Obiad
zawsze jadło się późno, około godziny siedemnastej. Zazwyczaj o tej porze każdy
z domowników był już w domu. Dzisiaj nieobecną była jedynie Livia pomimo soboty
chciała się wybrać do restauracji i tam się zasiedziała. Hinata podejrzewała,
że jednak głównym powodem była postawa jej ojca, jaką tego dnia emanował ze
względu na wczorajszy, późny powrót jej młodszej siostry. Na szczęście nie
doszło z tego powodu do żadnych rękoczynów. Sama Hinata spodziewała się ponurej
atmosfery podczas obiadu i nawet obecność małej Sory tego pewnie nie zmieni.
Po
chwili pojawiła się Hanabi, kuśtykając na jednej nodze. Usiadła obok Nejiego i
jak gdyby nigdy nic zaczęła się posilać. Dopiero niedawno się obudziła, a im
człowiek dłużej śpi, tym bardziej jest niewyspany.
-
Hanabi. – Zaczął Hiashi. Jego młodsza pociecha była przygotowana na
wystosowanie w jej stronę reprymendy przy całej rodzinie i niezbyt się tym
przejmowała. – Może chciałabyś coś powiedzieć wszystkim tu obecnym?
-
Pewnie. – Uśmiechnęła się. – Smacznego obiadu.
-
Nie o tym mówiłem. – Zmrużył na nią srogo oczy. Hanabi wzruszyła ramionami.
-
No to nie. Nie mam nic do powiedzenia.
-
Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, sądzę, że należą się im wszystkim słowa
wyjaśnienia. – powiedział Hiashi. Tak naprawdę, nikt nie wymagał tłumaczeń,
ważne, że dotarła cała i zdrowa. A właściwie cała i żywa.
-
Byłam z kolegą, trochę się zasiedzieliśmy… - Hinata spojrzała na siostrę,
próbując ją rozgryźć.
-
Jak skręciłaś nogę? – Dopytał Neji.
-
A to, to moja wina. Uparłam się na skakanie z huśtawek. – Uśmiechnęła się
szeroko.
-
Sasuke też skakał? – Dopytała Hinata.
Natychmiast
się po tym ugryzła w język. Chciała zachować dla siebie wieść o jego
tożsamości, a przynajmniej ukryć to przed ojcem. Obawiała się, że niechcący
narobiła siostrze kłopotu. Hanabi spojrzała na nią zdziwiona.
-
Skąd wiesz, jak on ma na imię?
-
Nie chciałaś powiedzieć kto to, więc popytałam…
-
Zaraz, zaraz. – Wtrącił Hiashi. – Czy ja dobrze rozumiem? Spotykasz się z
chłopakiem o imieniu Sasuke? A ty Hinato o wszystkim wiedziałaś?
-
Nie wiedziała. – Bąknęła Hanabi. – Nikt nie wiedział i tak miało zostać...
-
Wracać o drugiej w nocy od chłopaka, to skandaliczne zachowanie, Hanabi!
-
Nie od… Byliśmy w pubie i nawet…
-
Nie obchodzi mnie to! – Warknął surowo, uderzając pięścią w stół. Dziewczyna
nic się już nie odezwała, a wzrok utkwiła w talerzu. – Pewnie, bierz przykład
ze swojej starszej siostry! – Polecił ironicznie. – Wracaj późno do domu,
doprowadzaj ludzi do białej gorączki, sprowadzaj gachów do domu, może jeszcze
się zhańbisz tak, jak ona?!
-
Tato! – Zawołała Hinata, wstając od stołu. Młodsza siostra spojrzała na nią i
ojca zdezorientowała. – Nie przedstawiaj mnie, jako kogoś, kto popełnia same
błędy!
-
Przykro mi, ale nie jesteś święta.
-
Ty również, tato. Nikt nie jest! – Zawołała Hinata. – Hanabi jest dorosła i
tak, jak zawsze mi mówiłeś, bardziej asertywna i pewniejsza siebie niż ja,
dlatego możesz być spokojny, bo zawsze postąpi rozważnie! Nie musisz jej
narzucać swojej godziny policyjnej!
-
Pół tonu ciszej, Hinato. Nikt w tym pokoju nie jest głuchy. – Skarcił ją
Hiashi.
-
Głuchy nie, ale niesłuchający, owszem!
-
Powiedziałem, byś nie krzyczała. – syknął ostro, natychmiast zrównując się z
nią wzrokiem. – To mój dom i panują w nim moje zasady. Swoje córki wychowuję na
porządne kobiety, nie ma tu miejsca na swawole.
-
Randki to nie przestępstwo.
-
Nie. – Zgodził się Hiashi na powrót siadając na miejscu. – Jeżeli zaczynają się
i kończą o przyzwoitej porze.
-
Ma osiemnaście lat!
-
Hinato, do cholery! Nie mieszkasz tu od wczoraj! Ten dom ma zasady, jeśli ci
się one nie podobają, to się wyprowadź!
-
Rozmowa z tobą to, jak walka z wiatrakami… - stwierdziła Hinata i odeszła z impetem
od stołu. Wszyscy odprowadzili ją wzrokiem z pomieszczenia.
-
Też zamierzasz odejść od stołu? – Zapytał Hiashi, swoją młodszą córkę.
-
A zamierzasz jeszcze na mnie krzyczeć? – Zapytała retorycznie.
Mężczyzna
nic się nie odezwał. Kłótnia z Hinatą i tak była dosyć bolesna, nie chciał, aby
i druga pociecha się na niego gniewała, dlatego odpuścił. Neji przysłuchiwał
się awanturze i w tej akurat chwili chciał sprawdzić, w jakim stanie jest jego
kuzynka. Był na siebie jednocześnie zły, że nie stanął w jej obronie, ale to
wynikało z tego, że podzielał zdanie wuja. Może i czasem przeginał, ale to
wynikało jedynie z troski. Zerknął na Sorę, na którą ta awantura w ogóle nie
wpłynęła. Zapewne też go czekają takie pretensje z jej strony.
-
Mama Sory musiała być naprawdę bardzo ładna. – mruknęła Hanabi. – Bo przecież
taka ślicznotka nie może być skutkiem twoich genów.
-
Przypominam, że ja i ty jesteśmy rodziną…
-
Wzięłam na barki urodę za nas dwojga!
-
Nie wyszło. - Burknął Neji, ale na Hanabi nie zrobił wrażenia ten słowny
pocisk. Mężczyzna zmienił więc temat. – To co? Kiedy nam przedstawisz swojego
chłopaka?
-
Z jakiej paki miałabym ci go przedstawiać?
-
Sądzę, że to dobry pomysł. – Wtrącił Hiashi. – Chciałbym poznać twojego
chłopaka. Twoje tajne wyjścia trwają już od dawna, więc pora jest jak
najbardziej odpowiednia.
-
Nie widzę potrzeby przedstawiania wam go…
-
Dlaczego? Wstydzisz się go? – Podpuszczał ją Neji. – Pewnie jest gruby i ma
pryszcze.
-
Moi partnerzy nigdy nie byli i nie będą podobni do ciebie.
-
Part… Hinato! – Zawołał Hiashi, dostrzegając mijającą próg córkę. Cofnęła się
więc kilka kroków. – Dokąd idziesz?
-
Zgodnie z twoją wolą, tato, wyprowadzam się. – Stwierdziła. – Na dniach wrócę
po resztę rzeczy.
-
I gdzie zamieszkasz? – Zapytał tylko, starając się ukryć zafundowany szok.
-
Sakura mnie u siebie przenocuje, a potem zobaczę. Jestem jednak zdeterminowana
się usamodzielnić i dziękuję ci tato za tego mentalnego kopniaka. –
Powiedziała, kłaniając mu głową. Wzięła do rąk swoje dwie torby i skierowała
się do wyjścia.
-
Hinata! Hej! – Zawołał Neji, wstając natychmiast od stołu i biegnąc za kuzynką.
– Zaczekaj!
Gdy
drzwi się za nimi zamknęły z trzaskiem, Hiashi siedział przy stole, jak
skamieniały. W tej jednej, tragicznej dla ojca chwili, mężczyzna dopuścił do
siebie myśl, iż może faktycznie przesadzał. Na tyle poważnie, że konsekwencją
była wyprowadzka córki. Hanabi spojrzała na ojca, a przez jego minę zrobiło jej
się go żal. Hinata może nie zauważała tego, jak Hanabi, ale to właśnie ona była
jego córeczką i oczkiem w głowie.
-
Tatku…
-
Pójdę do gabinetu.
Odprowadziła
mężczyznę wzrokiem, a po chwili usłyszała trzask drzwi gabinetu. W następnej
chwili zaś rozpoznała warkot silnika samochodu i domyśliła się, że Neji
postanowił podwieźć do Sakury, Hinatę. Spojrzała więc na swoją (prawie) bratanicę
i uśmiechnęła się do niej słodko. Rzadko kiedy Neji zostawiał Sorę z nią samą.
Już
dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, a Hinata siedziała na swoich torbach
przed mieszkaniem Sakury. Powiedziała Nejiemu by wracał do domu, a ona poczeka,
aż jej przyjaciółka wróci, ale minęły już trzy godziny i nic. Odpowiedzi na
telefon również nie było. Westchnęła ciężko, a po chwili usłyszała, jak ktoś
wchodzi do klatki schodowej. Miała nadzieje, że to Sakura, ale widok jakiejś
dwójki mężczyzn sprowadził ją na ziemię.
-
Cześć Hinata. – Przywitał się Kiba, szybko pokonując odległość między nimi. –
Czekasz na Sakurę? Wróciła na weekend do domu. Podobno miała jakąś imprezę.
-
A no tak. – Hinata plasnęła się w czoło. – Urodziny jej mamy!
-
Właśnie… A te torby, to…?
-
Miałam w domu drobną kłótnię i w efekcie muszę u kogoś przenocować…
-
Chyba Hanabi cię nie wyrzuciła z domu?! – Zdziwił się Kiba. Nie podejrzewałby,
że młoda Hyuuga jest zdolna do takiego władztwa. Hinata zaśmiała się.
-
Nie, nie. To nie jej sprawka.
-
A rozmawiałaś z nią o Sasuke?
-
Nie, Menma chciał wpierw sam z nim pogadać.
-
Menma! Oczywiście! – Zawołał Kiba, uderzając się w czoło. – Dlaczego ja o nim
nie pomyślałem? Hinata, ty to jednak jesteś mózg…! Jak chcesz, to możesz u mnie
przenocować.
-
Nie, dzięki. – Zaprzeczyła natychmiast temu pomysłowi. – Pojadę do Tenten i…
-
Tenten? – Zawołał mężczyzna będący już w połowie schodów. Zszedł z nich szybko,
potykając się na przedostatnim i uderzając kolanem w beton, jednak wstał i
szybko zrównał się wzrokiem z Hinatą. Kobieta rozpoznała Kankuro. – Jak chcesz,
to cię do niej podwiozę. – Odchrząknął, udając, że mu jednak tak nie zależy.
-
Uważaj. – Kiba zaczął szeptać Hinacie do ucha. – Niedawno przed nim uciekała.
-
To było nieporozumienie! – Warknął Kankuro, słysząc wszystko doskonale. – Nie
pozwala mi niczego wyjaśnić… nie mam złych intencji. W razie czego opowiesz
wszystko Tem. – Zwrócił się do Hinaty.
Kobieta
z uśmiechem przystała na jego propozycję, sama by sobie nie dała rady z
taszczeniem swoich bagaży. Wcześniej zajmował się tym Neji. Pożegnała się więc
z Kibą i ruszyła za swoim towarzyszem.
Po
drodze, zostając zapytany o wydarzenia z Tenten, sam nie wiedział, co ma
odpowiedzieć. Prawda według niego brzmiała dziwnie. Spróbował więc odpowiedzieć
bardzo wymijająco, a to przeszło. Hinata o nic więcej nie pytała. Według niej
nie miało to sensu. Zmienili więc temat na przyjemniejszy, mianowicie na ciążę
Temari. Kankuro nie mógł się doczekać na zostanie wujkiem. Sam osobiście
specjalizował się w przedstawieniach kukiełkowych dla dzieciaków w teatrze. Jak
nic, zostanie ulubieńcem tego malucha – przynajmniej tak sądził.
Gdy
dotarli w okolice bloku Tenten, zaczęło się robić coraz ciemniej. Hinata
kolejny raz cieszyła się z towarzystwa Kankuro. Dla niej samej ta okolica nie była
zbyt bezpieczna. Mężczyzna kroczył u jej boku, trzymając jej bagaż i nie
pozwalając jej samej go nieść. Mogła wziąć tylko swoją niewielką torbę,
założoną przez ramię.
-
Hej, Kanki. Nowa dziewczyna? Z tamtą dałeś sobie spokój? – podszedł do nich
mężczyzna, który wyraźnie był znajomym szatyna. – Ładna jesteś. – mrugnął okiem
do dziewczyny.
-
Dziękuję… - Zawstydziła się, Hinata.
-
Nie obawiaj się. – Zaczął Kankuro. – Kimmimaro gra dla innej drużyny.
-
To znaczy?
-
Lubi w dupę. – Sprecyzował, na co jego przyjaciel się skrzywił. Hinata wciąż
jednak patrzyła na nich niezrozumiale.
-
Wolę facetów. – Wytłumaczył więc drugi z mężczyzn.
Hinata
spłonęła rumieńcem, zrozumiawszy, że nie ogarnęła od razu, o czym się do niej
mówiło. Najadła się przez to wstydu. Kankuro machnął koledze ręką i wraz z
Hinatą weszli do bloku, gdzie na ostatnim, czwartym piętrze mieszkała Tenten.
Mężczyzna dzielnie wniósł torby na samą górę, nie marudząc przy tym ani razu,
chociaż ręce mu wysiadały, a dłonie poczerwieniały. Hinata zadzwoniła do
mieszkania przyjaciółki, która po chwili otworzyła drzwi w szlafroku i turbanie
na mokrej głowie.
-
Cześć Tenten.
-
Hinata, co za miła niespodzianka! – mruknęła, przytulając ją na powitanie. Zza
pleców przyjaciółki dostrzegła Kankuro z dwoma, masywnymi torbami przy sobie.
-
Yo. – uniósł podbródek w geście powitania. – Nie bój się, to nie moje.
-
To moje. – Wtrąciła Hinata. – Tenten, pozwolisz mi się u ciebie zatrzymać na
kilka nocy? Proszę, nie bardzo mam dokąd pójść…
-
Pewnie. Zapraszam… Masz szczęście, bo dzisiaj ogarnęłam odkurzacz i wzięłam się
za sprzątanie. – Uśmiechnęła się szeroko i chwyciła za torbę. Kankuro też za
nią złapał i za drugą też.
-
Pomogę.
-
Dam radę. – Burknęła Tenten.
-
Ja sama to zaniosę. – Wtrąciła Hinata i zwróciła do przyjaciółki. – Wysłuchaj
go, on się naprawdę stara, aby z tobą porozmawiać… a ja zaparzę nam herbaty.
Kobieta
przytaknęła niechętnie i została sama z mężczyzną na korytarzu. Zdjęła z głowy
ręcznik i zaczęła przecierać nim delikatnie włosy. Kankuro, jak przyszło co do
czego, to nie miał pojęcia, od czego miał zacząć.
-
Powiedz mi, co zrobiłem źle, a zrobię wszystko, by to naprawić. – Tenten
przewróciła oczami wobec tej wypowiedzi, ale z drugiej strony nic jej nie
szkodziło go uświadomić.
-
Zostawiłeś mnie.
-
Co?
-
Nie musisz mnie rozumieć. – Dodała, wzruszając ramionami.
-
Chciałbym. Wyjaśnij mi to. – Poprosił Kankuro, zakładając ręce na klatce
piersiowej.
-
Obudziłeś się. Sam. Ogarnąłeś, potem obudziłeś mnie. Nie poprosiłeś o numer,
dwa tygodnie cię na oczy nie widziałam. Następnie zagadujesz, bo wyraźnie ci
się zachciało. – Wyjaśniła z urazą w głosie. – Po prostu zdałam sobie sprawę,
że nie chcę przygody, tylko czegoś poważnego.
-
Sądzisz, że ja nie chcę niczego poważnego?
-
Tak, tak owszem. Ciekawe co byś zrobił, gdyby nikt wtedy do mnie nie dzwonił i
nie było potrzeby mnie budzić?
-
Byłaś wyraźnie zmęczona, Tenten.
-
To bez znaczenia! To nie jest fajne obudzić się i odczuć, że zostało się
wykorzystanym!
-
Ludzie święci! – Jęknął Kankuro. – Musiałem iść do pracy, wiesz? W niej nie
można bez konsekwencji wagarować.
-
Nieważne. Już nieważne. Nie mamy już o czym gadać.
-
Chwila! – Mężczyzna złapał za przedramię Tenten, zanim jej ręka dosięgła
klamki. – Pewnie nie wydaję się kimś zdolnym do poważnego związku, ale jeśli ma
on być z tobą, to chcę. Nie skreślaj mnie, bo nie zostałem z tobą rano.
Postaram się, by się to nie powtórzyło.
-
Chyba ni chcę…
-
Poznałaś kogoś innego?
-
Nie, nie o to chodzi…
-
Więc co ci szkodzi? Proszę o szansę.
-
Ale…
-
Daj mi miesięczny okres próbny, a potem sama się przekonasz, że jestem super. –
mruknął pewny siebie Kankuro. - Będę naprawdę wzorowym chłopakiem.
-
No… dobra… - Zgodziła się niepewnie Tenten.
Szatyn
zacisnął pięści z uciechy i objął kobietę. Pocałował ją w usta, podnosząc i
okręcając wokół własnej osi. Postawił ją i z radością dostrzegł na jej twarzy
uśmiech. Przed pójściem sobie, wyciągnął z kieszeni telefon i poprosił ją o
numer. Tenten z uśmiechem go podyktowała, a w środku siebie cieszyła się, jak
małe dziecko. Wiązała wielkie nadzieje z Kankuro i liczyła na to, że się nie
zawiedzie. Dała mu na pożegnanie całusa w policzek i szybko zmyła się do
mieszkania. Wzięła oddech i ruszyła do jednego z oświetlonych pokoi. Tam na
wersalce siedziała Hinata.
-
Jeszcze raz dziękuję za przygarnięcie. – Zaczęła Hinata.
-
Nie ma sprawy. Wiesz, że ty to możesz nawet ze mną zamieszkać. – Uśmiechnęła
się szeroko Tenten.
-
Mówisz to z sympatii czy na poważnie?
-
Hm…?
-
Bo ja… Postanowiłam się raz na zawsze wyprowadzić z domu. – Wyjaśniła z
uśmiechem. – Poszukuję jakiegoś mieszkania.
-
No to… Już chyba znalazłaś. I tak nie używam jednego pokoju.
Kiedy
nikogo nie było w domu, to Hanabi też w nim nie zamierzała już dłużej
próżnować. Minęły dwa dni od jej ostatniego wyjścia, a stopa nadal bolała, więc
nic to dla niej nie zmieni czy będzie się ruszać, czy nie. Po przebraniu się i
ogólnie zaakceptowaniu w lustrze swojej aparycji ruszyła na dwór. Wyciągnęła ze
swojej torby kluczyki do samochodu i pojechała na spotkanie z Sasuke. Od czasu
ich „randek” zdążyła go polubić. Wcale nie kochał tak lustra, jak podejrzewała.
Właściwie to był bardzo daleki od jej podejrzeń.
Mogła
zauważyć, to wcześniej, bo ponieważ kumpluje się z Kibą, to nie mógł być
sztywniakiem. Miał dystans do siebie i poczucie humoru, czasem okrutnego, ale
jednak humoru. Nie był zapatrzoną w siebie lalunią, bardziej interesował się
towarzyszem, a zdjęcia lubił robić innym, a nie sobie. Hanabi nie dawała żyć
Sasuke, gdy zobaczyła jego niezainteresowanie podrywającymi go dziewczynami,
jednak sam w końcu przyznał, że nie interesowały go te łatwe.
Dziewczyna
wielokrotnie przyłapała się na tym, że cieszą ją nowe informacje o mężczyźnie.
Nie był chętny do zwierzania się, więc jak już to robił, to dziewczyna czuła
się, jakby coś wygrała.
Musiała
zaparkować dalej od sklepu, ale po drodze na piechotę chwyciła za swój telefon
w różowym, brokatowym etui i wykonała połączenie. Sasuke długo nie odbierał,
ale w końcu to zrobił.
-
Halo?
-
Hejo, hejo! Zgadnij, gdzie jestem? Albo nieważne, dzwonię, bo...!
-
Kto mówi? – Wtrącił nieprzyjemnym głosem mężczyzna. Hanabi spojrzała niepewnie
na swój wyświetlacz, ale tak, dobrze zadzwoniła. Uśmiechnęła się do siebie,
rozumiejąc, że nie ma jej numeru.
-
Jak to kto? No ja! – Zawołała za śmiechem.
-
Zabawne. Przedstaw się swoim pełnym imieniem i nazwiskiem.
-
Nie no zgaduj! Nie obrażę się, jeśli się pomylisz, nawet ci pokibicuję! –
powiedziała Hanabi z szerokim uśmiechem.
-
Lubisz sobie jaja robić?
-
No. No lubię.
-
Śmieszy cię to? – Sasuke zadał kolejne pytanie swoim oschłym tonem.
-
No. No trochę. Trochę bardzo. – zaśmiała się.
-
Słuchaj dzieciaku. Lepiej przedstaw się z imienia i nazwiska, inaczej twój
numer trafi na policje wraz z oskarżeniem o nękanie. – Hanabi momentalnie
zszedł uśmiech z twarzy, sądziła, że mężczyzna ogarniał sytuacje i się
wygłupia.
-
Lol. Nie chcę kłopotów, tygrysku…
-
Hanabi? – Zapytał, w momencie rozpoznając rozmówczynie.
-
Mm. – Przytaknęła bez entuzjazmu.
-
Cholera jasna! Dlaczego nie przedstawisz się normalnie i czemu nie zadzwoniłaś
wcześniej dać znać, jak się czujesz?
-
Żebyś już od wtedy zbierał dowody o nękanie? – Burknęła Hanabi. – Teraz to ja
się zastanawiam czy w ogóle do ciebie dzwonić, debilu ty! Wiesz, jak ja się
przestraszyłam!
-
Przepraszam, króliczku. Wybacz. – mruknął Sasuke zmieniając ton głosu na widok
Tayuyi. – Ostatnio na naszej randce zepsuł mi się telefon, pamiętasz?
-
Tak. – Hanabi parsknęła na wspomnienie. – W bardzo widowiskowy sposób.
-
No właśnie, telefon zmieniłem, ale twój numer był zapisany w pamięci telefonu,
a nie na karcie. – Wyjaśnił Sasuke. – Jak noga?
-
Ciągle boli, pojadę chyba ją amputować. Będziesz mnie kochał bez nogi? –
Zapytała cichszym głosem. Stała właśnie za nim w sklepie i wykorzystywała fakt,
że jej nie zauważa.
-
Wtedy będę miał lepszy pretekst, by skończyć naszą szopkę. – odpowiedział
cicho. – Odwiedzić cię po pracy? – Zapytał, a Hanabi wydała z siebie pomruk
zdziwienia. Nie było mowy, aby Tayuya go usłyszała. – Przypilnuje, byś się nie
nadwyrężała.
-
Czasem bywasz bardzo słodki.
-
Po prostu się martwiłem. – stwierdził, strącając długopis na podłogę. Nachylił
się, aby go podnieść. – A jak twój… - nie dokończył, gdyż silne uderzenie w
tyłek kazało mu automatycznie się wyprostować. Po odwróceniu się z mordem w
oczach spojrzał na winowajcę.
-
Kto wypina, tego wina.
-
Hanabi?! Co tu robisz, do cholery?! – Warknął, pociągając ją za nadgarstek z
wściekłości. Dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła, a w dowód na to wtuliła
się na krótko do Sasuke… - Z tą nogą powinnaś siedzieć nieruchomo w domu… -
oznajmił, kładąc swoją komórkę na biurko.
-
Nic mnie nie powstrzyma przed spotkaniem z moim tygrysem. – mruknęła Hanabi
ciągnąc żartobliwie mężczyznę za nos. To go tylko bardziej rozdrażniło. –
Uwielbiam, gdy się złościsz.
-
Eh… - Bąknął, przecierając nos. Skoro tak stawiała sprawę, to lepiej nie dawać
jej satysfakcji. – Nie wiem, po co tu przyszłaś. Mam dzisiaj robotę, więc
wracam do pracy.
-
Mogę ci pomóc? – Zapytała Hanabi. Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie. – Nie
wezmę za to pieniędzy, wyluzuj.
-
Nie.
-
Nie, poważnie. – Zapewniła dziewczyna.
-
Nie w sensie, nie możesz mi pomóc. Będziesz mi tylko przeszkadzać. – powiedział
Sasuke, wracając do przerwanej czynności.
-
Czasami to cię nienawidzę… - Burknęła, wpadając po chwili na szatański pomysł.
– Masz szczęście, że jesteś taki ładny. – Dodała, klepiąc go w pupę. Na tyle
mocno, że klaps zwrócił na siebie uwagę wszystkich pracowników. A samemu Sasuke
wypadły z rąk trzymane papiery.
-
Przestań!
-
Nie krzycz, tygrysie… - zaczęła skrępowana. – Ludzie przez ciebie na nas
patrzą. – Wtedy spojrzał na innych, a oni momentalnie wrócili do pracy. – To
jak? Mogę ci pomóc?
Mężczyzna
zmierzył dziewczynę morderczym wzrokiem. Dzisiaj to zakończy. Taka mała, a taka
denerwująca. Nie sądził, że dłużej zniesie jej towarzystwo i kpiny z jego
osoby. Nie o to mu chodziło. Westchnął ciężko i ukucnął, aby pozbierać z ziemi
papiery. Hanabi mu nie pomogła, no może stopą przysunęła mu jedną z kartek, ale
i za to została skrzyczana.
-
Nudzę się… - Bąknęła po chwili, siadając na biurku.
-
To stąd idź. – Burknął Sasuke, zerkając na pochłoniętą pracą Tayuyę.
Tęsknił
za nią, za jej dotykiem czy słodkim powitaniem, jakim go obdarzała. Wcześniej
go nie doceniał tak mocno, jak teraz. Gdyby go poprosiła, to był pewny, że
przyjąłby ją z powrotem. Hanabi zerknęła na niego, a potem powędrowała za jego
wzrokiem i przewróciła oczami. Mężczyźni. Tak właściwie to dziewczynę
ciekawiło, co on w niej widział? Tayuya to małolata młodsza nawet od niej. I
nie była wcale jakaś ładna.
-
Dlaczego jej nie wyrzucisz? – Zapytała, przeglądając swoje paznokcie. Sasuke
wrócił wzrokiem do papierów.
-
O czym ty mówisz?
-
Widzę, jak rozbierasz ją wzrokiem.
-
Co? Jesteś zazdrosna? – Bąknął wymijająco. Hanabi zaśmiała się lekko.
-
Co ty… A chcesz, żeby ona była? – Zapytała, a mężczyzna zerknął na nią kątem
oka. – Nowa dziewczyna wkurza, a nie doprowadza do zazdrości. Sądziłam, że nasz
układ ma tylko dogryźć Kibie, ale nie wydajesz się zadowolony. – Sasuke zagryzł
wargi, a wtedy Hanabi go objęła.
-
Co ty robisz?
-
Patrzy na nas. Pocałuj mnie. – poleciła Hanabi, przymykając powieki.
-
Nie ma mow…
Nie
zdążył dokończyć, ponieważ dziewczyna pociągnęła go za koszulkę i złączyła z
Sasuke usta. Nie wiedział, jak powinien w tej sytuacji zareagować, by się nie zdemaskować.
Także pierwsze cztery sekundy nie robili kompletnie nic poza sklejeniem ust. W
końcu mężczyzna podziałał, by te starania nie wyglądały sztucznie. Jedną ręką
odgarnął włosy z twarzy Hanabi, a drugą ręką przysunął do siebie jej talię. Ze
smakiem wpijał się w jej usta, zatracając się w pocałunku.
-
Szefie… Szefie. – Wołała Tayuya, a zerkając w miejsce, gdzie niedawno był,
dostała nagłej palpitacji serca.
Hanabi
odwzajemniała bliskość, odczuwając dziwne motyle w brzuchu. Chciała już od
dawna pocałować swojego niby chłopaka, by sprawdzić ja całował. Taki tam
eksperyment. Dlatego posunęła się przed chwilą do tego małego oszustwa. Nie
spodziewała się zaznać tak idealnego pocałunku. Mógłby się nie skończyć.
-
Sasuke! – Warknęła Tayuya. Mężczyzna oderwał się od Hanabi lekko przestraszony.
Uwolnił dziewczynę z objęć i spojrzał pytająco na pracownicę. – Telefon. –
Wyjaśniła wciąż nieprzyjemnym tonem.
-
Jasne… Już…
Sasuke
odczuwał przez dłuższą chwilę zakłopotanie, całował Hanabi, a ona całowała
jego. Jednak poczuł coś, jakby pożądanie, a nie powinien. Nie taki był plan.
Rozmawiając z klientem, żałował złamania zasad. Głupia idiotka, to wszystko
przez nią. Przetarł twarz, tłumacząc typowi, z którym rozmawiał sposób swojej
działalności. Opuszkami palców przejechał lekko po własnych wargach. Czuł
jeszcze na nich dotyk ust dziewczyny, siedzącej daleko za nim. Pozostawiła
nawet malinowy smak błyszczyku.
Po
chwili zauważył, jak Tayuya się na niego patrzy, ale po przyłapaniu ją na tym,
odwróciła wzrok. Sasuke zaprzestał dotykania swoich ust i odchrząknął, powiadamiając
dziewczynę, że dokończy w gabinecie. Na odchodne rzucił do Hanabi, żeby mu nie
przeszkadzała i że zaraz wróci.
Hyuuga
westchnęła, siadając na obrotowym fotelu i z nudów zaczęła się rozglądać wokół
siebie. Wzięła do rąk jakąś książkę z twardą oprawą, na to położyła pustą,
białą kartkę i… Pozostało znaleźć jej jeszcze coś do pisania. Wtem zawibrowała
i zadźwięczała komórka z boku. Należała do Sasuke, więc nie zareagowała.
Telefon jednak nie dawał za wygraną, dzwonił czwarty raz. Tayuya nie zamierzała
zareagować, Suigetsu nie było. Hanabi nachyliła się, by zobaczyć, kto dzwoni, a
po zobaczeniu znajomego zdjęcia, imienia i nazwiska, zdecydowała się odebrać.
-
O rany! To ty znasz się z Sasuke?! – Zapytała na wstępie zaskoczona i ucieszona
tym faktem. – No jaki ten świat mały. To ja, siostra Hinaty, Hanabi.
-
Tak przypuszczałem. Miło cię słyszeć. – mruknął Menma. – Słuchaj, jest tam
gdzieś obok Sasuke…? Chciałbym z nim porozmawiać.
-
Chwilowo jest zajęty. Robi kupę. – Dodała ze śmiechem.
-
Rozumiem. Odradzam późniejsze korzystanie z toalety.
-
Nie mówiłam, że jest w toalecie.
-
E…? A niby gdzie?
-
W swoim gabinecie. Robi kupę innych rzeczy. – Sprostowała ze śmiechem Hanabi.
-
Acha… - Powiedział tylko. Nie bardzo leżał mu typ humoru, jaki prezentowała
dziewczyna. Żarty o kupie były dziecinne. – Przekaż mu, by do mnie zadzwonił.
To pilne.
-
Możesz mi powiedzieć. Jestem jego dziewczyną. – Hanabi postanowiła go trochę
powkręcać.
-
Słyszałem…
-
No to mi pogratuluj albo podziękuj za zajmowanie się tym księciem!
-
Chodzi o to, mała, że Sasuke nie jest dla ciebie odpowiednim materiałem… -
Oznajmił przejęty Menma. Hanabi umilkła, zdziwiła ją taka reakcja najlepszego
przyjaciela. Serio zamierzał ją namawiać nad zastanowieniem się nad
kontynuowaniem związku…? Trochę chamsko. – Nie sądzę, by traktował cię na
poważnie…
-
Nie jestem głupia… - Chciała już wszystko wyjaśnić.
-
Tego nie twierdzę! - przerwał jej Menma. – Jednak czasem miłość zaślepia i nie
widzimy czegoś takim, jakim jest naprawdę. Nie chcę, byś się niepotrzebnie
zakochała.
-
A co cię to obchodzi? – Burknęła Hanabi. - To moja sprawa w kim się kocham.
-
Martwimy się.
-
My?
-
Ja, twój znajomy, twoja siostra… - Hanabi westchnęła, przewracając oczami. –
Posłuchaj…
-
Skoro Hinata cię przysłała, to przekaż jej, żeby się nie wciskała tam, gdzie
jej nie chcą. Ja jestem dorosła i wiem, na co się piszę.
-
Właśnie o to chodzi, że najwyraźniej nie wiesz. – Burknął Menma. Był całkowicie
przekonany, że Hanabi nic nie wie o planie zemsty Sasuke. To ją nawet trochę
bawiło. – Proszę cię, zerwij z nim. Dla własnego dobra. Znam Sasuke, wiem, że
jest przystojny, inteligentny i ma to coś, na co leci większość dziewczyn, ale
ma też wady.
-
Na przykład? – dopytała, kręcąc się na obrotowym fotelu.
-
Lubi bawić się uczuciami dziewczyn i wykorzystywać je. Jak jest już w związku,
to nie zaangażuje się, a przynajmniej nie na sto procent. Nie jest empatyczny,
nie wesprze cię, jeśli będziesz tego potrzebowała.
-
Mylisz się.
-
Co?
-
Niech ci wystarczy, że pomoże, zainteresuje się i zadba o moje samopoczucie. –
Wyjaśniła Hanabi. Zdecydowała się go przekonać o prawdziwości jej związku, tak,
jak Kibę. Za karę za fałszywość. – Za to ty jesteś strasznie dwulicowy, Menma.
– Mężczyzna jęknął nie rozumiejąc, o co chodzi. Tayuya oderwała się od zajęcia,
zasłyszawszy z kim rozmawia Hyuuga. – No tak, taki straszny z ciebie
przyjaciel, a nie potrafisz się cieszyć lub wściekać razem z nim. W dodatku sam
się nie zainteresujesz co u niego słychać, a ja już zdążyłam rozgryźć, że
Sasuke nie jest osobą, która opowiada o sobie, nie zostając uprzednio zapytana.
-
Hanabi, to nie ma nic wspólnego…
-
Serio? No, bo skoro tak ci przeszkadza, że jesteśmy parą, to trzeba było się
uprzednio nad sobą zastanowić.
-
To znaczy?
-
Może gdyby miał w tobie wystarczające oparcie, to by nie wkopywał się w związek
ze mną. – odparła. Menma milczał, kompletnie go zatkało. – Łatwo ci oceniać i
wtrącać swoje żałosne trzy grosze, nie znając nawet całkowicie sytuacji.
-
Znam ją trochę bardziej od ciebie. – Zapewnił Menma. – On chce…
-
Nie, gówno prawda. Nie znasz. Od samego początku był wobec mnie uczciwy. –
Stwierdziła Hanabi, wtedy przypomniała sobie o plotkach, które rozdmuchał w
szkole. – No, prawie.
-
Ja tylko nie chcę, byś czuła się skrzywdzona.
-
Jak już, to na własne życzenie, więc się odwal i nie nękaj mi w tej sprawie
chłopaka. – Burknęła, wtedy jej siedzenie zostało kopnięte. Odwróciła się wzburzona
do sprawcy.
-
Z kim rozmawiasz? – Zapytał Sasuke. Hanabi wzdrygnął jego widok, a poza w
jakiej siedział, świadczyła, że już trochę się jej przysłuchiwał. Niepewnie
pokazała mu telefon. Sasuke automatycznie dotknął swojej kieszeni, a skoro nic
tam nie poczuł, to wyrwał z rąk Hanabi urządzenie. – Odbierasz cudze telefony?!
– Warknął.
-
Tak jakoś wyszło…
-
Halo? – Zerknął na wyświetlacz, nie czekając na odpowiedź. - Menma? – Sasuke
spojrzał złowrogo na dziewczynę. Słyszał przynajmniej, w jakim tonie z nim
rozmawiała. – Hej stary, co tam?
-
Cześć, jest dobrze. Po staremu.
-
Jak było u brata?
-
Zabawnie. Dobrze się bawiłem… Jesteś zajęty wieczorem? – Dopytał Menma.
-
Nie? Czemu pytasz?
-
Pogadamy sobie.
-
Mam się bać? – Brunet uniósł w górę jeden z kącików swoich warg.
-
To zależy. – Zapowiedział Menma. – Dopiero niedawno się dowiedziałem o twoim
zerwaniu z Tayuyą. – Sasuke spojrzał mimowolnie na dziewczynę o różowych
włosach.
-
To była bardziej burzliwa czynność…
-
Wiem… Nie spotykasz się z Hanabi, by zemścić się na Kibie? – Sasuke, zagryzł
wargi. Nie sądził, że ten wszarz powiadomi o wszystkim Menmę, to się zrobiło
uporczywe. Nie chciał go okłamywać, ale znal go na tyle, że wściekłby się,
gdyby to potwierdził. Westchnął.
-
Nie. Polubiłem ją… - Bąknął cicho, ale Hanabi i tak to słyszała.
-
Awww! – Jęknęła rozkosznie, na co Sasuke przewrócił oczami. – Też cię lubię,
tygrysku.
-
Nie mówiłem o tobie. – Burknął w jej stronę.
-
Oczywiście! Dlatego szeptałeś. – Zaśmiała się.
-
Cieszę się waszym szczęściem – Wtrącił w końcu Menma. – Dbaj o nią i jej nie
skrzywdź.
-
Bez obaw… Nic jej nie będzie.
-
Jest bardzo mądra. I ładna.
-
Musiała taka być, bym się zainteresował. – Sasuke wzruszył ramionami, właściwie
nie musiał kłamać, w tej kwestii. – Jest tylko za głośna, zbyt gadatliwa i
wszędzie jej pełno…
-
Każda kobieta taka jest. – Zaśmiał się Menma. Właściwie związek przyjacielowi
służył, normalnie nie rozmawiali ze sobą w taki sposób. Mimo wymienienia jej
wad słyszał w głosie Sasuke zadowolenie.
-
Hanabi jest pod tym względem wyjątkowa.
-
Zadurzyłeś się porządnie. – Zauważył szatyn.
Przyjaciel
umilkł zaskoczony, ale w końcu przytaknął, aby nie wzbudzić podejrzeń. Po
jeszcze chwili rozmowy skończyli rozmawiać. Hanabi czekała na zaserwowanie
przez Sasuke ochrzanu, ale nic takiego się nie stało. Mężczyzna powrócił
zaangażowany do skręcania swojego aparatu. Po chwili wstał i ukucnął przed jej
fotelem.
-
Masz długie paznokcie? – Zapytał, choć widział, że ma. – Pomóż mi wyjąć ten
chip.
-
Ja? – Sarknęła Hanabi.
-
Chciałaś pomóc. Potem będę miał dla ciebie inne zadanie. W tym celu przyniosę
ci z gabinetu tablet. – dopowiedział Sasuke.
-
Naprawdę? – Ucieszyła się Hanabi i od razu wyjęła malutki kwadracik z
urządzenia trzymanego przez Sasuke. – Gotowe! – Zawołała, zamierzając wstać z
fotela, jednak Sasuke ją od tego powstrzymał, poprzez nacisk dłoni na jej
ramieniu.
-
Siedź i nie nadwyrężaj stopy. Mówiłem, że ci przyniosę…
Zbliżała
się godzina osiemnasta, a tym samym pora zakończenia zmiany w pracy. Tego
Kakashi nie mógł się wprost doczekać. Za dwie godziny był umówiony na kolacje z
Sakurą, dawno nie był na randce, więc trochę się stresował. Dodatkowym powodem
do zdenerwowania była młodość i atrakcyjność jego partnerki. Nie chciał się
przed nią wygłupić, liczył, że wyniknie z tego coś poważniejszego.
Obecnie
jednak musiał poszukać kilku dokumentów w archiwum, razem ze swoim partnerem w
obowiązkach, który gadał coś i gadał. Przed wyjściem z pracy musi w końcu
pogadać ze swoim szefem na temat przeniesienia.
-
Ej, słuchasz mnie w ogóle? – Burknął Obito, szturchając towarzysza w ramię.
-
Hm? A czy my w ogóle ze sobą zaczęliśmy rozmawiać? – Zapytał, wzruszając
ramionami. – Bo ja sobie nie przypominam, bym w ogóle dawał ci powody, by tak
myśleć.
-
Przymknij się. Powinieneś mi buty czyścić, bo prócz pana Minato jestem jedyną
osobą, która w ogóle okazuje zainteresowanie takim gburem…
-
Nie czuj się zmuszony do zagadywania mnie. Dzień bez konwersacji z tobą wcale
nie jest dniem straconym. – powiedział Kakashi, a właściwie powtórzył.
Obito
prychnął i słowem się już do niego nie odezwał. Chwycił za swój energetyk w
puszce i pociągnął w celu otwarcia. Siwowłosy chciał mu zwrócić uwagę na picie
w miejscu pełnym dokumentów, ale stało się coś innego. Zawartość puszki nagle
trysnęła, trafiając mu prosto w twarz. Kakashi porządnie się tym zdenerwował,
przeklął głośno na Obito i odepchnął go agresywnie od siebie. Mężczyzna upadł
na szafkę z dokumentami, strącając z niej kilka segregatorów.
-
Kurna! Nie zrobiłem tego specjalnie! – Burknął Obito, a w tym czasie jeden z
segregatorów spadł mu na głowę, - Uważaj tam…! – Zawołał, wskazując na puszkę,
z której wylana zawartość dotarła do buta Kakashiego.
-
Cholera! – Syknął mężczyzna. Podniósł wkurzony pustą puszkę z ziemi i z całej
siły cisnął nią w partnera. Przedmiot po uderzeniu odbił się od Obito i z powrotem
uderzył w głowę Hatake.
Kakashiego
na tyle zdziwił ten ruch, że nie zdołał utrzymać równowagi i również upadł na
jeden z regałów, który potrącił kolejny i kolejny. Jego kompan zaśmiewał się z
niego co sił w płucach. Karma wraca. Po chwili do pomieszczenia wszedł Minato,
zaniepokojony hałasem. Na widok tego bałaganu w pomieszczeniu odjęło mu mowę.
Obito natychmiast na widok szefa stanął na baczność, Kakashi również się
dźwignął, odkaszlując po wdechu tej ilości kurzu.
-
Co tu się stało?
-
No, bo to…!
-
Wszystko przez…!
-
Obito, postanowił…!
-
Kakashiego. Odbiło mu…!
-
Się napić, a zawartością trysnął mi w twarz…!
-
Popchnął mnie na regał, a potem cisnął we mnie puszką…!
Oboje
przekrzykiwali się jednocześnie, chcąc wszystko wytłumaczyć swojemu szefowi.
Szkoda tylko, że on nie rozumiał ani słowa. Minato westchnął ciężko i pierwsze
co zrobił, to zamknął za sobą drzwi, aby reszta pracowników skupiła się na
swojej pracy, a nie na kolegach. Próbował uciszyć obojga zwykłym słowem, ale to
nic nie dawało, a nawet gorzej… zaczęli szamotać się za ubrania. Minato złapał
więc oboje za ramię i pociągnął w górę, oddalając ich jednocześnie od siebie.
-
Uspokójcie się, do cholery jasnej! – Warknął mężczyzna. – Wam się zdaje, że wy
w przedszkolu jesteście?! Mam wam napisać referencje byście się tam
przenieśli?! Dorośnijcie, bo nie zamierzam dłużej tolerować takiego zachowania!
– Kakashi i Obito stali już spokojnie, wpatrując się w czubki swoich własnych
butów. – Spójrzcie, co najlepszego zrobiliście! Jaki tu jest przez waszą dwójkę
syf! – Warknął, a po chwili sięgnął po teczkę z wyższej półki. – A wysłałem was
tylko po to!
-
Przepraszamy… - Burknęli pod nosem.
-
Dlaczego tu jest tak mokro?
-
Obito rozlał swój napój. – wytłumaczył Kakashi.
-
Słucham? Wniosłeś napój do pomieszczenia z ważną dokumentacją?! – Warknął srogo
Minato. Obito przełknął ślinę, a jego towarzysz się nawet cieszył, że miał
kłopoty. – Dlaczego krwawisz? – Dopytał, widząc plamę krwi, która spływała mu z
łokcia, na jego białej koszuli.
-
Kakashi mnie popchnął na tamtą szafkę. – Wskazał szatyn. – Łokciem chyba
stłukłem szybę…
Minato
przeniósł spojrzenie na winowajcę, a wzrok miał równie wściekły. On już nie
miał do tej dwójki siły. Zachowywali się gorzej niż Naruto z Menmą, a oni są młodsi.
Westchnął głośno i ciężko, łapiąc się dla uspokojenia za zatoki.
-
Brak wam dyscypliny… Zawiedliście mnie…
-
Przepraszamy, szefie…
-
Kakashi pójdź z Obito do łazienki i opatrz mu ranę. Potem wrócicie tutaj i
Obito ma wysprzątać podłogę do sucha, zanim obydwoje nie ustawicie na swoje
miejsce każdy z dokumentów. Zgodnie z datą i alfabetycznie. – Minato spojrzał
na zegar na ścianie. – Nie pozwalam wam wyjść z pracy, dopóki tego nie
skończycie.
-
Co…?
-
Słyszeliście.
-
Ale szefie, ja nie mogę zostać… - Zaczął Kakashi. – Mam randkę. – Od razu
pożałował, że powiedział to na głos. Taka wymówka zawsze brzmiała żałośnie.
-
Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. A teraz do roboty… I nie myślcie sobie,
że to koniec.
Minato
otworzył drzwi i niosąc ze sobą jedną teczkę, wyszedł z pomieszczenia. Koledzy
spojrzeli na siebie i żałując całej tej wojny sprzed chwili, ruszyli wykonywać
polecenia wydane przez szefa.
Kiedy
układali papiery na półkach i dochodziła godzina wpół do ósmej, a oni nie byli
nawet w połowie, to Kakashi musiał się przed sobą przyznać, że nie ma mowy, aby
zdążył na randkę z Sakurą. Przeszedł do ustronniejszego miejsca, z daleka od
zasięgu wzroku Obito. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer do
dziewczyny.
-
Cześć Sakura. Słuchaj, zawaliłem. Muszę zostać w pracy po godzinach…
-
W porządku. Sama nie czuję się najlepiej, więc nie mam żalu o odwołanie. –
stwierdziła kobieta zgodnie z prawdą.
-
Możemy, więc to przełożyć, a nie odwołać?
-
Jasne. Jaki termin proponujesz?
Ulżyło
mu wobec reakcji Sakury. Podejrzewał wybuch drobnej histerii, skoro tak późno
do niej dzwoni z taką wieścią. Po umówieniu się na następny raz musiał już
wrócić do dalszej segregacji, dlatego zakończyli rozmowę. Sakura położyła się
na łóżku, była już co prawda ubrana i umalowana na wyjście, ale zaczęły jej
dokuczać zawroty głowy. Gdyby to w przypadku jej choroby nie było normą, to
sama by odwołała randkę. Wiedziała, że za kilka minut jej przejdzie.
Po
chwili ponownie rozdzwoniła się komórka dziewczyny, w tym samym momencie
przeszedł przez nią dreszcz i oblał zimny pot. Sakura zatkała sobie usta dłonią
i pobiegła do ubikacji, a w niej czym prędzej otworzyła deskę klozetową i
zwymiotowała do muszli. Musiała poprosić lekarza o jakieś silniejsze leki.
Naruto
wrócił właśnie z ukochanej knajpy Ichiraku, była dość wczesna pora, ale jutro
czekał go solidny wycisk z rana. Mowa była o bieganiu razem z Lee i Gaarą,
którego również udało mu się przekonać. Do wszystkiego doszło z pozoru bardzo
normalnie. Naruto bolał ząb i cóż, nadal go bolał, ale Lee wykorzystał ten fakt
i założył się z blondynem, iż pokona go teraz w ilości zjedzonego ramen.
Chłopak przyjął wyzwanie, gdyż Lee płacił za posiłek. Darmowy ramen piechotą
nie chodzi, niestety przegrał po trzeciej misce. Wtedy Lee polecił mu z nim
biegać, od samiutkiej piątej rano do południa, przez siedem dni. Naruto udało
się zmusić Gaarę do trzech.
Jednak
Lee odpuścił mu na czas trwania weekendu majowego, gdyż przyjeżdżała Hinata.
Blondwłosy nie mógł się doczekać tego wspaniałego czasu. Współlokator w tym czasie
wyjeżdżał ze swoją dziewczyną do jej rodziców, więc mieszkanie ma wolne.
Ponadto jutro wieczorem miał odebrać z dworca swoją ukochaną i wprost nie mógł
się doczekać chwili, gdy zacznie ją obejmować i całować.
Po
wykonaniu wszystkich czynności w łazience chwycił za telefon. Ostatnimi czasy
nie potrafił się z Hinatą zjednać. Albo on, albo ona zawsze byli zajęci czymś
innym.
-
Cześć, kochanie. – Przywitała się Hinata.
-
Cześć. Błagam, powiedz, że nie jesteś zajęta. – Jęknął Naruto. – Powiedz, że
masz czas i będziemy gadać całą noc…
-
Nie jestem zajęta. Sprawdzam, czy wszystko spakowałam na pobyt u ciebie, ale
możemy rozmawiać. - mruknęła Hinata. – W końcu, że się tak wyrażę.
-
Akasuna się mnie trochę dojebał w sprawie pracy magisterskiej. – Burknął
Naruto. – Wszystko z nią w porządku, nawet Menma ją sprawdził, ale facet
zwyczajnie musi się na kimś powyżywać, bo samemu mu się nie wiedzie…
-
Przykro mi, że to ty padłeś jego ofiarą. – odrzekła współczującym tonem Hinata.
– Ale bądź silny, jutro cię dla pocieszenia bardzo mocno przytulę!
-
Mam nadzieję na coś więcej niż przytulanie. – odparł Naruto, kładąc się
wygodnie na łóżku. – Zaczerwieniłaś się? – Dopytał, uśmiechając się szeroko.
-
Nie!
-
Nie wstydź się, przecież pasuje ci ten kolorek na policzkach. – mruknął. –
Wszystko ci pasuje, jesteś cholernie ładna, Hinata. Cholerny ze mnie
szczęściarz! W ogóle wiesz co?
-
Słucham?
-
Mój kumpel z zajęć, nie chciał mi uwierzyć, że jesteś moją dziewczyną po tym,
jak pokazałem mu nasze zdjęcie. Stwierdził, że to photoshop, a ja jestem za
mało atrakcyjny na taką laskę. Nie mam mu tego za złe, miał rację. – Powiedział
z uśmiechem.
-
Twoja była dziewczyna, Yukie, też jest ładna… - powiedziała szczerze, ale
niezbyt chętnie wygłaszając ten komentarz. – Jesteś wart każdej dziewczyny… Hm,
muszę uważać na słowa, byś ze mnie nie zrezygnował.
-
Heh, bez obaw. Nie chcę innej.
-
Dobrze. – mruknęła Hinata. – W każdym razie, jesteś, jak magnez na piękne
kobiety.
-
Yukie nie jest ładniejsza od ciebie. Bez makijażu wyglądasz od niej sto razy
lepiej.
-
Nie, nie porównuj mnie z nią, proszę… Zmieńmy temat… - Bąknęła Hinata, trochę
nazbyt emocjonalnie. Naruto przejął się tym i umilkł. – Chcesz wiedzieć, czym
ja byłam ostatnimi czasy pochłonięta?
-
Mów.
-
Przeprowadzką. – Naruto uniósł jedną ze swoich brwi.
-
Przeprowadzacie się?
-
Nie. Ja się wyprowadziłam, teraz mieszkam razem z Tenten w jej mieszkaniu. No,
teraz to naszym. – Sprecyzowała Hinata. – Chwilowo jej nie ma, bo jest na
randce.
-
Do niej to się wprowadziłaś, a do mnie nie chciałaś… - Bąknął Naruto. Jego
partnerka umilkła, nie podejrzewając wcześniej, że usłyszy pretensje.
-
Gdybyś mieszkał bliżej, to…
-
Nie, nie. Nie tłumacz się. – Przerwał jej ze śmiechem blondyn. – Droczę się z
tobą, ale nim coś dopowiesz, to wytłumacz mi po kolei, jak do tego doszło…
Hinata
przytaknęła i zaczęła mu wszystko opowiadać. Wcześniej za krótkie prowadzili ze
sobą rozmowy, zbyt krótkie, aby mogła mu się w tym czasie wygadać i aby był
czas na wystarczające zainteresowanie tematem. Naruto przysłuchiwał się każdemu
szczegółowi, jaki opisywała Hinata, a była w tym dosyć dokładna. Opowiadając mu
o tym, rozmawiała już z Tenten, Sakurą, Nejim i młodszą siostrą. Każde z nich
inaczej odbierało ten dramacik, jaki miał wtedy miejsce.
-
Wyprowadzka na swoje była moim zdaniem dobrym posunięciem. – Oświadczył Naruto.
– Ale mimo wszystko nie gniewaj się na ojca. On po prostu nie pojmuje wagi
naszej miłości.
-
On nie chcę jej pojąć, dlaczego więc ja mam zrozumieć jego? Moje dostosowywanie
się do jego poleceń też ma swoje granice. – Burknęła Hinata.
-
Nie chciałem zostać przyczyną twoich sporów z ojcem…
-
Nie jesteś… nie jedyną.
-
Och, to bardzo pocieszające. – Sarknął z lekkim uśmiechem Naruto.
-
Przepraszam…
-
Za to, że mnie kochasz? – Dopytał, przewracając oczami. – Przestań i lepiej
powiedz mi, jak urządziłaś swój nowy pokój. Pamiętaj, by zostawić jakąś wolną
szufladę dla mnie!