareagowała. Telefon jednak nie dawał za wygraną, dzwonił czwarty raz. Tayuya nie zamierzała zareagować, Suigetsu nie było. Hanabi nachyliła się, by zobaczyć, kto dzwoni, a po zobaczeniu znajomego zdjęcia, imienia i nazwiska, zdecydowała się odebrać.
- O rany! To ty znasz się z Sasuke?! – Zapytała na wstępie zaskoczona i ucieszona tym faktem. – No jaki ten świat mały. To ja, siostra Hinaty, Hanabi.
- Tak przypuszczałem. Miło cię słyszeć. – mruknął Menma. – Słuchaj, jest tam gdzieś obok Sasuke…? Chciałbym z nim porozmawiać.
- Chwilowo jest zajęty. Robi kupę. – Dodała ze śmiechem.
- Rozumiem. Odradzam późniejsze korzystanie z toalety.
- Nie mówiłam, że jest w toalecie.
- E…? A niby gdzie?
- W swoim gabinecie. Robi kupę innych rzeczy. – Sprostowała ze śmiechem Hanabi.
- Acha… - Powiedział tylko. Nie bardzo leżał mu typ humoru, jaki prezentowała dziewczyna. Żarty o kupie były dziecinne. – Przekaż mu, by do mnie zadzwonił. To pilne.
- Możesz mi powiedzieć. Jestem jego dziewczyną. – Hanabi postanowiła go trochę powkręcać.
- Słyszałem…
- No to mi pogratuluj albo podziękuj za zajmowanie się tym księciem!
- Chodzi o to, mała, że Sasuke nie jest dla ciebie odpowiednim materiałem… - Oznajmił przejęty Menma. Hanabi umilkła, zdziwiła ją taka reakcja najlepszego przyjaciela. Serio zamierzał ją namawiać nad zastanowieniem się nad kontynuowaniem związku…? Trochę chamsko. – Nie sądzę, by traktował cię na poważnie…
- Nie jestem głupia… - Chciała już wszystko wyjaśnić.
- Tego nie twierdzę! - przerwał jej Menma. – Jednak czasem miłość zaślepia i nie widzimy czegoś takim, jakim jest naprawdę. Nie chcę, byś się niepotrzebnie zakochała.
- A co cię to obchodzi? – Burknęła Hanabi. - To moja sprawa w kim się kocham.
- Martwimy się.
- My?
- Ja, twój znajomy, twoja siostra… - Hanabi westchnęła, przewracając oczami. – Posłuchaj…
- Skoro Hinata cię przysłała, to przekaż jej, żeby się nie wciskała tam, gdzie jej nie chcą. Ja jestem dorosła i wiem, na co się piszę.
- Właśnie o to chodzi, że najwyraźniej nie wiesz. – Burknął Menma. Był całkowicie przekonany, że Hanabi nic nie wie o planie zemsty Sasuke. To ją nawet trochę bawiło. – Proszę cię, zerwij z nim. Dla własnego dobra. Znam Sasuke, wiem, że jest przystojny, inteligentny i ma to coś, na co leci większość dziewczyn, ale ma też wady.
- Na przykład? – dopytała, kręcąc się na obrotowym fotelu.
- Lubi bawić się uczuciami dziewczyn i wykorzystywać je. Jak jest już w związku, to nie zaangażuje się, a przynajmniej nie na sto procent. Nie jest empatyczny, nie wesprze cię, jeśli będziesz tego potrzebowała.
- Mylisz się.
- Co?
- Niech ci wystarczy, że pomoże, zainteresuje się i zadba o moje samopoczucie. – Wyjaśniła Hanabi. Zdecydowała się go przekonać o prawdziwości jej związku, tak, jak Kibę. Za karę za fałszywość. – Za to ty jesteś strasznie dwulicowy, Menma. – Mężczyzna jęknął nie rozumiejąc, o co chodzi. Tayuya oderwała się od zajęcia, zasłyszawszy z kim rozmawia Hyuuga. – No tak, taki straszny z ciebie przyjaciel, a nie potrafisz się cieszyć lub wściekać razem z nim. W dodatku sam się nie zainteresujesz co u niego słychać, a ja już zdążyłam rozgryźć, że Sasuke nie jest osobą, która opowiada o sobie, nie zostając uprzednio zapytana.
- Hanabi, to nie ma nic wspólnego…
- Serio? No, bo skoro tak ci przeszkadza, że jesteśmy parą, to trzeba było się uprzednio nad sobą zastanowić.
- To znaczy?
- Może gdyby miał w tobie wystarczające oparcie, to by nie wkopywał się w związek ze mną. – odparła. Menma milczał, kompletnie go zatkało. – Łatwo ci oceniać i wtrącać swoje żałosne trzy grosze, nie znając nawet całkowicie sytuacji.
- Znam ją trochę bardziej od ciebie. – Zapewnił Menma. – On chce…
- Nie, gówno prawda. Nie znasz. Od samego początku był wobec mnie uczciwy. – Stwierdziła Hanabi, wtedy przypomniała sobie o plotkach, które rozdmuchał w szkole. – No, prawie.
- Ja tylko nie chcę, byś czuła się skrzywdzona.
- Jak już, to na własne życzenie, więc się odwal i nie nękaj mi w tej sprawie chłopaka. – Burknęła, wtedy jej siedzenie zostało kopnięte. Odwróciła się wzburzona do sprawcy.
- Z kim rozmawiasz? – Zapytał Sasuke. Hanabi wzdrygnął jego widok, a poza w jakiej siedział, świadczyła, że już trochę się jej przysłuchiwał. Niepewnie pokazała mu telefon. Sasuke automatycznie dotknął swojej kieszeni, a skoro nic tam nie poczuł, to wyrwał z rąk Hanabi urządzenie. – Odbierasz cudze telefony?! – Warknął.
- Tak jakoś wyszło…
- Halo? – Zerknął na wyświetlacz, nie czekając na odpowiedź. - Menma? – Sasuke spojrzał złowrogo na dziewczynę. Słyszał przynajmniej, w jakim tonie z nim rozmawiała. – Hej stary, co tam?
- Cześć, jest dobrze. Po staremu.
- Jak było u brata?
- Zabawnie. Dobrze się bawiłem… Jesteś zajęty wieczorem? – Dopytał Menma.
- Nie? Czemu pytasz?
- Pogadamy sobie.
- Mam się bać? – Brunet uniósł w górę jeden z kącików swoich warg.
- To zależy. – Zapowiedział Menma. – Dopiero niedawno się dowiedziałem o twoim zerwaniu z Tayuyą. – Sasuke spojrzał mimowolnie na dziewczynę o różowych włosach.
- To była bardziej burzliwa czynność…
- Wiem… Nie spotykasz się z Hanabi, by zemścić się na Kibie? – Sasuke, zagryzł wargi. Nie sądził, że ten wszarz powiadomi o wszystkim Menmę, to się zrobiło uporczywe. Nie chciał go okłamywać, ale znal go na tyle, że wściekłby się, gdyby to potwierdził. Westchnął.
- Nie. Polubiłem ją… - Bąknął cicho, ale Hanabi i tak to słyszała.
- Awww! – Jęknęła rozkosznie, na co Sasuke przewrócił oczami. – Też cię lubię, tygrysku.
- Nie mówiłem o tobie. – Burknął w jej stronę.
- Oczywiście! Dlatego szeptałeś. – Zaśmiała się.
- Cieszę się waszym szczęściem – Wtrącił w końcu Menma. – Dbaj o nią i jej nie skrzywdź.
- Bez obaw… Nic jej nie będzie.
- Jest bardzo mądra. I ładna.
- Musiała taka być, bym się zainteresował. – Sasuke wzruszył ramionami, właściwie nie musiał kłamać, w tej kwestii. – Jest tylko za głośna, zbyt gadatliwa i wszędzie jej pełno…
- Każda kobieta taka jest. – Zaśmiał się Menma. Właściwie związek przyjacielowi służył, normalnie nie rozmawiali ze sobą w taki sposób. Mimo wymienienia jej wad słyszał w głosie Sasuke zadowolenie.
- Hanabi jest pod tym względem wyjątkowa.
- Zadurzyłeś się porządnie. – Zauważył szatyn.
Przyjaciel umilkł zaskoczony, ale w końcu przytaknął, aby nie wzbudzić podejrzeń. Po jeszcze chwili rozmowy skończyli rozmawiać. Hanabi czekała na zaserwowanie przez Sasuke ochrzanu, ale nic takiego się nie stało. Mężczyzna powrócił zaangażowany do skręcania swojego aparatu. Po chwili wstał i ukucnął przed jej fotelem.
- Masz długie paznokcie? – Zapytał, choć widział, że ma. – Pomóż mi wyjąć ten chip.
- Ja? – Sarknęła Hanabi.
- Chciałaś pomóc. Potem będę miał dla ciebie inne zadanie. W tym celu przyniosę ci z gabinetu tablet. – dopowiedział Sasuke.
- Naprawdę? – Ucieszyła się Hanabi i od razu wyjęła malutki kwadracik z urządzenia trzymanego przez Sasuke. – Gotowe! – Zawołała, zamierzając wstać z fotela, jednak Sasuke ją od tego powstrzymał, poprzez nacisk dłoni na jej ramieniu.
- Siedź i nie nadwyrężaj stopy. Mówiłem, że ci przyniosę…

Zbliżała się godzina osiemnasta, a tym samym pora zakończenia zmiany w pracy. Tego Kakashi nie mógł się wprost doczekać. Za dwie godziny był umówiony na kolacje z Sakurą, dawno nie był na randce, więc trochę się stresował. Dodatkowym powodem do zdenerwowania była młodość i atrakcyjność jego partnerki. Nie chciał się przed nią wygłupić, liczył, że wyniknie z tego coś poważniejszego.
Obecnie jednak musiał poszukać kilku dokumentów w archiwum, razem ze swoim partnerem w obowiązkach, który gadał coś i gadał. Przed wyjściem z pracy musi w końcu pogadać ze swoim szefem na temat przeniesienia.
- Ej, słuchasz mnie w ogóle? – Burknął Obito, szturchając towarzysza w ramię.
- Hm? A czy my w ogóle ze sobą zaczęliśmy rozmawiać? – Zapytał, wzruszając ramionami. – Bo ja sobie nie przypominam, bym w ogóle dawał ci powody, by tak myśleć.
- Przymknij się. Powinieneś mi buty czyścić, bo prócz pana Minato jestem jedyną osobą, która w ogóle okazuje zainteresowanie takim gburem…
- Nie czuj się zmuszony do zagadywania mnie. Dzień bez konwersacji z tobą wcale nie jest dniem straconym. – powiedział Kakashi, a właściwie powtórzył.
Obito prychnął i słowem się już do niego nie odezwał. Chwycił za swój energetyk w puszce i pociągnął w celu otwarcia. Siwowłosy chciał mu zwrócić uwagę na picie w miejscu pełnym dokumentów, ale stało się coś innego. Zawartość puszki nagle trysnęła, trafiając mu prosto w twarz. Kakashi porządnie się tym zdenerwował, przeklął głośno na Obito i odepchnął go agresywnie od siebie. Mężczyzna upadł na szafkę z dokumentami, strącając z niej kilka segregatorów.
- Kurna! Nie zrobiłem tego specjalnie! – Burknął Obito, a w tym czasie jeden z segregatorów spadł mu na głowę, - Uważaj tam…! – Zawołał, wskazując na puszkę, z której wylana zawartość dotarła do buta Kakashiego.
- Cholera! – Syknął mężczyzna. Podniósł wkurzony pustą puszkę z ziemi i z całej siły cisnął nią w partnera. Przedmiot po uderzeniu odbił się od Obito i z powrotem uderzył w głowę Hatake.
Kakashiego na tyle zdziwił ten ruch, że nie zdołał utrzymać równowagi i również upadł na jeden z regałów, który potrącił kolejny i kolejny. Jego kompan zaśmiewał się z niego co sił w płucach. Karma wraca. Po chwili do pomieszczenia wszedł Minato, zaniepokojony hałasem. Na widok tego bałaganu w pomieszczeniu odjęło mu mowę. Obito natychmiast na widok szefa stanął na baczność, Kakashi również się dźwignął, odkaszlując po wdechu tej ilości kurzu.
- Co tu się stało?
- No, bo to…!
- Wszystko przez…!
- Obito, postanowił…!
- Kakashiego. Odbiło mu…!
- Się napić, a zawartością trysnął mi w twarz…!
- Popchnął mnie na regał, a potem cisnął we mnie puszką…!
Oboje przekrzykiwali się jednocześnie, chcąc wszystko wytłumaczyć swojemu szefowi. Szkoda tylko, że on nie rozumiał ani słowa. Minato westchnął ciężko i pierwsze co zrobił, to zamknął za sobą drzwi, aby reszta pracowników skupiła się na swojej pracy, a nie na kolegach. Próbował uciszyć obojga zwykłym słowem, ale to nic nie dawało, a nawet gorzej… zaczęli szamotać się za ubrania. Minato złapał więc oboje za ramię i pociągnął w górę, oddalając ich jednocześnie od siebie.
- Uspokójcie się, do cholery jasnej! – Warknął mężczyzna. – Wam się zdaje, że wy w przedszkolu jesteście?! Mam wam napisać referencje byście się tam przenieśli?! Dorośnijcie, bo nie zamierzam dłużej tolerować takiego zachowania! – Kakashi i Obito stali już spokojnie, wpatrując się w czubki swoich własnych butów. – Spójrzcie, co najlepszego zrobiliście! Jaki tu jest przez waszą dwójkę syf! – Warknął, a po chwili sięgnął po teczkę z wyższej półki. – A wysłałem was tylko po to!
- Przepraszamy… - Burknęli pod nosem.
- Dlaczego tu jest tak mokro?
- Obito rozlał swój napój. – wytłumaczył Kakashi.
- Słucham? Wniosłeś napój do pomieszczenia z ważną dokumentacją?! – Warknął srogo Minato. Obito przełknął ślinę, a jego towarzysz się nawet cieszył, że miał kłopoty. – Dlaczego krwawisz? – Dopytał, widząc plamę krwi, która spływała mu z łokcia, na jego białej koszuli.
- Kakashi mnie popchnął na tamtą szafkę. – Wskazał szatyn. – Łokciem chyba stłukłem szybę…
Minato przeniósł spojrzenie na winowajcę, a wzrok miał równie wściekły. On już nie miał do tej dwójki siły. Zachowywali się gorzej niż Naruto z Menmą, a oni są młodsi. Westchnął głośno i ciężko, łapiąc się dla uspokojenia za zatoki.
- Brak wam dyscypliny… Zawiedliście mnie…
- Przepraszamy, szefie…
- Kakashi pójdź z Obito do łazienki i opatrz mu ranę. Potem wrócicie tutaj i Obito ma wysprzątać podłogę do sucha, zanim obydwoje nie ustawicie na swoje miejsce każdy z dokumentów. Zgodnie z datą i alfabetycznie. – Minato spojrzał na zegar na ścianie. – Nie pozwalam wam wyjść z pracy, dopóki tego nie skończycie.
- Co…?
- Słyszeliście.
- Ale szefie, ja nie mogę zostać… - Zaczął Kakashi. – Mam randkę. – Od razu pożałował, że powiedział to na głos. Taka wymówka zawsze brzmiała żałośnie.
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. A teraz do roboty… I nie myślcie sobie, że to koniec.
Minato otworzył drzwi i niosąc ze sobą jedną teczkę, wyszedł z pomieszczenia. Koledzy spojrzeli na siebie i żałując całej tej wojny sprzed chwili, ruszyli wykonywać polecenia wydane przez szefa.
Kiedy układali papiery na półkach i dochodziła godzina wpół do ósmej, a oni nie byli nawet w połowie, to Kakashi musiał się przed sobą przyznać, że nie ma mowy, aby zdążył na randkę z Sakurą. Przeszedł do ustronniejszego miejsca, z daleka od zasięgu wzroku Obito. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer do dziewczyny.
- Cześć Sakura. Słuchaj, zawaliłem. Muszę zostać w pracy po godzinach…
- W porządku. Sama nie czuję się najlepiej, więc nie mam żalu o odwołanie. – stwierdziła kobieta zgodnie z prawdą.
- Możemy, więc to przełożyć, a nie odwołać?
- Jasne. Jaki termin proponujesz?
Ulżyło mu wobec reakcji Sakury. Podejrzewał wybuch drobnej histerii, skoro tak późno do niej dzwoni z taką wieścią. Po umówieniu się na następny raz musiał już wrócić do dalszej segregacji, dlatego zakończyli rozmowę. Sakura położyła się na łóżku, była już co prawda ubrana i umalowana na wyjście, ale zaczęły jej dokuczać zawroty głowy. Gdyby to w przypadku jej choroby nie było normą, to sama by odwołała randkę. Wiedziała, że za kilka minut jej przejdzie.
Po chwili ponownie rozdzwoniła się komórka dziewczyny, w tym samym momencie przeszedł przez nią dreszcz i oblał zimny pot. Sakura zatkała sobie usta dłonią i pobiegła do ubikacji, a w niej czym prędzej otworzyła deskę klozetową i zwymiotowała do muszli. Musiała poprosić lekarza o jakieś silniejsze leki.

Naruto wrócił właśnie z ukochanej knajpy Ichiraku, była dość wczesna pora, ale jutro czekał go solidny wycisk z rana. Mowa była o bieganiu razem z Lee i Gaarą, którego również udało mu się przekonać. Do wszystkiego doszło z pozoru bardzo normalnie. Naruto bolał ząb i cóż, nadal go bolał, ale Lee wykorzystał ten fakt i założył się z blondynem, iż pokona go teraz w ilości zjedzonego ramen. Chłopak przyjął wyzwanie, gdyż Lee płacił za posiłek. Darmowy ramen piechotą nie chodzi, niestety przegrał po trzeciej misce. Wtedy Lee polecił mu z nim biegać, od samiutkiej piątej rano do południa, przez siedem dni. Naruto udało się zmusić Gaarę do trzech.
Jednak Lee odpuścił mu na czas trwania weekendu majowego, gdyż przyjeżdżała Hinata. Blondwłosy nie mógł się doczekać tego wspaniałego czasu. Współlokator w tym czasie wyjeżdżał ze swoją dziewczyną do jej rodziców, więc mieszkanie ma wolne. Ponadto jutro wieczorem miał odebrać z dworca swoją ukochaną i wprost nie mógł się doczekać chwili, gdy zacznie ją obejmować i całować.
Po wykonaniu wszystkich czynności w łazience chwycił za telefon. Ostatnimi czasy nie potrafił się z Hinatą zjednać. Albo on, albo ona zawsze byli zajęci czymś innym.
- Cześć, kochanie. – Przywitała się Hinata.
- Cześć. Błagam, powiedz, że nie jesteś zajęta. – Jęknął Naruto. – Powiedz, że masz czas i będziemy gadać całą noc…
- Nie jestem zajęta. Sprawdzam, czy wszystko spakowałam na pobyt u ciebie, ale możemy rozmawiać. - mruknęła Hinata. – W końcu, że się tak wyrażę.
- Akasuna się mnie trochę dojebał w sprawie pracy magisterskiej. – Burknął Naruto. – Wszystko z nią w porządku, nawet Menma ją sprawdził, ale facet zwyczajnie musi się na kimś powyżywać, bo samemu mu się nie wiedzie…
- Przykro mi, że to ty padłeś jego ofiarą. – odrzekła współczującym tonem Hinata. – Ale bądź silny, jutro cię dla pocieszenia bardzo mocno przytulę!
- Mam nadzieję na coś więcej niż przytulanie. – odparł Naruto, kładąc się wygodnie na łóżku. – Zaczerwieniłaś się? – Dopytał, uśmiechając się szeroko.
- Nie!
- Nie wstydź się, przecież pasuje ci ten kolorek na policzkach. – mruknął. – Wszystko ci pasuje, jesteś cholernie ładna, Hinata. Cholerny ze mnie szczęściarz! W ogóle wiesz co?
- Słucham?
- Mój kumpel z zajęć, nie chciał mi uwierzyć, że jesteś moją dziewczyną po tym, jak pokazałem mu nasze zdjęcie. Stwierdził, że to photoshop, a ja jestem za mało atrakcyjny na taką laskę. Nie mam mu tego za złe, miał rację. – Powiedział z uśmiechem.
- Twoja była dziewczyna, Yukie, też jest ładna… - powiedziała szczerze, ale niezbyt chętnie wygłaszając ten komentarz. – Jesteś wart każdej dziewczyny… Hm, muszę uważać na słowa, byś ze mnie nie zrezygnował.
- Heh, bez obaw. Nie chcę innej.
- Dobrze. – mruknęła Hinata. – W każdym razie, jesteś, jak magnez na piękne kobiety.
- Yukie nie jest ładniejsza od ciebie. Bez makijażu wyglądasz od niej sto razy lepiej.
- Nie, nie porównuj mnie z nią, proszę… Zmieńmy temat… - Bąknęła Hinata, trochę nazbyt emocjonalnie. Naruto przejął się tym i umilkł. – Chcesz wiedzieć, czym ja byłam ostatnimi czasy pochłonięta?
- Mów.
- Przeprowadzką. – Naruto uniósł jedną ze swoich brwi.
- Przeprowadzacie się?
- Nie. Ja się wyprowadziłam, teraz mieszkam razem z Tenten w jej mieszkaniu. No, teraz to naszym. – Sprecyzowała Hinata. – Chwilowo jej nie ma, bo jest na randce.
- Do niej to się wprowadziłaś, a do mnie nie chciałaś… - Bąknął Naruto. Jego partnerka umilkła, nie podejrzewając wcześniej, że usłyszy pretensje.
- Gdybyś mieszkał bliżej, to…
- Nie, nie. Nie tłumacz się. – Przerwał jej ze śmiechem blondyn. – Droczę się z tobą, ale nim coś dopowiesz, to wytłumacz mi po kolei, jak do tego doszło…
Hinata przytaknęła i zaczęła mu wszystko opowiadać. Wcześniej za krótkie prowadzili ze sobą rozmowy, zbyt krótkie, aby mogła mu się w tym czasie wygadać i aby był czas na wystarczające zainteresowanie tematem. Naruto przysłuchiwał się każdemu szczegółowi, jaki opisywała Hinata, a była w tym dosyć dokładna. Opowiadając mu o tym, rozmawiała już z Tenten, Sakurą, Nejim i młodszą siostrą. Każde z nich inaczej odbierało ten dramacik, jaki miał wtedy miejsce.
- Wyprowadzka na swoje była moim zdaniem dobrym posunięciem. – Oświadczył Naruto. – Ale mimo wszystko nie gniewaj się na ojca. On po prostu nie pojmuje wagi naszej miłości.
- On nie chcę jej pojąć, dlaczego więc ja mam zrozumieć jego? Moje dostosowywanie się do jego poleceń też ma swoje granice. – Burknęła Hinata.
- Nie chciałem zostać przyczyną twoich sporów z ojcem…
- Nie jesteś… nie jedyną.
- Och, to bardzo pocieszające. – Sarknął z lekkim uśmiechem Naruto.
- Przepraszam…
- Za to, że mnie kochasz? – Dopytał, przewracając oczami. – Przestań i lepiej powiedz mi, jak urządziłaś swój nowy pokój. Pamiętaj, by zostawić jakąś wolną szufladę dla mnie!

3 maj 2018

ROZDZIAŁ #24.


W południe do Rin przyjechały jej dwie siostrzenice. Kobieta bardzo się ucieszyła na ich widok, ale chyba Hanabi była najbardziej ucieszona z wizyty. To w sumie wynikało z czasu w babskim gronie, a przynajmniej tak sądziła, bo po dotarciu do salonu na kanapie siedział mężczyzna. Stresował się, bo na widok Hanabi wstał nerwowo, uderzając nogą w stół i wylewając niechcący trochę swojej kawy na biały obrusek. Po chwili do pomieszczenia dotarła też Hinata z Rin. One na szczęście miały cieplejszy wzrok i miłe uśmiechy, a nie pobłażliwe jak u najmłodszej.
- Dziewczyny, chciałabym wam kogoś przedstawić. – mruknęła Rin. – Z Hinatą się właściwie znacie, ale… - Pociągnęła swoją młodszą siostrzenicę do przodu. – Moja śliczna siostrzenica, Hanabi, a to mój partner Obito. – Przedstawiła ich sobie.
- Miło poznać. – mruknął, wystawiając rękę do dziewczyny. – Mam nadzieje, że załapiemy dobry kontakt. – Uścisnęła mu dłoń.
- To zależy, bo nie oddam cioci jakiemuś frajerowi.
- Hanabi... – Upomniała ją delikatnie Rin, posyłając Obito przepraszające spojrzenie.
- Poplamił ci kawą obrusek. – uargumentowała wypowiedź. Rin spojrzała, więc na brzydką, czarną plamę, a potem spojrzała z pretensją na mężczyznę.
- To nic wielkiego. – Wtrąciła Hinata. – Każdemu się zdarza.
- Tak… Ale lepiej zmienię nakrycie. – Zakłopotała się Rin.
- Pomogę ci.
Zaoferował się mężczyzna, jednak pomagając, strącił cukier z cukierniczki na ciastka. Hanabi parsknęła śmiechem, przez co Hinata spojrzała na nią surowo. Rin zostawiła swoje siostrzenice sam na sam ze zdenerwowanym Obito, a sama ruszyła uratować ręcznie obrusek. W tym czasie Obito rozmawiał z Hinatą na temat pokonania swojego rywala Kakashiego i dobywając w ten sposób serce Rin.
- Nikt nie kocha bardziej niż Uchiha – Hanabi drgnęła na to nazwisko. – ta walka była z góry przesądzona. – przetarł dziarsko nos.
- Uchiha? Co to znaczy? – Wtrąciła dziewczyna.
- Tak się nazywam, Obito Uchiha. W moim rodzie zazwyczaj bywało tak, że, jak się ktoś zakochał, to na zawsze. – Wyszczerzył się dumnie.
- Hinato. – Do pokoju weszła Rin. – Mogłabyś mi w czymś pomóc?
- Pewnie.
- A nie mogę ja? – Dopytał z nadzieją Obito.
- Zostań z Hanabi. – mruknęła kobieta, posyłając mu całusa.
- No dobra… - Bąknął, odprowadzając Hinatę wzrokiem, potem odwrócił się do Hanabi. – Ach! – Podskoczył przestraszony, gdy zauważył ją nagle na siedzeniu obok siebie. – Mówił ci ktoś, że bywasz przerażającym dzieckiem?
- Dzieckiem? Jestem dorosła!
- Oczywiście. – Uśmiechnął się Obito i rozmierzwił jej głowę.
- Mniejsza. Znam jednego chłopaka, Sasuke Uchiha, to twój brat? – Zapytała Hanabi.
- Nie. To taki daleki kuzyn, prawie go nie znam… Za to znam jego starszego brata, Itachiego. – Dodał, czując zadowolenie, że się zaczęła nim interesować. – Co? Podoba ci się ten Sasuke? – Zapytał z uśmieszkiem. – Skołować ci jego numer czy coś? – Hanabi bezceremonialnie uderzyła go w głowę.
- Tylko mnie wkurza. Chciałabym mieć na niego jakieś haki.
- Co będę z tego miał?
- Moją wdzięczność? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale długa cisza świadczyła o niewystarczającym powodzie. – I moją sympatię?
- Stoi! – Wyszczerzył się Obito, wyciągając do niej rękę. Hanabi z uśmiechem opluła swoją dłoń i uścisnęła Obito.
W tym czasie do pomieszczenia weszły kobiety. Młodsza Hyuuga wróciła więc z powrotem na swoje miejsce, a Obito nie bardzo wiedział, co ma teraz uczynić ze swoją dłonią. Wytrzeć o siedzenie? O spodnie? Rin usiadła obok niego, ale zwróciła się do Hanabi.
- Słyszałam, że randkujesz!
- Szok i niedowierzanie. – Parsknęła Hanabi. – Spokojnie, robiłam to już wcześniej.
- Co? – Zdziwiła się Hinata. – Nic mi nigdy nie mówiłaś…
- Czy ona nie jest za młoda na randki? – Wtrącił Obito. Reszta spojrzała na niego dziwnie. – Ja mając czternaście lat…
- Mam osiemnaście. – powiedziała Hanabi. Obito z początku nie chciał wierzyć, ale Rin pokiwała mu głową. Szczęka mu opadła.
Po tym głupim tekście zamknął się w sobie i długo, długo nic nie odzywał. Hinacie i Rin nie udało się wykrzesać żadnych informacji na temat tożsamości chłopaka Hanabi. Przeszły więc rozmawiać na temat związku Naruto i Hinaty.

Obiad był dzisiejszego dnia szybki, dobry i niecodzienny, mianowicie pizza. Kto by tym pogardził, na pewno nie Shikamaru. Mężczyzna zawsze się dziwił Temari, że wolała ślęczeć nad garami, zamiast zamówić coś szybkiego do domu. Dzisiaj miała za to lenia albo zwyczajną zachciankę na pizzę. Siedzieli w kuchni przy stoliku i zajadali. Shikamaru siedział normalnie, aczkolwiek leniwie, a Temari bokiem na krześle opierając się plecami o ścianę. Po wchłonięciu czwartego kawałka spojrzała na swojego mężczyznę, który sączył swój napój alkoholowy w butelce.
- Nie jestem pizzą. – Uświadomił zauważając kątem oka, że kobieta się w niego wpatrywała.
- Napiłabym się piwa…
- Nie wolno ci.
- Przecież wiem! – Warknęła rozdrażniona. – Możesz nie pić przy mnie? – Burknęła sugestywnie. Shikamaru odłożył, więc napój. – Dziękuję.
Skinął tylko głową, sięgając po kolejny kawałek. Temari w tym czasie zaczęła głaskać życie, które trzymała pod swoim sercem. Uśmiechnęła się do siebie zaczynając w głowie zastanawiać się nad życiem swojego potomka.
- Jak myślisz, jaki będzie? – Zapytała narzeczonego.
- Podobny do mnie, ale oczy będzie miał po tobie. I upartość. – mruknął, robiąc kolejnego gryza.
- Szybka i przemyślana ta twoja odpowiedź. – Stwierdziła Temari. – Zastanawiałeś się nad tym wcześniej?
- To takie dziwne? To również moje pierwsze dziecko. – Wzruszył ramionami. Kobieta zmarkotniała słysząc przedostatnie słowo.
- Co jakbym ci powiedziała, że już byłam w ciąży? – Shikamaru na te słowa uniósł w górę jedną ze swoich brwi. Jego ukochana ani na moment nie przerwała ich kontaktu wzrokowego.
- Odpowiedziałbym, że kłamiesz…
- Jasne.
Wzruszyła ramionami, chwytając za kolejny kawałek ich obiadu. Shikamaru jednak nie wrócił do zwyczajnego zachowania. Zadane pytanie krążyło i krążyło mu teraz po głowie. Wtem zadzwonił ktoś do drzwi. Temari wstała z krzesła, aby ruszyć do drzwi. W połowie drogi została zatrzymana złapaniem za przedramię.
- Kłamałaś, prawda? – Zapytał Shikamaru. W czasie danym na odpowiedź goście samodzielnie otworzyli sobie drzwi i wpakowali do środka.
- Yoshino!
- Daj spokój, Shikaku. Nie jestem żadną obcą, tylko mamą! Nie muszę pukać.
Uwaga mężczyzny, jak i kobiety skupiła się natychmiast na głosach, które należały do rodziców Shikamaru. Temari od razu nie spodobało się ich wejście. Zerknęła znacząco na swojego narzeczonego, licząc na jakąś reakcję.
Rzecz jasna, Shikamaru nie był dobrym dyplomatą, jeżeli chodziło o matkę, lecz podejrzewał, że nikt z nią sobie by nie poradził. Siedzieli wszyscy w salonie gawędząc o tym, jak każdemu się wiedzie. Yoshino nie mogła nie skomentować obiadu, jaki młodzi dzisiaj jedli. Pizza to żaden posiłek i nie można było jej przegadać.
- Jak mam zachciankę na pizzę, to sobie nie będę odmawiać. – stwierdziła Temari.
- Oczywiście, ale mojego syna mogłabyś dbać.
- Mamo… - Wtrącił Shikamaru, obejmując ramieniem swoją blondynkę. – Lubię pizzę, poza tym to ja powinienem na jakiś czas gotować, ale moje zdolności kulinarne są na poziomie zero.
- To kobieta powinna gotować.
- Pani syn też potrafi nieźle pichcić. – mruknęła Temari, kładąc dłoń mężczyzny na swoim brzuchu. - Spodziewamy się dziecka.
Shikaku jako pierwszy wyszedł ze zdziwienia i z uśmiechem pogratulował parze tej wspaniałej nowiny. Podszedł do Temari, aby ją objąć, pogładzić po brzuchu i zapytać o szczegóły. Yoshino puściły drobne łzy wzruszenia, posiadanie wnuka bardzo ją ucieszyło. Nawet postać Temari, jako matki nie miało najmniejszego znaczenia w tej kwestii.
- A jaka płeć dziecka? – Zapytała Yoshino.
- Chłopak.
- Och! – Kobieta już zaczęła się rozkoszować.
- To nic pewnego… - Dodał Shikamaru. – To nie słowa lekarza tylko przeczucie Temari… Także może się mylić. – Blondynka spojrzała na niego ze złością.
- Bzdura! Kobieta się nigdy nie myli w takiej sprawie! – odparła Yoshino. – Poza tym wyładniała, a wszyscy wiedzą, że chłopiec w brzuchu dodaje matce urody.
- To zabobony…
- Zamilcz już Shikamaru! – Warknęła na syna, po czym zwróciła się do Temari. – A jak mu zamierzacie dać na imię?
- Shikadai. Podoba mi się ta tradycja w waszej rodzinie, gdzie imię chłopców zaczyna się od przedrostka Shika. – Uśmiechnęła się blondynka. Rodzice mężczyzny spojrzeli na siebie zdziwieni.
- To nie tradycja, kochanie. – Zaczęła Yoshino. – Raczej lenistwo i brak kreatywności.
- Co…?
- U nas chyba jedyną tradycją było to, że imię wybierał mężczyzna. – powiedział Shikaku.
- A jak się domyślasz, mężczyźni w tej rodzinie są zbyt leniwi, nawet na wymyślenie imienia dla pierworodnego. – podsumowała czarnowłosa kobieta.
Temari nie wiedziała co powiedzieć, sądziła, że zostanie trochę doceniona za dogodność z rodzinnymi upodobaniami. Shikamaru poklepał ją po plecach na pocieszenie, nawet jeśli miałby sam wybierać, to również coś w tym stylu by wymyślił. Yoshino zauważyła, że mieszkanie młodych nie jest odpowiednie do wychowywania w nim dziecka i zaproponowała wprowadzenie się do nich. Mieszkanie z wnuczkiem wydawało jej się wspaniałą perspektywą.
- Ojciec Temari chciał nam kupić większe mieszkanie, ale mnie się wydaje, że na razie nasz metraż nam wystarczy. Potem zobaczymy, ale sam zamierzam zadbać o swoją rodzinę. – Zapowiedział Shikamaru. – Także doceniam, mamo, ale nie skorzystamy.
- Ale…
- Yoshino! – Zawołał Shikaku. – On ma racje, uszanujmy ich decyzje. Pamiętajcie tylko, że w razie czego możecie na nas liczyć.
Para przytaknęła niezwłocznie. Porozmawiali jeszcze na kilka tematów, na czym zeszło im około pięciu godzin. Po tym czasie starsi zbierali się, by już pojechać do domu. Odprowadzili ich do samego samochodu, a kiedy pojazd zniknął z ich pola widzenia Shikamaru spojrzał głęboko w oczy swojej kobiety.
- Przejdziemy się? – Temari wzruszyła ramionami na to pytanie.
- Jak chcesz.
Szli więc przed siebie, do miejsca, gdzie znajdował się osiedlowy plac zabaw dla dzieci i boiska da młodzieży, które oddzielała druciana siatka. Temari zapatrzyła się na bardzo małego chłopca, który w asyście rodzeństwa i pod czujnym okiem rodzica zjeżdżał ze zjeżdżalni. Nagle poczuła, jak Shikamaru bierze jej rękę, splątując ze sobą. Oparła głowę o jego ramię.
- Pytaj. – Poleciła, wiedząc, do czego miał doprowadzić ten spacerek.
- Lepiej będzie jak sama powiesz. Tyle, ile chcesz.
- Byłam za młoda na dziecko. Tyle. – Shikamaru się skrzywił, musi bardziej przemyśliwać zdania, odnoszące się do Temari. Wciąż zapominał, jaka z niej mądrala.
- To nie był wynik krzywdy?
- Nie. Seks był dobrowolny, jeżeli o to pytasz.
- Dobra. Nie powinienem nic więcej wiedzieć?
- Nie sądzę. – stwierdziła blondynka. – Kocham cię i cieszę się, że będziemy mieli dziecko.
- Ja też. – mruknął, przymierzając się do złożenia na jej ustach słodkiego pocałunku.
- Temari? – Zawołał jakiś mężczyzna z boku. – Temari Sabaku? – Sprecyzował na widok kobiety. Gość miał rude włosy i brązowe oczy.
- Ta, a kto pyta?
- To ja Sasori. – mruknął z lekkim uśmiechem. – Znamy się z Suny. Udzielałem ci korepetycji
- O, fakt. – Przypomniała sobie kobieta. Właściwie to po imieniu go rozpoznała. – To mój narzeczony, Shikamaru. – Przedstawiła partnera. Uścisnęli sobie dłonie.
- Słyszałem, że jesteś w ciąży. Gratuluje wam.
- Saso, no chodź! – Zawołał go kolega, który właśnie do nich podszedł. – I nie odłączaj się tak bez zapowiedzi. Bo wyglądam jak debil, idąc przed siebie i gadając sam ze sobą.
- Nie tylko wtedy tak wyglądasz. – Wzruszył ramionami, a potem zwrócił się do Temari. – Miło cię było zobaczyć. Jeszcze raz gratuluje.
- Dzięki. – odpowiedział Shikamaru. Po tym się rozdzielili idąc każdy w swoją stronę. – Miły facet.
- Ta. Wiem, że jest wykładowcą na weekendowych zajęciach Kankuro, a tutaj jest profesorem na uczelni Naruto i Gaary. Niedawno się dowiedziałam. Mój młodszy braciszek go prawdopodobnie nawet nie znał.
- Mimo to, po co chciałaś przed chwilą udać, że go nie znasz?
- Cóż. – Temari wzruszyła ramionami. – Nie zawsze był miły i najwyraźniej dojrzał. – Narzeczony spojrzał na nią, unosząc w górę jedną brew. – To z nim byłam w ciąży…
Shikamaru przystanął na moment, starając się przetrawić ten wysyp informacji. W jeden dzień dowiedzieć się tyle o kobiecie, którą ma poślubić. Dobrze, że przed a nie po ślubie jednak i tak późno mówiła mu o tak poważnych sprawach.
- To tak się według niego korepetytuje?
- Akurat w kwestii nauczania nie można mu nic zarzucić. A ja naprawdę go w ten sposób poznałam, miałam szesnaście lat, a on dwadzieścia trzy.
- Wiedział, że mieliście mieć dziecko?
- No…
- I namówił cię na aborcję? – Zapytał Shikamaru. Temari zagryzła swoje wargi i uciekła wzrokiem w bok.
- Nie, przeciwnie. On chciał, bym urodziła. – Kobieta czuła na sobie niezrozumiałe spojrzenie partnera. – Ledwo go znałam, ale z tego, co pamiętam, to nie był wystarczająco dojrzały, sporo imprezował i niezbyt dbał o rodzinę. Jakoś mi to za dobrze nie wróżyło. Poza tym byłam młoda, ambitna i stanowczo za krótko ze sobą byliśmy.
- Czyli… nie żałujesz?
- Nie… To była dobra decyzja.
Shikamaru objął swoją narzeczoną i przytulił ciasno do siebie. Domyślał się, że nie szczególnie mówiła prawdę, bo bądź co bądź to było życie, które trzymała pod sercem. Ten fakt nie wpływał na Shikamaru, na sposób, w jaki postrzegał Temari.

Naruto wraz z bratem i najlepszym przyjacielem siedzieli w barze Ichiraku. Po całym popołudniu spędzonym z nimi na chodzeniu po sklepach musiał im to jakoś wynagrodzić. Tym bardziej że w końcu udało mu się kupić to, co zamierzał kupić już od dawna, nie mógł się wprost doczekać, aż będzie mógł publicznie się tym chwalić. Nowa deskorolka była odjazdowa, piękna w każdym calu. Warta swojej ceny, bo już widział tę zazdrość w oczach kolegów.
Menma nie mógł uwierzyć, że brat tak szybko zechciał roztrwonić swoje pieniądze, nie żeby to w sumie nie było na dość poważne wydarzenie, ale… spory wydatek.
- Cieszę się, że mogłem ci towarzyszyć w zakupie. – mruknął Gaara. – Chociaż ja bym chyba zrobił to sam…
- I tak czuł się jakby był sam. – Menma przewrócił oczami. – Wszystkie nasze porady krytykował i w ogóle nie brał ich pod uwagę…
- Spodziewałeś się czegoś innego?
- Cóż… tak?
- Rany, człowieku! Skończ biadolić i ciesz się moim szczęściem! – Nakazał Naruto, uśmiechając się do niego szeroko. Menma spojrzał na deskę, którą brat tak uporczywie obejmował.
- Kiedy ma być ten turniej?
- Za dwa tygodnie w sobotę. Wpadniesz?
- Jak zapłacisz mi za bilet tu i z powrotem. – Sarknął Menma. – W końcu co to dla ciebie, taki marny tysiaczek…
- Nie zgrywaj biedaka. – Bąknął Naruto.
- I tak nie zamierzam patrzeć, jak łamiesz kręgosłup… - Blondyn przewrócił oczami, żałując, że w ogóle powiedzieli i pokazali mu z Gaarą, na czym będzie polegał turniej. – Ciesz się, że nie powiem o tym Hinacie, ani rodzicom… W ogóle nie chce mieć z tym nic wspólnego.
- Naruto z gorszych rzeczy się wylizywał. – Gaara wzruszył ramionami. – Więcej wiary.
- Właśnie, nie możesz być taki, jak Gaara? – Zamarudził Naruto.
- On też pewnie nie chce by jego siostrze stała się krzywda.
- Nie ma to jak porównywać mnie do siostry… - Menma przez tę wypowiedź niekontrolowanie parsknął śmiechem.
- Wiesz, co miałem na myśli!
Gaara nie wtrącał się w braterskie rozmówki, były one całkiem komiczne. Nic, tylko brać popcorn i wsuwać. Po chwili jednak, po zaserwowaniu przez Ayame jedzenia, uspokoili się. Dziewczyna zapowiedziała chłopakom swoje odejście z pracy i wypatrzenia innej, pewnej oferty w jakiejś ważniejszej restauracji. Naruto nawet nie udawał, że słuchał, tylko jadł, aż mu się uszy trzęsły. Menma nie mógł również i tego nie skomentować.
- Czy ciebie ktoś goni? Dlaczego nie jesz, aby pojeść, tylko żeby się napchać?
- Zejdź ze mnie, Menma! – Obruszył się Naruto. – No serio, im dłużej tu jesteś, tym bardziej mam cię dość. O byle gówno się przypierdalasz.
- Nie o byle gówno. Takim upychaniem się może ci w końcu pęknąć żołądek albo możesz się zacząć krztusić i umrzeć. Ja ci dobrze radzę…
- Wypchaj się tym. – Burknął Naruto, biorąc do ręki kulkę ryżową i rzucając nią w Menmę. Cios był na tyle silny, by przekręcić lekko jego głową, a kulka rozwaliła się przy trafieniu.
Szatynowi zadrgała żyłka na skroni, wziął do ręki solniczkę, a Naruto uchylił się natychmiast, chcąc uniknąć trafienia. Menma jednak był sprytniejszy, odkręcił solniczkę i wsypał całą jej zawartość do ramenu Naruto, czyniąc go niejadalnym. Gaara otworzył lekko usta, jednocześnie podziwiając zagrywkę. Blondyna zaboli ten uczynek.
- NIEEEEEE! – Zawołał zdruzgotany, zauważając, co robi jego brat. – Coś ty uczynił?!
- Masz za swoje. – odparł, odstawiając pustą solniczkę na stół. Blondyn złapał go za kołnierz i szarpnął do siebie agresywnie. Menma rozpoznał w jego furii podobną aurę, którą emanowała ich matka, gdy się wściekała. – Hej, uspokój się…
- Zabiję…
- Nie przesadzaj, to tylko zupa.
- Zabiję!
- Puszczaj mnie, gamoniu! – Burknął Menma, dostając w tej samej chwili z pięści w nos. Oczywiście nie pozostał dłużny i również zamachnął się na brata.
- Ej, przestańcie! – Warknął Gaara, gdy oboje wylądowali na ziemi i tam zaczęli się okładać. – Lee! Hej, Lee! – Zawołał znajomą postać przy barze. – Chodź, pomóż mi. – Kompan natychmiast podbiegł, a widząc, jakie szamotanie miało miejsce, uśmiechnął się z politowaniem.
- Hej, Gaara. Co tam?
- Nudy, a co u ciebie? – Wszedł w tę spokojną i bezinteresowną rozmowę. – Pomożesz?
- Jasne.
Mężczyźni wspólnie odciągnęli od siebie braci, a ci dostali surowy ochrzan od właściciela i do końca zachowywali się już przykładnie. Lee słysząc, co było powodem kłótni, nie dawał temu wiary. Dwoje dorosłych facetów, a zachowywali się, jak przystało na młodzieńczą siłę!

Brązowowłosy razem z Akamaru dotarł do restauracji, w której pracowały jego dobre przyjaciółki. Przywiązał psa do słupa przed budynkiem i podrapał za uchem, oświadczając mu, że zaraz wróci. Wszedł do budynku, gdzie powitał go przyjemny zapach serwowanych obiadokolacji. Też by zjadł, gdyby nie był umówiony na kolację ze swoją śliczną dziewczyną. Wpierw jednak priorytety. Nie miał zamiaru pozwolić temu głupiemu Sasuke mścić się na nim za pomocą Hanabi. Wcale nie dlatego, że widok ich dwojga mocno om wściekał… Wcale! Cieszył się, że chociaż nie całowali się przy nim.
Wzrokiem szukał po sali Hinaty, wiedział, że nie skończyła jeszcze zmiany. Jej godziny pracy nie są takie luźne jak Sakury czy Tenten. Jak na złość w pobliżu nie było żadnej z nich, a w samej kuchni mógł być Neji, więc cóż, Kiba w miarę lubił swoje życie. Podszedł do znajomego kelnera.
- Toneri, gdzie jest Hinata? – Zapytał, ale on spojrzał na niego zakłopotany sytuacją.
- Kiba, właśnie przyjmowałem zamówienie… Przepraszam państwa. – Ukłonił się swoim gościom.
- Dobra. Widzę ją. – mruknął, klepiąc go w plecy. – Dzięki za nic.
Kiba natychmiast skierował się do dziewczyny, która stojąc tyłem do niego, przygotowywała napoje dla klientów. Kiedy zwróciła się ku niemu, posłała jak zwykle słodki i przyjazny uśmiech, również go oddał. Następnie poprosił o rozmowę, gdyż na widoku pojawiła się Sakura, a jej znajomość sytuacji nie była czymś potrzebnym. Różowowłosa tylko się wtrąciła, by przejąć obowiązki Hinaty za ten czas.
- O co chodzi Kiba? – Zapytała Hyuuga, kiedy wyszli na zewnątrz.
- To delikatna sprawa, chodzi o Hanabi…
- Hanabi? Coś jej się stało?
- Jeszcze nie.
- Denerwujesz mnie, Kiba. – powiedziała Hinata z przejęciem w głosie. Mężczyzna układał w głowie informacje, które miał zamiar jej przekazać. – O co chodzi?
- Jej chłopak…
- Wiesz, kim jest? – Wtrąciła bardzo tym zaciekawiona.
- A ty nie?
- Nie. Nie chciała mi tego akurat zdradzić, ale widać, że jest szczęśliwa. – Uśmiechnęła się, czego pożałowała na widok miny Kiby. – Przykro mi, że tobie się nie udało.
- Nieważne. Mam za to inną dziewczynę, ale właśnie zadając się z nią, wpakowałem Hanabi w kłopoty. – Skrzywił się Kiba.
- To znaczy…?
- Moja dziewczyna Tayuya była dziewczyną Sasuke, właściwie to mu ją tak jakby odbiłem. – powiedział to trochę dumnie, a przy trochę będąc zakłopotany. Hinata nadal nie rozumiała. – Z kolei Sasuke jest chłopakiem Hanabi. – Jego rozmówczyni wydęła usta w zdziwieniu.
- Słucham?
- To, co słyszałaś. Mnie nie chce słuchać, więc sama z nią porozmawiaj i namów na skończenie tego „związku”. – Burknął, wykonując w powietrzu cudzysłów.
- Ale… Dlaczego?
- Hę?
- Miałam okazje trochę poznać Sasuke i nie wydaje mi się kimś szczególnie złym. Jeżeli tylko dba o Hanabi, to nic mi do jej sympatii. – Oświadczyła Hinata.
- Już nie chodzi o to, jaki jest. Tylko on się mści na mnie, poprzez związanie z Haną. Wiedział, że mi się podobała i myślał, że mnie to wkurzy. Jedyne co mnie jednak wkurza, to to, że z nią tak wrednie pogrywa.
- Jesteś pewny?
- Tak! Znam go nie od dzisiaj. To wykorzystywacz i manipulator, Hanabi go nie obchodzi.
- Powiedział ci to? – Dopytała Hinata, domniemania Kiby nie były niczym pewnym. Tym bardziej z uwagi, że sam lubił Hanabi i nie lubił Sasuke.
- Nie do końca, raczej, że ją lubi i żebym nie był zazdrosny. Śmiał się przy tym! – Kobieta mimo to popatrzyła na niego z głębokim powątpiewaniem. – Słuchaj, ja wiem, że z moich ust to po prostu nie wygląda, ale samej Tayuyi to wygląda na ściemę. Chodzili ze sobą półtora roku, ona wie, jakie ten dupek ma upodobania i co preferuje, a Hana nie wchodzi w ten skład! – oznajmiał Kiba z przejęciem. – Twoja siostra jest dla mnie ważna, nawet jako przyjaciółka. Błagam, uwierz mi i z nią pogadaj.
- Dobrze… Dobrze, porozmawiam z nią, ale nie myśl, że to może coś zmienić. W końcu mowa o Hanabi…
Mężczyzna przytaknął z radością, przytulił się do Hinaty rad, że chociaż spróbuje coś z tym wszystkim zrobić. Następnie musiał już iść. Pożegnał się z przyjaciółką, obiecując jej wpaść w przyszłości i pogadać odnośnie własnych żyć. Hinata wróciła zatem do pracy, często się zawieszała w myślach, ale poza tym dobrze wykonywała swoje obowiązki. Wróciła z pustymi tacami zamówień od jednego stolika, Sakura przywitała ją za ladą z uśmiechem.
- Sakura, mogę cię o coś zapytać?
- No?
- To będzie dziwne pytanie. – Uprzedziła Hinata, a przyjaciółka spojrzała na nią z jeszcze większym zainteresowaniem. – Jaki ci się wydaje Sasuke? Albo inaczej, sądzisz, że jest zdolny do wykorzystywania dziewczyn dla własnych celów? – Sakura zagryzła wargi, wspominając ich wspólną upojną noc.
Nie opowiadała o niej Hinacie, był to w sumie jeden, niezobowiązujący numerek, który nijak nie wpłynął na jej relacje z sąsiadem. Wolała zachować to dla siebie, ale podejrzewała, że przez to pytanie Hinata już wszystko wie. Zapewne od Kiby. Zaczęła układać, poukładane już szklanki.
- Czemu pytasz…?
- Właśnie się dowiedziałam, że Sasuke jest chłopakiem Hanabi.
- ŻE CO? – Zawołała Sakura, kompletnie tym oszołomiona. – Sasuke? Ten Sasuke?!
- Dokładnie, też się zdziwiłam. Owszem, Hanabi jest ładna i mądra, stać ją na takich chłopaków, jak Sasuke, ale nie podejrzewałam, że takich lubi… - powiedziała Hinata.
- O matko… W każdym razie nie. Odradzam. Sasuke to raczej utrapienie dla dziewczyn, za grosz w nim empatii i tak, sądzę, że wykorzystałby ją bez mrugnięcia okiem.
- Hanabi wydaje się przy nim szczęśliwa…
- To nie będzie trwało długo, wierz mi. Pogadam z tym babiarzem by…!
- Nie! Nie wtrącaj się w to, czuję, że wtedy odbije się to na mnie. – Bąknęła Hinata i zastanowiła się nad jeszcze jedną opcją. – Zastąpisz mnie na jeszcze jedną chwilę? Pogadam jeszcze z kimś.
- Z Naruto? – dopytała z uśmiechem.
- Blisko.
Hinata z uśmiechem ponownie wyszła na zewnątrz do cichego, ustronnego miejsca, tam, gdzie zwykle rozmawiała z Naruto. Przysiadła sobie na schodkach wybrała numer, na szczęście dzisiejszy dzień był ciepły. Po zaledwie dwóch sygnałach telefon został odebrany.
- Hej, kochanie!
- Naruto? – Zdziwiła się, bo przecież dzwoniła na telefon Menmy.
- Tak, przyłapałem was! – Zawołał oburzonym głosem.
- Super. Mogę rozmawiać z twoim bratem? To pilne.
- A porozmawiasz potem za mną? – Dopytał zmarkotniałym głosem Naruto.
- Z radością.
- No dobra, ale spiesz się, bo on za kwadrans ma odprawę. – poinformował, oddając bratu telefon, w tle usłyszała jeszcze, jak bąknął pod nosem. – Woli ciebie…
- Halo, słucham? – Odezwał się Menma. – Co słychać, Hinato?
- W porządku. Ale mam do ciebie pewną sprawę, chodzi o moją młodszą siostrę. O Hanabi.
- Tak, pamiętam ją. – skinął głową z uśmiechem, choć tego nie widziała. – W czym mogę ci pomóc? I jak?
- To wiążę się też z twoim przyjacielem, Sasuke. Oni są parą. – powiedziała. Mężczyzna wytrzeszczył oczy, ale po chwili się opanował.
- Sasuke ma już dziewczynę… Nazywa się Tayuya… - Przez myśl mu przeszło, że przyjaciel ponownie skorzystał z zalet swojego wolnego związku.
- Kiba mi powiedział, że odbił mu tę dziewczynę, a teraz on się na nim mści, wykorzystując Hanabi. – Menma słuchając tego zdania, jeszcze bardziej zdębiał. Pamiętając wcześniejsze dopytywanie Sasuke, wcale tego nie wykluczał. – Uważasz, że jest do tego zdolny?
- Mam nadzieję, że nie… Zwykle jest rozsądny…
- To dobrze, bo Hanabi chyba porządnie się zadurzyła. – Zaśmiała się lekko Hinata. – Często widzę, jak się dla niego stroi i wydaje się szczęśliwsza.
- Rozumiem…
- Ale…? – Dopytała, słysząc niepewność w głosie Menmy. Westchnął ciężko.
- Poznałem Hanabi i szczerze powiedziawszy, to jestem przekonany, że to nie typ dziewczyny, które podobają się Sasuke… Mam pewne obawy…
- Och… - Według kobiety, Sasuke też nie mieścił się w upodobaniach Hanabi. Ich partnerstwo było coraz dziwniejsze.
- Porozmawiam z nim, kiedy będę już u siebie. Przekonam się o jego intencjach i…
- Hinata! – Zawołał Toneri, podchodząc do niej. – Wybacz, że przerywam, ale potrzebuję pomocy. Przestaję nadążać w pojedynkę…
- A Sakura?
- Wyszła jakieś dziesięć minut temu z jakimś starszym gościem. – powiedział z krzywą miną.
Hinata westchnęła ciężko i przytaknęła, ruszając za Tonerim. Po drodze zakończyła prędko rozmowę z Menmą. On sam miał właśnie porę na przygotowanie się do odprawy, więc nie przeciągał. W knajpie owszem zrobił się spory ruch ze względu na przybycie jakiejś drużyny piłkarskiej, która czciła swoje zwycięstwo. Sakura wróciła po dwudziestu minutach.
- Gdzie byłaś?! – Zawołała wzburzona Hinata.
- Z Kakashim. Przyszedł tutaj.
- Hm? A po co?
- Umówić się ze mną. – Wyjaśniła z uśmiechem.

W restauracji skończył się ruch, wszystko zostało już zamknięte, główna sala posprzątana, a zmywak już pusty. Trochę im ze wszystkim zeszło, gdyż zbliżała się już północ. Hinata siedziała w kuchni razem z Tenten, czekając na przybycie kuzyna. Powinna czuć się zmęczona, ale towarzystwo przyjaciółki, sprawiały, że energia tryskała w Hyuudze. Tenten wyjęła dla nich pojemniki z jedzeniem i razem testowały jedzenie, jakie sama przygotowała.
- Tenten, to jest pyszne! – Oceniła szybko, przytykając sobie dłoń do ust, aby nic jej z nich nie wypadło. – Zaproponuj Livii, by dodała to do jadłospisu!
- Nie, to się nie nadaje do tych potraw, które mamy w menu.
- Bzdura. – Burknęła Hinata. – Kiedyś do ciebie wpadnę na naukę gotowania, mistrzu. –Szatynka parsknęła śmiechem.
- Mieszkasz z o wiele lepszą kucharką.
- Tak między nami… - Szepnęła Hinata. – Intencje Livii są dobre, wobec wszystkich domowników jest w porządku, ale bardziej wyszła za mojego tatę dla stabilności w karierze kucharza niż z miłości do niego.
- Co? Naprawdę? – Zdziwiła się Tenten. – Twój tata to podejrzewa?
- Myślę, że jest tego świadom. – odpowiedziała, rozmówczyni, wbijając na widelec kolejny kawałek. – Jemu pasuje, że Livia poświęca się pracy, spełnia obowiązki żony i dogaduje z innymi.’
- No to chyba nie ma problemu.
- Chyba nie… - Szatynka spojrzała, wyczekująco na przyjaciółkę. – Nie ma w niej takiego wsparcia, jakie matka daje dzieciom. Nie chodzi mi o to, żeby zastąpiła mamę, ale… Nie, nieważne.
- Jestem. – Zawołał Neji, wkraczając do pomieszczenia. – Wybacz spóźnienie, wujek jest mocno podenerwowany. Cześć Tenten. – Uśmiechnął się do dziewczyny.
- Hej. - Pomachała mu sympatycznie.
- Co zdenerwowało tatę? – Dopytała Hinata.
- Twoja siostra jeszcze nie wróciła do domu i nie odbiera telefonu. – Dokładnie w tym momencie rozdzwoniła się komórka brunetki. – Może to Hanabi?
- Nie, to mój mężczyzna. – mruknęła mimo wszystko z zadowoleniem. Neji przewrócił oczami.
- Odbierz. – Poleciła Tenten. – My z Nejim tu na ciebie poczekamy.
Odkąd szatynka ustaliła sobie chwilowy brak zainteresowania płcią przeciwną, to rozmowy z chłopakami stały się o wiele wygodniejsze. Dlaczego wcześniej nie wytoczyła sobie tej granicy? Hinata przeszła do głównej sali, zostawiając ich samym sobie i odebrała telefon.
- No w końcu. Lepiej późno niż wcale…
- Przepraszam. Musiałam znaleźć ustronniejsze miejsce.
- Eee… Hina…?
- Hm...? Zawiedziony?
- Nie, nie! - Zaprzeczył natychmiast Naruto. – Raczej zaskoczony, bo dzwoniłem do Chojiego… Przynajmniej tak myślałem. Mojej myszki bym nie budził, mam zegarek.
- Nie obudziłeś mnie. Właśnie skończyłam pracę i Neji mnie niedługo odwiezie do domu. – mruknęła Hinata. – Nie gniewasz się za ostatnie porzucenie?
- Nie. Menma się sprawdził, jako twój adwokat i skutecznie cię wybronił.
- Uff. – Uśmiechnęła się kobieta. – Co porabiasz?
- Zepsuł mi się komputer, więc z braku laku leżę na łóżku z twoją miniaturką. – oznajmił, mając na myśli laleczkę. – Co ja bym dał, byś to była ty.
- Poczekaj jeszcze pięć dni i do ciebie jadę.
- Kuzyn cię podwozi? – Zapytał Naruto. Właśnie zdał sobie sprawę, że nie wiedział, w jaki sposób ukochana miała się do niego dostać.
- On musi się zajmować Sorą, nie po drodze mu takie długie eskapady. Zresztą mam bilet na bezpośredni pociąg do ciebie. – mruknęła Hinata. Przewróciła oczami, słysząc jęk chłopaka.
- No nie wiem, pociągi są pełne dziwaków… A jak ktoś będzie cię podrywał?
- Będę niedostępna.
- Kuuuuurwa… Takie są najczęściej zaczepiane. – Jęczał Naruto. – Jeszcze pewnie zrobisz coś słodkiego, jak zrobienie komuś zdjęcia z ukrycia i zabłyśnie flesz…
- Musisz mi zaufać. – Zaśmiała się Hinata. – Menma ci mówił o…?
- Mówił, mówił. – Przytaknął wesoło Naruto. – Twoja siostra i Sasuke, no, znając temperament Hanabi, to ona na spokojnie go utemperuje i nie da sobie w kaszę dmuchać. Także wyluzuj, skarbie.
- Obyś miał racje. – Uśmiechnęła się Hinata. – Zbieram się już. Śpij dobrze.
- Ty też. Kocham cię.
Po rozłączeniu Hinata wróciła do przyjaciółki i kuzyna. Mężczyzna ze smakiem zajadał danie Tenten, chwaląc ją przy kuzynce. Uśmiechnęła się do niego i do przyjaciółki, podejrzewając, że ta ponownie chce się o niego starać. Tenten posłała jej spojrzenie typu „nie, nie. Nic z tego”, ale życie zweryfikuje zamiary. Pożegnali się i ruszyli w swoje strony.

Człowiek szybko przyzwyczaja się do pewnych rzeczy. Sasuke zamyślił się nad sobą, bo właśnie i swoją osobę na tym nakrył. Oczywiście mówił o Hanabi, o tym potworze w ciele bardzo uroczej dziewczyny. Mianowicie chodziło o spotkania z nią, które odbywały się coraz częściej i które mu się nawet podobały, dobrze się na nich bawił. Dzisiaj na przykład było im obojgu tak przyjemnie, że nie zauważyli, kiedy z dziewiętnastej zrobiła się północ. Sasuke odprowadzał dziewczynę pieszo do domu. Ludzie mogliby ich posądzać o randkowanie, ale nie łączyły ich uczucia bliższe niż przyjacielskie.
- Ooo, plac zabaw! - Zawołała Hanabi. Sasuke przystanął obok. - Chodzimy!
- Hanabi, dochodzi pierwsza...
- Co ty tam wiesz. Spałeś ze mną czy coś przegapiłam? - Zapytała z rozbawieniem, wykorzystując jego dwuznaczną wypowiedź.
- Chodziło mi o czas. Pierwsza w nocy.
- No nie gadaj…! – Sarknęła Hanabi, przewracając oczami. - Tylko na kilka minut. - wzruszyła ramionami, wchodząc na dziecięcy teren. - No chodź.
- Ja dziękuję, postoję. Wystarczy ci zabawek.
- No dalej, tchórzu! - Zawołała dziewczyna i usiadła na huśtawce. - Popchaj mnie.
Sasuke westchnął ciężko, ale posłusznym krokiem do niej podszedł i zaczął odpychać huśtawkę. Dziewczyna śmiała się wesoło, wołając na cały głos różne rzeczy, będąc bliżej nieba. Po chwili Sasuke przemieścił się niedaleko przed nią.
- Wracajmy.
- Dopiero przyszliśmy…
- Ty przyszłaś, zboczyłaś z trasy, pamiętasz? – Burknął brunet. – Mam dosyć łażenia w twoim towarzystwie na dzisiaj. Jestem zmęczony, a jutro muszę wcześniej wstać i jechać za miasto. Chodź.
- Ok… - Zgodziła się Hanabi, robiąc naburmuszoną minę. Po chwili wpadła na pewien pomysł, który praktykowała w dzieciństwie. W tym celu wpierw zaczęła się sama rozhuśtywać. - Skoczę.
- Nie ma mowy, zwariowałaś? Jeszcze się połamiesz.
- Nie jestem taka stara jak ty. - odpowiedziała, na co Sasuke zadrżała żyłka na skroni. Czasami serio miał jej dość.
- A sram cię, rób, co chcesz.
Wbrew swojej obojętnej wypowiedzi, patrzył na jej poczynania z przerażeniem. Nie mogła mu umrzeć czy jakkolwiek się narazić na pobyt w szpitalu. Będąc w nim, nie przyda mu się, martwa tym bardziej. Będąc wysoko w przodzie Hanabi skoczyła, jednak nie udało jej się wylądować na obu nogach, ale nic groźnego się nie stało, skoro nie jęknęła i nie wyła. Brunet klasnął w dłonie.
- Brawo, akrobatko.
- Jeszcze raz! - Zawołała, wstając ciężko na nogi.
- Nie ma mowy. - Burknął Sasuke, łapiąc ją czym prędzej za ramię. – Wracasz do domu. Twój ojciec się porządnie wkurwi, że nie ma cię jeszcze w domu, a chyba sama mówiłaś, że kolorowo z nim nie masz.
- Dobra! – Warknęła, wyrywając się spod uścisku towarzysza.
Hanabi poczuła ścisk na żołądku, mieszaninę zdrady i zdenerwowania. Coś koło tego. Mówiła mu te informacje, by potrafił się wybronić przed Kibą, a nie używał ich przeciwko niej. Ruszyła przodem twardym i dziwnym krokiem. Sasuke się skrzywił, gdy ją obserwował.
- Kulejesz.
- Spieprzaj. - Bąknęła, nawet się za nim nie obracając. Przeklął pod nosem i podbiegł, chwytając ją za ramię. – No puść mnie!
- Przestań unosić się dumą i powiedz, gdzie cię boli? – powiedział stanowczo. Hanabi zakryła twarz i westchnęła ciężko.
- Na grzbiecie stopy… - powiedziała delikatnym, szlochającym tonem.
Sasuke nie tracił czasu na dalsze gadanie. Wziął Hanabi na ręce, na co nawet nie zdążyła zareagować i przeniósł ją z powrotem na huśtawkę, by usiadła, niedaleko też była lampa uliczna i dawała dobre światło. Minę miała mocno zdezorientowaną, nieprzekonaną jeszcze do tego, co mężczyzna wyprawiał.
- Co robisz?
- Rozhuśtam cię, znowu skoczysz i może walniesz się w głowę i wybijesz sobie z niej te durne pomysły. – z sarkazmem w głosie przedstawił jej swój plan. Spojrzała na niego oburzona. Dopiero wtedy Sasuke przed nią ukucnął i chwycił ją za stopę. Wycofała ją automatycznie. – Co? Bolało?
- N-Nie… - Zawstydziła się.
- Mogę?
Zadał to pytanie, zdając sobie sprawę, że może to dotyk ją tak zdenerwował. Dziewczyna skinęła głową, więc Sasuke ustawił jej stopę na własnym udzie i ściągnął buta i skarpetkę. Obadał to wzrokiem i niespecjalnie krył grymas na twarzy. Hanabi również się skrzywiła.
- Wal się, nie wiedziałam, że będę zdejmować skarpetki. W innym razie bym lepiej pomalowała paznokcie. – Warknęła, na co mężczyzna zerknął na jej paznokcie z popękanym gdzieniegdzie lakierem.
- Nie obchodzą mnie twoje palce. Masz spuchniętą nogę, obłóż ją w domu białkiem. – nacisnął w pewnym miejscu, gdzie zareagowała krzykiem i nerwowym pociągnięciem do siebie stopy. – Boli? Naderwałaś sobie ścięgno. – Hanabi skrzywiła się wobec tej brutalności.
- I co teraz?
- Odpocznij chwilę i pójdziemy dalej. – powiedział odczuwając podziw, jakim dziewczyna go w tej sytuacji obdarzyła.
Przysiadł na huśtawce obok, której linka z prawej strony się zerwała pod wpływem ciężaru i w to po zaledwie dwóch sekundach. Sasuke upadł więc chamsko na plecy, że aż coś gruchnęło. Hanabi będąc tego świadkiem wybuchnęła głośnym śmiechem i to tak potężnym, że nie mogła go opanować. Sasuke leżąc na plecach też się lekko zaśmiał ze swojej niedoli, ale po chwili się podniósł na nogi i nerwowo wyciągnął z tylnej kieszeni telefon. Hanabi znowu parsknęła śmiechem.
- Zmiażdżyłeś go. – Zaśmiała się. - Własnym dupskiem.
- Przymknij się… - Burknął. Kucając tyłem do niej. – Wskakuj. Chyba już się lepiej czujesz.
- Okej. – mruknęła. Założyła szybko i ostrożnie skarpetkę i but, po czym bez żadnych obiekcji wskoczyła mu na plecy. Nie usłyszała z tego powodu żadnych jęków i marudzeń. – Masz szczęście, że jestem lekka.
- Pff, wiesz, kto jest lekki?
- Kto?
- Nie ty. – mruknął, a Hanabi w odpowiedzi pociągnęła go za ucho. – Ałaa, przestań!
- To przeproś.
Sasuke nie przeprosił do samego domu dziewczyny, ale też jej nie zostawił. Właściwie to dla obu takie przekomarzanie się było fajne, ale żaden z nich się do tego nie przyznawał. Przy pożegnaniu mężczyzna polecił Hanabi zaopiekować się własną stopą i pstryknął ją lekko w czoło, mówiąc „cześć”.