Nadszedł
weekend, a to też oznaczało powroty do domu wygłodniałych studentów. Jednak
pewien blondwłosy student wracał do domu wraz z przyjacielem w dosyć marnym
humorze. Cały ten tydzień nie porozmawiał z Hinatą wiecznie go zbywała lub
ignorowała. Za radą Sakury dał jej spokój, aby wszystko sobie przemyślała i
jakoś mu wybaczyła ten błąd. I tak Haruno już go ładnie opierdoliła, bo
oczywiście o wszystkim się dowiedziała od Tenten, Sasuke nie specjalnie tym się
przejął w akcie wyrażania zazdrości tylko, że Naruto aż przesadnie się za to
obwinia. Owszem, źle zrobił, ale nie specjalnie. Wie, że on nic nie czuje już
do Sakury.
Kroczyli
bok w bok do domu Uzumakiego. Spojrzał na swojego przyjaciela, wyglądał
żałośnie. Widać to było nawet w nocy, więc pewnie czeka go przesłuchanie od
matki. Samochodu nie było na podjeździe, toteż nikt go nie wybroni od
feministycznych oskarżeń Kushiny. Biedak.
-
Stary, kocha wybaczy – mruknął, klepiąc go po plecach.
-
Jestem idiotą… - westchnął, siadając na schodkach przed domem. – naprawdę nie
chciałem wypowiedzieć imienia Sakury. Wyrwało mi się.
- Wiem.
- Za
dużo czasu spędzałem z twoją dziewczyną…
-
Wiem.
- To
wszystko twoja wina – rzekł oskarżycielsko, a ten jęknął zdziwiony. – Gdybyś
zajmował się Sakurą jak należy i poświęcał jej czas, ja bym się tak do niej nie
zbliżył.
-
Spierdalaj ode mnie. Nie kazałem ci się nią zajmować, a wręcz namawiałem do
olania jej fochów. Wtedy znalazłaby sobie jakąś przyjaciółkę swojej płci –
prychnął Uchiha.
-
Gdybyś był w mojej sytuacji, co byś zrobił?
-
Porozmawiałbym z nią – odpowiedział, a Naruto zaczął już otwierać buzię. – wiem,
że Sakura poleciła ci co innego. To by działało na nią, nie na Hinatę.
-
Dopiero teraz mi to mówisz?! – zawołał zirytowany.
-
Wolałeś słuchać rad swojej psiapsiółki – rzekł z drwiącym uśmiechem. – Jutro do
niej pojedź.
Naruto
przytaknął bez oporów. Jednak czasami Sasuke zabłyszczy intelektem. Po jeszcze
chwili rozluźniającej rozmowy pożegnał się z nim i otworzył drzwi, wkraczając w
progi domu. Rozebrał się w przedpokoju i już miał iść na górę do siebie lecz
zauważył siedzącą w salonie Kushinę. Założył na siebie radosną maskę i poszedł
się przywitać.
-
Cześć mamo – ucałował ją w policzek, jak gdyby nigdy nic zabrał na ręce Kuramę,
usadawiając go na swoich kolanach. Nie spodobało mu się to, więc przeniósł się
na wolny fotel. – niewdzięczny futrzak.
- Żabko,
jak się czujesz z tym, że stuknął ci kolejny rok? – mruknęła z uśmiechem. –
Musisz poczekać na tatę z prezentem, ale powiem ci, że ci się spodoba.
-
Dobra, poczekam – oznajmił z uśmiechem. Kushina uniosła brew do góry, no bo on
i cierpliwość. Usiadła przodem do syna.
- Co
się stało?
-
Nic, a co? – zapytał troszkę nerwowo. Tak świetnie kłamie, a ona się domyśliła?
-
Naruto…. Myślisz, że nie znam własnego syna? – zapytała z ironią. – Opowiadaj.
-
Ale, do cholery jasnej nic się nie stało – warknął cicho, co tylko przekonało
kobietę w utwierdzeniu swoich podejrzeń. – Idę spać…
-
Żabciu…
- I
skończ już tak do mnie mówić – burknął wychodząc, twardym krokiem z
pomieszczenia.
Kushina
odprowadziła wzrokiem syna na górę. Wiedziała, że coś się stało. Usłyszała
strzępki rozmowy chłopaków przed domem, ale chyba zbyt naciskała na chłopaka.
Jutro musi jakoś inaczej do niego podejść, dobrze, że Minato pojechał w
delegację, nie będzie jej przeszkadzał.
Następnego
dnia, popołudniem Sasori wybrał się wraz z synem na spacer. Korzystał z tego,
iż ma wolne w pracy, a już od poniedziałku wraca Miyuki, ależ mu ulży ta jej
obecność. Przechodził niedaleko placu zabaw, gdzie postanowił się zatrzymać i
dać chłopakowi się wyszaleć. Sam usiadł sobie na ławce i obserwował, jak jego
pociecha bawi się z jakimiś dziećmi. Cóż za nostalgiczna chwila, pamiętał jak w
takich miejscach zwykle spotykał się z resztą bandy… rany, jego początki bycia
ojcem. Był taki nieporadny we wszystkim…
Gdyby
nie zapomniał pieluchy i nie wcisnął Hidanowi Naokiego na moment, to by go nie
wykorzystał do podrywu, a dalej nie cierpiał, bo to mała śmierdząca kupa. Tak,
wszystko przez niego…
Westchnął
ciężko, patrząc w ziemię. Nagle ktoś z tyłu niezwykle mocno przyjebał mu dłonią
w plecy. Gdyby w porę się nie asekurował ręką, miałby bliskie spotkanie z
chodnikiem.
-
Cześć Akasuna. Wyglądasz gorzej, niż zawsze – sarknęła, no kto… Tsu oczywiście.
Obok niej stanął również Deidara, który tylko kiwnął na niego głową. – ale
spoko, nie chcę wiedzieć co się stało.
-
Miła, jak zawsze – odparł kpiąco, wstał z siedzenia, zrównując się z nimi
wzrokiem. – w ogóle Dei, wielkie dzięki za olanie mojej prośby i mojego syna –
sarknął, a ten spojrzał na niego pytająco, po chwili orientując się o co
chodzi.
-
Ach! Sorry, coś mi wyskoczyło – rzekł tajemniczo.
-
Tak, wiem. Ten jełop mi powiedział – oznajmił spoglądając na nich obojętnie. –
jak się udała randka? Nie miałeś poczucia winy zostawiając dziecko z tym
palantem?
-
Spieprzaj. Nic się przecież nie stało, po cholerę te fochy?
- O
co chodzi? – wtrąciła Tsu.
-
Owszem, wiesz jaki jest Hidan. Przecież nie specjalnie poprosiłem ciebie byś go
odebrał, a ty wolałeś sobie z Tsuki spierdolić – powiedział z wyrzutem. Fajnie,
że ma laskę, znowu, ale no… obiecał mu coś.
-
Och, chyba nie zaprzeczysz, że towarzystwo Hidana to jednak mniejsze zło, niż
Tsuki – prychnął, a potem ujrzał to pretensjonalne spojrzenie dziewczyny. –
b-bez urazy.
-
Deidara do chuja, obiecałeś mi coś, taki z ciebie kumpel? – zapytał retorycznie
Sasori
- No
dziwisz mu się, że woli moje towarzystwo od twojego bachora? Przez twoje
ułożenie stanie się taki rudy jak ty, tylko w środku. Co z ciebie za ojciec? –
Tsuki westchnęła teatralnie. Och, tak uwielbiała mu dokuczać.
-
Jestem dobrym ojcem, przestań się wtrącać z tymi swoimi głupimi teoriami –
odparł rudowłosy.
- Gdyby
nie Hidan... Boże, ciesz się, ze masz takich znajomych, może jeszcze coś z
niego wyrośnie…
- No
patrz kurwa, skaczę z radości - prychnął Sasori.
- No
i kurwa powinieneś. Albo nie, nie skacz. Jesteś rudy i jeszcze się wyjebiesz.
Zrobisz mu siarę przed kolegami... - rozejrzała się wokół placu zabaw, gdzie
chłopiec bawił się z innymi dziećmi. - Biedne dziecko - szepnęła do Deidary.
- A
ty co? Prorok, kurwa? W ogóle odpierdol się, to mój syn i sam go wychowuję na
ludzki sposób - odparł, gromiąc dziewczynę wzrokiem.
-
No... ale ona ma trochę racji... wyrośnie na ciotę - wtrącił Deidara.
-
Serio? Wyrośnie na takiego ciebie? Jakoś to jeszcze zniosę.
-
Jemu przynajmniej nie podrzucili bachora. - zaśmiała się złośliwie dziewczyna.
- Poza tym, gdyby wyrósł na drugiego Deia, a nie Sasoriego... No, świat by nie
ucierpiał...
-
Zamknij mordę! - warknął Sasori. - Doprawdy, naprawdę mi przykro, że cię
zasmucam, ale Naoki to MÓJ syn i ma MOJE geny. Nie wpierdalaj się w wychowywanie,
jak chcesz to poproś Dei,a by w końcu aktywował swoją pałę i zrobił ci
dzieciaka!
-
Ej, ej! Nie zmieniaj tematu! - burknął Dei.
- To
może wrócimy do początkowego, byś w końcu dostał zasłużony opierdol...? -
zapytał, patrząc na niego z mordem.
- Nie,
kontynuuj – machnął ręką blondyn.
-
Pyskaty się robisz na starość - westchnęła ciężko Tsuki. - Mnie po prostu żal
szczeniaka. Nie musisz mi od razu aż tak źle życzyć... Bez obrazy dla ciebie i
twojej pały - zwróciła się po chwili do blondyna, na co odpowiedział jej
drętwym uśmieszkiem.
-
Przypominam, że jesteśmy w tym samym wieku - spojrzał na nią pogardliwie. - nie
musi ci być go żal, żadna krzywda się mu przy MNIE nie dzieję, to wy macie po
prostu jakieś chore mózgi. Ty i Hidan. I jak widać Dei też do normalnych nie
należy.
-
Stul się! Nie mój bachor, żadnej deklaracji na bycie jego opiekunem nie
podpisywałem, a ty mi go wciskasz - burknął Deidara, kopiąc w kamyczek.
- To
była jednorazowa sytuacja, powierzyłem ci syna jako przyjacielowi, a ty go
oddajesz temu palantowi, bo ci się dupczyć zachciało.
- Co
ty za insynuację mi pociskasz? Najwyraźniej tobie baby trzeba, bo się zmierzły
robisz przez brak seksu! – odwarknął, piorunując go spojrzeniem.
-
Tatusiu! - zawołał z rykiem Naoki, któremu z kolana leciała krew - Przewróciłem
się! Boli! - wołał z łzami w oczach, Sasori natychmiast wziął go na ręce i
przytulił. Dei zaczął klaskać z kpiącym uśmieszkiem.
- No
brawo Akasuna! Ojciec roku z ciebie.
-
Spierdalaj.
Rzucił
w jego stronę i usadowił syna na ławce, chcąc obejrzeć ranę. Mimo oporów
chłopca, bo każdy dotyk, nawet odsunięcie materiału bolało, w końcu spojrzał. Nic
poważnego, ale rozciął sobie porządnie kolano, Sasori zaczął szukać po
kieszeniach chusteczek, aż w końcu Dei podał mu swoje opakowanie. Po chwili
Akasuna poszedł z chłopcem do mieszkania przemyć ranę, by nie wdało się
zakażenie.
W
niedzielny wieczór student o blond włosach, nerwowym ruchem zaczął pukać do
domu swojego najlepszego przyjaciela. dopiero po kilku minutach otworzyła mu
Mikoto. Była w szlafroku, rozczochrane włosy… każdy głupi by się domyślił, że
przerwał w bardzo, ekhm gorącym momencie. Każdy, ale nie Naruto, on był zbyt
zajęty swoimi emocjonalnymi problemami.
-
Dobry. Jest Sasuke? – zapytał.
-
Nie, powinien niedługo wrócić od Sakury. O, już wjeżdża na podjazd – wskazała
kobieta, a chłopak już do niego podbiegł. Nawet nie dziękując czy przepraszając.
-
Sasuke, prośbę mam…
Zdziwiony
chłopak zamienił się w słuch, dopiero wrócił od Sakury i jej miliarda
problemów, z trzech ostatnich dni, a już kolejna buźka wygłosi swój potok słów.
W każdym razie okazało się, że Naruto nie pojechał dzisiaj do Hinaty, gdyż nie
miał samochodu, Minato wróci późno z delegacji, to jednak postanowił usłuchać w
połowie Sakury i pogadać z Hyuugą w szkole. Jednakże jego matka musiała z nim
pogadać, no musiała. Przez jej dynamiczne wypowiedzi natychmiast zechciał do
niej pojechać.
- No
i tutaj dochodzimy do setna, podwieziesz mnie?
-
Nie! Sam sobie dochodź. Jestem zmęczony, chcę do domu, walnąć się do łóżka i spać
– odparł Sasuke. Nareszcie nie ma tego wrzeszczącego potwora, jego żony i
córki. To są rajskie dni!
- No
Sasuke błagam! Patrz, na kolanach aż! – ukląkł przed nim, łapiąc go za spodnie.
– Zmiłuj się! To upokarzające, jak cholera… - westchnął ciężko.
- Mi
się nawet podoba – mruknął wrednie. Heh, dureń niech go jeszcze trochę pobłaga.
- No
proszę, proszę. Piękny obrazek… ciut gejowski, ale ja was nie osądzam – zawołał
przechodzący tędy Konohamaru. Heh, a nie chciał iść na zakupy, proszę co by
stracił.
Uchiha
natychmiast złapał Naruto za ramiona i pomógł wstać. Rany jakie żenujące. Kazał
Sarutobiemu wypierdalać i zgodził się podwieźć blondyna. Ucieszony natychmiast
wsiadł do samochodu, wskazując koledze drogę, jaką muszą przebyć. Co tam, że
zna drogę…
Tymczasem
w miejscowości gdzie oprócz Hyuugów mieszkało również pewne kochające się
rodzeństwo. Kakuzu mieszkający z tymi osobnikami miał już wszystkiego potąd.
Siedział sobie w salonie i analizował sobie w spokoju najnowszy przypadek
chirurgiczny, krew źle przebiegała aortą do serca i albo to doprowadzało do
niedokrwienia lub przekrwienia… chyba zadzwoni do Akasuny się poradzić, ale
najpierw…
-
Zamknijcie mordy do chuja! Jesteście dorosłym rodzeństwem czy jakimś
rozwydrzonym kazirodzkim małżeństwem?! – warknął na kłócących się
współlokatorów. Tak nieznośnie nie było nawet gdy Naoki u nich był, a nawet
przeciwnie było bardzo fajnie. Hidana praktycznie nie było z nim całymi dniami.
- To
ta cipa zaczęła – wskazał na Yagurę.
- Ja
też się umówiłem. Na korepetycję do Hanabi i nie zabronisz mi – prychnął,
wkładając na siebie kurtkę.
-
Nawet nie wiesz jaką mam ochotę cię zabić i zakopać gnoju!
-
Wyobraź sobie, że wiem. Myślisz, że ja o tym nie marze? – zapytał retorycznie.
-
Taki z ciebie mądrala? To nie uważasz, że to dziwne, że grasz w jakieś jebnięte
gry na laptopie, pytasz mnie gdzie idę, a jak odpowiadam, że do Hinaty to od
razu też tam lecisz? – sarknął.
-
Pomyślałem, że pójdziemy razem. Pokażesz tym, że dbasz o brata by dotarł
bezpiecznie do sąsiadów.
-
Takie coś działa w przypadku sióstr albo ciotowatych braci. Tobie brak idealnie
ułożonej grzywki i rurkowych spodni – odparł lustrując go wzrokiem.
-
Nie masz takich w garderobie? Poświęciłbym się i ubrał.
Hidan
nie wytrzymał dalszych kpiących komentarzy i odepchnął mocno brata, że aż
komoda poleciała na podłogę. Ten nic sobie z tego nie robił, zawsze się bili.
Oddzieleniem szarpaniny zajął się Kakuzu, nakazał im ubrać się w przedpokoju i
spierdalać z domu, tak też zrobili. Yagura spojrzał na brata nienawistnym wzrokiem,
co on kombinuję do cholery?
- Na
co się gapisz? – warknął Hidan.
-
Wyglądasz, jak kretyn w tej czapce – rzucił kpiąco.
-
Czyli tak jak ty na co dzień, o co się czepiasz? – odgryzł i to skutecznie.
Przed
bramą zadzwonili dzwonkiem. No nie co dzień Hinata zaprasza Hidana do siebie,
podobno posprzeczała się z chłopakiem i potrzebuje kogoś, kto ją pocieszy. Och,
naiwna, właśnie podpisała na siebie wyrok, wszakże zranione dziewczyny są
najłatwiejsze. Jeszcze zapukali do drzwi, cierpliwie czekając na jakiś
wewnętrzny odzew.
-
Cześć Hinata. Dzwoniłaś to jestem – zaczął Hidan, widząc Hinatę.
- Dziękuję
– odpowiedziała, zapraszając ich do środka. – a ty Yagura co tu robisz?
-
Przyszedłem do Hanabi udzielić korepetycji – oznajmił, zdejmując obuwie.
-
Ah…
- Do
mnie? Ja nie prosiłam o korepetycje – naburmuszyła się młodsza z sióstr. Mają
ją za głupią? Chociaż… jeśli to matma… - a z czego niby?
-
Historia.
-
Nie! Przepraszam bardzo, ale z tego to co najwyżej ja mogę dawać korepetycje! –
burknęła. Hidan spojrzał na brata z mordem, szuja jebana skłamała. Znaczy
wiedział, że skłamał, ale teraz to się okazało prawdą… nieważne.
- No
dobra, może być – wywrócił oczami. – to gdzie? W salonie? Kuchni? U ciebie?
Dziewczyna
zmrużyła oczy, najwidoczniej coś kręci. Zaraz się dowie, wskazała chłopakowi
drogę do swojego pokoju. taty i Nejiego nie ma, to się nie będą czepiać. Hinata
z Hidanem poszli natomiast do salonu. Szaro włosy w swoich myślach mordował
swojego braciszka. Co za szczyl, wszystko spierdolił samą swoją obecnością.
Jednak starał się skupić na słowach wypowiadanych przez Hinatę i oczywiście
wielce krytykować zachowanie Naruto. Co jakieś dwadzieścia minut przez pokój
przechodziła Hanabi wzdychając ciężko. Woleli nie wnikać. W przedpokoju
natknęła się na powracającego z pracy ojca. Spojrzał na nią podejrzliwie.
- Ty
i mleko?
- To
dla kolegi, daję mu korepetycję z historii – taa, póki co to ciągle wysyła ją
na dół po mleko czy coś. Ech wrzód na dupie, jak brat. Co jest z tym światem. –
pójdę już.
-
Zejdźcie do salonu, albo kuchni – nakazał oschle.
-
Tam jest już zajęte, nie będziemy przeszkadzać.
-
Już i tak przeszkadzałaś. Witaj tato – przywitała się Hinata, tuląc do ojca. –
razem z Hidanem pójdziemy do mnie, do pokoju – oznajmiła i po przywitaniu się
mężczyzn skierowała na górę.
- Dobrze
– odparł Hiashi, a Hanabi spojrzała na niego przymrużając oczy.
-
Ej! – zawołała. – Co to miało być? Ona sobie może iść do pokoju z…
-
Hanabi, nie pyskuj – odparł, a ona tupnęła nogą mrucząc pod nosem przekleństwa,
gdy wychodziła po schodach. – ja wszystko słyszę, młoda damo.
Po
kilkunastu minutach pod dom przyjechali dwaj studenci, a jednocześnie
przyjaciele, zaparkowali przed bramą do posiadłości Hyuuga. Naruto zaczął się
wahać czy wejść do swojej dziewczyny na sposób, który poradziła mu Kushina czy
po normalnemu. Postanowił podzielić się tym z Sasuke. Chwilę potem odczekał, aż
przestanie się śmiać.
- Ja
bym tak w życiu nie zrobił, ale ty się nie krępuj – oświadczył z drwiącym
uśmiechem. – jesteś idiotą, nie będą cię
oceniać.
-
Jeszcze jakieś dopingujące słowa? – wtrącił Uzumaki.
-
Będzie się z czego pośmiać.
-
Wiesz co? Pierdol się.
-
Już byłem u Sakury. Była SAMA w domu – powiedział, naciskając na pewne słowo. –
w każdym razie, twoja matka ma rację. Hinata pewnie cię nie wpuści, bo nie
zechce z tobą rozmawiać. Powinieneś się przemknąć.
-
Pomożesz mi.
Sasuke
z westchnięciem udał się raz z przyjacielem pod bramę do domu Hyuuga. Ukucnął
przed nią dając swoimi plecami schodek do przekroczenia wysokiej przeszkody.
Niestety to zbyt wiele nie pomogło, gdyż Naruto źle zszedł z drugiej strony…
mówiąc prościej, wyjebał się. Uchiha śmiał się z niego po drugiej stronie, więc
nakazał mu skoczyć lepiej. Zrobił to. Wziął rozbieg i skoczył na kraty
wspinając się do góry, a zszedł zeskakując na ziemię na zgiętych kolanach.
Wychowanie fizyczne się przydaję.
-
Dobra Romeo, który pokój należy do twojej Juli? – zapytał brunet, Uzumaki
rozejrzał się i zaczął liczyć w pamięci okna.
- To
ten co się właśnie zaświecił – wskazał na okno, na drugim piętrze, przy którym
na szczęście był płot w kratkę ozdobiony różnymi gałęziami róż.
Podeszli
pod budynek, płot był niezbyt dobrze
podczepiony, więc nakazał Sasuke go trzymać, a sam zaczął się wspinać i jęczeć
przy tym jak baba, gdyż kolce gałęzi, o które chcąc nie chcąc zahaczał skórą.
- To
nie jest zazdrość, bardzo lubię Sakurę i nic się pomiędzy nami nie zmieniło,
ale... jednak boli mnie, że Naruto wypowiedział akurat jej imię – wypowiedziała
Hinata, siedząc na łóżku obok Hidana. wydawał się być bardzo przejęty historią.
Świetnie udawał, tak naprawdę był tym wszystkim znudzony.
-
Rozumiem, a on z tą Sakurą…?
-
Nie, ale starał się o jej względy właściwie od zawsze – odpowiedziała smutno,
ściskając kurczowo swoje dłonie na kolanach. Hidan uśmiechnął się lekko, jest
okazja. Nieraz pocieszał jakieś głupie mężatki zaciągając je tym do łóżka. To
takie proste, chwycił ją czule za ręce, a drugą dłonią odgarnął jej włosy za
ucho.
-
Hinata, przykro mi to mówić, ale on nie jest ciebie wart. Widać gołym okiem, że
nadal żywi jakieś uczucia do tej dziewczyny. Nieświadome słowa są ponoć
najszczersze.
- To
co powinnam zrobić? – zaczęła szlochać gdy pytała, jego słowa były takie szczere.
-
Masz dwa wyjścia, zrobić sobie przerwę z tym związkiem – tak, tak Hidan, bądź
delikatny. – albo znajdź sobie kogoś lepszego.
-
Lepszego – prychnęła płaczliwie. – drugi tak dobry, jak Naruto mnie nie zechcę.
-
Mylisz się – złapał delikatnie jej podbródek i uniósł do siebie. Skrzyżowała z
nim swoje zaszklone oczy, a po chwili zaczął nachylać do niej twarz. Nie oponowała,
była tak osłabiona psychicznie, że za wszelką cenę pragnęła pocieszenia,
bliskości drugiej osoby. Milimetry dzieliły ich usta od siebie.
- CO
TY TU ROBISZ, DZIECIAKU?! WYNOŚ SIĘ Z MOJEGO DOMU! – z sypialni Hiashiego
dobiegł ów wrzask, a następnie głośny trzask drzwi. Hinata oderwała się od
siwowłosego i podbiegła do drzwi sprawdzić co się dzieję.
-
A-Ale ja nic nie chciałem zrobić! Chciałem tylko porozmawiać z Hinatą! Proszę
mi pozwolić!
-
Mowy nie ma! Wtargnąłeś nieproszony na moją posesję i wszedłeś do mojego domu przez
okno, jak jakiś włamywacz! – jak się idzie domyśleć, pomylił okna… - Czekaj no,
już ja sobie porozmawiam z twoim ojcem.
-
Naruto? – zaczęła niepewnie granatowo włosa, zagradzając dalszą drogę. – Co ty
tu…?
-
Hinata, porozmawiajmy, proszę. Chciałbym przeprosić i jakoś wszystko
wytłumaczyć, proszę.
Hiashi
patrzył na niego trochę zdezorientowany, wiedział, że jego córka jest smutna,
pokłóciła się z Naruto. Powodu nie chciała powiedzieć. Spojrzał na nią,
poprosiła by go zostawił. Kiedy w drzwiach pojawił się Hidan, blondyna ogarnęła
wściekłość, zaczął krzyczeć swoje pretensje do Hinaty i nie szło go uspokoić.
Nawet licealiści podeszli przysłuchać się awanturze.
-
Dosyć! – wykrzyknęła Hinata, a wszyscy zamilkli. – Hidan przepraszam cię, ale
mógłbyś już wyjść? Chcę porozmawiać z Naruto – fioletowooki przytaknął tylko i
jak poprosiła wyszedł.
Kurwa
mać, tak niewiele brakowało, po pocałunku byłaby jego! Kurwa mać… na dole
zauważył brata z tą no, siostrą Hinaty. Yagura uśmiechnął się drwiąco, ale nic
nie powiedział. Nie zrobi tego przy Hanabi, nie wsypują siebie nawzajem, taka
braterska umowa ich łączy, aby tyle.
- Ja
też już lecę – powiedział do Hanabi.
-
Ale… nic nie powtórzyliśmy nawet – fuknęła, patrząc jak kolega szybko się
ubiera, by wyjść z bratem.
-
Wiem – złapał ją za ramię. – jesteś wspaniałą nauczycielką. Narka.
Patrzyła
z szokiem na zamykające się drzwi wejściowe. Co to było do chuja? Och, pogada
sobie z nim w szkole, każe Konohamaru mu wpieprzyć, cokolwiek! Natomiast w
pokoju Hinaty nadal trwała zawzięta kłótnia na temat pobytu Hidana w do… nie,
nie w pokoju Hyuugi!
- Co
ty sobie wyobrażasz, że z nim sobie tu siedzisz?! Wiesz, że masz chłopaka?!
Mnie!
-
Nie krzycz na mnie!
-
Będę, bo nie chcę by się już koło ciebie plątał! Nie rozumiesz tego?!
-
Naruto! To mój dom i masz na mnie nie krzyczeć. Jak się nie chcesz dostosować
to wyjdź – wskazała mu ręką drzwi, jednocześnie patrząc zacięcie w niebieskie
oczy chłopaka. – co się dzieje z naszym związkiem…?
-
Nie wiem… Hina…
-
Zróbmy sobie przerwę – powiedziała, a z ust chłopaka wydobyło się niezrozumiałe
jęknięcie. – przemyśl sobie, co tak naprawdę czujesz do Sakury i…
-
Nic do niej nie czuję, kocham tylko ciebie – zapewnił, chwytając ją za rękę.
- Po
prostu sobie to przemyśl, jak do siebie wrócimy chcę byś był pewny swoich uczuć
do mnie.
Jej
pewność siebie w wypowiedzianych słowach sprawiły, że Naruto nie miał siły na
jakikolwiek opór. Sugerując to, pokazała jak strasznie cierpi. W końcu brak
pewności w stabilności uczuć bohatera robi swoje. Na jego prośbę odprowadziła
go przed bramę. Sądził, że zmieni zdanie, lecz nie zrobiła tego, poczekał razem
z Sasuke, aż białooka wejdzie do domu i dopiero wtedy ruszył do domu.
Popołudniem
z uporczywej pracy powrócił Sasori. Miał już dość znoszenia swojego asystenta,
nawet Naoki nie jest taki upierdliwy, a przeżył pranie mózgu z Hidanem! Był już
listopad, a za oknem zaczynało sypać śniegiem, zdjął z siebie ciepłe odzienie i
wkroczył w głąb pokoju. Usłyszał odgłosy dochodzące z kuchni i tam też podążył.
Zobaczył Miyuki, która uczyła chłopca pisać, a w zamian Naoki dostawał w
nagrodę ciastka.
-
Wróciłem – wtrącił, dając buziaka w czoło swojemu dziecku.
-
Cześć tato! Patrz, podpisałem się – odparł z dumą.
-
Świetnie synu – poczochrał go po głowie, przenosząc wzrok z kartki na
opiekunkę.
-
Tak, przepraszam. Nie mogę się przyzwyczaić, że wraca pan wcześniej – mruknęła,
wstając od stolika.
-
Bez obaw, od przyszłego tygodnie będzie już jak było – stwierdził, wymijając ją
i nalewając sobie soku.
- To
ja już pójdę… na razie Naoki.
-
Czekaj, dam ci coś… - chłopczyk zeskoczył z krzesła i pobiegł do pokoju. Sasori
spojrzał pytająco na Miyuki, lecz ta wzruszyła wymownie ramionami. Po chwili
wrócił do niej i przekazał kopertę. – to z przedszkola – dodał z uśmiechem.
Rudowłosy zbliżył się ku niej chcąc zobaczyć zawartość koperty, którą poczęła
delikatnie otwierać. To ją bardzo zaskoczyło, było tam zaproszenie dla mamy i
taty na jakieś dni otwarte w jego szkole.
-
Powinieneś to dać tacie, skarbie – mruknęła, podając kartkę Sasoriemu.
-
Nie. Chcę żebyś ty przyszła Miyuki – odpowiedział stanowczo.
-
Naoki, dlaczego mi tego wcześniej nie pokazałeś? – zapytał z pretensją jego
ojciec.
- A
po co?
-
Jak to po co?! – warknął zirytowany. – To zaproszenie dla rodziców.
- I
tak byś nie przyszedł – stwierdził smutno.
-
Skaranie boskie z tobą… skąd niby taki wniosek?
-
Zawsze mówisz, że musisz pracować, nigdy cię nie ma w domu albo nie masz czasu…
a Miyuki ma, dlatego dostała zaproszenie – oznajmił wzruszając ramionami. No trochę
te słowa ukuły Sasoriego, szatynka zobaczyła zawód w tych brązowych oczach,
uniosła rękę do jego ramienia, ale w końcu się powstrzymała.
-
Ale Miyuki nie jest twoją mamą.
- To
niech nią zostanie – fuknął obojętnie, a dziewczyna się zarumieniła. Właściwie
poszłaby, ta pora nie koliguję z jej planami, jednak nie będzie się chwilowo
wtrącać.
-
Rozmawialiśmy już na ten temat – dziewczyna za nim drgnęła, że co? – nie utrudniaj.
- Miyuki,
zostaniesz moją mamą? – zwrócił się do niej, całkowicie ignorując poprzednika.
-
Naoki! Przestań pogrywać, jak ci zależy to wezmę wolne i pójdę.
- I
tak nie przyjdziesz, jak ostatnio… żaden tata nie przychodzi tylko mama.
-
Miyuki to nie twoja mama, nie wykorzystuj jej – warknął Sasori, odstawiając
szklankę na stół. Był wystarczająco skrępowany obecnością dziewczyny przy takim
temacie.
-
Ale ja chcę mieć mamę! – zawołał tupiąc mocno nogą. – Dlaczego nie mam mamy?!
- Ja
zwariuję… - rudowłosy zaczął sobie masować skronie. Co mu odbiło z tą mamą? Nigdy
tak bardzo mu nie przeszkadzało, że go nie ma. Już nie raz z nim na ten temat
rozmawiał.
-
Właściwie… - wtrąciła nieśmiało Miyuki. – nie ma problemu, mogę pójść na te dni
otwarte. Nie mam wtedy żadnych planów.
-
Super! – zawołał radośnie Naoki.
-
Nie. Wybacz, ale to nie jest dobry pomysł – odparł, no przecież nie będzie
przyzwyczajał syna do myśli, że Miyuki będzie jego matką. Wykluczone! Ona ma
swoje życie, niepotrzebnie się wpierdala, tylko sobie utrudnia. – Naoki, są w
życiu sytuację, przez które nie można mieć wszystkiego. Tak bywa, nie naciskaj.
-
Ale, zgodziła się!
- A
co ci miała odpowiedzieć, co? Zgodziła się, bo nie chce robić ci przykrości.
Zachowujesz się, jak rozpieszczony gówniarz, Naoki – wyrzucił z siebie, nim
zdążył ugryźć się w język. Teraz to sam nie zachował się zbyt dorośle.
Pięciolatkowi
zaczęły szklić oczy, a po chwili bez słowa pobiegł do swojego pokoju wyjąc z
płaczu. Sasori natychmiast za nim poszedł, ale wtedy ktoś zadzwonił do drzwi.
Miyuki zasugerowała, że otworzy, a niech on zajmie się synem. Naprawdę puściły
mu nerwy, oby jakoś się pogodzili. Tymczasem szatynka przekręciła górny zamek w
drzwiach i nacisnęła klamkę.
-
Cześć… Miyuki, tak? – przytaknęła głową do bruneta. – Jest Sasori?
-
Tak, ale chwilowo rozmawia z synem – mruknęła, ubierając swoje buty.
-
Widzisz Itachi? Nie pójdzie z nami, teraz nie będzie miał kto zająć się
gówniarzem – prychnął stojący na korytarzu Deidara. – mówiłem żebyś się nie
wpierdalał.
-
Zamknij dziób, było się nie zachowywać, jakbyś miał okres – odbił słówka,
ponownie patrząc na dziewczynę. – Miyuki, nie zgodziłabyś się na pomoc w samarytańskim
uczynku? – dziewczyna mruknęła pytająco. – Ta tutaj – wskazał na Deia, który aż
się naburmuszył. – pokłócił się niedawno z twoim pracodawcą, chcę ich wyciągnąć
gdzieś do baru, by sobie wszystko wyjaśnili. Mogłabyś zostać dzisiaj z Naokim?
-
No, ale…
-
Itachi, Itachi… dziwisz się, że nawet własna żona cię od debili wyzywa.
Przecież po jej ciuchach widać, że ma randkę – wtrącił Dei, stwierdzając fakt.
Zarumieniła się lekko, kurwa, aż tak widać…
-
Ach, wybacz przez opowieści Hidana, sądziłem, że po prostu ubierasz się ładnie
dla Sasoriego…
-
Nie! Znaczy… nie prawda, no… - odparła z jeszcze większym burakiem.
- Uważaj
Uchiha, bo kolejna ci jebnie w mordę – zaśmiał się Dei pod nosem.
-
Aby mam z kim w nocy spać.
-
Myślałem, że twój brat nocuję w akademiku.
-
Cieszę się, że myślisz, w dodatku poprawnie. Dobra, morda – warknął do niego i
zwrócił się do Miyuki. – pomożesz mi, im, nam?
-
Dob…
- Co
wy tu robicie? – zapytał obojętnie Sasori, stając w progu drzwi.
Chłopaki
przywitali się z gospodarzem, a Uchiha wytłumaczył mu cały plan dzisiejszego
wieczoru. Nie chciał. Jednak nie miał wyboru, Itachi wcisnął mu w ręce ciuchy,
wykablował, że Miyuki zgodziła się posiedzieć jeszcze z Naokim, na co spojrzał
na nią z pretensją. Dziewczyna jednak wtrąciła, że o dwudziestej musi wracać.
Akasuna wziął ją na stronę i poprosił, by porozmawiała jeszcze z pięciolatkiem.
Następnie już wyszedł z nimi, męczeńskim krokiem.
OD AUTORKI
otóż tak, wpierw wytłumaczenie - złapał mnie kolejny wirus (nawet nie wiecie, jak nad tym kurwuję, bo delikatniej się nie da) kaszel tak mocny, że straciłam chwilowo głos (dla moich rodziców to jedna zaleta...) ciężko mi idzie oddychanie i w ogóle koszmar...
Dlatego, na dniach skomentuję wasze blogi, wiedzcie, że przeczytałam :D
Druga sprawa... z bólem serca mówię, że znudziło mi się pisanie NaruHina :( natomiast mam większą chęć na pisanie historii Saso (SasoMiyu) takie wyrwane z tej historii ale to by było takie typowo o nich, jak i reszcie akatsuki - czyli gatunek - komedia, romans, komedia, komedia xD
Jakby kto zauważył to ich wątki piszę lepiej xD niemniej jednak jeżeli wolicie abym pisała NaruHinę wypowiedzcie się :)
(tak w ogóle niektóre dziewczyny z OS będą MUSIAŁY się czasem pojawiać na tym blogu o ile powstanie xD)
Ostatnia rzecz, NIE mam w dupie czytelników... NIE wolno wam tak myśleć!
Pozdrawiam, nie piszę daty, ani spojlerów, bo nowy rozdział nie jest napisany xD